Od Second Autor: Uwaga ten rozdział jest od lat 18+. ZOSTAŃ lub WYJDŹ ( i tak wiemy że zostaniesz i to że nie masz 18 też wiemy. nie bierzemy odpowiedzialności za urazy psychiczne spowodowane przeczytaniem tego rozdziału. GAMBATEEE Minaa :3
June:
Wyszłam z akademika, mając dziwne sny erotyczne o Kastielu. Ostatnie sytuację wykończyły ją emocjonalnie, nie nie panowała nad nimi, dlatego biegiem rzuciła się do mieszkania Kastiela. Czuła, że zaraz wybuchnie. Gdy była już pod jego drzwiami chciała zapukać, ale drzwi się niespodziewanie otworzyły, i wzrosła jej liczba estrogenu.
-Możemy pogadać-wypalili jednocześnie, ledwo mogłam już wytrzymać
-Nie wytrzymam doprowadzasz mnie do skrajności raz chce cie przytulić a raz ci wygarnąć .. a teraz .. teraz.. po prostu...
zdania nie dokończył bo Jun uciszyła go zatykając mu usta swoimi. Kstiel przez moment był zaskoczony ale chwile później zaczął oddawać pocałunki. Objął dziewczynę w pasie a ta zawiesiła mu ręce na szyi przyciągając do siebie mocno.
- Po prostu się zamknij - wyszeptała do ucha chłopaka
I już więcej nic nie powiedział. wciągną ją do środka mieszkania a druga ręką zatrzasną drzwi. wciągnął ją w głąb mieszkania powoli ściągając z niej kurtkę. Rzucili ją na podłogę. Kontynuowali namiętny taniec prowadząc powoli do sypialni. Gdy byli już przy sypialni ona była bez koszulki i on też za sobą zostawili ślad z ubrań.
- Kocham cie- powiedział Kas- chce żebyś to wiedziała zanim zaczniemy
-Ja Ciebie też szepnęłam i chcę to robić tylko z Tobą.-szepnęłam-Ale od razu ostrzegam, że jestem dziewicą.
- Oj będzie się działo :3 Nie bój się mam doświadczenie, Będę delikatny, nigdy bym cię nie skrzywdził.
-A jeśli Cię nie zadowolę?-zapytałam z obawą
- Nie ma takiej możliwości- mówiąc to pocałował ją delikatnie.
Ściągnął z niej stanik i zaczął zjeżdżać pocałunkami na jej kark dekolt i zaczął ssać jej sutki. Było jej Bosko. Stopień ich podniecenia niewyobrażalnie wzrósł, o ile jeszcze mógł wzrosnąć. Dwoma szybkimi ruchami ściągnął jej spodnie i majtki. June zaczerwieniła się ze wstydu. Niepewnie zdjęła mu również spodnie. Kastiel zaczął nagle zjeżdżać językiem niżej, w strategiczny punkt. Pragnął ją zadowolić, aby to był jej niezapomniany pierwszy raz, Wiła się z rozkoszy i cicho jęczała. Wreszcie mogła uwolnić swoje emocje. Nie zauważyli nawet gdy meble zaczęły się lekko trząść. Kastiel wylizywał w jej kobiecości alfabet, a ta pragnęła więcej. Wreszcie Kastiel założył prezerwatywę i już miał włożyć swoje 25cm, gdy nagle zadzwonił telefon
-Nie odbieraj-wyjęczała
nie przerywał napierania ale telefon dzwonił coraz głośniej i coraz natrętniej. Zirytował się
-chwilę- dostał się szybko do źródła irytującego dźwięku i odebrał.
-Czego- wywarczał do aparatu ( jak zawsze miły XD)
- Cześć Kochaniutki , stoję własnie pod twoimi drzwiami mam masełko, świeże warzywa i wędliny, ( LIdl wojna o karpie trwa XD) otwórz zjemy razem śniadanko a potem zrobimy razem coś bardziej interesującego
-Jestem zajęty - warknął
_-Co? to nie było mile. No nic sama wejdę. gdzie jesteś. s sypialni?- zaszczebiotał w słuchawce
-Czekaj !! -krzyknął ale było już za późno
Ratri zmaterializowała się na środku sypialni
P.s Nie ma tak łatwo XD Rozdział świąteczny :P Wesołych Świąt i super prezentów życzą Bogusia, EmiChan i Alex.
środa, 24 grudnia 2014
wtorek, 23 grudnia 2014
Rozdział XXIX "Jest moc będzie mocy Niech nam June daje silę XD ( główny autor: Zabijcie mnie =_= )
Ostrzeżenie: Nie odpowiadamy za: choroby psychiczne, szaleństwo, napad śmiechu, bóle brzucha, czystą podłogę, ale brudne włosy, próby samobójcze.
June:
Siedziała na brzegu stawu na pobliskim kamieniu była zamyślona. Patrzyła się w tafle jeziora za nią stał zmartwiony Kastiel, patrzył się w jej plecy nic innego nie było widać. Długi czas milczeli. W tle jedynie wisiały cykady i szum wiatru. Nie wiedzieli co jeszcze mogą od siebie dodać. Właściwie to wiedzieli, ale nie umieli zacząć. Nagle Kastiel przerwał milczenie.
-Jesteś idiotką-odezwał się poirytowany
-Słucham??!O_O(p.aut. Emi musiała dodać coś od siebie XD)
- myślisz że jak masz moce to nic cię nie ogranicza i wszytko ci wolno, że nie poniesiesz za to konsekwencji?!! >.< - podtrzymywał temat
Teraz atmosfere można było kroić nożem (p.aut. albo dziobać widelcem XD)
-Pieprz się-odparła wprost
-Z tobą zawsze XD - odparł pól żartem pół serio
-Ty się zastanów. Jesteś na mnie zły, czy chcesz mnie przelecieć??-zapytała zirytowana June
- Jedno nie wyklucza drugiego. Ale teraz na serio. Wiesz co zrobiłaś?- odparł już poważniej
-Naprawiłam problem mojego brata.-powiedziałam smutno sama już gubiąc się w myślach
- Myślisz, że oni byli jedynymi którzy go ścigali?!- powiedział chłopak ze złością- oni byli jedynie pionkami. Za tym stoi ktoś większy i dużo bardziej wkurzony
-To na pewno na mnie natrafi-warknęłam i odeszłam w kierunku szkoły.
- jesteś zbyt pewna siebie, więc szybko się potniesz w swojej pysze- powiedział to do jej znikających pleców w ciemnościach.
Szła zdenerwowana w stronę swojego akademika.Była wściekła '' jak on mógł ?! Czemu mnie nie rozumie?" szła szybko ręce miała zaciśnięte w pięści a usta sciśnięte tworzyły jedną wąską linię. Docierając do drzwi Akademika coś ją tknęło " Może ma racje? W sumie się martwi. chyba jako jedyny. Ale w życiu mu tego nie powiem !" wpadła do pokoju dziewczyny już spały poszła do łazienki wziąć szybki odświeżający prysznic by ukoić nerwy. " Czemu on musi mnie tak wkurzać a jednocześnie tak pociągać wolałabym żeby była tylko jedna z tych opcji" Szybko położyła się spać po wyjściu z łazienki ale miała problemy z zaśnięciem. przed oczami miała krwawą scenę z tego wieczora. Widziała ich przerażone oczy błagające o litość mówiące" ja nic nie wiem". No i oczy Kasa takie smutne. Zasnęła ale miała baaardzo dziwne sny. (Ale bardzo bardzo dziwne ciekawe co? If You Know what I mean? XD)
Kastiel:
poszybował do domu lodując na balkonie wszedł do sypialni. Wziął prysznic musiał ochłonąć. Gdy zakończył czynności higieniczne, położył się d łózka. Myślał o June. chce jej pomóc.. chce.... ją przytulić..Co? pomóc chce jej pomóc. nie chce jej skrzywdzić nie mogę!! nie mogę jej stracić ale powinienem ją z dala od siebie by była bezpieczna. muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to na spokojnie ... Ja ją kocham XD Natychmiast wstał z łózka i ubrał się pospiesznie dopadł się do drzwi wyjściowych. Miał zamiar lecieć do akademika ale nie zdążył przekroczyć progu bo za drzwiami już ktoś stał...
P.s. Pewnie mandaryna XD Teraz pisze ze mną Emi :P Happy Birthday :* Ten rozdział sprawił nam tyle radości, że nawet Emi się popłakała XD (Jęczy teraz:"...mój makijaż!!!..." XD Trochę inny styl pisania, ale bd ok :P
P.s.2. Ohayo wszystkim, mam nadzieje, że spodobają się wam moje koncepcje na blogu. chciałabym by trochę było w nim humoru coś akurat w fabule jest na to zły moment ale jakoś to pleciemy mogę pościć pewnego spojlera- Będzie przełom- nic więcej nie podpowiem proszę komentować wyrażać opinię dac łapkę w górę ..daj suba ..A nie to nie tutaj ale możesz polecić go innym fanom ^_^ Jest moc!Musi Być! (EmChan)
June:
Siedziała na brzegu stawu na pobliskim kamieniu była zamyślona. Patrzyła się w tafle jeziora za nią stał zmartwiony Kastiel, patrzył się w jej plecy nic innego nie było widać. Długi czas milczeli. W tle jedynie wisiały cykady i szum wiatru. Nie wiedzieli co jeszcze mogą od siebie dodać. Właściwie to wiedzieli, ale nie umieli zacząć. Nagle Kastiel przerwał milczenie.
-Jesteś idiotką-odezwał się poirytowany
-Słucham??!O_O(p.aut. Emi musiała dodać coś od siebie XD)
- myślisz że jak masz moce to nic cię nie ogranicza i wszytko ci wolno, że nie poniesiesz za to konsekwencji?!! >.< - podtrzymywał temat
Teraz atmosfere można było kroić nożem (p.aut. albo dziobać widelcem XD)
-Pieprz się-odparła wprost
-Z tobą zawsze XD - odparł pól żartem pół serio
-Ty się zastanów. Jesteś na mnie zły, czy chcesz mnie przelecieć??-zapytała zirytowana June
- Jedno nie wyklucza drugiego. Ale teraz na serio. Wiesz co zrobiłaś?- odparł już poważniej
-Naprawiłam problem mojego brata.-powiedziałam smutno sama już gubiąc się w myślach
- Myślisz, że oni byli jedynymi którzy go ścigali?!- powiedział chłopak ze złością- oni byli jedynie pionkami. Za tym stoi ktoś większy i dużo bardziej wkurzony
-To na pewno na mnie natrafi-warknęłam i odeszłam w kierunku szkoły.
- jesteś zbyt pewna siebie, więc szybko się potniesz w swojej pysze- powiedział to do jej znikających pleców w ciemnościach.
Szła zdenerwowana w stronę swojego akademika.Była wściekła '' jak on mógł ?! Czemu mnie nie rozumie?" szła szybko ręce miała zaciśnięte w pięści a usta sciśnięte tworzyły jedną wąską linię. Docierając do drzwi Akademika coś ją tknęło " Może ma racje? W sumie się martwi. chyba jako jedyny. Ale w życiu mu tego nie powiem !" wpadła do pokoju dziewczyny już spały poszła do łazienki wziąć szybki odświeżający prysznic by ukoić nerwy. " Czemu on musi mnie tak wkurzać a jednocześnie tak pociągać wolałabym żeby była tylko jedna z tych opcji" Szybko położyła się spać po wyjściu z łazienki ale miała problemy z zaśnięciem. przed oczami miała krwawą scenę z tego wieczora. Widziała ich przerażone oczy błagające o litość mówiące" ja nic nie wiem". No i oczy Kasa takie smutne. Zasnęła ale miała baaardzo dziwne sny. (Ale bardzo bardzo dziwne ciekawe co? If You Know what I mean? XD)
Kastiel:
poszybował do domu lodując na balkonie wszedł do sypialni. Wziął prysznic musiał ochłonąć. Gdy zakończył czynności higieniczne, położył się d łózka. Myślał o June. chce jej pomóc.. chce.... ją przytulić..Co? pomóc chce jej pomóc. nie chce jej skrzywdzić nie mogę!! nie mogę jej stracić ale powinienem ją z dala od siebie by była bezpieczna. muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to na spokojnie ... Ja ją kocham XD Natychmiast wstał z łózka i ubrał się pospiesznie dopadł się do drzwi wyjściowych. Miał zamiar lecieć do akademika ale nie zdążył przekroczyć progu bo za drzwiami już ktoś stał...
P.s. Pewnie mandaryna XD Teraz pisze ze mną Emi :P Happy Birthday :* Ten rozdział sprawił nam tyle radości, że nawet Emi się popłakała XD (Jęczy teraz:"...mój makijaż!!!..." XD Trochę inny styl pisania, ale bd ok :P
P.s.2. Ohayo wszystkim, mam nadzieje, że spodobają się wam moje koncepcje na blogu. chciałabym by trochę było w nim humoru coś akurat w fabule jest na to zły moment ale jakoś to pleciemy mogę pościć pewnego spojlera- Będzie przełom- nic więcej nie podpowiem proszę komentować wyrażać opinię dac łapkę w górę ..daj suba ..A nie to nie tutaj ale możesz polecić go innym fanom ^_^ Jest moc!Musi Być! (EmChan)
piątek, 12 grudnia 2014
Rozdział XXVIII "Jeśli ludzie twierdzą, że się zmieniliśmy, to znaczy, że nie spełniamy ich wymagań"
Kas:
Podleciałem jak najbliżej June, ale na razie tak, aby mnie nie zauważyła. Podeszła do stawu i obmyła się z krwi. Nagle zdałem sobie sprawę, że to nie jej krew. Ona sama ma tylko lekkie otarcia. Wyszedłem z ukrycia.
-Co zrobiłaś?-Nie wiem, czemu, ale miałem wrażenie, że to jej wina, że jest cała w czyjejś krwi.
-A co Cię to obchodzi?-Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Bo chcę wiedzieć. Masz jakiś problem, ktoś Cię ścigał?-Na spokojnie zapytałem
-Nie, a ktoś ma mnie ścigać?-Uniosła jedną brew. Jej ton głosu zaczynał mnie irytować.
-Ktoś ściga istoty nadnaturalne.-odpowiedziałem jej z nadzieją, że się przestraszy i poprosi mnie o pomoc.
-W takim razie lepiej uważaj, bo jeszcze Ci się coś stanie-po tych słowach zaczęła obmywać bluzę z kapturem.
-Skąd ta krew?-Zapytałem smutno. Wolałem ją roześmianą.
-Wyeliminowałam swoje problemy, a co?? Przyszedłeś mi pogratulować?-spytała z sarkazmem.
-Nie. Nie poznaję Cię. Pogadaj ze mną tak normalnie jak kiedyś. Proszę.-Chyba pierwszy raz, o coś kogoś poprosiłem. No może drugi, ale tylko ją.
-Już nie jest jak kiedyś. Ale powiem jedną rzecz. To wszystko trochę mnie przerasta, ale przynajmniej komuś pomogłam.-Przez chwilę zapatrzyła się w dal.
-To hipokryzja. Oskarżałaś mnie jaki nie jestem, bo nie powstrzymałem ojca, a sama kogoś zabiłaś-zrobiłem jej wyrzut.
-Wiem i za to cię przepraszam. Wiem, że ktoś taki, nie pozwoli, aby mógł ktoś mu stanąć na drodze. To już nie zabawa Kas.- przez chwilę miała smutną twarz
-To daj sobie pomóc. Chcę tego.-Złapałem ją za ramię.
-Nie, Ty masz swoje życie, ja swoje. Ty masz Violettę, a ja Kevina.-powiedziała to w smutnym uśmiechu.
-Ja nie mam jej. Chciałem abyś, się ode mnie oddaliła i była zazdrosna w jednym. Wiem, że to podłe, ale taka jest prawda.- nadeszła chwila prawdy
-Dlaczego? Zrobiłam w swoim życiu jeden błąd. Zakochałam się. Jeszcze jakby tego było mało, nie jestem do końca człowiekiem, ojciec chcę mnie zabić, łowca też chce mnie zabić i ścigać mnie będzie policja.-Wyrzuciła wszystko z siebie.
-Łowca nie chcę Cię zabić, tylko wypatroszyć.-Uśmiechnąłem się
-I to ma być pocieszenie??-Spytała z lekkim uśmiechem
-Tak. A dlaczego policja...-nie dokończyłem
-Zabiłam tych od narkotyków i ich szefa.-powiedziała jak niby nigdy nic. Doktorze, tracimy ją.
-To raczej nie policji a mafii. A wracając do pytania: "Dlaczego?". Odpowiedź jest prosta, bo nie chcę Cię stracić.
Podleciałem jak najbliżej June, ale na razie tak, aby mnie nie zauważyła. Podeszła do stawu i obmyła się z krwi. Nagle zdałem sobie sprawę, że to nie jej krew. Ona sama ma tylko lekkie otarcia. Wyszedłem z ukrycia.
-Co zrobiłaś?-Nie wiem, czemu, ale miałem wrażenie, że to jej wina, że jest cała w czyjejś krwi.
-A co Cię to obchodzi?-Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Bo chcę wiedzieć. Masz jakiś problem, ktoś Cię ścigał?-Na spokojnie zapytałem
-Nie, a ktoś ma mnie ścigać?-Uniosła jedną brew. Jej ton głosu zaczynał mnie irytować.
-Ktoś ściga istoty nadnaturalne.-odpowiedziałem jej z nadzieją, że się przestraszy i poprosi mnie o pomoc.
-W takim razie lepiej uważaj, bo jeszcze Ci się coś stanie-po tych słowach zaczęła obmywać bluzę z kapturem.
-Skąd ta krew?-Zapytałem smutno. Wolałem ją roześmianą.
-Wyeliminowałam swoje problemy, a co?? Przyszedłeś mi pogratulować?-spytała z sarkazmem.
-Nie. Nie poznaję Cię. Pogadaj ze mną tak normalnie jak kiedyś. Proszę.-Chyba pierwszy raz, o coś kogoś poprosiłem. No może drugi, ale tylko ją.
-Już nie jest jak kiedyś. Ale powiem jedną rzecz. To wszystko trochę mnie przerasta, ale przynajmniej komuś pomogłam.-Przez chwilę zapatrzyła się w dal.
-To hipokryzja. Oskarżałaś mnie jaki nie jestem, bo nie powstrzymałem ojca, a sama kogoś zabiłaś-zrobiłem jej wyrzut.
-Wiem i za to cię przepraszam. Wiem, że ktoś taki, nie pozwoli, aby mógł ktoś mu stanąć na drodze. To już nie zabawa Kas.- przez chwilę miała smutną twarz
-To daj sobie pomóc. Chcę tego.-Złapałem ją za ramię.
-Nie, Ty masz swoje życie, ja swoje. Ty masz Violettę, a ja Kevina.-powiedziała to w smutnym uśmiechu.
-Ja nie mam jej. Chciałem abyś, się ode mnie oddaliła i była zazdrosna w jednym. Wiem, że to podłe, ale taka jest prawda.- nadeszła chwila prawdy
-Dlaczego? Zrobiłam w swoim życiu jeden błąd. Zakochałam się. Jeszcze jakby tego było mało, nie jestem do końca człowiekiem, ojciec chcę mnie zabić, łowca też chce mnie zabić i ścigać mnie będzie policja.-Wyrzuciła wszystko z siebie.
-Łowca nie chcę Cię zabić, tylko wypatroszyć.-Uśmiechnąłem się
-I to ma być pocieszenie??-Spytała z lekkim uśmiechem
-Tak. A dlaczego policja...-nie dokończyłem
-Zabiłam tych od narkotyków i ich szefa.-powiedziała jak niby nigdy nic. Doktorze, tracimy ją.
-To raczej nie policji a mafii. A wracając do pytania: "Dlaczego?". Odpowiedź jest prosta, bo nie chcę Cię stracić.
wtorek, 9 grudnia 2014
Rozdział XXVII "Niektórzy żyją, choć nie powinni. Niektórzy umarli, choć mogli jeszcze żyć"
June:
Po wyjściu od Keva czułam, że muszę coś zrobić z jego problemem. On nie będzie nigdy żył normalnie jak tego nie zrobię. Mam wybór. Być dobra, ale mu nie pomóc lub być zła i mu pomóc. Jednak rodzina to rodzina. Nie mam nikogo innego poza nim. No, może jeszcze mój "ojciec", ale chyba nie mam ochoty się z nim spotkać. Poszłam na śródmieście. Tam zawsze kręcą się jakieś szumowiny. Spotkałam jakiegoś typa, który właśnie kupował prochy. Podeszłam do niego.
-Hej, nie wiesz gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy szukają dilerów z długami??-zapytałam wprost
-A po co i to info??-spytał z pogardą. On też nie owijał w bawełnę.
-Mam takiego jednego, który nie chcę oddać kasy.-Blef i prawda w jednym.
-W tamtej uliczce skręć w prawo i idź do nawiedzonego domu. Trudno go nie zauważyć. Tylko uważaj. Jesteś ładna.-Uśmiechnął się lubieżnie.
-Żeby tylko- posłałam mu największy i najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. On tylko przewrócił oczami i sobie poszedł.
Po chwili byłam już przed domem i do niego weszłam Z progu powitało mnie niezbyt miłe pytanie.
-Czego??-powiedział to jakiś mięśniak.
-Ja do szefa. Gdzie go znajdę.-odparłam beznamiętnym, poważnym tonem.
-A po co??-Spytał z lubieżnym uśmiechem. Czy ja wyglądam jak dziwka???
-Interesy.-Uśmiechnęłam się ironicznie
-Tu na lewo.-po tych słowach spojrzał na mój tyłek. Litości.
Podeszłam do ich szefa, a on kazał mi usiąść i gestem nakazał abym mówiła.
-Powiem wprost. chcecie zabić bliską mi osobę.-Mówiąc to wbiłam w niego groźne spojrzenie.
-No i co słodziutka? Chcesz pewnie abyśmy mu odpuścili-prychnął śmiechem
-Owszem.-Odparłam poważnie.
-A co będziemy z tego mieć??-spytał wyraźnie zaciekawiony tym co odpowiem
-Satysfakcję z pomocy mi i uratowania swojego życia.-mój jad w głosie mnie przeraża.
-Chyba kpisz. Jak śmiesz mi grozić. Zabierzcie tę panią i niech mi się tu więcej nie pokazuje!-zdenerwowany zawołam do swoich ochroniarzy.
-A chciałam po dobroci.
Gdy cała trójka znalazła się w pokoju sięgnęłam darem po noże, które ozdabiały szafkę i biłam im wszystkim w serca i czekałam. Czekałam, aż ostatni promyk ich dusz wyjdzie z ich ciał wraz z hektolitrami krwi. Po chwili przyszło jeszcze sześciu, którzy martwili się, że ich szef długo się nie odzywa. Zaczęli do mnie strzelać. Skierowałam ich pociski ku im. Stałam jeszcze chwilę w ich krwi. Nie wiedziałam, czy postępuję dobrze czy źle. Ale póki co nikt nie będzie się przejmował moim bratem, a morderstwem. Po chwili wyszłam z zakrwawionym czarnym kapturem na głowie. I udałam się w kierunku lasu. Kas zdecydowanie zbyt wiele mnie nauczył.
Kas:
Siedziałem na dachu i rozmyślałem. Jak mogę pomóc June?? Jak ją ostrzec. Po chwili usłyszałem strzały, a potem zakrwawioną, wychodzącą June. To było niczym Deja Vu. Szła do lasu. Nigdy jej takiej nie widziałem. Poważna i wyprana z emocji. Jakby postrzały i krew nie robiły na niej wrażenia. Poleciałem za nią. I tak muszę z nią pogadać.
_________________________________________________________________________________
Mam nowy sposób na schłodzenie kompa, abym mogła pisać i się nie wyłączał. Suszarka na zimnym XD Jest wena, komp pozwala mi pisać, jest moc XD
Po wyjściu od Keva czułam, że muszę coś zrobić z jego problemem. On nie będzie nigdy żył normalnie jak tego nie zrobię. Mam wybór. Być dobra, ale mu nie pomóc lub być zła i mu pomóc. Jednak rodzina to rodzina. Nie mam nikogo innego poza nim. No, może jeszcze mój "ojciec", ale chyba nie mam ochoty się z nim spotkać. Poszłam na śródmieście. Tam zawsze kręcą się jakieś szumowiny. Spotkałam jakiegoś typa, który właśnie kupował prochy. Podeszłam do niego.
-Hej, nie wiesz gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy szukają dilerów z długami??-zapytałam wprost
-A po co i to info??-spytał z pogardą. On też nie owijał w bawełnę.
-Mam takiego jednego, który nie chcę oddać kasy.-Blef i prawda w jednym.
-W tamtej uliczce skręć w prawo i idź do nawiedzonego domu. Trudno go nie zauważyć. Tylko uważaj. Jesteś ładna.-Uśmiechnął się lubieżnie.
-Żeby tylko- posłałam mu największy i najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. On tylko przewrócił oczami i sobie poszedł.
Po chwili byłam już przed domem i do niego weszłam Z progu powitało mnie niezbyt miłe pytanie.
-Czego??-powiedział to jakiś mięśniak.
-Ja do szefa. Gdzie go znajdę.-odparłam beznamiętnym, poważnym tonem.
-A po co??-Spytał z lubieżnym uśmiechem. Czy ja wyglądam jak dziwka???
-Interesy.-Uśmiechnęłam się ironicznie
-Tu na lewo.-po tych słowach spojrzał na mój tyłek. Litości.
Podeszłam do ich szefa, a on kazał mi usiąść i gestem nakazał abym mówiła.
-Powiem wprost. chcecie zabić bliską mi osobę.-Mówiąc to wbiłam w niego groźne spojrzenie.
-No i co słodziutka? Chcesz pewnie abyśmy mu odpuścili-prychnął śmiechem
-Owszem.-Odparłam poważnie.
-A co będziemy z tego mieć??-spytał wyraźnie zaciekawiony tym co odpowiem
-Satysfakcję z pomocy mi i uratowania swojego życia.-mój jad w głosie mnie przeraża.
-Chyba kpisz. Jak śmiesz mi grozić. Zabierzcie tę panią i niech mi się tu więcej nie pokazuje!-zdenerwowany zawołam do swoich ochroniarzy.
-A chciałam po dobroci.
Gdy cała trójka znalazła się w pokoju sięgnęłam darem po noże, które ozdabiały szafkę i biłam im wszystkim w serca i czekałam. Czekałam, aż ostatni promyk ich dusz wyjdzie z ich ciał wraz z hektolitrami krwi. Po chwili przyszło jeszcze sześciu, którzy martwili się, że ich szef długo się nie odzywa. Zaczęli do mnie strzelać. Skierowałam ich pociski ku im. Stałam jeszcze chwilę w ich krwi. Nie wiedziałam, czy postępuję dobrze czy źle. Ale póki co nikt nie będzie się przejmował moim bratem, a morderstwem. Po chwili wyszłam z zakrwawionym czarnym kapturem na głowie. I udałam się w kierunku lasu. Kas zdecydowanie zbyt wiele mnie nauczył.
Kas:
Siedziałem na dachu i rozmyślałem. Jak mogę pomóc June?? Jak ją ostrzec. Po chwili usłyszałem strzały, a potem zakrwawioną, wychodzącą June. To było niczym Deja Vu. Szła do lasu. Nigdy jej takiej nie widziałem. Poważna i wyprana z emocji. Jakby postrzały i krew nie robiły na niej wrażenia. Poleciałem za nią. I tak muszę z nią pogadać.
_________________________________________________________________________________
Mam nowy sposób na schłodzenie kompa, abym mogła pisać i się nie wyłączał. Suszarka na zimnym XD Jest wena, komp pozwala mi pisać, jest moc XD
poniedziałek, 20 października 2014
Rozdział XXVI "Jeśli prawda boli... to lepiej nic nie mówić"
Lysander:
Moje życie polega na zabijaniu istot "nie z tego świata". Mam za zadanie wyplenić te stwory z powierzchni Ziemi raz na zawsze. To trochę hipokryzja, bo używam magicznych strzał na niektóre z nich. Wilkołaki się najprzyjemniej zabija.
Obudziłem się rano z nadzieją, że znajdę Bonnie. Mam z nią lekki układ i potrzebuję jej krwi, ale zawsze gdzieś znika. Poszedłem zjeść jabłko i w drogę. Bo co innego. Ona zwykle ukazuje się w lesie, a w tym jeszcze nie była. Gdy dotarłem do lasu znalazłem ją.
-Wreszcie Cię znalazłem. PO 3 GODZINACH SZUKANIA %#^#$.-byłem ostro wkurzony
-Daruj. Masz fiolkę i niech ona zniknie.-rzekła zimno
-Dobra, ale następnym razem pokaż się gdzie jesteś-dodałem spokojniej
-Aby mnie złapali?? Zwariowałeś. A, byłabym zapomniała. Słyszałeś o Dziecku Przeznaczenia??-spytała zmartwiona
-O czym??-byłem zaskoczony. Demony, wilkołaki, wróżki, co jeszcze??
-Nie ważne. Rada się nim zajmie. Może tak będzie lepiej-westchnęła
-Kto to i jak bardzo jest niebezpieczne. GADAJ!-Przystawiłem jej ostrze do gardła, a ona zaczęła mówić
Kas:
Już tyle czasu jej nie widziałem. Koło miesiąca. Nie potrafię o niej zapomnieć. Czemu musiałem zakochać się w takim dzieciaku. Może niech o tym zapomni i znów będzie jak dawniej. Przynajmniej by ze mną gadała. Dziwne. Przez tą dziewczynę nie mam ochoty wyrżnąć pół świata.
Kruk? Co on tu robi? Już rozumiem to kruk mojej kuzynki Ate. Zła do szpiku kości, ale o rodzinę się widzę martwi.
"Drogi Kasie. Uważaj. W okolicy grasuje łowca. Nie wychylaj się zbytnio. Ate.
P.s. ODDAJ MI WRESZCIE TE 200€!!!"
To na pewno ona. Później jej oddam. Zaraz... jeśli łowca znajdzie June... to się źle skończy.
June:
Zrobiło si ciemno. Jak zwykle o 19 tego miesiąca. Szłam do Keva. Miałam nadzieję, że nie śpi i się nie wyprowadził, choć powinien. Zapukać, czy wbić się oknem?? Ech... chyba zostanę przy tajnym sygnale bo na zawał chłopak zejdzie.
(puk puk pukpukpuk pukpukpukpuk puk puk)
-Nie wierzę. wejdź-chyba się ucieszył
-Hej, co u mojego najukochańszego braciszka słychać-powiedziałam radośnie
-Mówisz jakbyś coś chciała. Kawy, herbaty?-unikał mojego wzroku
-Nie chcę nic. Co się stało??-Spytałam zmartwiona
-Nic się nie stało, czemu tak sądzisz???-panikuje i się boi. Coś się stało
-Panikujesz, jesteś nie swój, jeszcze tu mieszkasz... wybieraj-odpowiedziałam beznamiętnie.
-Bez Ciebie nigdzie się nie ruszę.-odpowiedział poważnie.
-Czyli stoimy w miejscu. Co zamierzasz teraz robić??-nasze nastroje było aż czuć w powietrzu.
-Nie mam pojęcia, a Ty??-spytał z jakąś prośbą
-Nie zadawaj pytania jeśli nie chcesz znać odpowiedzi-po tych słowach podeszłam do kuchni zalać kawy.
___________________________________________________________
Tak, wiem. Już szykujecie na mnie noże. Moje usprawiedliwienia na brak weny to: nowa szkoła, remont, zepsuty komputer. Byle tylko działał niedługo normalniej. Trochę go naprawiłam, ale i tak się dziad wyłącza na 80 stopniach C. Do Wtorku??
Moje życie polega na zabijaniu istot "nie z tego świata". Mam za zadanie wyplenić te stwory z powierzchni Ziemi raz na zawsze. To trochę hipokryzja, bo używam magicznych strzał na niektóre z nich. Wilkołaki się najprzyjemniej zabija.
Obudziłem się rano z nadzieją, że znajdę Bonnie. Mam z nią lekki układ i potrzebuję jej krwi, ale zawsze gdzieś znika. Poszedłem zjeść jabłko i w drogę. Bo co innego. Ona zwykle ukazuje się w lesie, a w tym jeszcze nie była. Gdy dotarłem do lasu znalazłem ją.
-Wreszcie Cię znalazłem. PO 3 GODZINACH SZUKANIA %#^#$.-byłem ostro wkurzony
-Daruj. Masz fiolkę i niech ona zniknie.-rzekła zimno
-Dobra, ale następnym razem pokaż się gdzie jesteś-dodałem spokojniej
-Aby mnie złapali?? Zwariowałeś. A, byłabym zapomniała. Słyszałeś o Dziecku Przeznaczenia??-spytała zmartwiona
-O czym??-byłem zaskoczony. Demony, wilkołaki, wróżki, co jeszcze??
-Nie ważne. Rada się nim zajmie. Może tak będzie lepiej-westchnęła
-Kto to i jak bardzo jest niebezpieczne. GADAJ!-Przystawiłem jej ostrze do gardła, a ona zaczęła mówić
Kas:
Już tyle czasu jej nie widziałem. Koło miesiąca. Nie potrafię o niej zapomnieć. Czemu musiałem zakochać się w takim dzieciaku. Może niech o tym zapomni i znów będzie jak dawniej. Przynajmniej by ze mną gadała. Dziwne. Przez tą dziewczynę nie mam ochoty wyrżnąć pół świata.
Kruk? Co on tu robi? Już rozumiem to kruk mojej kuzynki Ate. Zła do szpiku kości, ale o rodzinę się widzę martwi.
"Drogi Kasie. Uważaj. W okolicy grasuje łowca. Nie wychylaj się zbytnio. Ate.
P.s. ODDAJ MI WRESZCIE TE 200€!!!"
To na pewno ona. Później jej oddam. Zaraz... jeśli łowca znajdzie June... to się źle skończy.
June:
Zrobiło si ciemno. Jak zwykle o 19 tego miesiąca. Szłam do Keva. Miałam nadzieję, że nie śpi i się nie wyprowadził, choć powinien. Zapukać, czy wbić się oknem?? Ech... chyba zostanę przy tajnym sygnale bo na zawał chłopak zejdzie.
(puk puk pukpukpuk pukpukpukpuk puk puk)
-Nie wierzę. wejdź-chyba się ucieszył
-Hej, co u mojego najukochańszego braciszka słychać-powiedziałam radośnie
-Mówisz jakbyś coś chciała. Kawy, herbaty?-unikał mojego wzroku
-Nie chcę nic. Co się stało??-Spytałam zmartwiona
-Nic się nie stało, czemu tak sądzisz???-panikuje i się boi. Coś się stało
-Panikujesz, jesteś nie swój, jeszcze tu mieszkasz... wybieraj-odpowiedziałam beznamiętnie.
-Bez Ciebie nigdzie się nie ruszę.-odpowiedział poważnie.
-Czyli stoimy w miejscu. Co zamierzasz teraz robić??-nasze nastroje było aż czuć w powietrzu.
-Nie mam pojęcia, a Ty??-spytał z jakąś prośbą
-Nie zadawaj pytania jeśli nie chcesz znać odpowiedzi-po tych słowach podeszłam do kuchni zalać kawy.
___________________________________________________________
Tak, wiem. Już szykujecie na mnie noże. Moje usprawiedliwienia na brak weny to: nowa szkoła, remont, zepsuty komputer. Byle tylko działał niedługo normalniej. Trochę go naprawiłam, ale i tak się dziad wyłącza na 80 stopniach C. Do Wtorku??
środa, 23 lipca 2014
Rozdział XXV "Czasem nieznajomi są bardzo mili, a najbliższe nam osoby potrafią wbić nam nóż w plecy"
Najpierw trochę lamentu :P
June (Trzy dni od kłótni. Wiem, że nie chronologicznie XD):
Nauczyłam się świetnie kontrolować swój dar. Byłam z siebie dumna. Nie dawałam sobie tylko rady z nauką i z tym rodzeństwem Voletty. Na nich się po prostu nie da nie wkurzać! Ostatnio mnie prześladuje nowy, inny sen. Masa igieł. Eksperyment. Wmawiam sobie tylko sen, ale chyba sama się oszukuję (aut. za dużo gry Beyond XD). Najgorszym wyzwaniem to nie dać się złapać. Przez nikogo. Straciłam przyjaciela. Kastiela, ale muszę zacząć nowy etap w życiu. Nauczyć się żyć w samotności i się nie poddawać.
Kev (W tym samym czasie):
Nie daję sobie rady. Ciągle mnie ścigają. Nie dają odsapnąć. Ale jakoś się do tego przyzwyczaiłem i nie umiem przestać. Mógłbym to rzucić i powiedzieć wszystko na policji., ale dziwne by było to życie. Takie... normalne. Normalność jest taka nudna. Chciałbym się spotkać z June. Ona może mi pomóc, albo Kastiel. Zobaczymy później.
June (2 tygodnie od kłótni):
Spacerowałam lasem. Lubię to miejsce za dnia. Jest takie spokojne. Ale chyba nie mam dziś szczęścia z tym spokojem, bo nagle zauważyłam chłopaka z białymi włosami, który zaczął biec.
-Hej, poczekaj!-zawołałam do niego, a on biegł dalej przed siebie. Ja byłam niestety dla niego szybsza, a biegłam za nim, bo ostatnia taka pogoń mi się opłacała. Dogoniłam go.
-Szybki jesteś. Czemu uciekałeś? Stało się coś?-jestem chyba dziwna. 7'000 pytań do chłopaka którego nie znam.
-Nie, co nic. Wystraszyłem się trochę. Rzadko ktoś tu zagląda-uśmiechnął się lekko.
-No faktycznie, a szkoda, bo to piękny las.-Odwzajemniłam uśmiech.
-Jak masz na imię?-Spytał mnie już pewniejszy.
-June, a Ty?-Więc to nie tylko ja zadaję takie pytania, ale ja ten ciąg zaczynam.
-Lysander. Chodzisz do tej szkoły?-Zapytał, bo czym usiadł na przewróconym drzewie.
-Tak, a Ty?-spytałam grzecznie. Coś za coś.
-Ja już nie chodzę do szkoły-posłał uśmieszek, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie.
-A co Ty właściwie robisz w lesie. Jak się zgubiłeś to pokarzę Ci drogę-zaproponowałam. Nie ma co ładny był, ale z włosami mi nie wyszło, bo końcówki ma czarne. Ślepnę już, czy co?
-Nie ja szukam... koleżanki. Znasz ją może? Bonnie ma na imię.-Czyli znając moje szczęście szuka dziewczyny. Szkoda.
-Niestety nie znam jej.-odpowiedziałam smutnie.
-Trudno, będę w takim razie szukał dalej.-odszedł na kilka kroków, po czym się odwrócił.-A kojarzysz może Ratri?? Chyba gdzieś tutaj mieszka.-Uśmiechnął się.
-Nie, też nie znam-zposłałam mu lekki uśmiech już było ciemno i nagle usłyszałam wilki.
-Muszę już spadać ja... jest już późno. Przyjemnie się gawędziło. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy-powiedział, po czym tyle go widziałam.
Lysander:
Nagle usłyszałem wilki. Nie zauważyłem, że zrobiło się już ciemno. Chyba już sezon polowań się zaczął. Pytanie tylko, czy na mnie, czy na nie. Pożegnałem się z June i pognałem w stronę lasu. W środku nie zostawiłem swój łuk z srebrnymi strzałami. Poszedłem wzdłuż szlaku wycieczkowego i od razu przywitały mi trzy wilki.
-Hej Samanto, Azu i Rex. Smacznego.-Po ostatnim słowie wpakowałem im strzały u krtań. Nie żyli. Tylko Rex trochę jeszcze żył, ale nie na długo. W podobnym schemacie zabiłem Luisa, Renalta i Jessice, ale reszta zdążyła zwiać. Jess się nawet broniła i niemal ugryzła mnie w rękę. Pieprzone wilkołaki. Kolejne polowanie uznajmy za zakończone sukcesem. Uważajcie. Hunter nadciąga!!!
Sorki, że mnie tak długo nie było, ale jak się dostaję urlop to człowiekowi odbija XD, ale jutro mam ostatni dzień :( Tak, nie mam wakacji, bo szkołę już ukończyłam, ale praktyki pozostały. Za miesiąc jeszcze mam 3 Egzaminy, a jak je zdam, to będę dbała o porządek włosów na głowie w mojej dzielnicy XD Do następnego rozdziału :P
June (Trzy dni od kłótni. Wiem, że nie chronologicznie XD):
Nauczyłam się świetnie kontrolować swój dar. Byłam z siebie dumna. Nie dawałam sobie tylko rady z nauką i z tym rodzeństwem Voletty. Na nich się po prostu nie da nie wkurzać! Ostatnio mnie prześladuje nowy, inny sen. Masa igieł. Eksperyment. Wmawiam sobie tylko sen, ale chyba sama się oszukuję (aut. za dużo gry Beyond XD). Najgorszym wyzwaniem to nie dać się złapać. Przez nikogo. Straciłam przyjaciela. Kastiela, ale muszę zacząć nowy etap w życiu. Nauczyć się żyć w samotności i się nie poddawać.
Kev (W tym samym czasie):
Nie daję sobie rady. Ciągle mnie ścigają. Nie dają odsapnąć. Ale jakoś się do tego przyzwyczaiłem i nie umiem przestać. Mógłbym to rzucić i powiedzieć wszystko na policji., ale dziwne by było to życie. Takie... normalne. Normalność jest taka nudna. Chciałbym się spotkać z June. Ona może mi pomóc, albo Kastiel. Zobaczymy później.
June (2 tygodnie od kłótni):
Spacerowałam lasem. Lubię to miejsce za dnia. Jest takie spokojne. Ale chyba nie mam dziś szczęścia z tym spokojem, bo nagle zauważyłam chłopaka z białymi włosami, który zaczął biec.
-Hej, poczekaj!-zawołałam do niego, a on biegł dalej przed siebie. Ja byłam niestety dla niego szybsza, a biegłam za nim, bo ostatnia taka pogoń mi się opłacała. Dogoniłam go.
-Szybki jesteś. Czemu uciekałeś? Stało się coś?-jestem chyba dziwna. 7'000 pytań do chłopaka którego nie znam.
-Nie, co nic. Wystraszyłem się trochę. Rzadko ktoś tu zagląda-uśmiechnął się lekko.
-No faktycznie, a szkoda, bo to piękny las.-Odwzajemniłam uśmiech.
-Jak masz na imię?-Spytał mnie już pewniejszy.
-June, a Ty?-Więc to nie tylko ja zadaję takie pytania, ale ja ten ciąg zaczynam.
-Lysander. Chodzisz do tej szkoły?-Zapytał, bo czym usiadł na przewróconym drzewie.
-Tak, a Ty?-spytałam grzecznie. Coś za coś.
-Ja już nie chodzę do szkoły-posłał uśmieszek, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie.
-A co Ty właściwie robisz w lesie. Jak się zgubiłeś to pokarzę Ci drogę-zaproponowałam. Nie ma co ładny był, ale z włosami mi nie wyszło, bo końcówki ma czarne. Ślepnę już, czy co?
-Nie ja szukam... koleżanki. Znasz ją może? Bonnie ma na imię.-Czyli znając moje szczęście szuka dziewczyny. Szkoda.
-Niestety nie znam jej.-odpowiedziałam smutnie.
-Trudno, będę w takim razie szukał dalej.-odszedł na kilka kroków, po czym się odwrócił.-A kojarzysz może Ratri?? Chyba gdzieś tutaj mieszka.-Uśmiechnął się.
-Nie, też nie znam-zposłałam mu lekki uśmiech już było ciemno i nagle usłyszałam wilki.
-Muszę już spadać ja... jest już późno. Przyjemnie się gawędziło. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy-powiedział, po czym tyle go widziałam.
Lysander:
Nagle usłyszałem wilki. Nie zauważyłem, że zrobiło się już ciemno. Chyba już sezon polowań się zaczął. Pytanie tylko, czy na mnie, czy na nie. Pożegnałem się z June i pognałem w stronę lasu. W środku nie zostawiłem swój łuk z srebrnymi strzałami. Poszedłem wzdłuż szlaku wycieczkowego i od razu przywitały mi trzy wilki.
-Hej Samanto, Azu i Rex. Smacznego.-Po ostatnim słowie wpakowałem im strzały u krtań. Nie żyli. Tylko Rex trochę jeszcze żył, ale nie na długo. W podobnym schemacie zabiłem Luisa, Renalta i Jessice, ale reszta zdążyła zwiać. Jess się nawet broniła i niemal ugryzła mnie w rękę. Pieprzone wilkołaki. Kolejne polowanie uznajmy za zakończone sukcesem. Uważajcie. Hunter nadciąga!!!
Sorki, że mnie tak długo nie było, ale jak się dostaję urlop to człowiekowi odbija XD, ale jutro mam ostatni dzień :( Tak, nie mam wakacji, bo szkołę już ukończyłam, ale praktyki pozostały. Za miesiąc jeszcze mam 3 Egzaminy, a jak je zdam, to będę dbała o porządek włosów na głowie w mojej dzielnicy XD Do następnego rozdziału :P
niedziela, 22 czerwca 2014
Rozdział XXIV "Podaruj mi coś czego nie Zdobędę sama A wtedy ja szepnę Ci: Możesz mnie dotknąć."
Kastiel:
Stojąc razem z June w pomieszczeniu unosiła się ciężka atmosfera. Można by nawet powiedzieć, że nie problem zawiesić tu siekierę.
Oczekiwała wyjaśnień... Jak zwykle zresztą, a ja za każdym razem tłumaczę się jej jak małe pozbawione własnego "ja" dziecko.
- To było dawno. Mieszkałem niedaleko owej wiedźmy. Pewnego dnia zaczęło płonąć miasto. Języki ognia lizały każdy dom w tej małej wiosce. Miasto to stanowczo
chyba zbyt duże słowo. Podczas gdy ludzie płonęli żywcem ja nie zrobiłem z tym zupełnie nic, tylko patrzyłem. Ona jakimś cudem przeżyła i ma do mnie wielki
żal, że nie zareagowałem. Nawet się jej nie dziwię... Zmarła jej cała rodzina, a ona sama wyszła z tego w kiepskim stanie. A miałem sposób, aby im przecież
pomóc. To był pomysł mojego ojca. On chciał zniszczyć wszystkich czarowników i wiedźmy w całej mieścinie. Do dziś zastanawiam się co takiego się stało, że
właśnie miał taki plan, ale raczej się już nie dowiem. - westchnął cicho wbijając wzrok w podłogę.
- Dlaczego nic nie zrobiłeś ? - Zapytała pełna obrzydzenia.
- Ponieważ działałem wtedy z moim ojcem, a raczej pierwszy raz się sprzeciwiłem... Chciał abym ja tego dokonał, ale powiedziałem nie. Dlatego on to zrobił
jak mniemam z podwójną przyjemnością. Miał satysfakcje, że stchórzyłem. - pokręcił głową.
- Czemu go nie powstrzymałeś ? - Zapytała piskliwym głosem.
- Bo jego nie da się zatrzymać. To nie jest zwykły człowiek któremu da się przegadać do rozumu. - Zacisnął dłonie w pięści.
- Każdego da się jakoś pokonać ! - Krzyknęła zbulwersowana.
- Właśnie nie każdego. - Spojrzał na nią spod byka wycedzając słowa po kolei przez zęby.
- Nie chce mieć nic do czynienia z człowiekiem, który patrzy na cierpienie innych i nic nie robi - Powiedziała i wybiegła z mieszkania mężczyzny.
Po dwóch tygodniach nie mając kontaktu z June straciłem nadzieję. Skoro nie mogła zrozumieć tej jednej rzeczy jestem pewien, że nie zrozumie wiele innych
grzechów które popełniłem. Niema sensu zawracać sobie nią głowy... Wiedźma ma rację. Ile dzieciaków ginie przez własną lekkomyślność i nie umiejętność
obchodzenia się z nowymi zdolnościami. Co mi do tego ? Zachciało mi się amorów z dzieckiem...
Gdy tak siedział i rozmyślał o sobie i June tuż za jego plecami pojawiła się owa wiedźma. Pojawiła się w kłębie czarnego dymu. Czując ten smród już wiedział
kto go odwiedził.
- Ratri...- wypowiedział to imię jak przekleństwo.
Wstał z miejsca i stanął przodem do czarownicy z założonymi ręki.
- Czego chcesz ? - warknął niezadowolony jej przybyciem.
- Ostrzec Cię przed tym dziewczątkiem... - Zaśmiała się tym swoim irytującym głosikiem.
- A niby co takiego w niej upiornego ? Przed Tobą można ostrzegać a June to June - Pokręcił głową uśmiechając się z irytacją.
- Miłość mój drogi Kastielu... Czy nie mi ją niegdyś obiecałeś ? Potem spaliłeś mi dom z ojcem a po nie całych 200 latach zdradziłeś własną przysięge.Zakochałeś
się w innej, a miałeś być tylko mój... - Przybrała zasmuconą minę.
- Wiesz dobrze, że nie przyłożyłem do tego ręki... A co do miłości - westchnął w pół zdania - Wtedy byliśmy młodzi, Ratri. Za młodzi aby ją zrozumieć.
- Jak zwykle pełen argumentów i sprzeciwieństw - Powiedziała nie patrząc na niego.
- Jak zwykle pojawiająca się w złych momentach - Odparował.
Ratri ruszyła z miejsca podchodząc do niego wolnym krokiem. Złapała jego policzki w dłonie zmuszając do tego aby na nią spojrzał.
- Moja miłość nigdy nie wygasła, Kastielu - pogładziła lekko dłonią jego policzek.
- Co według Ciebie znaczy miłość ? - Uniósł jedną brew przyglądając się jej.
- Miłość to połączenie dwojga ciał w jedność. I umysłów również. - Uśmiechnęła się łagodnie chociaż on nadal nie miał do niej zaufania.
- Czy sądzisz, że nasze ciała i umysły są złączone ? - W duchu chyba bał się jej odpowiedzi, ale na twarzy nadal został niewzruszony.
- Na tą chwilę nie, ale zaraz mogą być.
W ten stanęła na palcach i musnęła jego usta delikatnie swoimi. Odwzajemnił jej pocałunek pogłębiając go. Oplótł ją rękoma w pasie przyciągając bliżej siebie.
Obniżyła swoje dłonie przeciągając nimi od policzków, po szyi aż do klatki piersiowej. Zaczęła po chwili całując go rozpinać mu koszule.
Kastiel porywając się w rytm namiętności usiłował zapomnieć o June i całym tym dniu. Oby na zawsze....
Aut. Alex: Sorry za błędy, ale mi się nie chciało poprawiać, a Bogusia śpi. Cieszcie się, że w ogóle coś napisałam. Cyaa...
Edit: Tu Bogusia, raczej błędów już nie ma wcale :P Jakby P.s wyżej kogoś obraził to wybaczcie Alex. Ma okres :P Jaka ona bywa nieznośna ech :P
Stojąc razem z June w pomieszczeniu unosiła się ciężka atmosfera. Można by nawet powiedzieć, że nie problem zawiesić tu siekierę.
Oczekiwała wyjaśnień... Jak zwykle zresztą, a ja za każdym razem tłumaczę się jej jak małe pozbawione własnego "ja" dziecko.
- To było dawno. Mieszkałem niedaleko owej wiedźmy. Pewnego dnia zaczęło płonąć miasto. Języki ognia lizały każdy dom w tej małej wiosce. Miasto to stanowczo
chyba zbyt duże słowo. Podczas gdy ludzie płonęli żywcem ja nie zrobiłem z tym zupełnie nic, tylko patrzyłem. Ona jakimś cudem przeżyła i ma do mnie wielki
żal, że nie zareagowałem. Nawet się jej nie dziwię... Zmarła jej cała rodzina, a ona sama wyszła z tego w kiepskim stanie. A miałem sposób, aby im przecież
pomóc. To był pomysł mojego ojca. On chciał zniszczyć wszystkich czarowników i wiedźmy w całej mieścinie. Do dziś zastanawiam się co takiego się stało, że
właśnie miał taki plan, ale raczej się już nie dowiem. - westchnął cicho wbijając wzrok w podłogę.
- Dlaczego nic nie zrobiłeś ? - Zapytała pełna obrzydzenia.
- Ponieważ działałem wtedy z moim ojcem, a raczej pierwszy raz się sprzeciwiłem... Chciał abym ja tego dokonał, ale powiedziałem nie. Dlatego on to zrobił
jak mniemam z podwójną przyjemnością. Miał satysfakcje, że stchórzyłem. - pokręcił głową.
- Czemu go nie powstrzymałeś ? - Zapytała piskliwym głosem.
- Bo jego nie da się zatrzymać. To nie jest zwykły człowiek któremu da się przegadać do rozumu. - Zacisnął dłonie w pięści.
- Każdego da się jakoś pokonać ! - Krzyknęła zbulwersowana.
- Właśnie nie każdego. - Spojrzał na nią spod byka wycedzając słowa po kolei przez zęby.
- Nie chce mieć nic do czynienia z człowiekiem, który patrzy na cierpienie innych i nic nie robi - Powiedziała i wybiegła z mieszkania mężczyzny.
Po dwóch tygodniach nie mając kontaktu z June straciłem nadzieję. Skoro nie mogła zrozumieć tej jednej rzeczy jestem pewien, że nie zrozumie wiele innych
grzechów które popełniłem. Niema sensu zawracać sobie nią głowy... Wiedźma ma rację. Ile dzieciaków ginie przez własną lekkomyślność i nie umiejętność
obchodzenia się z nowymi zdolnościami. Co mi do tego ? Zachciało mi się amorów z dzieckiem...
Gdy tak siedział i rozmyślał o sobie i June tuż za jego plecami pojawiła się owa wiedźma. Pojawiła się w kłębie czarnego dymu. Czując ten smród już wiedział
kto go odwiedził.
- Ratri...- wypowiedział to imię jak przekleństwo.
Wstał z miejsca i stanął przodem do czarownicy z założonymi ręki.
- Czego chcesz ? - warknął niezadowolony jej przybyciem.
- Ostrzec Cię przed tym dziewczątkiem... - Zaśmiała się tym swoim irytującym głosikiem.
- A niby co takiego w niej upiornego ? Przed Tobą można ostrzegać a June to June - Pokręcił głową uśmiechając się z irytacją.
- Miłość mój drogi Kastielu... Czy nie mi ją niegdyś obiecałeś ? Potem spaliłeś mi dom z ojcem a po nie całych 200 latach zdradziłeś własną przysięge.Zakochałeś
się w innej, a miałeś być tylko mój... - Przybrała zasmuconą minę.
- Wiesz dobrze, że nie przyłożyłem do tego ręki... A co do miłości - westchnął w pół zdania - Wtedy byliśmy młodzi, Ratri. Za młodzi aby ją zrozumieć.
- Jak zwykle pełen argumentów i sprzeciwieństw - Powiedziała nie patrząc na niego.
- Jak zwykle pojawiająca się w złych momentach - Odparował.
Ratri ruszyła z miejsca podchodząc do niego wolnym krokiem. Złapała jego policzki w dłonie zmuszając do tego aby na nią spojrzał.
- Moja miłość nigdy nie wygasła, Kastielu - pogładziła lekko dłonią jego policzek.
- Co według Ciebie znaczy miłość ? - Uniósł jedną brew przyglądając się jej.
- Miłość to połączenie dwojga ciał w jedność. I umysłów również. - Uśmiechnęła się łagodnie chociaż on nadal nie miał do niej zaufania.
- Czy sądzisz, że nasze ciała i umysły są złączone ? - W duchu chyba bał się jej odpowiedzi, ale na twarzy nadal został niewzruszony.
- Na tą chwilę nie, ale zaraz mogą być.
W ten stanęła na palcach i musnęła jego usta delikatnie swoimi. Odwzajemnił jej pocałunek pogłębiając go. Oplótł ją rękoma w pasie przyciągając bliżej siebie.
Obniżyła swoje dłonie przeciągając nimi od policzków, po szyi aż do klatki piersiowej. Zaczęła po chwili całując go rozpinać mu koszule.
Kastiel porywając się w rytm namiętności usiłował zapomnieć o June i całym tym dniu. Oby na zawsze....
Aut. Alex: Sorry za błędy, ale mi się nie chciało poprawiać, a Bogusia śpi. Cieszcie się, że w ogóle coś napisałam. Cyaa...
Edit: Tu Bogusia, raczej błędów już nie ma wcale :P Jakby P.s wyżej kogoś obraził to wybaczcie Alex. Ma okres :P Jaka ona bywa nieznośna ech :P
wtorek, 10 czerwca 2014
Rozdział XXIII "Prawda i tajemnice to rzeczy, które przed bliską osobą trzeba wyjawić"
June:
Nie mogłam opuścić tego irytującego szpitala. Sny, a raczej koszmary były coraz dłuższe. Nie chciałam już spać. Ze względu, że poparzenie się nie zmieniało, a wręcz przybywało nowych chcieli mnie zostawić na badania. Nie miałam pojęcia co zrobić. Co jeśli coś się stanie? Co jeśli to nie będzie jedno badanie, a cała seria?
-Doktorze, kiedy mnie w końcu wypuścicie - spytałam
-Jak tylko dowiemy się co wywołuję taką anomalię-odpowiedział próbując się uśmiechnąć
-Ale ja chcę już do domu, do szkoły-powiedziałam załamana
-Niestety, nie możemy Cię wypuścić-po tych słowach opuścił pokój
Nagle zmienił się wystrój pokoju. Zobaczyłam napisy w nieznanym mi języku, lecz jeden był w moim. UNIT. Usłyszałam też głos: "Uciekaj!", po czym wszystko wróciło do normy. Wystraszyłam się, ale może to był dobry głos. Faktycznie jak się nad tym głębiej zastanowić, to co zrobią jak nie znajdą przyczyny? Będę anomalią, na której robią eksperymenty. Potem usłyszałam głosy, ale już rzeczywiste.
-W której sali ona jest?-spytał pierwszy głos
-Na sali segregacji-odparł mój doktor
-Zabezpieczyć wyjście-dodał drugi nieznany mi głos
To była moja sala. Gdyby chcieli tylko pogadać to nie zabezpieczali by wyjścia, prawda? Na szczęście Ci debile umieścili mnie na parterze. Otworzyłam okno i uciekłam w pobliski las. Przy sobie miałam tylko dokumenty i komórkę. Aż dziw, że nie ustawili swoich ludzi wokół budynku. Może nie zdążyli? A może fundusz mieli słaby na takie akcje. I tak dziękuję Bogu, że mogłam uciec. Po chwili, gdy miałam tymczasową pewność, że nikt mnie nie ściga chciałam zadzwonić do Kastiela, ale zauważyłam nieznaną mi postać w oddali. Popatrzyła na mnie i zaczęła biec. Nie wiem dlaczego, ale też za nią biegłam. Jeśli to była jedna z nich to może jakąś ją przekonam, aby nie wzywała swoich? Doszliśmy do jakieś jaskini. Weszłam do niej za nią. Nie wiem co mną kierowało? Może ciekawość? Gdy podeszłam do niej zapytała gniewnie.
-Czemu za mną łazisz-syknęła
-Czemu uciekałaś-Spytałam spokojniej z lekko nutą ironii
-To już moja sprawa. Ściągasz na siebie kłopoty. Jak Cię znajdą już po mnie!-zaskoczyła mnie
-Ja nawet nie wiem czemu mnie szukają.-dodałam z rozpaczą
-Pewnie jesteś istotą nadnaturalną. A teraz odejdź!-Warknęła, po czym odwróciła się do kotła.
-Skoro się boisz, to Ty pewnie też. Daj mi chociaż zadzwonić. Nie podam lokalizacji. On też nie jest normalny-poprosiłam
-Jeden telefon-powiedziała wciąż zła
Zadzwoniłam do Kastiela
-Hej, mam problem-Waliłam prosto z mostu, bo po co owijać w bawełnę
-Co się stało?-Spytał przejęty
-Jacyś ludzie mnie ścigają. A tak poza tym, co to jest UNIT?-spytałam z udawanym spokojem. Średnio mi to wychodziło.
-Gdzie jesteś?-Spytał. Chyba był lekko przerażony. Popatrzyłam na dziewczynę obok i powiedziałam:
-Nie mogę powiedzieć-dziewczyna uśmiechnęła się
-Powiedz mi, bo nie wiem jak Ci pomóc-nalegał
-Nie mogę. Obiecałam to komuś. Proszę Cię Kastiel, nie....-w tym momencie dziewczyna mi wyrwała telefon.
-Kastiel?-spytała do telefonu. Niestety odsunęła się na taką odległość, że nie słyszałam jego. - To twoja nowa maskotka? ... Domyśliłam się. ... Nie, nie będę jej pomagać! ... Jestem Ci dłużna? Niby za co?? ... Gdybym miała wyliczać, to wiesz ile Ty jesteś mi dłużny?? Poza tym co nam zrobiłeś nie pomogę Ci! To twój problem, nie mój. A tak przy okazji, to Ty namieszałeś w umyśle tych nastolatków? ... Zwariowałeś do reszty?! Ona nie jest tego warta. To zwykły kundel!! - po policzku poleciała mi łza.-Pieprzone dzieciaki.
Dobra, pomogę Ci pod warunkiem, że znajdziesz dla mnie wampirzy kamień. Potrzebuję go. ... Dobra. Przeniosę ją do Ciebie. Masz tydzień aby go znaleźć! ... Nie obchodzi mniej jak to zrobisz! Cześć.
-Czemu według Ciebie jestem kundlem?Spytałam płaczliwie.
-Wolisz określenie mieszaniec?? Człowiek i inne formy życia. Za co?!-dodała teatralnie
-Co Kasiel Ci takiego zrobił??-Spytałam. Popatrzyła tylko na mnie i zaczęła kreślić jakieś trójkąty na podłodze.-Co to??
-Gwiazda Davida. -Przewróciła oczami. Nie przeszkadzaj mi!-dodała podirytowana. Po skończonej serii kolorowanki na podłodze. Kazała mi stanąć na środku. Napisała jakąś kartkę, po czym położyła ją na stoliku obok mnie i rozmieściła świeczki. Potem poszła do kantorka mrucząc pod nosem coś, że uzupełni od razu zapas. Wzięłam kartkę i przeczytałam.
"Dusza i ciało tu nie pasujące,
Przez rzeki wolno płynące.
Przenieść do diabelskiego dziecka chcę,
Tego mieszańca ciało i duszę"-hmm jak miło
Widziałam przed sobą zdziwioną kobietę, która upuściła święcę. Posłałam jej pytające spojrzenie, a ona wykrztusiła z siebie: "Podskocz". Zrobiłam to po czym znalazłam się w pokoju Kastiela. Od razu mnie do siebie przytulił.
-Kim była ta kobieta? Co to za żołnierze?? Co to UNIT?? I do jasnej cholery co zrobiłeś tej kobiecie???!-Moje pytania mogły nie mieć końca. On tylko westchnął
-Czeka nas długa rozmowa-Po czym poszedł i otworzył najdłuższą szufladę w jego domu
Tak wiem, długo czekania. Miała ten rozdział Alex napisać, ale od tygodnia pisze, więc stwierdziłam, że nie dam wam dłużej czekać i sama go napiszę. Za wszelkie błędy z góry przepraszam :)
P.s. Oli via, ta czarodziejka z pamiętników wampirów to jak miała na imię?? Nie mogę jej znaleźć, a samego filmu nie oglądałam XD
Nie mogłam opuścić tego irytującego szpitala. Sny, a raczej koszmary były coraz dłuższe. Nie chciałam już spać. Ze względu, że poparzenie się nie zmieniało, a wręcz przybywało nowych chcieli mnie zostawić na badania. Nie miałam pojęcia co zrobić. Co jeśli coś się stanie? Co jeśli to nie będzie jedno badanie, a cała seria?
-Doktorze, kiedy mnie w końcu wypuścicie - spytałam
-Jak tylko dowiemy się co wywołuję taką anomalię-odpowiedział próbując się uśmiechnąć
-Ale ja chcę już do domu, do szkoły-powiedziałam załamana
-Niestety, nie możemy Cię wypuścić-po tych słowach opuścił pokój
Nagle zmienił się wystrój pokoju. Zobaczyłam napisy w nieznanym mi języku, lecz jeden był w moim. UNIT. Usłyszałam też głos: "Uciekaj!", po czym wszystko wróciło do normy. Wystraszyłam się, ale może to był dobry głos. Faktycznie jak się nad tym głębiej zastanowić, to co zrobią jak nie znajdą przyczyny? Będę anomalią, na której robią eksperymenty. Potem usłyszałam głosy, ale już rzeczywiste.
-W której sali ona jest?-spytał pierwszy głos
-Na sali segregacji-odparł mój doktor
-Zabezpieczyć wyjście-dodał drugi nieznany mi głos
To była moja sala. Gdyby chcieli tylko pogadać to nie zabezpieczali by wyjścia, prawda? Na szczęście Ci debile umieścili mnie na parterze. Otworzyłam okno i uciekłam w pobliski las. Przy sobie miałam tylko dokumenty i komórkę. Aż dziw, że nie ustawili swoich ludzi wokół budynku. Może nie zdążyli? A może fundusz mieli słaby na takie akcje. I tak dziękuję Bogu, że mogłam uciec. Po chwili, gdy miałam tymczasową pewność, że nikt mnie nie ściga chciałam zadzwonić do Kastiela, ale zauważyłam nieznaną mi postać w oddali. Popatrzyła na mnie i zaczęła biec. Nie wiem dlaczego, ale też za nią biegłam. Jeśli to była jedna z nich to może jakąś ją przekonam, aby nie wzywała swoich? Doszliśmy do jakieś jaskini. Weszłam do niej za nią. Nie wiem co mną kierowało? Może ciekawość? Gdy podeszłam do niej zapytała gniewnie.
-Czemu za mną łazisz-syknęła
-Czemu uciekałaś-Spytałam spokojniej z lekko nutą ironii
-To już moja sprawa. Ściągasz na siebie kłopoty. Jak Cię znajdą już po mnie!-zaskoczyła mnie
-Ja nawet nie wiem czemu mnie szukają.-dodałam z rozpaczą
-Pewnie jesteś istotą nadnaturalną. A teraz odejdź!-Warknęła, po czym odwróciła się do kotła.
-Skoro się boisz, to Ty pewnie też. Daj mi chociaż zadzwonić. Nie podam lokalizacji. On też nie jest normalny-poprosiłam
-Jeden telefon-powiedziała wciąż zła
Zadzwoniłam do Kastiela
-Hej, mam problem-Waliłam prosto z mostu, bo po co owijać w bawełnę
-Co się stało?-Spytał przejęty
-Jacyś ludzie mnie ścigają. A tak poza tym, co to jest UNIT?-spytałam z udawanym spokojem. Średnio mi to wychodziło.
-Gdzie jesteś?-Spytał. Chyba był lekko przerażony. Popatrzyłam na dziewczynę obok i powiedziałam:
-Nie mogę powiedzieć-dziewczyna uśmiechnęła się
-Powiedz mi, bo nie wiem jak Ci pomóc-nalegał
-Nie mogę. Obiecałam to komuś. Proszę Cię Kastiel, nie....-w tym momencie dziewczyna mi wyrwała telefon.
-Kastiel?-spytała do telefonu. Niestety odsunęła się na taką odległość, że nie słyszałam jego. - To twoja nowa maskotka? ... Domyśliłam się. ... Nie, nie będę jej pomagać! ... Jestem Ci dłużna? Niby za co?? ... Gdybym miała wyliczać, to wiesz ile Ty jesteś mi dłużny?? Poza tym co nam zrobiłeś nie pomogę Ci! To twój problem, nie mój. A tak przy okazji, to Ty namieszałeś w umyśle tych nastolatków? ... Zwariowałeś do reszty?! Ona nie jest tego warta. To zwykły kundel!! - po policzku poleciała mi łza.-Pieprzone dzieciaki.
Dobra, pomogę Ci pod warunkiem, że znajdziesz dla mnie wampirzy kamień. Potrzebuję go. ... Dobra. Przeniosę ją do Ciebie. Masz tydzień aby go znaleźć! ... Nie obchodzi mniej jak to zrobisz! Cześć.
-Czemu według Ciebie jestem kundlem?Spytałam płaczliwie.
-Wolisz określenie mieszaniec?? Człowiek i inne formy życia. Za co?!-dodała teatralnie
-Co Kasiel Ci takiego zrobił??-Spytałam. Popatrzyła tylko na mnie i zaczęła kreślić jakieś trójkąty na podłodze.-Co to??
-Gwiazda Davida. -Przewróciła oczami. Nie przeszkadzaj mi!-dodała podirytowana. Po skończonej serii kolorowanki na podłodze. Kazała mi stanąć na środku. Napisała jakąś kartkę, po czym położyła ją na stoliku obok mnie i rozmieściła świeczki. Potem poszła do kantorka mrucząc pod nosem coś, że uzupełni od razu zapas. Wzięłam kartkę i przeczytałam.
"Dusza i ciało tu nie pasujące,
Przez rzeki wolno płynące.
Przenieść do diabelskiego dziecka chcę,
Tego mieszańca ciało i duszę"-hmm jak miło
Widziałam przed sobą zdziwioną kobietę, która upuściła święcę. Posłałam jej pytające spojrzenie, a ona wykrztusiła z siebie: "Podskocz". Zrobiłam to po czym znalazłam się w pokoju Kastiela. Od razu mnie do siebie przytulił.
-Kim była ta kobieta? Co to za żołnierze?? Co to UNIT?? I do jasnej cholery co zrobiłeś tej kobiecie???!-Moje pytania mogły nie mieć końca. On tylko westchnął
-Czeka nas długa rozmowa-Po czym poszedł i otworzył najdłuższą szufladę w jego domu
Tak wiem, długo czekania. Miała ten rozdział Alex napisać, ale od tygodnia pisze, więc stwierdziłam, że nie dam wam dłużej czekać i sama go napiszę. Za wszelkie błędy z góry przepraszam :)
P.s. Oli via, ta czarodziejka z pamiętników wampirów to jak miała na imię?? Nie mogę jej znaleźć, a samego filmu nie oglądałam XD
poniedziałek, 26 maja 2014
Kijowy tydzień.
Wy też macie zjebany tydzień?? Tak, wiem. Miał być wczoraj, ale nie jestem w stanie coś wymyślić, przez ten ból. Tylko ja mogłam poparzyć się wrzątkiem do I i II stopnia -_- Chyba pójdę do lekarza. Ale ogólnie na takie coś polecam Panthenol. Na początku szczypie niemiłosiernie, a potem są mrówki :P Alex na bank coś wymyśli :P
piątek, 23 maja 2014
Rozdział XXII cz.2 "Nigdy nie wiadomo co gorsze. Sny, rzeczywistość, czy sny, które stają się rzeczywistością".
Nieznana postać:
Czasem przyszłość można zmienić, gdy nie wpłyną zbytnio na wiele wydarzeń naraz, ale są też stałe punkty w czasie, których zmienić nie wolno. Zwykle jest to śmierć, ale czy nie jest to sprawiedliwe, gdy dobra istota przeżyje, a zła zginie? Tak naprawdę obie te istoty zasługują na życie, ale trzeba podjąć decyzję.
June:
-Co Ci się stało?-Spytała Rozalia. Znów miałam ten sam sen i znowu obudziłam się poparzona.
-Robiłam sobie herbatę i wylał się na mnie wrzątek-skłamałam.
-Boże, boli? Musimy jak najszybciej iść do lekarza!-Zaczęła panikować
-Troszkę. Poboli, poboli i przestanie. Nie potrzeba lekarza-Zaprotestowałam.
-Skoro ona tak twierdzi, to zostaw ją.-odezwała się Violetta. Zwykle była smutna lub zamyślona. Teraz ma te obie cechy naraz.
-Ma iść do lekarza i koniec!-Uparła się Rozalia. Tylko, że o tych poparzeniach wiedzą tylko one. Nawet brygadzie KK (Kev i Kastiel) o tym nie powiedziałam.
-Ok, ale nikomu o tym nie mówcie. Nie chcę, aby mnie wyśmiali, że sobie herbaty nie potrafię zrobić-dodałam wiedząc, że przegrałam
-Ale to nie wstyd-Pocieszała mnie Roza jednocześnie delikatnie zakładając mi płaszcz.
-Proszę-Powiedziałam błagalnym tonem.
-Dziękuję-Zaśmiała się Roza.-Dobra obiecujemy-uśmiechnęła się
Gdy wychodziłam wydawało mi się że słyszę coś co kończyło się na "...za siebie". Może patrz za siebie, albo Uważaj NA siebie. W każdym razie szłam dalej.
Violetta:
Obmyśliłam plan. Zdobędę jakieś plusy u Kastiela. Jak powiem jaka nieogarnięta jest jego była. Może to i głupi plan, ale nie mam nic do stracenia.
-Tak?-Spytał
-Hej, tu Viol-Odpowiedziałam lekko uśmiechając się do telefonu.
-O, hej.-Powiedział zdziwiony.-Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz.
-Męczy mnie jedno pytanie. Jak mogłeś być z June parą?-Zaśmiałam się
-niezupełnie byliśmy parą. A co się stało??- W jego głosie było słychać rozdrażnienie, ale i ciekawość.
-Poparzyła się wodą z czajnika, a przynajmniej tak powiedziała. Mimo, że nawet nie miała uszykowanych ziół na herbatę. Nieco dziwne, ale ma ładnie poparzoną skórę, jakby z 10 litrów wody gotowała-Parsknęłam śmiechem.
-Gdzie ona jest?-Spytał szybko. Był przejęty.
-Poszli do najbliższego lekarza, ale....
Nie skończyłam, bo w tej chwili się rozłączył. Chyba zyskałam tylko plusy w byciu jego kumpelą.
Kas:
Biegłem jak na połamanie nóg. Do niej. Mógłbym sobie dać z nią spokój. Tyle podchodów, aby mnie znienawidziła i co? Niedługo zacznie mieszkać u mnie! Gdy doszedłem do szpitala spytałem o poparzoną dziewczynę. Odesłali mnie na SOR. Czyli, aż tak źle. Siedziałem pod drzwiami i słuchałem.
-Niech pan jej coś powie! Ona nie rozumie powagi sytuacji. Ledwo ją tu zaciągnęłam. Powinna tu sama przyjść. Niech jej pan coś powie!-Krzyczała jakaś dziewczyna, a June..Tak, jej śmiechu nie zapomnę...Śmiała się z niej.
-Spokojnie. Nie jest osobą pełnoletnią i nie może sama się wypisać-Zapewnił ją lekarz
-Jest nieźle wygadana, co?-wszyscy się zaśmiali-Doktorze, jestem w stanie sama się poruszać. To lekkie poparzenie. Poza tym nie lubię igieł-Mówiła spokojnie June
-No dobrze. Żadnych igieł, ale zostawię panienkę na obserwacji.
Przypuszczam, żeby ciągnęła to dalej, ale wszedłem ja.
-Kastiel?-Spytała zdziwiona
Tak. Nie mów nic. Viola mi powiedziała.-Wiedziałem z jej miny o co chcę spytać.
-Proszę państwa-odezwał się lekarz-Tylko jeden odwiedzający.
-To ja już pójdę. Trzymaj się kochana ciepło-powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła June.
Gdy poszła zostaliśmy sami.
-A teraz powiedz mi co się naprawdę stało.-Powiedziałem spokojnie
-Nie-Powiedziała nie patrząc na mnie.
-Proszę-Ta niewiedza mnie bolała. Tak bardzo pragnąłem jej pomóc...
-Płonęłam-Tylko to powiedziała i po chwili już płakała. Przytuliłem ją i dostałem jakby falę energii. Widziałem straszne obrazy. Urywały się wraz z rzutem do ognia. Nie wiem co to było, ale dowiem się. Za wszelką cenę.
Czasem przyszłość można zmienić, gdy nie wpłyną zbytnio na wiele wydarzeń naraz, ale są też stałe punkty w czasie, których zmienić nie wolno. Zwykle jest to śmierć, ale czy nie jest to sprawiedliwe, gdy dobra istota przeżyje, a zła zginie? Tak naprawdę obie te istoty zasługują na życie, ale trzeba podjąć decyzję.
June:
-Co Ci się stało?-Spytała Rozalia. Znów miałam ten sam sen i znowu obudziłam się poparzona.
-Robiłam sobie herbatę i wylał się na mnie wrzątek-skłamałam.
-Boże, boli? Musimy jak najszybciej iść do lekarza!-Zaczęła panikować
-Troszkę. Poboli, poboli i przestanie. Nie potrzeba lekarza-Zaprotestowałam.
-Skoro ona tak twierdzi, to zostaw ją.-odezwała się Violetta. Zwykle była smutna lub zamyślona. Teraz ma te obie cechy naraz.
-Ma iść do lekarza i koniec!-Uparła się Rozalia. Tylko, że o tych poparzeniach wiedzą tylko one. Nawet brygadzie KK (Kev i Kastiel) o tym nie powiedziałam.
-Ok, ale nikomu o tym nie mówcie. Nie chcę, aby mnie wyśmiali, że sobie herbaty nie potrafię zrobić-dodałam wiedząc, że przegrałam
-Ale to nie wstyd-Pocieszała mnie Roza jednocześnie delikatnie zakładając mi płaszcz.
-Proszę-Powiedziałam błagalnym tonem.
-Dziękuję-Zaśmiała się Roza.-Dobra obiecujemy-uśmiechnęła się
Gdy wychodziłam wydawało mi się że słyszę coś co kończyło się na "...za siebie". Może patrz za siebie, albo Uważaj NA siebie. W każdym razie szłam dalej.
Violetta:
Obmyśliłam plan. Zdobędę jakieś plusy u Kastiela. Jak powiem jaka nieogarnięta jest jego była. Może to i głupi plan, ale nie mam nic do stracenia.
-Tak?-Spytał
-Hej, tu Viol-Odpowiedziałam lekko uśmiechając się do telefonu.
-O, hej.-Powiedział zdziwiony.-Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz.
-Męczy mnie jedno pytanie. Jak mogłeś być z June parą?-Zaśmiałam się
-niezupełnie byliśmy parą. A co się stało??- W jego głosie było słychać rozdrażnienie, ale i ciekawość.
-Poparzyła się wodą z czajnika, a przynajmniej tak powiedziała. Mimo, że nawet nie miała uszykowanych ziół na herbatę. Nieco dziwne, ale ma ładnie poparzoną skórę, jakby z 10 litrów wody gotowała-Parsknęłam śmiechem.
-Gdzie ona jest?-Spytał szybko. Był przejęty.
-Poszli do najbliższego lekarza, ale....
Nie skończyłam, bo w tej chwili się rozłączył. Chyba zyskałam tylko plusy w byciu jego kumpelą.
Kas:
Biegłem jak na połamanie nóg. Do niej. Mógłbym sobie dać z nią spokój. Tyle podchodów, aby mnie znienawidziła i co? Niedługo zacznie mieszkać u mnie! Gdy doszedłem do szpitala spytałem o poparzoną dziewczynę. Odesłali mnie na SOR. Czyli, aż tak źle. Siedziałem pod drzwiami i słuchałem.
-Niech pan jej coś powie! Ona nie rozumie powagi sytuacji. Ledwo ją tu zaciągnęłam. Powinna tu sama przyjść. Niech jej pan coś powie!-Krzyczała jakaś dziewczyna, a June..Tak, jej śmiechu nie zapomnę...Śmiała się z niej.
-Spokojnie. Nie jest osobą pełnoletnią i nie może sama się wypisać-Zapewnił ją lekarz
-Jest nieźle wygadana, co?-wszyscy się zaśmiali-Doktorze, jestem w stanie sama się poruszać. To lekkie poparzenie. Poza tym nie lubię igieł-Mówiła spokojnie June
-No dobrze. Żadnych igieł, ale zostawię panienkę na obserwacji.
Przypuszczam, żeby ciągnęła to dalej, ale wszedłem ja.
-Kastiel?-Spytała zdziwiona
Tak. Nie mów nic. Viola mi powiedziała.-Wiedziałem z jej miny o co chcę spytać.
-Proszę państwa-odezwał się lekarz-Tylko jeden odwiedzający.
-To ja już pójdę. Trzymaj się kochana ciepło-powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła June.
Gdy poszła zostaliśmy sami.
-A teraz powiedz mi co się naprawdę stało.-Powiedziałem spokojnie
-Nie-Powiedziała nie patrząc na mnie.
-Proszę-Ta niewiedza mnie bolała. Tak bardzo pragnąłem jej pomóc...
-Płonęłam-Tylko to powiedziała i po chwili już płakała. Przytuliłem ją i dostałem jakby falę energii. Widziałem straszne obrazy. Urywały się wraz z rzutem do ognia. Nie wiem co to było, ale dowiem się. Za wszelką cenę.
Rozdział XXII "Nie ważne co mówią inni. To od naszych wyborów zależy nasza przyszłość"
Kev:
Ciągle w głowie siedział mi ten gość. Skąd on wiedział o June. W co jeszcze ona może się wplątać. Nie ucieknie, to już raczej postanowione, a ja sterczę jak ten debil pod blokiem tego rudego idioty. Pora wejść i z nią pogadać, ale czy posłucha? Po wciśnięciu numerka na domofonie i powiedzeniu, że to ja. Wszedłem do środka. Zapowiada się zły dzień. Kas mieszka na 10 piętrze, a winda jest zepsuta. Niech to. Po kilku minutowej tułaczce w końcu wchodzę do jego domu.
-Gdzie moja siostra?-Spytałem na spokojnie
-Niszczy mi meble.-Odpowiedział ze śmiechem
-Jest zła?-Moja powaga wywołała u niego zdziwienie.
-Powiedzmy-ciągle się śmiał. O co chodzi??
-June!-Krzyknąłem na całe mieszkanie.
-Idę-Odkrzyknęła mi zdenerwowanym tonem, po czym usłyszałem "ŁUP".
-Co Ty tam robiłaś?-Zapytałem gdy już wyszła z pokoju.
-Ćwiczyłam. O czym chciałeś pogadać??-Spytała szybko.
-Słuchaj, nie uciekniesz ze mną. Ok, ale musisz wiedzieć na jakie niebezpieczeństwo się porywasz. Twój ojciec Cię szuka. Tak, wiem jesteś w szoku, ale masz ojca. on jest zły, a Ty jesteś mu do czegoś potrzebna.-Powiedziałem to wszystko na jednym tchu
-Ale do czego-spytała z zaciekawieniem.
-Tego nie wiem. Zaraz.... Nie zaskakuje Cię to, że nagle masz ojca??-Spytałem zdumiony
-Już poznałam jednego z jego kumpli.-odpowiedziała
-Może chodzi mu o to co ona potrafi?-dołączył Kastiel
-To znaczy??-Nie wiedziałem o co mu może chodzić
-Pokaż mu-powiedział, po czym June skinęła głową.
-Patrz na tamten krzywy obraz-nakazała
I gapiłem się na niego, gdy nagle się wyrównał. Tak sam z siebie.
-Ja to zrobiłam-odpowiedziała nadal się uspokajając
-Jakoś nie jesteś zaskoczony.-Powiedział Kastiel przeszywając mnie wzrokiem
-Twoja mama mnie ostrzegała co możesz robić-odpowiedziałem ze spokojem
-Więc coś jeszcze będę mogła? Co??-Dopytywała
-Uwaga, Spojler!
Tylko tyle powiedziałem już nie pytała, tylko zaczęła opowiadać o swoim śnie.
-Przyszłość jest subiektywna. Ją zawsze można zmienić.
-Tylko trzeba wiedzieć jak-dodałem
-Musi być jakieś wyjście. Zawsze jest-powiedział
-Tylko za jaką cenę?-spytała June
P.s. Pod wieczór bd część druga, bo tak nie może być, że taki krótki, ale czasu brakuje :( A tą czarodziejkę z pamiętników wampirów (O ile się nie mylę) dodamy za jakieś 3-4 rozdziały, bo myślimy nad rolą dla niej :P Tak, w niedzielę też bd rozdział XD (poprawka, bo mi się dni popieprzyły :P)
Ciągle w głowie siedział mi ten gość. Skąd on wiedział o June. W co jeszcze ona może się wplątać. Nie ucieknie, to już raczej postanowione, a ja sterczę jak ten debil pod blokiem tego rudego idioty. Pora wejść i z nią pogadać, ale czy posłucha? Po wciśnięciu numerka na domofonie i powiedzeniu, że to ja. Wszedłem do środka. Zapowiada się zły dzień. Kas mieszka na 10 piętrze, a winda jest zepsuta. Niech to. Po kilku minutowej tułaczce w końcu wchodzę do jego domu.
-Gdzie moja siostra?-Spytałem na spokojnie
-Niszczy mi meble.-Odpowiedział ze śmiechem
-Jest zła?-Moja powaga wywołała u niego zdziwienie.
-Powiedzmy-ciągle się śmiał. O co chodzi??
-June!-Krzyknąłem na całe mieszkanie.
-Idę-Odkrzyknęła mi zdenerwowanym tonem, po czym usłyszałem "ŁUP".
-Co Ty tam robiłaś?-Zapytałem gdy już wyszła z pokoju.
-Ćwiczyłam. O czym chciałeś pogadać??-Spytała szybko.
-Słuchaj, nie uciekniesz ze mną. Ok, ale musisz wiedzieć na jakie niebezpieczeństwo się porywasz. Twój ojciec Cię szuka. Tak, wiem jesteś w szoku, ale masz ojca. on jest zły, a Ty jesteś mu do czegoś potrzebna.-Powiedziałem to wszystko na jednym tchu
-Ale do czego-spytała z zaciekawieniem.
-Tego nie wiem. Zaraz.... Nie zaskakuje Cię to, że nagle masz ojca??-Spytałem zdumiony
-Już poznałam jednego z jego kumpli.-odpowiedziała
-Może chodzi mu o to co ona potrafi?-dołączył Kastiel
-To znaczy??-Nie wiedziałem o co mu może chodzić
-Pokaż mu-powiedział, po czym June skinęła głową.
-Patrz na tamten krzywy obraz-nakazała
I gapiłem się na niego, gdy nagle się wyrównał. Tak sam z siebie.
-Ja to zrobiłam-odpowiedziała nadal się uspokajając
-Jakoś nie jesteś zaskoczony.-Powiedział Kastiel przeszywając mnie wzrokiem
-Twoja mama mnie ostrzegała co możesz robić-odpowiedziałem ze spokojem
-Więc coś jeszcze będę mogła? Co??-Dopytywała
-Uwaga, Spojler!
Tylko tyle powiedziałem już nie pytała, tylko zaczęła opowiadać o swoim śnie.
-Przyszłość jest subiektywna. Ją zawsze można zmienić.
-Tylko trzeba wiedzieć jak-dodałem
-Musi być jakieś wyjście. Zawsze jest-powiedział
-Tylko za jaką cenę?-spytała June
P.s. Pod wieczór bd część druga, bo tak nie może być, że taki krótki, ale czasu brakuje :( A tą czarodziejkę z pamiętników wampirów (O ile się nie mylę) dodamy za jakieś 3-4 rozdziały, bo myślimy nad rolą dla niej :P Tak, w niedzielę też bd rozdział XD (poprawka, bo mi się dni popieprzyły :P)
niedziela, 18 maja 2014
Dodatek specjalny: "Sen June"
Kiedy przyszło jej spędzić samotną noc w akademiku nie spodziewała się, że będzie miała koszmary. Oczywiście wolała spać z Kastielem, lecz nie można mieć wszystkiego.
Położyła się więc do łóżka długo nie mogąc zmrużyć oka. Wszystkie dziewczyny - współlokatorki już smacznie spały. Aż je w myślach za to przeklinała. Bowiem ona nie mogła.
Kiedy w końcu zapadła w ramiona Morfeusza zaczął się jeden z wielu koszmarów które miały nastąpić.
Była uwięziona w mosiężne kajdany. Tak ciężkie, że ledwo je sama unosiła. Znajdowała się w brudnej, zaszczurzonej, ciemnej celi. Nie widziała nawet czubka własnego nosa.
Każdy szmer budził w niej strach tak wielki, że aż podrygiwała.
Nagle cela się otworzyła i usłyszała ciężkie kroki. Ktoś szarpnął ją za ramię na krótkie nogi i powiedział krótko:
- Idziemy - Grubym tonem głosu. Nawet nie wiedziała któż to może być więc posłusznie szła. Nadal milcząc ze strachem w oczach.
Którego zapewne nikt nie mógł tu zobaczyć.
Często słyszała tylko jęki innych którzy byli tu tak długo, że aż szczury zaczęły ich zjadać. Ciała niemyte od wielu lat.
Te krzyki były dla jej uszu męczarnią. Z jednej strony cieszyła się, że gdzieś idzie, a z drugiej nie wiedza ją płoszyła.
Wciąż ciągnęła ją obślizła ręka przez tunele. Brzydziła się tej dłoni.
Nagle otworzyły się drzwi i poraziło ją jasne światło. Nie widziała go od kilku dni więc bardzo bolało.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności mogła spojrzeć na mężczyznę który ją wlókł.
Od razu tego pożałowała bo serce aż podskoczyło jej do gardła. Facet był zielony, miał skośne oczy. Kompletny brak włosów a całe jego ciało pokrywała zielona maź. Dlatego dłonie były tak śliskie.
Próbowała się wyrwać, ale to na nic... Panicznie rozglądała się wokół. Widziała coraz to dziwniejszych "ludzi". Jeden miał macki zamiast włosów i był fioletowy. Drugi niebieski miał łuski zamiast skóry. Błyszczały się jak brokat. Zauważyła kilka centaurów z łukami i innych z błonami między palcami jak u żaby. Byli też tacy którzy posiadali ogony. Przeróżne ogony. Z kolcami, puchate i te gładkie. A najzabawniejsze jest to... Że nikt nie miał normalnego zabarwienia skóry.
Wszyscy byli zarazem nieludzko piękni a jednak obrzydliwi. Wszystko sobie tu przeczyło.
Zauważyła również, że rozpalili ognisko. Tańczyli wokół niego i odśpiewywali różne modły. Nie znała ich języka.
Widziała, że pośrodku paleniska był posąg jakiegoś Bożka. Widocznie do niego się modlą...
Po chwili zza posągu wysunęła się nieziemsko piękna para.
Mężczyzna był cudowny. Był koloru jasnego fioletu o czarnych włosach jak i oczach. Miał szpiczaste uszy jak u Elfa, lecz nie było widać zbytnio po nim wieku.
Kobieta o dziwo była normalna. Jak człowiek... I zadziwiająco do niej podoba. Te same oczy, włosy, usta... Wyglądała jak ona za kilka lat.
Jednak mężczyzna wydawał się być mocny, odważny, zadziorny i strasznie pewien siebie. Natomiast kobieta odwrotnie. Swoją postawą reprezentowała zagubienie, strach przed partnerem, i całkowite wycofanie.
Nim się zorientowała już obleśny zielony glut. Jak go nazwała...Zaczął ją ciągnąć w stronę ognia. Wszyscy się cieszyli... Nawet fioletowy o
szpiczastych uszach. Tylko nie ona i kobieta... Jedyna normalna jak zaczęła na nią mówić w myślach.
Próbowała na darmo się wyrwać bo kiedy już prawie się udało dostała tak od gluta w twarz, że straciła przytomność.
Obudziły ją duszności, gorąco, pieczenie całej skóry i smród palącego się ciała... Bowiem to ona się paliła. Została przywiązana do posążka
i już lizał ogień jej ciało, włosy. Spanikowana ze strachu i bólu krzyczała. A oni dalej wokół tańczyli trzymając się za ręce.
Obraz jej się rozmazywał przez łzy w oczach, dym i panikę. Widziała tylko splatających się ludzi w całość.
Oraz wciąż tą parkę. Przybitą kobietę i szczęśliwego, uśmiechniętego od ucha do ucha Elfiego faceta.
Nagle on rzekł.
- Nie bój się moja córko... To dla dobra nas wszystkich. Twoje poświecenie jest darem.
Uśmiechnął się chytrze, a ona wyrwała się ze szponów snu.
Ledwo mogła złapać powietrze w płuca które bolały. Gardło paliło, skóra piekła jak diabli.
Odsunęła rąbek piżamy i okazało się, że miała zaczerwienienia na skórze...
Czyżby to działo się na wpół na jawie ? Wiedziała tylko tyle... że już dzisiaj nie zaśnie.
Położyła się więc do łóżka długo nie mogąc zmrużyć oka. Wszystkie dziewczyny - współlokatorki już smacznie spały. Aż je w myślach za to przeklinała. Bowiem ona nie mogła.
Kiedy w końcu zapadła w ramiona Morfeusza zaczął się jeden z wielu koszmarów które miały nastąpić.
Była uwięziona w mosiężne kajdany. Tak ciężkie, że ledwo je sama unosiła. Znajdowała się w brudnej, zaszczurzonej, ciemnej celi. Nie widziała nawet czubka własnego nosa.
Każdy szmer budził w niej strach tak wielki, że aż podrygiwała.
Nagle cela się otworzyła i usłyszała ciężkie kroki. Ktoś szarpnął ją za ramię na krótkie nogi i powiedział krótko:
- Idziemy - Grubym tonem głosu. Nawet nie wiedziała któż to może być więc posłusznie szła. Nadal milcząc ze strachem w oczach.
Którego zapewne nikt nie mógł tu zobaczyć.
Często słyszała tylko jęki innych którzy byli tu tak długo, że aż szczury zaczęły ich zjadać. Ciała niemyte od wielu lat.
Te krzyki były dla jej uszu męczarnią. Z jednej strony cieszyła się, że gdzieś idzie, a z drugiej nie wiedza ją płoszyła.
Wciąż ciągnęła ją obślizła ręka przez tunele. Brzydziła się tej dłoni.
Nagle otworzyły się drzwi i poraziło ją jasne światło. Nie widziała go od kilku dni więc bardzo bolało.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności mogła spojrzeć na mężczyznę który ją wlókł.
Od razu tego pożałowała bo serce aż podskoczyło jej do gardła. Facet był zielony, miał skośne oczy. Kompletny brak włosów a całe jego ciało pokrywała zielona maź. Dlatego dłonie były tak śliskie.
Próbowała się wyrwać, ale to na nic... Panicznie rozglądała się wokół. Widziała coraz to dziwniejszych "ludzi". Jeden miał macki zamiast włosów i był fioletowy. Drugi niebieski miał łuski zamiast skóry. Błyszczały się jak brokat. Zauważyła kilka centaurów z łukami i innych z błonami między palcami jak u żaby. Byli też tacy którzy posiadali ogony. Przeróżne ogony. Z kolcami, puchate i te gładkie. A najzabawniejsze jest to... Że nikt nie miał normalnego zabarwienia skóry.
Wszyscy byli zarazem nieludzko piękni a jednak obrzydliwi. Wszystko sobie tu przeczyło.
Zauważyła również, że rozpalili ognisko. Tańczyli wokół niego i odśpiewywali różne modły. Nie znała ich języka.
Widziała, że pośrodku paleniska był posąg jakiegoś Bożka. Widocznie do niego się modlą...
Po chwili zza posągu wysunęła się nieziemsko piękna para.
Mężczyzna był cudowny. Był koloru jasnego fioletu o czarnych włosach jak i oczach. Miał szpiczaste uszy jak u Elfa, lecz nie było widać zbytnio po nim wieku.
Kobieta o dziwo była normalna. Jak człowiek... I zadziwiająco do niej podoba. Te same oczy, włosy, usta... Wyglądała jak ona za kilka lat.
Jednak mężczyzna wydawał się być mocny, odważny, zadziorny i strasznie pewien siebie. Natomiast kobieta odwrotnie. Swoją postawą reprezentowała zagubienie, strach przed partnerem, i całkowite wycofanie.
Nim się zorientowała już obleśny zielony glut. Jak go nazwała...Zaczął ją ciągnąć w stronę ognia. Wszyscy się cieszyli... Nawet fioletowy o
szpiczastych uszach. Tylko nie ona i kobieta... Jedyna normalna jak zaczęła na nią mówić w myślach.
Próbowała na darmo się wyrwać bo kiedy już prawie się udało dostała tak od gluta w twarz, że straciła przytomność.
Obudziły ją duszności, gorąco, pieczenie całej skóry i smród palącego się ciała... Bowiem to ona się paliła. Została przywiązana do posążka
i już lizał ogień jej ciało, włosy. Spanikowana ze strachu i bólu krzyczała. A oni dalej wokół tańczyli trzymając się za ręce.
Obraz jej się rozmazywał przez łzy w oczach, dym i panikę. Widziała tylko splatających się ludzi w całość.
Oraz wciąż tą parkę. Przybitą kobietę i szczęśliwego, uśmiechniętego od ucha do ucha Elfiego faceta.
Nagle on rzekł.
- Nie bój się moja córko... To dla dobra nas wszystkich. Twoje poświecenie jest darem.
Uśmiechnął się chytrze, a ona wyrwała się ze szponów snu.
Ledwo mogła złapać powietrze w płuca które bolały. Gardło paliło, skóra piekła jak diabli.
Odsunęła rąbek piżamy i okazało się, że miała zaczerwienienia na skórze...
Czyżby to działo się na wpół na jawie ? Wiedziała tylko tyle... że już dzisiaj nie zaśnie.
piątek, 16 maja 2014
Rozdział XXI "Dziwne, gdy ktoś Cię denerwuje, by Cię czegoś nauczyć"
June:
Wszystko wróciło do normy, ale nadal bałam się, że komuś znów stanie się komuś krzywda. Dziś odwiedziłam Kastiela, aby ćwiczyć swój dar.
-buu-wystraszył mnie Kastiel
-Odwaliło Ci, czy jak?!-moja pikawa zaczęła dużo szybciej pikać.
-Coś sprawdzam Ty głupia małpo!-krzyknął Kastiel
-Słucham?!-Wydarłam się w złości na niego, po czym o wylądował na ścianie i wbił swoje kopyta w telewizor. Po minucie znów stał przede mną.
-Czyli twój dar wiąże się ze złością-powiedział z uśmiechem, po czym dodał-szkoda tylko telewizora.
-Czyli wyzywałeś mnie, żeby sprawdzić jak to działa?!-Znów się wydarłam i dobiłam biedny telewizor.
-Możesz się uspokoić?? Oszczędź mi resztę mebli-jego ton głosu udawał błaganie
-Jak będziesz normalnie się zachowywał. Tak przy okazji. Wiesz co ja umiem, ale nie wiem co Ty umiesz?-dodałam
Kas:
W mojej głowie narodziło się pytania: "Co jej pokazać?" i "Czy w ogóle jej coś pokazać?". W końcu podszedłem do świeczki i położyłem na niej dłoń. June patrzyła się na mnie z niecierpliwością. Podniosłem rękę z nad zapalonej świeczki. "Ogień" Tylko to powiedziała i zaczęła się w niego patrzeć.
-Boisz się mnie?-spytałem. Potrząsnęła przecząco głową-Dlaczego??-nie uwierzyłem jej
-Nie wiem. Po prostu czuję, że nie zrobisz mi krzywdy, a ogień jest piękny-dodała radośnie
-Poczekaj-przyłożyłem rękę do ognia i zmieniłem go na niebieski. Jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.-Umiem zmieniać jego kolor-dodałem.
Nie uważałeś na chemii, co? Przyznaj się.-nadal się uśmiechała.
-Możliwe a co?-Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Ogień zmienia swoją barwę w zależności od temperatury. Nie pamiętam od ilu był niebieski, ale coś między 1 000, a 2 000 Celsjusza.-mówiła to patrząc w jeden punkt.
-Popsułaś mi marzenia-Zaśmiałem się
-Nie chciałam. Lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo-Zrobiła niby poważną minę.
-Może masz i rację-dodałem po chwili namysłu.
Kev:
Dzwonię do June. Odbiera za siódmym razem
-Czego chcesz?-pyta
-Musimy się spotkać. Teraz, zaraz.-Wypuszczam słowa z szybkością 3 słów na sekundę
-A co pali się?-pyta spokojnie
-Proszę, musisz mnie wysłuchać.-Mój błagalny ton zwykle działa.
-Ech... Poczekaj-Mówi do kogoś obok-Przyjdź jutro o 14 do Kastiela.-dodaje
-Nie, albo u nas, albo w miejscu publicznym.-Nie ma mowy. Raz byłem, starczy.
-To już nie jest "nasz" dom i wolę na mniej otwartym terenie. Jej podirytowany glos mówi mi, że muszę jednak przystać na te warunki.
-Chyba nie mam wyboru-Wzdycham-Do zobaczenia jutro-dodaje.
-Do zobaczenia.-Mówi neutralnym głosem, po czym się rozłącza.
Wszystko wróciło do normy, ale nadal bałam się, że komuś znów stanie się komuś krzywda. Dziś odwiedziłam Kastiela, aby ćwiczyć swój dar.
-buu-wystraszył mnie Kastiel
-Odwaliło Ci, czy jak?!-moja pikawa zaczęła dużo szybciej pikać.
-Coś sprawdzam Ty głupia małpo!-krzyknął Kastiel
-Słucham?!-Wydarłam się w złości na niego, po czym o wylądował na ścianie i wbił swoje kopyta w telewizor. Po minucie znów stał przede mną.
-Czyli twój dar wiąże się ze złością-powiedział z uśmiechem, po czym dodał-szkoda tylko telewizora.
-Czyli wyzywałeś mnie, żeby sprawdzić jak to działa?!-Znów się wydarłam i dobiłam biedny telewizor.
-Możesz się uspokoić?? Oszczędź mi resztę mebli-jego ton głosu udawał błaganie
-Jak będziesz normalnie się zachowywał. Tak przy okazji. Wiesz co ja umiem, ale nie wiem co Ty umiesz?-dodałam
Kas:
W mojej głowie narodziło się pytania: "Co jej pokazać?" i "Czy w ogóle jej coś pokazać?". W końcu podszedłem do świeczki i położyłem na niej dłoń. June patrzyła się na mnie z niecierpliwością. Podniosłem rękę z nad zapalonej świeczki. "Ogień" Tylko to powiedziała i zaczęła się w niego patrzeć.
-Boisz się mnie?-spytałem. Potrząsnęła przecząco głową-Dlaczego??-nie uwierzyłem jej
-Nie wiem. Po prostu czuję, że nie zrobisz mi krzywdy, a ogień jest piękny-dodała radośnie
-Poczekaj-przyłożyłem rękę do ognia i zmieniłem go na niebieski. Jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.-Umiem zmieniać jego kolor-dodałem.
Nie uważałeś na chemii, co? Przyznaj się.-nadal się uśmiechała.
-Możliwe a co?-Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Ogień zmienia swoją barwę w zależności od temperatury. Nie pamiętam od ilu był niebieski, ale coś między 1 000, a 2 000 Celsjusza.-mówiła to patrząc w jeden punkt.
-Popsułaś mi marzenia-Zaśmiałem się
-Nie chciałam. Lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo-Zrobiła niby poważną minę.
-Może masz i rację-dodałem po chwili namysłu.
Kev:
Dzwonię do June. Odbiera za siódmym razem
-Czego chcesz?-pyta
-Musimy się spotkać. Teraz, zaraz.-Wypuszczam słowa z szybkością 3 słów na sekundę
-A co pali się?-pyta spokojnie
-Proszę, musisz mnie wysłuchać.-Mój błagalny ton zwykle działa.
-Ech... Poczekaj-Mówi do kogoś obok-Przyjdź jutro o 14 do Kastiela.-dodaje
-Nie, albo u nas, albo w miejscu publicznym.-Nie ma mowy. Raz byłem, starczy.
-To już nie jest "nasz" dom i wolę na mniej otwartym terenie. Jej podirytowany glos mówi mi, że muszę jednak przystać na te warunki.
-Chyba nie mam wyboru-Wzdycham-Do zobaczenia jutro-dodaje.
-Do zobaczenia.-Mówi neutralnym głosem, po czym się rozłącza.
wtorek, 13 maja 2014
Rozdział XX cz.2 "Często nie chcemy dowiadywać się prawdy, bo wiemy, że ona nas zrani"
Kev:
Pora sprawdzić, czy to dobra dusza, zła, czy tylko głupi żart, chodź wątpię. Czasami marzę, aby porwali mnie kosmici i bym już tu nigdy nie wrócił. Komu w drogę temu trampki zajumali jak to mawiają studenci. Pobiegnę przez park, a potem przez cmentarz. Pora pokusić los. Bo jeśli to nie jest głupi żart, to jest bardzo źle. Może ją znalazł, może już ją zdobył? Zobaczymy. 3 2 1 Start.
Kas:
Latałem tak kończąc wymazywać wspomnienia ostatnim 3 uczniom. To była ciężka noc, a następny sen będę miał za jakiś miesiąc, może dwa. Przelatując przez miasto zobaczyłem Keva. Co on tu do diabła robi? (przyp. aut. Oryginalnie było Co on tu do taty robi??) Na szczęście blisko mam wieżowiec. Chyba Calvin tam mieszka. On nie może zobaczyć, że mam skrzydła! Obserwowałem go. Biegł jakby miał cel , a jednocześnie go nie miał. Obserwowałem go od parku, po cmentarz, a następnie ten nieszczęsny las (przyp. aut. Tak, to ten sam las co w rozdziale XVII :) ). Tu zwalniał brakowało mu już sił. I tak go doceniam. 5 km, non stop biegnąc, to zawsze jakiś wyczyn. Z lasu wyłoniła się druga postać. Znałem ją aż za dobrze. Kumpel Calvin'a. Ale co on tu robi?? Czy nie powinien spać?? Oj Chester, Chester. Co Ty od niego chcesz??
Kev:
Biegłem dobre 5 km. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Dawno nie biegałem. Muszę odsapnąć. Ale i to nie było mi dane, bo oczywiście przy moim szczęściu spotykam jakiegoś faceta. Może to ten od listu??
-Uciekasz??-Spytał zaskoczony. Może to jednak nie on?
-Nie, uprawiam jogging-skłamałem.
-Miałeś uciec-powiedział poddenerwowany.
-To Ty wysłałeś mi ten liścik?-bardziej stwierdziłem niż zapytałem-Dlaczego?
-Czemu jej z Tobą nie ma?-nie owijał w bawełnę.
-Bo odeszła-wyznałem szczerze. Sam nie wiem po co.
-Ona... nie żyje???-spytał zszokowany i zmartwiony.
-Żyje, tylko jest... poza zasięgiem-Próbowałem przekazywać najmniej informacji jak się dało
-Gdzie jest-pytał zniecierpliwiony.
-Najpierw mi powiedz czemu musimy uciekać i czego od niej chcesz?-spytałem, lecz na pierwsze chyba znałem już odpowiedź.
-Wiesz kto ją szuka.-odpowiedział.
-A Ty?? Co masz z nim wspólnego??-spytałem zirytowany
-Nie obrażaj mnie!-warknął. Drugi Kastiel, czy co?
-To czego od niej chcesz?-Spytałem ze zdenerwowaniem
-Aby on jej nie dopadł.-odpowiedział już spokojniej
-Postaram się o to-powiedziałem pewnym siebie tonem.
-Wiesz z czym masz do czynienia-zapytał
-Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Znajdę wyjście z tej... sytuacji.-powiedziałem jak najspokojniej.
-Jak chcesz.-po czym odszedł i wymruczał pod nosem. "I tak jest tylko jedno najlepsze wyjście.".
Pora sprawdzić, czy to dobra dusza, zła, czy tylko głupi żart, chodź wątpię. Czasami marzę, aby porwali mnie kosmici i bym już tu nigdy nie wrócił. Komu w drogę temu trampki zajumali jak to mawiają studenci. Pobiegnę przez park, a potem przez cmentarz. Pora pokusić los. Bo jeśli to nie jest głupi żart, to jest bardzo źle. Może ją znalazł, może już ją zdobył? Zobaczymy. 3 2 1 Start.
Kas:
Latałem tak kończąc wymazywać wspomnienia ostatnim 3 uczniom. To była ciężka noc, a następny sen będę miał za jakiś miesiąc, może dwa. Przelatując przez miasto zobaczyłem Keva. Co on tu do diabła robi? (przyp. aut. Oryginalnie było Co on tu do taty robi??) Na szczęście blisko mam wieżowiec. Chyba Calvin tam mieszka. On nie może zobaczyć, że mam skrzydła! Obserwowałem go. Biegł jakby miał cel , a jednocześnie go nie miał. Obserwowałem go od parku, po cmentarz, a następnie ten nieszczęsny las (przyp. aut. Tak, to ten sam las co w rozdziale XVII :) ). Tu zwalniał brakowało mu już sił. I tak go doceniam. 5 km, non stop biegnąc, to zawsze jakiś wyczyn. Z lasu wyłoniła się druga postać. Znałem ją aż za dobrze. Kumpel Calvin'a. Ale co on tu robi?? Czy nie powinien spać?? Oj Chester, Chester. Co Ty od niego chcesz??
Kev:
Biegłem dobre 5 km. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Dawno nie biegałem. Muszę odsapnąć. Ale i to nie było mi dane, bo oczywiście przy moim szczęściu spotykam jakiegoś faceta. Może to ten od listu??
-Uciekasz??-Spytał zaskoczony. Może to jednak nie on?
-Nie, uprawiam jogging-skłamałem.
-Miałeś uciec-powiedział poddenerwowany.
-To Ty wysłałeś mi ten liścik?-bardziej stwierdziłem niż zapytałem-Dlaczego?
-Czemu jej z Tobą nie ma?-nie owijał w bawełnę.
-Bo odeszła-wyznałem szczerze. Sam nie wiem po co.
-Ona... nie żyje???-spytał zszokowany i zmartwiony.
-Żyje, tylko jest... poza zasięgiem-Próbowałem przekazywać najmniej informacji jak się dało
-Gdzie jest-pytał zniecierpliwiony.
-Najpierw mi powiedz czemu musimy uciekać i czego od niej chcesz?-spytałem, lecz na pierwsze chyba znałem już odpowiedź.
-Wiesz kto ją szuka.-odpowiedział.
-A Ty?? Co masz z nim wspólnego??-spytałem zirytowany
-Nie obrażaj mnie!-warknął. Drugi Kastiel, czy co?
-To czego od niej chcesz?-Spytałem ze zdenerwowaniem
-Aby on jej nie dopadł.-odpowiedział już spokojniej
-Postaram się o to-powiedziałem pewnym siebie tonem.
-Wiesz z czym masz do czynienia-zapytał
-Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Znajdę wyjście z tej... sytuacji.-powiedziałem jak najspokojniej.
-Jak chcesz.-po czym odszedł i wymruczał pod nosem. "I tak jest tylko jedno najlepsze wyjście.".
poniedziałek, 12 maja 2014
Rozdział XX "Ukrywający się biały lub czarny kruk" (Nie, to nie spojler)
June:
Minęły trzy dni. Wszyscy nadal patrzyli na mnie nie ukrywając pogardy. Wiedźma. Czy oni nie przestaną?? Mogli by zapomnieć. Myślałam tak praktycznie od tamtego incydentu. Nagle twarze rozpogodziły się. Wyglądało to tak jakby wszystkim skończył się okres w tym samym czasie. słyszałam od niektórych ludzi: Cześć. Co tam? Ale żaden wyraz nie był tym wyrazem który mnie prześladował. Ale jak to się stało? Czy mam jakiś nowy dar??
Kastiel:
Bolało mnie jak June opowiadała jak ją nazywają. W moim świecie wiedźmy zabijają demony lub inne wiedźmy, a nieważne co wybierały i tak w większości umierali płonąc. Ustaliłem sobie zadanie. To nie chodziło tylko o nią, ale jeśli media zorientowałoby się co ona potrafi to w najlepszym wypadku szukali by innych i nękali by ją, a w najgorszym wypadku wojsko, by na niej robiło eksperymenty. I teraz w ciągu kilku nocy bd musiał skasować przez sen informację co ona zrobiła ok 1524 uczniom. Co ja przez nią mam. Zacznę o zmierzchu.
Kev: Dziś dostałem dziwny list. "Uciekajcie, oni już wiedzą". Nie martwiła mnie ucieczka. Nie miałem z kim. Poza tym ja uciekałem przed szukaczami, ona przed stukniętym kolesiem, który myśli, że jest władcą wszystkiego co żyje. Myślę nawet, że sam szatan nim gardzi. Wracając do tematu. Kto mi wysłał ten list? Na pewno jest to ktoś, kto nie chce naszej śmierci, albo to pułapka i wystrzeli nas jak kaczki na jeziorku. Ale może powinienem iść w paszcze lwa? Nie mam pojęcia co zrobić.
Tak, we wtorek bd ciąg dalszy, czyli jutro :P Ale też pomóżcie no. Rozdział interaktywny.
Kev ma:
a)Uciec, aby sprawdzić czy to pułapka.
b)Zostać w mieście i nie sprawdzać komnaty lwa
Help me. Weny mi się skończy, przez ten dylemat.
P.s. Teraz sobie porównajcie jak pisze Alex (poprzedni rozdział), a jak piszę ja. Rozdział w całości nie tworzony przez Alexa XD
Możecie też zaproponować nazwy jakiś filmów/seriali, to coś pewnie byśmy wplątali w fabułę lub zrobili jakiś bonusik ;P Do jutra ;)
Minęły trzy dni. Wszyscy nadal patrzyli na mnie nie ukrywając pogardy. Wiedźma. Czy oni nie przestaną?? Mogli by zapomnieć. Myślałam tak praktycznie od tamtego incydentu. Nagle twarze rozpogodziły się. Wyglądało to tak jakby wszystkim skończył się okres w tym samym czasie. słyszałam od niektórych ludzi: Cześć. Co tam? Ale żaden wyraz nie był tym wyrazem który mnie prześladował. Ale jak to się stało? Czy mam jakiś nowy dar??
Kastiel:
Bolało mnie jak June opowiadała jak ją nazywają. W moim świecie wiedźmy zabijają demony lub inne wiedźmy, a nieważne co wybierały i tak w większości umierali płonąc. Ustaliłem sobie zadanie. To nie chodziło tylko o nią, ale jeśli media zorientowałoby się co ona potrafi to w najlepszym wypadku szukali by innych i nękali by ją, a w najgorszym wypadku wojsko, by na niej robiło eksperymenty. I teraz w ciągu kilku nocy bd musiał skasować przez sen informację co ona zrobiła ok 1524 uczniom. Co ja przez nią mam. Zacznę o zmierzchu.
Kev: Dziś dostałem dziwny list. "Uciekajcie, oni już wiedzą". Nie martwiła mnie ucieczka. Nie miałem z kim. Poza tym ja uciekałem przed szukaczami, ona przed stukniętym kolesiem, który myśli, że jest władcą wszystkiego co żyje. Myślę nawet, że sam szatan nim gardzi. Wracając do tematu. Kto mi wysłał ten list? Na pewno jest to ktoś, kto nie chce naszej śmierci, albo to pułapka i wystrzeli nas jak kaczki na jeziorku. Ale może powinienem iść w paszcze lwa? Nie mam pojęcia co zrobić.
Tak, we wtorek bd ciąg dalszy, czyli jutro :P Ale też pomóżcie no. Rozdział interaktywny.
Kev ma:
a)Uciec, aby sprawdzić czy to pułapka.
b)Zostać w mieście i nie sprawdzać komnaty lwa
Help me. Weny mi się skończy, przez ten dylemat.
P.s. Teraz sobie porównajcie jak pisze Alex (poprzedni rozdział), a jak piszę ja. Rozdział w całości nie tworzony przez Alexa XD
Możecie też zaproponować nazwy jakiś filmów/seriali, to coś pewnie byśmy wplątali w fabułę lub zrobili jakiś bonusik ;P Do jutra ;)
niedziela, 11 maja 2014
czwartek, 8 maja 2014
Rozdział XIX "Koniec końców każdy ma jakiś sekret"
Tajemnicza postać:
-Znalazłem ją panie-Powiedział z szacunkiem
-To dobrze. Gdzie ona jest?-Spytał z lekkim uśmiechem
-Uciekła mi.- Odpowiedział skulony ze strachu.
-Jak to uciekła? To tylko dziewczyna!-Spytał zagniewany
-Wykazała się zdolnością telekinezy. To się już zaczęło.-Odpowiedział poważnym tonem próbując opanować narastający strach
-Musimy ją znaleźć za wszelką cenę.-Powiedział to ze zdenerwowaniem i zawziętością w głosie.
June:
Miałam dziwny sen z wariatem z lasu. Mówił do innego wariata, że znaleźli jakąś dziewczynę. Miałam wrażenie, że to o mnie chodziło. Głupia podświadomość. Otworzyłam oczy. Kastiela nie było, ale za to była 7:35. Jezu, spóźnię się do szkoły! Szybko ubrałam się w moje ciuchy z wczoraj. Rozalia mnie zabije. Zostawiłam Kastielowi wiadomość, że spało się świetnie i pognałam do szkoły.
Kastiel:
W połowie nocy kiedy June zasnęła już twardym snem wyrwał się na chwilę aby polatać. To pozwalało mu myśleć. Lubił czuć wiatr pod skrzydłami. Odprężało go. Wrócił do domu rano.... Lecz gdy wrócił do domu jej nie było. Tylko kartka, że wyszła do szkoły. "Zapomniałem, że ona chodzi do szkoły. Muszę tam jednak kiedyś zajrzeć. Tylko wolałbym najpierw dowiedzieć się co jest jej zapalnikiem i znaleźć miejsce do ćwiczeń." Pomyślał.
June:
Pierwsza lekcja przeszła bezproblemowo. Podobnie jak trzy inne. Na przerwie wyszłam do toalety, aby zrobić swoje. Gdy podeszłam pod salę do matematyki podszedł do mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
-A Ty co tu robisz??-spytał wyraźnie zdziwiony. No pięknie. Tydzień wariatów rozpoczęty.
-Uczę się, a co nie widać??-odpowiedziałam z sarkazmem.
-Ale ten twój dziwny braciszek miał Cię stąd zabrać-dodał lekko zdenerwowany.
To zadziałało jak płachta na byka. Już chciałam mu przyłożyć, gdy nagle znalazł się na drugim końcu korytarza. Po dziesięciu sekundach doszło do mnie, że to ja to zrobiłam. Pobiegłam w stronę dziedzińca. Za sobą tylko słyszałam powtarzające się jedno słowo. Wiedźma! Wiedźma!! Wiedźma!!! Te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Może mają rację. A skoro dzieją się ze mną rzeczy które nie są normalne, to może moje życie też takie nie było. Może to była tylko złudna otaczająca mnie rzeczywistość.
-Znalazłem ją panie-Powiedział z szacunkiem
-To dobrze. Gdzie ona jest?-Spytał z lekkim uśmiechem
-Uciekła mi.- Odpowiedział skulony ze strachu.
-Jak to uciekła? To tylko dziewczyna!-Spytał zagniewany
-Wykazała się zdolnością telekinezy. To się już zaczęło.-Odpowiedział poważnym tonem próbując opanować narastający strach
-Musimy ją znaleźć za wszelką cenę.-Powiedział to ze zdenerwowaniem i zawziętością w głosie.
June:
Miałam dziwny sen z wariatem z lasu. Mówił do innego wariata, że znaleźli jakąś dziewczynę. Miałam wrażenie, że to o mnie chodziło. Głupia podświadomość. Otworzyłam oczy. Kastiela nie było, ale za to była 7:35. Jezu, spóźnię się do szkoły! Szybko ubrałam się w moje ciuchy z wczoraj. Rozalia mnie zabije. Zostawiłam Kastielowi wiadomość, że spało się świetnie i pognałam do szkoły.
Kastiel:
W połowie nocy kiedy June zasnęła już twardym snem wyrwał się na chwilę aby polatać. To pozwalało mu myśleć. Lubił czuć wiatr pod skrzydłami. Odprężało go. Wrócił do domu rano.... Lecz gdy wrócił do domu jej nie było. Tylko kartka, że wyszła do szkoły. "Zapomniałem, że ona chodzi do szkoły. Muszę tam jednak kiedyś zajrzeć. Tylko wolałbym najpierw dowiedzieć się co jest jej zapalnikiem i znaleźć miejsce do ćwiczeń." Pomyślał.
June:
Pierwsza lekcja przeszła bezproblemowo. Podobnie jak trzy inne. Na przerwie wyszłam do toalety, aby zrobić swoje. Gdy podeszłam pod salę do matematyki podszedł do mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
-A Ty co tu robisz??-spytał wyraźnie zdziwiony. No pięknie. Tydzień wariatów rozpoczęty.
-Uczę się, a co nie widać??-odpowiedziałam z sarkazmem.
-Ale ten twój dziwny braciszek miał Cię stąd zabrać-dodał lekko zdenerwowany.
To zadziałało jak płachta na byka. Już chciałam mu przyłożyć, gdy nagle znalazł się na drugim końcu korytarza. Po dziesięciu sekundach doszło do mnie, że to ja to zrobiłam. Pobiegłam w stronę dziedzińca. Za sobą tylko słyszałam powtarzające się jedno słowo. Wiedźma! Wiedźma!! Wiedźma!!! Te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Może mają rację. A skoro dzieją się ze mną rzeczy które nie są normalne, to może moje życie też takie nie było. Może to była tylko złudna otaczająca mnie rzeczywistość.
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział XVIII "Czasem nie wierzymy w coś, mimo tego, że zobaczyliśmy to na własne oczy"
Kastiel:
Dopiero po pół godzinnym wypłakiwaniu łez June i coraz bardziej przemakającej koszulce od jej potoku zorientował się co ona właściwie powiedziała. Wcześniej myśli miał zajęte pocieszaniem jej... I przytulaniem rzecz jasna! Dopiero teraz uświadomił sobie, że odepchnęła go nie używając rąk. Ba! Nawet go nie dotknęła! Kiedy kobieta nieco się uspokoiła Kas zapytał.
- Możesz mi wytłumaczyć bardziej co znaczyło, to odrzucenie go bezdotykowo? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem jak to powiedzieć... To tak samo, jakoś... - Jąkała się zawstydzona. Nadal uważała to za dziwne. Nie wierzyła w czary
- Słuchaj... Możesz mieć dar. Telekineza i te sprawy. Zrobiłaś to w efekcie obronnym... Głównie w adrenalinie takie rzeczy się zdarzają. -
Powiedział delikatnie.
- Co ty za bzdury gadasz! Ja i telekineza? Bardzo śmieszne...- Roześmiała się sarkastycznie.
- Mówię poważnie. Są takie rzeczy i wiele więcej o jakich nie zdajesz sobie sprawy. - Westchnęła. Od razu na myśl przyszła mu własna tajemnica.
- Nie jestem jakimś mnichem którego przeszkolili na takie rzeczy - Odparowała.
- Nie tylko oni je umieją - Zaoponował. - Zresztą spróbuj... - Namawiał ją.
June westchnęła ciężko.
- Dobrze...Jak mam to zrobić? - I od razu zdała sobie sprawę skąd on miałby to niby wiedzieć?
Ku jej zdziwieniu zaczął jej tłumaczyć.
- Spójrz na ten wazon - Wskazał jej palcem wazon który był już nieźle pokiereszowany. Nie było mu żal.
- Teraz wyobraź sobie jakby otaczała go niewidoczna siła. Jakbyś chciała go do siebie przyciągnąć. Nie spuszczaj go z oczu. To tak jakbyś miała
go chwycić ręką i podnieść tylko siłą umysłu. - Tłumaczył jej... Ale trzeba było przyznać, że z tego był kiepski.
Jednak dziewczyna go zrozumiała i zaczynała wykonywać polecenia. Dokładnie wyobrażała to sobie tak jak jej kazał, lecz zbytnio nic nie wychodziło.
- To bezsensu! Nic z tego nie będzie. Nie jestem jakimś kaznodzieją! - Zbulwersowała się.
- Skup się! - Nakazał jej.
Ciężko było się jej skupić, ale po 20 min próbowania jednak się udało. Wazon się zatrząsł grzechocząc o blat, aż delikatnie przesunął się w lewo.
Tak jak mu nakazała.
Zaskoczona wykrzyczała.
- Udało mi się! Ale jak? - Spojrzała na niego oszołomiona.
- Po prostu masz taki dar... Może jest ich więcej - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku.
Kastiel i June jeszcze tak siedzieli wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. On był zadowolony, że znów może ją przytulić, a ona czuła w końcu
bezpieczeństwo. Gładził jej włosy delikatnie... Można nawet rzec, że się nimi bawił.
- Dlaczego całowałeś tą nową dziewczynę? - Wypaliła cicho. Dręczyło ją to, ale zapytała dopiero teraz ponieważ wcześniej bała się znać odpowiedzi.
- Sam nie wiem, June...To długa historia. - Powiedział szeptem kajając się za to w myślach. Teraz już wiedział, że to nie miało sensu.
- Ale kochasz ją? - Zapytała z powagą w głosie.
- Nie... Ja nie mogę kochać... - Wyznał szczerze.
Dalej już go nie wypytywała. Jednak jego słowa wciąż dźwięczały jej w głowie.
- Nie chce wracać do akademika... - Wyrzuciła z siebie.
- Chcesz wrócić do brata ? - Powiedział zdziwiony i poddenerwowany.
- Nie, chce być tu - Powiedziała sama zszokowana, że to z siebie wyrzuciła.
- Nie możesz tu ze mną mieszkać... Kev ukręciłby głowę tobie i mnie. Zresztą sama wiesz... - Powiedział wymijająco. Nie mógł powiedzieć jej prawdy.
- A na jedną noc? Nie chce nigdzie wracać... - Zapytała z nadzieją.
- Tą jedną możesz... Możesz spać na łóżku. Ja zejdę na podłogę. - Zaśmiał się pod nosem.
- Chyba sobie żartujesz... - odpowiedziała.
- A gdzie mam niby spać? - zaśmiał się ponownie.
- Tu ze mną. - Sama była zszokowana swoją śmiałością.- Ale nie mam piżamy. - przypomniała sobie.
- Dostaniesz jedną z moich koszulek. - Odpowiedział i wstał do szafy. Wyjął jedną z nich i dał dziewczynie.
Po czym ona wyszła do łazienki przebrać się.
Kiedy tak siedziała on sam nie mógł uwierzyć, że będzie z nią spać. Waleczna June nagle zmieniła się w taką kruchą... Ale w końcu każdy ma w sobie trochę wrażliwości, stwierdził.
Kiedy rozmyślał tak leżąc na łóżku ona zdążyła wrócić. Ułożyła się obok niego.
- Dobranoc, Kas... - Powiedziała śpiąca.
- Dobranoc, June... - Odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
Dziewczyna złapała go za dłoń i splotła palce z jego palcami odwzajemniając uśmiech.
Po chwili zasnęli... Dotykając się jedynie dłońmi.
Dopiero po pół godzinnym wypłakiwaniu łez June i coraz bardziej przemakającej koszulce od jej potoku zorientował się co ona właściwie powiedziała. Wcześniej myśli miał zajęte pocieszaniem jej... I przytulaniem rzecz jasna! Dopiero teraz uświadomił sobie, że odepchnęła go nie używając rąk. Ba! Nawet go nie dotknęła! Kiedy kobieta nieco się uspokoiła Kas zapytał.
- Możesz mi wytłumaczyć bardziej co znaczyło, to odrzucenie go bezdotykowo? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem jak to powiedzieć... To tak samo, jakoś... - Jąkała się zawstydzona. Nadal uważała to za dziwne. Nie wierzyła w czary
- Słuchaj... Możesz mieć dar. Telekineza i te sprawy. Zrobiłaś to w efekcie obronnym... Głównie w adrenalinie takie rzeczy się zdarzają. -
Powiedział delikatnie.
- Co ty za bzdury gadasz! Ja i telekineza? Bardzo śmieszne...- Roześmiała się sarkastycznie.
- Mówię poważnie. Są takie rzeczy i wiele więcej o jakich nie zdajesz sobie sprawy. - Westchnęła. Od razu na myśl przyszła mu własna tajemnica.
- Nie jestem jakimś mnichem którego przeszkolili na takie rzeczy - Odparowała.
- Nie tylko oni je umieją - Zaoponował. - Zresztą spróbuj... - Namawiał ją.
June westchnęła ciężko.
- Dobrze...Jak mam to zrobić? - I od razu zdała sobie sprawę skąd on miałby to niby wiedzieć?
Ku jej zdziwieniu zaczął jej tłumaczyć.
- Spójrz na ten wazon - Wskazał jej palcem wazon który był już nieźle pokiereszowany. Nie było mu żal.
- Teraz wyobraź sobie jakby otaczała go niewidoczna siła. Jakbyś chciała go do siebie przyciągnąć. Nie spuszczaj go z oczu. To tak jakbyś miała
go chwycić ręką i podnieść tylko siłą umysłu. - Tłumaczył jej... Ale trzeba było przyznać, że z tego był kiepski.
Jednak dziewczyna go zrozumiała i zaczynała wykonywać polecenia. Dokładnie wyobrażała to sobie tak jak jej kazał, lecz zbytnio nic nie wychodziło.
- To bezsensu! Nic z tego nie będzie. Nie jestem jakimś kaznodzieją! - Zbulwersowała się.
- Skup się! - Nakazał jej.
Ciężko było się jej skupić, ale po 20 min próbowania jednak się udało. Wazon się zatrząsł grzechocząc o blat, aż delikatnie przesunął się w lewo.
Tak jak mu nakazała.
Zaskoczona wykrzyczała.
- Udało mi się! Ale jak? - Spojrzała na niego oszołomiona.
- Po prostu masz taki dar... Może jest ich więcej - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku.
Kastiel i June jeszcze tak siedzieli wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. On był zadowolony, że znów może ją przytulić, a ona czuła w końcu
bezpieczeństwo. Gładził jej włosy delikatnie... Można nawet rzec, że się nimi bawił.
- Dlaczego całowałeś tą nową dziewczynę? - Wypaliła cicho. Dręczyło ją to, ale zapytała dopiero teraz ponieważ wcześniej bała się znać odpowiedzi.
- Sam nie wiem, June...To długa historia. - Powiedział szeptem kajając się za to w myślach. Teraz już wiedział, że to nie miało sensu.
- Ale kochasz ją? - Zapytała z powagą w głosie.
- Nie... Ja nie mogę kochać... - Wyznał szczerze.
Dalej już go nie wypytywała. Jednak jego słowa wciąż dźwięczały jej w głowie.
- Nie chce wracać do akademika... - Wyrzuciła z siebie.
- Chcesz wrócić do brata ? - Powiedział zdziwiony i poddenerwowany.
- Nie, chce być tu - Powiedziała sama zszokowana, że to z siebie wyrzuciła.
- Nie możesz tu ze mną mieszkać... Kev ukręciłby głowę tobie i mnie. Zresztą sama wiesz... - Powiedział wymijająco. Nie mógł powiedzieć jej prawdy.
- A na jedną noc? Nie chce nigdzie wracać... - Zapytała z nadzieją.
- Tą jedną możesz... Możesz spać na łóżku. Ja zejdę na podłogę. - Zaśmiał się pod nosem.
- Chyba sobie żartujesz... - odpowiedziała.
- A gdzie mam niby spać? - zaśmiał się ponownie.
- Tu ze mną. - Sama była zszokowana swoją śmiałością.- Ale nie mam piżamy. - przypomniała sobie.
- Dostaniesz jedną z moich koszulek. - Odpowiedział i wstał do szafy. Wyjął jedną z nich i dał dziewczynie.
Po czym ona wyszła do łazienki przebrać się.
Kiedy tak siedziała on sam nie mógł uwierzyć, że będzie z nią spać. Waleczna June nagle zmieniła się w taką kruchą... Ale w końcu każdy ma w sobie trochę wrażliwości, stwierdził.
Kiedy rozmyślał tak leżąc na łóżku ona zdążyła wrócić. Ułożyła się obok niego.
- Dobranoc, Kas... - Powiedziała śpiąca.
- Dobranoc, June... - Odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
Dziewczyna złapała go za dłoń i splotła palce z jego palcami odwzajemniając uśmiech.
Po chwili zasnęli... Dotykając się jedynie dłońmi.
wtorek, 29 kwietnia 2014
Rozdział XVII "Niektórych ludzi nie można naprawić. Albo jeśli można, to tylko miłością i poświęceniem tak wielkim, że niszczy ona dającego."
June.
Na całe szczęście zdążyła uciec bratu. Nie wróciła jednak do akademika bo to logiczne, że zaraz tam pójdzie, aby ją szukać. Pewnie już ktoś mu wygadał gdzie jest... Obiecała sobie, że znajdzie tego kabla i osobiście się z nim rozliczyć. Jeżeli ma dalej żyć w tym społeczeństwie to na pewno nie pozwoli nikomu więcej się wtrącać w swoje życie. Nieważne czy bliskim czy nie... Do obcych miała jeszcze większy dystans. Biegła tak ile w sił w płucach aż dotarła do całkowicie nieznanego jej lasu. Co najgorsze była w samym jego środku, więc nawet nie myślała, że łatwo stąd wyjdzie. Kompletnie się zgubiła ! Nienawidziła ciemności... Nienawidziła lasów nocą... Nie dość, że ciemno, to jeszcze złowrogo. Wystrój pod osłoną nocy był okropny. Zaczęła rozglądać się gorączkowo wokół. Była bliska paniki... Jej oddech mocno przyspieszył, wszystko wokół zaczęło wirować. W dodatku każdy szmer uderzał ją w głowę jak kowadło. Czuła, że zacznie histeryzować. I to histeryzować na całego...
Zaschło jej w gardle. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Wciąż się rozglądała, aż zauważyła ciemną postać pomiędzy krzakami. Wtedy strach osiągnął swoje apogeum. Stanęła jak wryta w ziemie, a postać zaczęła się zbliżać wielkimi krokami... A ona wciąż mogła tylko stać i się gapić jak ten czubek.
Jej myśli wirowały na najwyższych obrotach. Jedna nawet przysunęła jej pomysł, że trzeba było iść z bratem a nic by się nie stało, ale szybko ją odsunęła. Nie, nie... Do Keva nigdy więcej.
Kiedy tak kombinowała postać już stanęła z nią twarzą w twarz. Był to umięśniony mężczyzna o czarnych włosach. Tylko tyle zobaczyła bo w tym pieprzonym lesie było za ciemno !
- Witaj June... Nie spodziewałem się, że mogę Cię tu spotkać.
Wyszczerzył zęby jak jakiś potłuczony. I gadał jak potłuczony... Ale zaraz, zaraz ! Czy on wypowiedział moje imię ? Skąd je zna ?
- Skąd mnie znasz ? Jesteś jednym z tych od tego dilera ? - Wychrypiała cicho. Zaschnięte gardło nie pozwalało na więcej.
Teraz patrzył na nią zdziwiony. A potem się roześmiał... No super, wariat. Wariat który ją zna...
- Nie wiem w jakie kłopoty się jeszcze wpakowałaś, ale tatuś Cię szuka.
Tatuś mnie szuka ? Co za bezsens. Strach wciąż narastał. Był coraz bliżej...
- Ja nie mam ojca ! - Wykrzyczała mu w twarz. Trafił na drażliwy temat.
- Ależ masz... I go poznasz. - Zaśmiał się złowrogo.
Wyciągnął ku niej swoje wielkie łapy. Już chciał ją złapać ale June wyciągnęła przed siebie ręce. chciała mu przyłożyć, ale zamiast tego facet odleciał na drzewo z takim impetem, że złamało się pod jego ciężarem.
Ale jak ? Teraz wystraszyła się nie na żarty. Przecież nie użyła nawet siły ! Nawet go nie dotknęła ! To niemożliwe !
Jednak nie było czasu na rozmyślania. Zauważyła, że się nie rusza więc wykorzystała sytuację i wzięła nogi za pas. Zaczęła biec ścieżką którą tu przyszła. Znaczy tak się jej bynajmniej wydawało. Tak naprawdę nie miała pojęcia czy dobrze biegnie czy znów nie zagłębia się w las. Co chwilę oglądała sie przez ramię czy czasem jej nie goni, ale pusto. Widocznie on nie spodziewał się, że ona coś takie potrafii... Ba !
Ona sama nie miała pojęcia.
Gdyby nie własny puls i adrenalina hucząca jej w uszach pewnie już by się rozpłakała. Miała na tą wielką ochotę... Ten dzień był okropny.
Udało jej się wybiec z lasu. Pewnie tą drogą tu przyszła... Ale kto by się nad tym zastanawiał w takiej chwili.
Tylko gdzie by miała teraz pójść ? Nie chce iść do Keva ani akademiku... Zero bezpieczeństwa i przede wszystkim z kim miałaby o tym porozmawiać ?
Poszła więc przed siebie dalej przestraszona tam gdzie ją nogi poniosą. Wciąż myśląc o Kevie, Kastielu, wydarzeniu w lesie, ojcu i o tym co tam zrobiła..
Kastiel.
Spał w najlepsze pierwszy raz od kilku dni kiedy rozległo się ostre pukanie do drzwi.
Niechętnie wstał z łóżka poirytowany. Kogo diabli tu niosą ? Zastanawiał się...
- Idę !!
Wrzasnął ostro zdenerwowany z powodu przerwania mu snu.
Otworzył drzwi i ku jego zdziwieniu zobaczył June. Była w opłakanym stanie. Zmarznięta i wystraszona. Zbierało się jej na płacz. Było widać to w zaszklonych oczach.
- Co ty tu robisz ? - Wykrztusił z siebie zdziwiony i otworzył drzwi szerzej aby weszła. Jego adres pewnie znała z poprzedniej wizyty. Tego nie usunął jej z pamięci.
Dziewczyna zamiast wejść do środka uwiesiła mu się na szyi wybuchając płaczem... No pięknie, pomyślał.
Przesunął się z nią bardziej w głąb pomieszczenia i zatrzasnął drzwi.
Delikatnie ją do siebie przytulił gładząc włosy.
- Cicho, już cicho... - Próbował ją uspokoić, ale ona czując go odepchnęła Kastiela od siebie tak jakby była niezdecydowana i poszła do jego sypialni siadając na środku łóżka z założonymi rękami. Wciąż kwiląc...
- Co się stało ? - Stanął w drzwiach jakby niepewny czy wejść. Tak, to śmieszne, że czuł się niepewnie we własnej sypialni kiedy siedziała tam ona.
- Jak śmiałeś mnie dotknąć po tym co mi zrobiłeś ! - Wrzasnęła na niego wybuchając bardziej płaczem.
-To ty mnie przytuliłaś... - Dodał cicho. Czyli przyszła tu w środku nocy stroić fochy ? Nigdy nie zrozumie kobiet.
- Ale ty miałeś mnie nie dotykać !! - Wrzasnęła głośniej niż poprzednio piorunując go wzrokiem.
On natomiast tylko westchnął patrząc na nią zmieszany. Czuł się winny...
- Nawet nie wiesz co mi się dzisiaj przydarzyło!! Kev mnie szukał, chciał mnie zabrać! Uciekłam! Zgubiłam się w lesie i spotkałam tak jakiegoś typa! Znał moje imię, rozumiesz? Skąd?! Był jak wariat! Powiedział, że ojciec mnie szuka, ale ja nie mam ojca! I chciał mnie do niego porwać!
I ja go odepchnęłam! Ale go nie dotknęłam! Teraz to ty pewnie masz mnie za wariatkę... Ale ja nią nie jestem. To się stało! Słyszysz!!!
Napadła na niego mówiąc mu to wszystko. kuliła się na jego łóżku obejmując nogi rękoma i chowając twarz w dłoniach. A on tylko patrzył jak oniemiały... Wiedział co zrobiła, dokładnie wiedział ale jak jej to wytłumaczyć? Zaraz jego weźmie za wariata...
- Czemu nic nie mówisz!!
Podniosła gwałtownie głowę wrzeszcząc i płacząc na przemian.
On natomiast ruszył się z miejsca i usiadł obok niej. Delikatnie objął ją ramieniem lekko do siebie tuląc.
Wciąż bał się, że go odepchnie, albo zaraz uraczy pięścią w twarz ale miał to gdzieś. Chciał ją przytulić.
- Ja wiem co to było... Ale to jak się uspokoisz, June...
Dziewczyna nie odepchnęła go. Wtuliła się bardziej chowając głowę w jego ramieniu. Płacząc i płacząc oraz wciąż płacząc.
Małe sprostowanie. Kastiel czasem sypia (geny matki), ale to mu się rzadko zdarza ;) (czyt. Autorce się pojebało i już sama nie wie co pisze XD, a potem Alex musi jakoś to sklejać XD)
Rozdział w całości tworzony przez Aleksa. Ja zajęłam się tylko korektą ;)
Na całe szczęście zdążyła uciec bratu. Nie wróciła jednak do akademika bo to logiczne, że zaraz tam pójdzie, aby ją szukać. Pewnie już ktoś mu wygadał gdzie jest... Obiecała sobie, że znajdzie tego kabla i osobiście się z nim rozliczyć. Jeżeli ma dalej żyć w tym społeczeństwie to na pewno nie pozwoli nikomu więcej się wtrącać w swoje życie. Nieważne czy bliskim czy nie... Do obcych miała jeszcze większy dystans. Biegła tak ile w sił w płucach aż dotarła do całkowicie nieznanego jej lasu. Co najgorsze była w samym jego środku, więc nawet nie myślała, że łatwo stąd wyjdzie. Kompletnie się zgubiła ! Nienawidziła ciemności... Nienawidziła lasów nocą... Nie dość, że ciemno, to jeszcze złowrogo. Wystrój pod osłoną nocy był okropny. Zaczęła rozglądać się gorączkowo wokół. Była bliska paniki... Jej oddech mocno przyspieszył, wszystko wokół zaczęło wirować. W dodatku każdy szmer uderzał ją w głowę jak kowadło. Czuła, że zacznie histeryzować. I to histeryzować na całego...
Zaschło jej w gardle. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Wciąż się rozglądała, aż zauważyła ciemną postać pomiędzy krzakami. Wtedy strach osiągnął swoje apogeum. Stanęła jak wryta w ziemie, a postać zaczęła się zbliżać wielkimi krokami... A ona wciąż mogła tylko stać i się gapić jak ten czubek.
Jej myśli wirowały na najwyższych obrotach. Jedna nawet przysunęła jej pomysł, że trzeba było iść z bratem a nic by się nie stało, ale szybko ją odsunęła. Nie, nie... Do Keva nigdy więcej.
Kiedy tak kombinowała postać już stanęła z nią twarzą w twarz. Był to umięśniony mężczyzna o czarnych włosach. Tylko tyle zobaczyła bo w tym pieprzonym lesie było za ciemno !
- Witaj June... Nie spodziewałem się, że mogę Cię tu spotkać.
Wyszczerzył zęby jak jakiś potłuczony. I gadał jak potłuczony... Ale zaraz, zaraz ! Czy on wypowiedział moje imię ? Skąd je zna ?
- Skąd mnie znasz ? Jesteś jednym z tych od tego dilera ? - Wychrypiała cicho. Zaschnięte gardło nie pozwalało na więcej.
Teraz patrzył na nią zdziwiony. A potem się roześmiał... No super, wariat. Wariat który ją zna...
- Nie wiem w jakie kłopoty się jeszcze wpakowałaś, ale tatuś Cię szuka.
Tatuś mnie szuka ? Co za bezsens. Strach wciąż narastał. Był coraz bliżej...
- Ja nie mam ojca ! - Wykrzyczała mu w twarz. Trafił na drażliwy temat.
- Ależ masz... I go poznasz. - Zaśmiał się złowrogo.
Wyciągnął ku niej swoje wielkie łapy. Już chciał ją złapać ale June wyciągnęła przed siebie ręce. chciała mu przyłożyć, ale zamiast tego facet odleciał na drzewo z takim impetem, że złamało się pod jego ciężarem.
Ale jak ? Teraz wystraszyła się nie na żarty. Przecież nie użyła nawet siły ! Nawet go nie dotknęła ! To niemożliwe !
Jednak nie było czasu na rozmyślania. Zauważyła, że się nie rusza więc wykorzystała sytuację i wzięła nogi za pas. Zaczęła biec ścieżką którą tu przyszła. Znaczy tak się jej bynajmniej wydawało. Tak naprawdę nie miała pojęcia czy dobrze biegnie czy znów nie zagłębia się w las. Co chwilę oglądała sie przez ramię czy czasem jej nie goni, ale pusto. Widocznie on nie spodziewał się, że ona coś takie potrafii... Ba !
Ona sama nie miała pojęcia.
Gdyby nie własny puls i adrenalina hucząca jej w uszach pewnie już by się rozpłakała. Miała na tą wielką ochotę... Ten dzień był okropny.
Udało jej się wybiec z lasu. Pewnie tą drogą tu przyszła... Ale kto by się nad tym zastanawiał w takiej chwili.
Tylko gdzie by miała teraz pójść ? Nie chce iść do Keva ani akademiku... Zero bezpieczeństwa i przede wszystkim z kim miałaby o tym porozmawiać ?
Poszła więc przed siebie dalej przestraszona tam gdzie ją nogi poniosą. Wciąż myśląc o Kevie, Kastielu, wydarzeniu w lesie, ojcu i o tym co tam zrobiła..
Kastiel.
Spał w najlepsze pierwszy raz od kilku dni kiedy rozległo się ostre pukanie do drzwi.
Niechętnie wstał z łóżka poirytowany. Kogo diabli tu niosą ? Zastanawiał się...
- Idę !!
Wrzasnął ostro zdenerwowany z powodu przerwania mu snu.
Otworzył drzwi i ku jego zdziwieniu zobaczył June. Była w opłakanym stanie. Zmarznięta i wystraszona. Zbierało się jej na płacz. Było widać to w zaszklonych oczach.
- Co ty tu robisz ? - Wykrztusił z siebie zdziwiony i otworzył drzwi szerzej aby weszła. Jego adres pewnie znała z poprzedniej wizyty. Tego nie usunął jej z pamięci.
Dziewczyna zamiast wejść do środka uwiesiła mu się na szyi wybuchając płaczem... No pięknie, pomyślał.
Przesunął się z nią bardziej w głąb pomieszczenia i zatrzasnął drzwi.
Delikatnie ją do siebie przytulił gładząc włosy.
- Cicho, już cicho... - Próbował ją uspokoić, ale ona czując go odepchnęła Kastiela od siebie tak jakby była niezdecydowana i poszła do jego sypialni siadając na środku łóżka z założonymi rękami. Wciąż kwiląc...
- Co się stało ? - Stanął w drzwiach jakby niepewny czy wejść. Tak, to śmieszne, że czuł się niepewnie we własnej sypialni kiedy siedziała tam ona.
- Jak śmiałeś mnie dotknąć po tym co mi zrobiłeś ! - Wrzasnęła na niego wybuchając bardziej płaczem.
-To ty mnie przytuliłaś... - Dodał cicho. Czyli przyszła tu w środku nocy stroić fochy ? Nigdy nie zrozumie kobiet.
- Ale ty miałeś mnie nie dotykać !! - Wrzasnęła głośniej niż poprzednio piorunując go wzrokiem.
On natomiast tylko westchnął patrząc na nią zmieszany. Czuł się winny...
- Nawet nie wiesz co mi się dzisiaj przydarzyło!! Kev mnie szukał, chciał mnie zabrać! Uciekłam! Zgubiłam się w lesie i spotkałam tak jakiegoś typa! Znał moje imię, rozumiesz? Skąd?! Był jak wariat! Powiedział, że ojciec mnie szuka, ale ja nie mam ojca! I chciał mnie do niego porwać!
I ja go odepchnęłam! Ale go nie dotknęłam! Teraz to ty pewnie masz mnie za wariatkę... Ale ja nią nie jestem. To się stało! Słyszysz!!!
Napadła na niego mówiąc mu to wszystko. kuliła się na jego łóżku obejmując nogi rękoma i chowając twarz w dłoniach. A on tylko patrzył jak oniemiały... Wiedział co zrobiła, dokładnie wiedział ale jak jej to wytłumaczyć? Zaraz jego weźmie za wariata...
- Czemu nic nie mówisz!!
Podniosła gwałtownie głowę wrzeszcząc i płacząc na przemian.
On natomiast ruszył się z miejsca i usiadł obok niej. Delikatnie objął ją ramieniem lekko do siebie tuląc.
Wciąż bał się, że go odepchnie, albo zaraz uraczy pięścią w twarz ale miał to gdzieś. Chciał ją przytulić.
- Ja wiem co to było... Ale to jak się uspokoisz, June...
Dziewczyna nie odepchnęła go. Wtuliła się bardziej chowając głowę w jego ramieniu. Płacząc i płacząc oraz wciąż płacząc.
Małe sprostowanie. Kastiel czasem sypia (geny matki), ale to mu się rzadko zdarza ;) (czyt. Autorce się pojebało i już sama nie wie co pisze XD, a potem Alex musi jakoś to sklejać XD)
Rozdział w całości tworzony przez Aleksa. Ja zajęłam się tylko korektą ;)
niedziela, 27 kwietnia 2014
Rozdział XVI "Niedopowiedzenia są jednymi z największych problemów ludzi"
Kas:
Wróciłem do domu. Wreszcie mój plan zaczął działać, ale nie byłem z tego aż tak zadowolony jak powinienem być. Czasami marzyłem, aby być zwykłym człowiekiem, a nie tym czymś. Sprawa byłaby prostsza. Byłbym szczęśliwy i ona pewnie też, ale nie ma łatwo. Ja bym uważał, ale co by było gdyby ojciec się dowiedział. Piekło na ziemi. Znów to robię. Znów użalam się nad sobą. Czasem myślę, żeby jej powiedzieć prawdę, ale po jej ostatniej reakcji wolę nie ryzykować. Jeszcze większy ból. Pora spać.
Kev:
Błądziłem po mieście ze zdjęciem pytając przechodniów czy jej nie widzieli. Kilku ludzi pokazywało mi kierunki w którym poszła i tam zmierzałem. Wyniosło mnie to w las, więc powolnym krokiem wracałem do miasta. Nagle usłyszałem "Stary, on ma zdjęcie tej laski co zrobiła aferę". Jaką aferę? Czy ona... Zaczęło się. Muszę ją teraz stąd zabrać nie ma innego wyjścia. Podszedłem do grupki nastolatków. Byli dziwni. Jeden miał czarne włosy i ciągle patrzył na telefon, jakby była w nim Sasha Grey, a drugi miał niebieskie włosy i RÓŻOWE oczy. Ale byli moim kołem ratunkowym.
-Znacie tą dziewczynę? Wiecie gdzie może być-Zapytałem
-A Ty co, glina?-odburknął mi ciemnowłosy chłopak.
-Nie, to moja siora. Zgubiłem ją.-Odparłem zdziwiony
-W przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela.-odparł niebieskowłosy
-Mówiliście o jakieś aferze, co ona zrobiła-Spytałem usiłując skryć strach
-Zrobiła naszej siostrze taką siarę na dziedzińcu i krzyczała na metala. Weź ją trochę ogarnij-niemal wykrzyczał w złości ciemny
-Właśnie to planuję zrobić, tylko muszę ją znaleźć. To wiecie gdzie jest czy nie?-Spytałem zirytowany.
-Pewnie w akademiku-odpowiedział niebieski-Jest tuż przy szkole.
-Dziękuję wam.-Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ja jestem Armin-powiedział ciemny- A to mój brat Alexy-wskazał głową na niebieskiego-przekaż swojej siostrze, aby uważała gdy nas spotka
-Kev. Na pewno przekażę-odpowiedziałem i poszedłem w kierunku szkoły.
June:
Powiedziałam Rozalii, aby zostawiła mnie samą. Upierała się, aby iść ze mną, ale odpuściła sobie gdy zobaczyła, że nic to nie daje. Poszłam w stronę śmietników. Było tam brudno, ale nikt zbytnio tu nie przychodził, a szkoła dzisiejsze śmieci już wyrzuciła. Siedziałam tam długo rozmyślając nad tym co się wczoraj stało. Za długo.
-Wracamy do domu!-był to wściekły Kev, który mnie dziwnym trafem znalazł
-Co Ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś??- Wykrzyczałam pytania
-Przyszedłem po Ciebie. Podpadłaś siostrze dwóch kolesi.-Powiedział już spokojniej.
-Nigdzie nie wracam-Warknęłam
-Sama w liście pisałaś, że to zbyt niebezpieczne. Wyjaśnię Ci co się z Tobą dzieję, tylko wróć ze mną.-jego błagalny ton mnie zaskoczył
-Ze mną?-Odparłam zdziwiona.
-Bo Ty....Zaraz. O jakim niebezpieczeństwie pisałaś w liście-Spytał niepewnie
-O szukaczach. A Ty o czym myślałeś?- Spytałam podejrzliwie
-Nie ważne. W swoim czasie. Proszę wróć do domu.-błagał coraz bardziej, ale byłam odporna.
-Nie!-po tych słowach wróciłam do akademika z prędkością światła i tyle mnie widział.
Już jest XD Dodany w niedzielę, a to, że o niemal 22 to nic XD Notki będą teraz co czwartek i niedzielę :P Poza 1 Majem. W tym tygodniu będzie drugiego, chyba, że napiszemy przed pierwszym ;) Do następnego rozdziału :P
Wróciłem do domu. Wreszcie mój plan zaczął działać, ale nie byłem z tego aż tak zadowolony jak powinienem być. Czasami marzyłem, aby być zwykłym człowiekiem, a nie tym czymś. Sprawa byłaby prostsza. Byłbym szczęśliwy i ona pewnie też, ale nie ma łatwo. Ja bym uważał, ale co by było gdyby ojciec się dowiedział. Piekło na ziemi. Znów to robię. Znów użalam się nad sobą. Czasem myślę, żeby jej powiedzieć prawdę, ale po jej ostatniej reakcji wolę nie ryzykować. Jeszcze większy ból. Pora spać.
Kev:
Błądziłem po mieście ze zdjęciem pytając przechodniów czy jej nie widzieli. Kilku ludzi pokazywało mi kierunki w którym poszła i tam zmierzałem. Wyniosło mnie to w las, więc powolnym krokiem wracałem do miasta. Nagle usłyszałem "Stary, on ma zdjęcie tej laski co zrobiła aferę". Jaką aferę? Czy ona... Zaczęło się. Muszę ją teraz stąd zabrać nie ma innego wyjścia. Podszedłem do grupki nastolatków. Byli dziwni. Jeden miał czarne włosy i ciągle patrzył na telefon, jakby była w nim Sasha Grey, a drugi miał niebieskie włosy i RÓŻOWE oczy. Ale byli moim kołem ratunkowym.
-Znacie tą dziewczynę? Wiecie gdzie może być-Zapytałem
-A Ty co, glina?-odburknął mi ciemnowłosy chłopak.
-Nie, to moja siora. Zgubiłem ją.-Odparłem zdziwiony
-W przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela.-odparł niebieskowłosy
-Mówiliście o jakieś aferze, co ona zrobiła-Spytałem usiłując skryć strach
-Zrobiła naszej siostrze taką siarę na dziedzińcu i krzyczała na metala. Weź ją trochę ogarnij-niemal wykrzyczał w złości ciemny
-Właśnie to planuję zrobić, tylko muszę ją znaleźć. To wiecie gdzie jest czy nie?-Spytałem zirytowany.
-Pewnie w akademiku-odpowiedział niebieski-Jest tuż przy szkole.
-Dziękuję wam.-Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ja jestem Armin-powiedział ciemny- A to mój brat Alexy-wskazał głową na niebieskiego-przekaż swojej siostrze, aby uważała gdy nas spotka
-Kev. Na pewno przekażę-odpowiedziałem i poszedłem w kierunku szkoły.
June:
Powiedziałam Rozalii, aby zostawiła mnie samą. Upierała się, aby iść ze mną, ale odpuściła sobie gdy zobaczyła, że nic to nie daje. Poszłam w stronę śmietników. Było tam brudno, ale nikt zbytnio tu nie przychodził, a szkoła dzisiejsze śmieci już wyrzuciła. Siedziałam tam długo rozmyślając nad tym co się wczoraj stało. Za długo.
-Wracamy do domu!-był to wściekły Kev, który mnie dziwnym trafem znalazł
-Co Ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś??- Wykrzyczałam pytania
-Przyszedłem po Ciebie. Podpadłaś siostrze dwóch kolesi.-Powiedział już spokojniej.
-Nigdzie nie wracam-Warknęłam
-Sama w liście pisałaś, że to zbyt niebezpieczne. Wyjaśnię Ci co się z Tobą dzieję, tylko wróć ze mną.-jego błagalny ton mnie zaskoczył
-Ze mną?-Odparłam zdziwiona.
-Bo Ty....Zaraz. O jakim niebezpieczeństwie pisałaś w liście-Spytał niepewnie
-O szukaczach. A Ty o czym myślałeś?- Spytałam podejrzliwie
-Nie ważne. W swoim czasie. Proszę wróć do domu.-błagał coraz bardziej, ale byłam odporna.
-Nie!-po tych słowach wróciłam do akademika z prędkością światła i tyle mnie widział.
Już jest XD Dodany w niedzielę, a to, że o niemal 22 to nic XD Notki będą teraz co czwartek i niedzielę :P Poza 1 Majem. W tym tygodniu będzie drugiego, chyba, że napiszemy przed pierwszym ;) Do następnego rozdziału :P
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział XV "Każdy chcę lepiej dla siebie i drugiej strony, ale czasem po prostu nie warto"
Kas:
Udało mi się, ale myślałem, że przeżyję to lepiej. Nie byłem z siebie dumny udając przed June scenkę zdrady, ale innego wyjścia nie widziałem. Narodził się kolejny problem. Co mam zrobić z Violettą.
-Przepraszam Cię za nią-powiedziałem niby od niechcenia
-To nie twoja wina, że tu przyszła. Kim ona właściwie była-Spytała
-Koleżanka-odpowiedziałem, bo nic innego mi nie przyszło do głowy
-Zachowywała się jak twoja dziewczyna-dodała ze smutkiem
-Ma urojenia-choć prawda była inna, ale nie musiała o tym wiedzieć.
-Ciekawych ludzi w tej szkole można spotkać-dodała z lekkim uśmiechem.
-Żebyś wiedziała-Zaśmiałem się, lecz w głębi ducha nadal myślałem jak się wykręcić i wrócić do domu.
Uratował mnie jej telefon. Chyba dostała sms'a. Po popatrzeniu na wyświetlacz była wystraszona. Odpowiedź przyszła szybko.
-Spóźnię się na lekcje. Przepraszam. Rozumiesz pewnie....-mówiła tak szybko, że ledwo ją usłyszałem
-Rozumiem. Leć już-uśmiechnąłem się, a ona już biegła w kierunku szkoły.
Kev:
Gdzie ona jest! Obszedłem cały dom cztery razy, ale nigdzie jej nie było. Oby jej się nic nie stało. Na stoliku w salonie był list. Dopiero po przeszukaniu mieszkania mogłem zająć się korespondencją.
"Drogi braciszku.
Mam dość uciekania. Wiesz o tym. Nie mogę już tego wytrzymać, od kiedy wiem o większym niebezpieczeństwie. Wybacz, ale niech każdy idzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej dla nas oboje. Bez względu na to co się wydarzy trzymaj się.
Do przypomnienia. Twoja przyjaciółka i siostra June."
Co ma się wydarzyć? Niebezpieczeństwo?! Boże, ona wie. Muszę ją jak najszybciej znaleźć, wyjaśnić. Ona musi się z tym oswoić i wynieść się jak najdalej stąd, bo ją znajdą. Czas nie idzie na moją korzyść. Muszę wziąć się w garść. NA pewno pójdzie do szkoły, muszę tam iść z samego rana. Żeby tylko nie było za późno.
Taki krótki i bez June, bo nie może być cały czas najważniejsza, a ja się zdenerwowałam, bo przełożyli konkurs na wtorek. Plus z tego jest taki, że na lekcji rosyjskiego XD Do niedzieli ;P Tym razem z June ;)
Udało mi się, ale myślałem, że przeżyję to lepiej. Nie byłem z siebie dumny udając przed June scenkę zdrady, ale innego wyjścia nie widziałem. Narodził się kolejny problem. Co mam zrobić z Violettą.
-Przepraszam Cię za nią-powiedziałem niby od niechcenia
-To nie twoja wina, że tu przyszła. Kim ona właściwie była-Spytała
-Koleżanka-odpowiedziałem, bo nic innego mi nie przyszło do głowy
-Zachowywała się jak twoja dziewczyna-dodała ze smutkiem
-Ma urojenia-choć prawda była inna, ale nie musiała o tym wiedzieć.
-Ciekawych ludzi w tej szkole można spotkać-dodała z lekkim uśmiechem.
-Żebyś wiedziała-Zaśmiałem się, lecz w głębi ducha nadal myślałem jak się wykręcić i wrócić do domu.
Uratował mnie jej telefon. Chyba dostała sms'a. Po popatrzeniu na wyświetlacz była wystraszona. Odpowiedź przyszła szybko.
-Spóźnię się na lekcje. Przepraszam. Rozumiesz pewnie....-mówiła tak szybko, że ledwo ją usłyszałem
-Rozumiem. Leć już-uśmiechnąłem się, a ona już biegła w kierunku szkoły.
Kev:
Gdzie ona jest! Obszedłem cały dom cztery razy, ale nigdzie jej nie było. Oby jej się nic nie stało. Na stoliku w salonie był list. Dopiero po przeszukaniu mieszkania mogłem zająć się korespondencją.
"Drogi braciszku.
Mam dość uciekania. Wiesz o tym. Nie mogę już tego wytrzymać, od kiedy wiem o większym niebezpieczeństwie. Wybacz, ale niech każdy idzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej dla nas oboje. Bez względu na to co się wydarzy trzymaj się.
Do przypomnienia. Twoja przyjaciółka i siostra June."
Co ma się wydarzyć? Niebezpieczeństwo?! Boże, ona wie. Muszę ją jak najszybciej znaleźć, wyjaśnić. Ona musi się z tym oswoić i wynieść się jak najdalej stąd, bo ją znajdą. Czas nie idzie na moją korzyść. Muszę wziąć się w garść. NA pewno pójdzie do szkoły, muszę tam iść z samego rana. Żeby tylko nie było za późno.
Taki krótki i bez June, bo nie może być cały czas najważniejsza, a ja się zdenerwowałam, bo przełożyli konkurs na wtorek. Plus z tego jest taki, że na lekcji rosyjskiego XD Do niedzieli ;P Tym razem z June ;)
środa, 23 kwietnia 2014
Sorki. Będzie poślizg o jeden dzień.
Przepraszam, ale nie zdążyłam. Po konkursie jutro (czwartek) na pewno będzie. Nawet w szkole coś nabazgram ;)
sobota, 19 kwietnia 2014
Bonus Wielkanocny "Radość prezentów i tajemnica"
Wielkanocny bonus z przeszłości (raczej Wielkiej Soboty) Keva (8 lat) i June (7 lat) ;)
P.s. Wybaczcie, dzisiaj nic innego nie wymyślę :(
Kev:
Mama już zawołała mnie i moją przyjaciółkę June na kolorowanie pisanek. W każde święta zabierałyśmy June z domu dziecka. Jej rodzice zostawili ją gdy miała tydzień. Wiem tylko tyle póki co. Uradowani pobiegliśmy do kuchni. Jajka były już ugotowane.
-Zostaw baranka, to na jutro - powiedziała mama ze śmiechem do June
-Ale ja lubię słodycze - odpowiedziała jej zasmucona
-No dobrze, masz tu różyczkę do ozdoby tortu. Coś mnie podkusiło, żeby ją kupić- Otworzyła szafkę nie tracąc uśmiechu na ustach
-Dziękuję - pisnęła radośnie June
-A gdzie pisaki, albo farbki? - Spytałem, gdy już usiadłem na swoje "stanowisko pracy"
-Już Ci daję - Po czym podała mi plakatówki i kolorowe markery.
Mama krzątała się po kuchni kończąc sernik, ja natomiast malowałem swoje jajko na fioletowo z czarnymi, kreskami zrobionym markerem, a June pomalowała swoje w czarno-czerwone paski. Gdy skończyliśmy nagle mama zawołała nas do salonu.
-Wiem, że trochę za wcześnie na gwiazdkę - zaczęła - ale mam dla was prezenty
-Jeszcze dobre pół roku - zaśmiałem się - Ale będziemy je mogli odpakować teraz, a nie w wigilię-dodałem żartując
-Tak, pewnie. Ta niby wigilia to tylko taki pretekst.
-Nie dostaniemy prezentu na święta Bożonarodzeniowe - szepnąłem w żarcie do June, a ona ku mojemu zdziwieniu posmutniała-Żartowałem-dodałem, po czym znowu się rozpromieniła.
-W sumie oba prezenty są dla was obu - Zaśmiał się tata, który właśnie wrócił z pracy.
-Zdążyłeś skarbie - powiedziała mu mama, a po chwili się pocałowali. ble.
-Proszę, mam tę paczkę - Tata trzymał paczkę wielkości opakowania po drukarce. Zastanawiałem się co to jest, bo drukarkę już miałem. - A Twoja część?-Spytał po chwili.
-Właśnie przyszła pocztą. - odpowiedziała mu mama. - Może najpierw prezent materialny? - To ten list to co to było? Jeśli była to zgoda dyrekcji szkoły prywatnej, to ja chyba podziękuję.
-Nie, bo nie będą chcieli zobaczyć tego drugiego - Zaśmiał się ojciec.
-W sumie masz rację. A więc proszę. - Podała w naszym kierunku list, a June prawie się urwała w biegu, taka była podekscytowana. Podszedłem do mamy i odebrałem list, aby po chwili go otworzyć. Poniekąd trafiłem. Była tam zgoda, ale nie na szkołę prywatną, ale na adopcję June. Serce zaczęło walić mi z radości jak oszalałe. Krzyczałem na cały pokój: June! June, siostrzyczko! Ona natomiast wpatrywała się we mnie ze zdziwioną miną, a rodzice się ze mnie śmiali. Wyjaśniłem jej o co chodzi, a ona prawi udusiła mnie z radości, poc czym odpakowaliśmy drugą paczkę w której był samochodzik sterowany zdalnie. Bawiliśmy się nim do 23, bo później kazali nam iść spać. To były cudowne święta.
Mama Keva::
-Kiedyś im powiemy? - zapytała neutralnie męża
-W swoim czasie skarbie, w swoim czasie.
P.s. Wybaczcie, dzisiaj nic innego nie wymyślę :(
Kev:
Mama już zawołała mnie i moją przyjaciółkę June na kolorowanie pisanek. W każde święta zabierałyśmy June z domu dziecka. Jej rodzice zostawili ją gdy miała tydzień. Wiem tylko tyle póki co. Uradowani pobiegliśmy do kuchni. Jajka były już ugotowane.
-Zostaw baranka, to na jutro - powiedziała mama ze śmiechem do June
-Ale ja lubię słodycze - odpowiedziała jej zasmucona
-No dobrze, masz tu różyczkę do ozdoby tortu. Coś mnie podkusiło, żeby ją kupić- Otworzyła szafkę nie tracąc uśmiechu na ustach
-Dziękuję - pisnęła radośnie June
-A gdzie pisaki, albo farbki? - Spytałem, gdy już usiadłem na swoje "stanowisko pracy"
-Już Ci daję - Po czym podała mi plakatówki i kolorowe markery.
Mama krzątała się po kuchni kończąc sernik, ja natomiast malowałem swoje jajko na fioletowo z czarnymi, kreskami zrobionym markerem, a June pomalowała swoje w czarno-czerwone paski. Gdy skończyliśmy nagle mama zawołała nas do salonu.
-Wiem, że trochę za wcześnie na gwiazdkę - zaczęła - ale mam dla was prezenty
-Jeszcze dobre pół roku - zaśmiałem się - Ale będziemy je mogli odpakować teraz, a nie w wigilię-dodałem żartując
-Tak, pewnie. Ta niby wigilia to tylko taki pretekst.
-Nie dostaniemy prezentu na święta Bożonarodzeniowe - szepnąłem w żarcie do June, a ona ku mojemu zdziwieniu posmutniała-Żartowałem-dodałem, po czym znowu się rozpromieniła.
-W sumie oba prezenty są dla was obu - Zaśmiał się tata, który właśnie wrócił z pracy.
-Zdążyłeś skarbie - powiedziała mu mama, a po chwili się pocałowali. ble.
-Proszę, mam tę paczkę - Tata trzymał paczkę wielkości opakowania po drukarce. Zastanawiałem się co to jest, bo drukarkę już miałem. - A Twoja część?-Spytał po chwili.
-Właśnie przyszła pocztą. - odpowiedziała mu mama. - Może najpierw prezent materialny? - To ten list to co to było? Jeśli była to zgoda dyrekcji szkoły prywatnej, to ja chyba podziękuję.
-Nie, bo nie będą chcieli zobaczyć tego drugiego - Zaśmiał się ojciec.
-W sumie masz rację. A więc proszę. - Podała w naszym kierunku list, a June prawie się urwała w biegu, taka była podekscytowana. Podszedłem do mamy i odebrałem list, aby po chwili go otworzyć. Poniekąd trafiłem. Była tam zgoda, ale nie na szkołę prywatną, ale na adopcję June. Serce zaczęło walić mi z radości jak oszalałe. Krzyczałem na cały pokój: June! June, siostrzyczko! Ona natomiast wpatrywała się we mnie ze zdziwioną miną, a rodzice się ze mnie śmiali. Wyjaśniłem jej o co chodzi, a ona prawi udusiła mnie z radości, poc czym odpakowaliśmy drugą paczkę w której był samochodzik sterowany zdalnie. Bawiliśmy się nim do 23, bo później kazali nam iść spać. To były cudowne święta.
Mama Keva::
-Kiedyś im powiemy? - zapytała neutralnie męża
-W swoim czasie skarbie, w swoim czasie.
środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział XIV "Ból serca jest jednym z najgorszych bóli. Zwłaszcza zadany przez dupka"
June:
Czemu on to zrobił? To zabolało niczym igła przy pobieraniu krwi u laborantki sadystki. Ciekawe jak będzie się zachowywał obok mnie. Pewnie będzie udawał, że nic się nie stało. Co za drań! Mam ochotę się komuś wypłakać, ale nie mam komu. Iris mieszka 15 kilometrów stąd, a motor mam w garażu. Do tego czasu wypłakałabym się 3 razy i skończyłaby mi się sól w organizmie do produkcji łez. Muszę jakoś do przeboleć, wyjaśnić z nim. Może to była zwykła rozmowa, może to był zwykły przytulas? Chociaż sposób w jaki na niego patrzyła... Nie. June ogarnij się. Pójdziesz teraz grzecznie do pokoju i przywitasz się z współlokatorami. A może pomogą mi jakieś środki nasenne?Nic tylko się zastrzelić. Jakkolwiek nieadekwatne były te słowa do ostatnich zdarzeń. Pokój 15. To tutaj. Witaj nowe życie. Nadchodzę.
Kas:
Zastanawiałem się nad miejscem gdzie zabiorę Violette. (Tak chyba miała na imię) na spotkanie, tak aby June zauważyła, gdy nagle mnie oświeciło. Przecież ona mieszka w akademiku! Akademik ma dziedziniec i piękną roślinność. Tam mnie musi zobaczyć. O nie, zaraz będzie pora lunchu. Pobiegłem szybko przed szkołę, aby się nie spóźnić. Jeszcze jej nie było. Lepiej, żeby nie myślała, że ją wystawiam, czy coś.
Nagle ze szkoły wyszła spora grupka uczniów. Miałem szczęście, że była ona charakterystyczna i miałem dobry wzrok, bo miałbym problem. Podeszła do mnie i zapytała:
-To dokąd idziemy?-Była dziwnie podekscytowana
-Jest w akademiku dziedziniec z przepiękną roślinnością. Jest tam na przykład niebieski eukaliptus, albo krzaki dzikich róż-uśmiechnąłem się do niej z najładniejszym jaki mnie było stać uśmiechem.
-Widziałam je na google. Są piękne. Wiem, gdzie jest akademik, ale w środku pewnie się zgubimy-powiedziała smutno.
-Nie bój nic. Damy sobie radę, tym bardziej, że ja tam kiedyś tymczasowo mieszkałem.
-Długo tam byłeś-Zapytała z ciekawością
-Tydzień. Za długo zajmowała mi droga tamtymi korytarzami do szkoły-Powiedziałem z lekkim żartem
-Ale mnie pocieszyłeś-dodała zrezygnowana
-Nie martw się, może trafisz na lepszy pokój. Poza tym podobno zrobili jakieś przejście do szkoły-pocieszyłem ją
- Jeszcze nic takiego nie odkryłam-powiedziała lekko się zamyślając
-Nic dziwnego... W końcu dopiero co tu przyjechałaś, Violette.-uśmiechnąłem się
-No tak, masz rację-powiedziała, po czym lekko się rozpromieniła
- Nie ma na co czekać. Chodźmy.- Dodałem udawając entuzjazm
June:
Poczułam się jak bym się wprowadzała do nowego domu z Kevem. Łóżka do wyboru, ale same różowe. Naprawdę? A jeśli je przemaluję to będzie dewastacja mienia szkoły? Pewni tak. No trudno. Zajęłam łóżko które nie miało wokół żadnych bagaży. Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi. Stała w nich dość ładna białowłosa dziewczyna. Chyba była o mnie starsza ode mnie. Zagadałam pierwsza. Musiałam w końcu z nią mieszkać.
-Hej, mam na imię June, a Ty?-Zapytałam z niepokojem jak zareaguje
-Siemka, mam na imię Rozalia. Ty jesteś ta nowa. Nie martw się. Pokażę Ci szybką drogę do szkoły. Na pewno się zaprzyjaźnimy-Łał. Wygadana bestia.
-Jasne, czemu nie. Powiesz mi gdzie tu jest łazienka, stołówka i co najważniejsze: ZASIĘG.-Spytałam błagalnym tonem
-Nie ma problemu.- Po czym opowiedziała mi, że stołówka jest na parterze, a łazienka na pierwszym piętrze. Dowiedziałam się też że 1 w naszym numerze pokoju było numerem skrzydła. No to ładny labirynt nam się szykuję. Zasięg był tylko w pokojach nad czym ubolewałam, bo w korytarzu są rury, czy coś takiego. Ale mamy też dziedziniec, na który Rozalia z chęcią chciała mnie zaprowadzić. No to w drogę.
Violett:
Kiedy szli w stronę dziedzińca rozglądała się w różne strony niby to chłonąc krajobrazy nowego miejsca lecz tak naprawdę co chwilę kątem oka
obserwowała mężczyznę. Zauroczył ją praktycznie w jednej chwili ale to może być również sprawką tego, że Violett szybko się zakochiwała.
Wystarczyła krótka rozmowa aby zgubiła dla kogoś głowę...Lecz nie była ladacznicą. Co to, to nie.
Kastiel w pewnym momencie zorientował się, że Kobieta prawie nie odrywa od niego oczu.
- Brudny jestem ? - Zażartował.
- Nie, niee...Ja tylko tak...- Zaczęła się jąkać dziewczyna zakłopotana tym, że chłopak to odkrył.
- Spokojnie, żartuję tylko. - Uśmiechnął się pod nosem. Kiedy się w niego wpatrywała oznaczało to, że jego plan działa.
- Już jesteśmy całkiem niedaleko. Może mi opowiesz coś o dawnej szkole ? - Zapytał tym razem naprawdę ciekawy.
- Jestem z London general secondary school. Naprawdę nudna szkoła...Tam nauczyciele nie mają żadnej pasji w prowadzeniu lekcji i ani krzty
kreatywności - Oburzyła się jak na artystkę przystało.
- Tutaj nie zaznasz nic równie szczególnego. - Zaśmiał się pod nosem Kastiel.
W pewnym momencie przekroczyli bramy dziedzińca. Od razu otoczyła ich przyroda.
Mężczyzna złapał za dłoń Violett a ta splotła palce z jego palcami. Pociągnął ją w kierunku płaczącej wierzby. Kiedy odsunął jej długie pnącza
ich oczom ukazała się ławeczka.
Puścił jej dłoń i usiadł na niej po czym poklepał miejsce obok aby ona również usiadła co też później uczyniła.
- Romantyczne to miejsce... - Zaczerwieniła się.
- Staram się, Violett - Uśmiechnął się łobuzersko w jej kierunku po czym lekko objął ją jedną ręką w talii.
Dziewczyna zaniemówiła jakby była zaczarowana. Ten gest lekko wytrącił ją z równowagi.
Kastiel powoli zaczął się do niej przysuwać i już miał się pochylić ku złożeniu pocałunku na jej ustach gdy...
June:
Szła na dziedziniec obok trajkoczącej nowo poznanej koleżanki Rosalie. Nawet nie słuchała jej monologu. Jej myśli wciąż zajmował Kastiel...
I ta nowa ! Wyrzuciła tą myśl jak tyfus.
Nagle z jej kłótni myśli wyrwała ją dziewczyna.
- I co ? Jak myślisz ? - Zapytała rozentuzjazmowana Rozalia.
- Ee...Tak, to jest świetne - Pokiwała głową oszołomiona June.
- Jakie to ? TO ? Chyba on, June ! Opowiadam Ci od 15 minut o Leo ! - Zbulwersowała się.
- Przepraszam...Zamyśliłam się. - Skarciła się w myślach June.
- Zauważyłam ! - Obruszyła się ponownie. - Zresztą nie ważne. Już jesteśmy na dziedzińcu !
June rozejrzała się po okolicy. Normalnie może i by powiedziała, że jej się podoba ale po tamtej sytuacji wszystko widzi w szarych kolorach.
- Może być - Mruknęła jakby sama do siebie.
- Jesteś jakaś dziwna, nowa - Skwitowała Rozalia.
June skierowała wzrok na wierzbę i zza jej pnączów spostrzegła Kastiela i Violett. Nie wie co nią wtedy pokierowało ale nie czekając na Rozalie
która i tak po zorientowaniu się reakcji June pobiegła za nią odsłoniła pnącza i ujrzała prawie całującą się parę.
Zmrużyła oczy kiedy zyskała pewność że ta para to Kastiel i Violett.
- Nie przeszkadzam ? - Warknęła June.
Kastiel niechętnie odwrócił na nią wzrok.
- W zasadzie to przeszkadzasz. Nie widzisz co robimy ? - Powiedział leniwie Kas.
- Aż za dobrze... Pocałujesz ją i porzucisz jak mnie aby móc upolować inną ? - Zapytała z udawaną słodyczą.
Na co on zareagował śmiechem a Violette czuła się zdezorientowana.
- Możesz dać nam chwilę prywatności ? - Udawał niewzruszonego poprzednim zdaniem.
Upokorzona jego śmiechem i arogancją June odwróciła się na pięcie i szarpnęła Rozalie za nadgarstek aby ruszyła się z miejsca.
- Dałaś się pocałować temu Kastielowi ? Nie wiedziałaś, że jemu nie można ufać ? - Powiedziała z lekką nutą drwiny Rozalia.
- Nie mam zamiaru rozmawiać na temat tego niedorozwoja. - Wycedziła przez zęby urażona dziewczyna powstrzymując łzy.
- Oh... Jeszcze za dużo to ty się nie nauczyłaś. - Skwitowała Rozalia i dziewczyny wróciły z powrotem do szkoły.
Czemu on to zrobił? To zabolało niczym igła przy pobieraniu krwi u laborantki sadystki. Ciekawe jak będzie się zachowywał obok mnie. Pewnie będzie udawał, że nic się nie stało. Co za drań! Mam ochotę się komuś wypłakać, ale nie mam komu. Iris mieszka 15 kilometrów stąd, a motor mam w garażu. Do tego czasu wypłakałabym się 3 razy i skończyłaby mi się sól w organizmie do produkcji łez. Muszę jakoś do przeboleć, wyjaśnić z nim. Może to była zwykła rozmowa, może to był zwykły przytulas? Chociaż sposób w jaki na niego patrzyła... Nie. June ogarnij się. Pójdziesz teraz grzecznie do pokoju i przywitasz się z współlokatorami. A może pomogą mi jakieś środki nasenne?Nic tylko się zastrzelić. Jakkolwiek nieadekwatne były te słowa do ostatnich zdarzeń. Pokój 15. To tutaj. Witaj nowe życie. Nadchodzę.
Kas:
Zastanawiałem się nad miejscem gdzie zabiorę Violette. (Tak chyba miała na imię) na spotkanie, tak aby June zauważyła, gdy nagle mnie oświeciło. Przecież ona mieszka w akademiku! Akademik ma dziedziniec i piękną roślinność. Tam mnie musi zobaczyć. O nie, zaraz będzie pora lunchu. Pobiegłem szybko przed szkołę, aby się nie spóźnić. Jeszcze jej nie było. Lepiej, żeby nie myślała, że ją wystawiam, czy coś.
Nagle ze szkoły wyszła spora grupka uczniów. Miałem szczęście, że była ona charakterystyczna i miałem dobry wzrok, bo miałbym problem. Podeszła do mnie i zapytała:
-To dokąd idziemy?-Była dziwnie podekscytowana
-Jest w akademiku dziedziniec z przepiękną roślinnością. Jest tam na przykład niebieski eukaliptus, albo krzaki dzikich róż-uśmiechnąłem się do niej z najładniejszym jaki mnie było stać uśmiechem.
-Widziałam je na google. Są piękne. Wiem, gdzie jest akademik, ale w środku pewnie się zgubimy-powiedziała smutno.
-Nie bój nic. Damy sobie radę, tym bardziej, że ja tam kiedyś tymczasowo mieszkałem.
-Długo tam byłeś-Zapytała z ciekawością
-Tydzień. Za długo zajmowała mi droga tamtymi korytarzami do szkoły-Powiedziałem z lekkim żartem
-Ale mnie pocieszyłeś-dodała zrezygnowana
-Nie martw się, może trafisz na lepszy pokój. Poza tym podobno zrobili jakieś przejście do szkoły-pocieszyłem ją
- Jeszcze nic takiego nie odkryłam-powiedziała lekko się zamyślając
-Nic dziwnego... W końcu dopiero co tu przyjechałaś, Violette.-uśmiechnąłem się
-No tak, masz rację-powiedziała, po czym lekko się rozpromieniła
- Nie ma na co czekać. Chodźmy.- Dodałem udawając entuzjazm
June:
Poczułam się jak bym się wprowadzała do nowego domu z Kevem. Łóżka do wyboru, ale same różowe. Naprawdę? A jeśli je przemaluję to będzie dewastacja mienia szkoły? Pewni tak. No trudno. Zajęłam łóżko które nie miało wokół żadnych bagaży. Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi. Stała w nich dość ładna białowłosa dziewczyna. Chyba była o mnie starsza ode mnie. Zagadałam pierwsza. Musiałam w końcu z nią mieszkać.
-Hej, mam na imię June, a Ty?-Zapytałam z niepokojem jak zareaguje
-Siemka, mam na imię Rozalia. Ty jesteś ta nowa. Nie martw się. Pokażę Ci szybką drogę do szkoły. Na pewno się zaprzyjaźnimy-Łał. Wygadana bestia.
-Jasne, czemu nie. Powiesz mi gdzie tu jest łazienka, stołówka i co najważniejsze: ZASIĘG.-Spytałam błagalnym tonem
-Nie ma problemu.- Po czym opowiedziała mi, że stołówka jest na parterze, a łazienka na pierwszym piętrze. Dowiedziałam się też że 1 w naszym numerze pokoju było numerem skrzydła. No to ładny labirynt nam się szykuję. Zasięg był tylko w pokojach nad czym ubolewałam, bo w korytarzu są rury, czy coś takiego. Ale mamy też dziedziniec, na który Rozalia z chęcią chciała mnie zaprowadzić. No to w drogę.
Violett:
Kiedy szli w stronę dziedzińca rozglądała się w różne strony niby to chłonąc krajobrazy nowego miejsca lecz tak naprawdę co chwilę kątem oka
obserwowała mężczyznę. Zauroczył ją praktycznie w jednej chwili ale to może być również sprawką tego, że Violett szybko się zakochiwała.
Wystarczyła krótka rozmowa aby zgubiła dla kogoś głowę...Lecz nie była ladacznicą. Co to, to nie.
Kastiel w pewnym momencie zorientował się, że Kobieta prawie nie odrywa od niego oczu.
- Brudny jestem ? - Zażartował.
- Nie, niee...Ja tylko tak...- Zaczęła się jąkać dziewczyna zakłopotana tym, że chłopak to odkrył.
- Spokojnie, żartuję tylko. - Uśmiechnął się pod nosem. Kiedy się w niego wpatrywała oznaczało to, że jego plan działa.
- Już jesteśmy całkiem niedaleko. Może mi opowiesz coś o dawnej szkole ? - Zapytał tym razem naprawdę ciekawy.
- Jestem z London general secondary school. Naprawdę nudna szkoła...Tam nauczyciele nie mają żadnej pasji w prowadzeniu lekcji i ani krzty
kreatywności - Oburzyła się jak na artystkę przystało.
- Tutaj nie zaznasz nic równie szczególnego. - Zaśmiał się pod nosem Kastiel.
W pewnym momencie przekroczyli bramy dziedzińca. Od razu otoczyła ich przyroda.
Mężczyzna złapał za dłoń Violett a ta splotła palce z jego palcami. Pociągnął ją w kierunku płaczącej wierzby. Kiedy odsunął jej długie pnącza
ich oczom ukazała się ławeczka.
Puścił jej dłoń i usiadł na niej po czym poklepał miejsce obok aby ona również usiadła co też później uczyniła.
- Romantyczne to miejsce... - Zaczerwieniła się.
- Staram się, Violett - Uśmiechnął się łobuzersko w jej kierunku po czym lekko objął ją jedną ręką w talii.
Dziewczyna zaniemówiła jakby była zaczarowana. Ten gest lekko wytrącił ją z równowagi.
Kastiel powoli zaczął się do niej przysuwać i już miał się pochylić ku złożeniu pocałunku na jej ustach gdy...
June:
Szła na dziedziniec obok trajkoczącej nowo poznanej koleżanki Rosalie. Nawet nie słuchała jej monologu. Jej myśli wciąż zajmował Kastiel...
I ta nowa ! Wyrzuciła tą myśl jak tyfus.
Nagle z jej kłótni myśli wyrwała ją dziewczyna.
- I co ? Jak myślisz ? - Zapytała rozentuzjazmowana Rozalia.
- Ee...Tak, to jest świetne - Pokiwała głową oszołomiona June.
- Jakie to ? TO ? Chyba on, June ! Opowiadam Ci od 15 minut o Leo ! - Zbulwersowała się.
- Przepraszam...Zamyśliłam się. - Skarciła się w myślach June.
- Zauważyłam ! - Obruszyła się ponownie. - Zresztą nie ważne. Już jesteśmy na dziedzińcu !
June rozejrzała się po okolicy. Normalnie może i by powiedziała, że jej się podoba ale po tamtej sytuacji wszystko widzi w szarych kolorach.
- Może być - Mruknęła jakby sama do siebie.
- Jesteś jakaś dziwna, nowa - Skwitowała Rozalia.
June skierowała wzrok na wierzbę i zza jej pnączów spostrzegła Kastiela i Violett. Nie wie co nią wtedy pokierowało ale nie czekając na Rozalie
która i tak po zorientowaniu się reakcji June pobiegła za nią odsłoniła pnącza i ujrzała prawie całującą się parę.
Zmrużyła oczy kiedy zyskała pewność że ta para to Kastiel i Violett.
- Nie przeszkadzam ? - Warknęła June.
Kastiel niechętnie odwrócił na nią wzrok.
- W zasadzie to przeszkadzasz. Nie widzisz co robimy ? - Powiedział leniwie Kas.
- Aż za dobrze... Pocałujesz ją i porzucisz jak mnie aby móc upolować inną ? - Zapytała z udawaną słodyczą.
Na co on zareagował śmiechem a Violette czuła się zdezorientowana.
- Możesz dać nam chwilę prywatności ? - Udawał niewzruszonego poprzednim zdaniem.
Upokorzona jego śmiechem i arogancją June odwróciła się na pięcie i szarpnęła Rozalie za nadgarstek aby ruszyła się z miejsca.
- Dałaś się pocałować temu Kastielowi ? Nie wiedziałaś, że jemu nie można ufać ? - Powiedziała z lekką nutą drwiny Rozalia.
- Nie mam zamiaru rozmawiać na temat tego niedorozwoja. - Wycedziła przez zęby urażona dziewczyna powstrzymując łzy.
- Oh... Jeszcze za dużo to ty się nie nauczyłaś. - Skwitowała Rozalia i dziewczyny wróciły z powrotem do szkoły.
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział XIII "Czasem bolesne środki są dobre dla obu stron"
Kevin:
Wychodząc z domu Kastiela był zupełnie skołowany. Zauważył, że pomocy u tego czerwonego popaprańca nie uzyska... I pomyśleć, że właśnie kogoś takiego jego
siostra pokochała. Śmiechu warte, pomyślał.
Jego ostatnią deską ratunku była Iris... To była ostatnia osoba która miała wpływ na June.
Dotarł więc pod kolejny adres z kartki, i zapukał do drzwi ponieważ nie była dzwonka.
Iris mieszkała w przytulnym domku niedaleko lasu. Z daleka widać było, że dziewczyna mieszka albo z rodzicami, albo z bliższą rodziną. Przynajmniej tak mu się
wydawało.
Jego rozmyślania przerwały otwierające się drzwi, i rozdrażniona dziewczyna w nich.
-Czego tu szukasz o tak późnej porze ? - Zmarszczyła brwi poirytowana.
- Ładne przywitanie... Wystarczyłoby "O to ty, Kev ! Jak ja się stęskniłam !" - Zaczął naśladować Iris.
- Nie na każdego działa Twój "urok osobisty"... On tylko przyciąga puste laleczki, przykro mi. - Powiedziała z udawaną słodyczą w głosie dziewczyna.
- Bla, bla, bla... Chciałem pogadać o June - Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Co z nią ? - Zapytała poważnym głosem.
Wyszła przed drzwi i usiadła na schodach. Poklepała miejsce obok, aby Kevin dołączył co też od razu uczynił
- Wiem o tym, że zostałaś doskonale poinformowana o naszych problemach...Z narkotykami. Postrzelono June i musimy znów uciekać, ale oczywiście nie...A dlaczego?
Kastiel przysłonił oczy June i nie chce się ze mną wyprowadzić... Myślałem, że możesz mi w tym pomóc ? - Zapytał z wyraźną nadzieją w głosie głęboko zaglądając
w oczy Iris.
Na tą młodą niewiastę trik z oczami od razu podziałał. Pomimo, że wcześniej udawała twardą i nie dawała po sobie poznać to jednak coś tam do Keva czuła.
To była idealna okazja, aby się mu podlizać.
- Em... Myślę, że to nie byłoby fair w stosunku do June. W końcu się przyjaźnimy. - Załkała Iris próbując ugiąć się czarowi Keva. Natomiast mężczyzna od razu
wychwycił, że Iris się łamie. Więc wybrał ostrzejszą grę...
- Iris, Iris, Iris... Tu chodzi o jej życie...A chyba nie chcesz aby June nie była bezpieczna ? - Przekonywał dalej oraz odgarnął zagubiony kosmyk jej włosów
za ucho delikatnie przy tym muskając policzek palcami niby przypadkiem.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła pod jego dotykiem.
- Nie wiem, Kevin... Muszę to przemyśleć. - Przygryzła dolną wargę widocznie zakłopotana. Z jednej strony chciała zrobić to dla chłopaka, ale z drugiej June..
Co ona o niej pomyśli ?
- Byle szybko moja droga... Czas nam się kończy, więc jak się zdecydujesz to zadzwoń do mnie. Tu masz numer. - Wcisnął jej zwitek papieru już z wcześniej
wypisanym numerem oraz wstał ze schodów. Przelotnie lekko musnął jej policzek wargami przez co Iris wyskoczyły rumieńce na twarzy.
- Ja już muszę lecieć... Odezwij się jutro. - Dodał na pożegnanie, i mrugnął do niej jeszcze. Po chwili gdy znikł jej z pola widzenia ona wciąż siedziała
zdezorientowana na schodach tarasu przed domem. '
Kastiel:
Na następny dzień kiedy wstało już słońce mężczyzna zaczął codzienne szykowanie do szkoły. Standardowo pod prysznic, śniadanie, i do szkoły.
W drodze cały czas odbijały mu się słowa Kevina "Ona Cię kocha"...A on nie mógł pozwolić na to aby go kochano. To zarazem była tak szczęśliwa informacja,że
nareszcie ktoś darzy go mocniejszym uczuciem a w dodatku pozytywnym...Koniec końców nienawiść to też całkiem mocne uczucie.
Pomimo tej wiadomości wcale nie było mu do śmiechu. Wiedział, że jeżeli tego nie przerwie w porę, to dziewczyna źle skończy. I on przy okazji również...
Postanowił to zakończyć, lecz nie mógł normalnie zerwać. Wtedy chciałaby odbudować związek, a on nie mógł. Wpadł na pomysł dość drastyczny... Natomiast
jaki jest najlepszy sposób aby pozbyć się ukochanej osoby ? Zdrada działa najlepiej...
June:
Wchodząc do szkoły była już pełna energii. Natychmiast poszła do sekretariatu dowiedzieć się jak najwięcej informacji o wolnych pokojach w akademiku.
Okazało się, że jednak posiada więcej szczęścia niż rozumu. Już dzisiaj mają przyjechać nowi ucznie z wymiany i zająć pokoje, lecz jedno łóżko się uchowało.
Jednak ma dzielić pokój z niejaką Violett... Zastanawiała się kim jest ta dziewczyna, ale szybko przestała się tym przejmować. Przecież się udało ! Dzięki temu
zostanie w mieście, będzie miała przy sobie Kastiela oraz miejmy nadzieję że ujdzie z życiem. Przecież nareszcie miała zacząć zupełnie nowe. Nie byłoby zbyt
ciekawie gdyby po 3 dniach je straciła...
Kiedy wyszła z sekretariatu i szła korytarzem natknęła się na Kastiela który dosłownie na nią wpadł.
- Kastiel ! - Wydarła się na niego.
- Nie zauważyłem Cię - Powiedział obojętnie.
- Widzę właśnie... Wyglądasz jak widmo z horroru. Pewnie znowu zarwałeś nocke - Zbulwersowała się dziewczyna. "Oby to jedną", pomyślał Kastiel.
- To nie ważne... Co z akademikiem ? Przemyślałaś to ? - Zapytał bardziej ożywiony.
- Tak, wystarczy tylko się spakować i się wprowadzić. - Wyznała z szerokim uśmiechem.
- To świetnie. - Rzucił chłopak i odszedł bez pożegnania opuszczając budynek szkolny.
Zaczęło ją od razu zastanawiać co go znowu ugryzło...
Violett:
Violetta była szczupłą jednakże wysoką dziewczyną o gęstych fioletowych włosach. 'Układały się one w lekkie fale które okalały jej drobną twarz o wystających
kościach policzkowych. Dodatkowego uroku nadawały jej duże niebieskie oczy i pełne różowawe usta.
Tego dnia gdy przyjechała do nowej szkoły była ubrana w czarną zwiewną spódniczkę do kostek oraz białą bluzkę na ramiączkach. Jej szyje zdobiły liczne
łańcuszki. Na nadgarstkach nosiła pełno przeróżnych bransoletek. Lubiła dużo błyskotek, lecz nie wyglądała ona nigdy tandetnie.
Pod pachą zawsze nosiła szkicownik, a w torebce walało się zawsze tona ołówków i innych dziwnych rzeczy.
Przyjechała ona z rodzeństwem Arminem i Alexem.
Gdy wysiadła z autobusu od razu przykuł jej wzrok czerwonowłosy mężczyzna. Wyglądał na zagubionego gdy tak stał pod ścianą szkoły i patrzył przed siebie
pustym wzrokiem.
Postanowiła się przywitać więc podeszła do niego wolnym krokiem.
- Witaj... Jestem Violetta Bradley. Przyjechałam z wymiany. - Przedstawiła się z uśmiechem
- Cześć, Kastiel - Podał dłoń na przywitanie dziewczynie którą od razu uścisnęła.
- Mógłbyś mi może coś więcej opowiedzieć o szkole ? - Zagadnęła z nadzieją na nawiązanie nowej znajomości.
- Tylko mi nie mów, że naprawdę chcesz tego słuchać... Zresztą nie należę do prymusów szkolnych. - Odburknął... Ale od razu wpadł na pomysł.
- Chyba że Cię po niej oprowadzę ? - Dodał z uśmiechem Kastiel tym razem patrząc już na dziewczynę.
- Byłoby mi bardzo miło - Odpowiedziała lekko onieśmielona.
Chłopak podał jej ramię które ona chwyciła.
- Więc zapraszam w nasze skromne progi. - I weszli razem do budynku. Violett jednak nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że ma być narzędziem które ma
zrazić do niego June...
Kastiel oprowadzał ją po budynku z widocznym ożywieniem. Jeżeli się postarał to potrafił być bardzo towarzyski chociaż zwykle tego unikał.
Widać było na pierwszy rzut oka, że Violett złapała haczyk i już zauroczyła się Kastielem.
Lecz wciąż nie było widać June...
- Masz szkicownik... Może kiedyś pokażesz mi swoje prace ? Zakładam że rysujesz. - Napomknął Kastiel szukając coraz to nowszych tematów do rozmowy.
- Jeżeli chcesz to mogę narysować i Ciebie. Sądzę że byłbyś dobrym modelem. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Jeśli chcesz to nie widzę problemu. - Wzruszył ramionami zgadzając się.
- Może w porze Lunchu ? Spotkalibyśmy się na boisku ? - Zapytała z nadzieją.
- Znam lepsze miejsce do takich typu spraw. - Mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem.
- To jesteśmy umówieni. - Powiedziała zadowolona dziewczyna - Jednak muszę już wracać do braci. - dodała z lekkim smutkiem że musi go opuszczać.
- Nie ma sprawy. Widzimy się przed szkołą w porze Lunchu. Wtedy Cię zaprowadzę.
Dziewczyna na pożegnanie w porywie spontaniczności lekko przytuliła Kastiela co on odwzajemnił.
Myślał, że całego zdarzenia June nie widziała i plan odstraszenia jej jeszcze mu nie wyszedł lecz ona z ukrycia przyglądała się całej sytuacji oraz
była świadkiem całej rozmowy. Mogła przysiądź, że serce właśnie jej pękło na pół, a zazdrość rozdzierała od środka gdy zobaczyła tą scenę. Niby nie
była aż tak znacząca, ale jej wystarczy...
Wychodząc z domu Kastiela był zupełnie skołowany. Zauważył, że pomocy u tego czerwonego popaprańca nie uzyska... I pomyśleć, że właśnie kogoś takiego jego
siostra pokochała. Śmiechu warte, pomyślał.
Jego ostatnią deską ratunku była Iris... To była ostatnia osoba która miała wpływ na June.
Dotarł więc pod kolejny adres z kartki, i zapukał do drzwi ponieważ nie była dzwonka.
Iris mieszkała w przytulnym domku niedaleko lasu. Z daleka widać było, że dziewczyna mieszka albo z rodzicami, albo z bliższą rodziną. Przynajmniej tak mu się
wydawało.
Jego rozmyślania przerwały otwierające się drzwi, i rozdrażniona dziewczyna w nich.
-Czego tu szukasz o tak późnej porze ? - Zmarszczyła brwi poirytowana.
- Ładne przywitanie... Wystarczyłoby "O to ty, Kev ! Jak ja się stęskniłam !" - Zaczął naśladować Iris.
- Nie na każdego działa Twój "urok osobisty"... On tylko przyciąga puste laleczki, przykro mi. - Powiedziała z udawaną słodyczą w głosie dziewczyna.
- Bla, bla, bla... Chciałem pogadać o June - Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Co z nią ? - Zapytała poważnym głosem.
Wyszła przed drzwi i usiadła na schodach. Poklepała miejsce obok, aby Kevin dołączył co też od razu uczynił
- Wiem o tym, że zostałaś doskonale poinformowana o naszych problemach...Z narkotykami. Postrzelono June i musimy znów uciekać, ale oczywiście nie...A dlaczego?
Kastiel przysłonił oczy June i nie chce się ze mną wyprowadzić... Myślałem, że możesz mi w tym pomóc ? - Zapytał z wyraźną nadzieją w głosie głęboko zaglądając
w oczy Iris.
Na tą młodą niewiastę trik z oczami od razu podziałał. Pomimo, że wcześniej udawała twardą i nie dawała po sobie poznać to jednak coś tam do Keva czuła.
To była idealna okazja, aby się mu podlizać.
- Em... Myślę, że to nie byłoby fair w stosunku do June. W końcu się przyjaźnimy. - Załkała Iris próbując ugiąć się czarowi Keva. Natomiast mężczyzna od razu
wychwycił, że Iris się łamie. Więc wybrał ostrzejszą grę...
- Iris, Iris, Iris... Tu chodzi o jej życie...A chyba nie chcesz aby June nie była bezpieczna ? - Przekonywał dalej oraz odgarnął zagubiony kosmyk jej włosów
za ucho delikatnie przy tym muskając policzek palcami niby przypadkiem.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła pod jego dotykiem.
- Nie wiem, Kevin... Muszę to przemyśleć. - Przygryzła dolną wargę widocznie zakłopotana. Z jednej strony chciała zrobić to dla chłopaka, ale z drugiej June..
Co ona o niej pomyśli ?
- Byle szybko moja droga... Czas nam się kończy, więc jak się zdecydujesz to zadzwoń do mnie. Tu masz numer. - Wcisnął jej zwitek papieru już z wcześniej
wypisanym numerem oraz wstał ze schodów. Przelotnie lekko musnął jej policzek wargami przez co Iris wyskoczyły rumieńce na twarzy.
- Ja już muszę lecieć... Odezwij się jutro. - Dodał na pożegnanie, i mrugnął do niej jeszcze. Po chwili gdy znikł jej z pola widzenia ona wciąż siedziała
zdezorientowana na schodach tarasu przed domem. '
Kastiel:
Na następny dzień kiedy wstało już słońce mężczyzna zaczął codzienne szykowanie do szkoły. Standardowo pod prysznic, śniadanie, i do szkoły.
W drodze cały czas odbijały mu się słowa Kevina "Ona Cię kocha"...A on nie mógł pozwolić na to aby go kochano. To zarazem była tak szczęśliwa informacja,że
nareszcie ktoś darzy go mocniejszym uczuciem a w dodatku pozytywnym...Koniec końców nienawiść to też całkiem mocne uczucie.
Pomimo tej wiadomości wcale nie było mu do śmiechu. Wiedział, że jeżeli tego nie przerwie w porę, to dziewczyna źle skończy. I on przy okazji również...
Postanowił to zakończyć, lecz nie mógł normalnie zerwać. Wtedy chciałaby odbudować związek, a on nie mógł. Wpadł na pomysł dość drastyczny... Natomiast
jaki jest najlepszy sposób aby pozbyć się ukochanej osoby ? Zdrada działa najlepiej...
June:
Wchodząc do szkoły była już pełna energii. Natychmiast poszła do sekretariatu dowiedzieć się jak najwięcej informacji o wolnych pokojach w akademiku.
Okazało się, że jednak posiada więcej szczęścia niż rozumu. Już dzisiaj mają przyjechać nowi ucznie z wymiany i zająć pokoje, lecz jedno łóżko się uchowało.
Jednak ma dzielić pokój z niejaką Violett... Zastanawiała się kim jest ta dziewczyna, ale szybko przestała się tym przejmować. Przecież się udało ! Dzięki temu
zostanie w mieście, będzie miała przy sobie Kastiela oraz miejmy nadzieję że ujdzie z życiem. Przecież nareszcie miała zacząć zupełnie nowe. Nie byłoby zbyt
ciekawie gdyby po 3 dniach je straciła...
Kiedy wyszła z sekretariatu i szła korytarzem natknęła się na Kastiela który dosłownie na nią wpadł.
- Kastiel ! - Wydarła się na niego.
- Nie zauważyłem Cię - Powiedział obojętnie.
- Widzę właśnie... Wyglądasz jak widmo z horroru. Pewnie znowu zarwałeś nocke - Zbulwersowała się dziewczyna. "Oby to jedną", pomyślał Kastiel.
- To nie ważne... Co z akademikiem ? Przemyślałaś to ? - Zapytał bardziej ożywiony.
- Tak, wystarczy tylko się spakować i się wprowadzić. - Wyznała z szerokim uśmiechem.
- To świetnie. - Rzucił chłopak i odszedł bez pożegnania opuszczając budynek szkolny.
Zaczęło ją od razu zastanawiać co go znowu ugryzło...
Violett:
Violetta była szczupłą jednakże wysoką dziewczyną o gęstych fioletowych włosach. 'Układały się one w lekkie fale które okalały jej drobną twarz o wystających
kościach policzkowych. Dodatkowego uroku nadawały jej duże niebieskie oczy i pełne różowawe usta.
Tego dnia gdy przyjechała do nowej szkoły była ubrana w czarną zwiewną spódniczkę do kostek oraz białą bluzkę na ramiączkach. Jej szyje zdobiły liczne
łańcuszki. Na nadgarstkach nosiła pełno przeróżnych bransoletek. Lubiła dużo błyskotek, lecz nie wyglądała ona nigdy tandetnie.
Pod pachą zawsze nosiła szkicownik, a w torebce walało się zawsze tona ołówków i innych dziwnych rzeczy.
Przyjechała ona z rodzeństwem Arminem i Alexem.
Gdy wysiadła z autobusu od razu przykuł jej wzrok czerwonowłosy mężczyzna. Wyglądał na zagubionego gdy tak stał pod ścianą szkoły i patrzył przed siebie
pustym wzrokiem.
Postanowiła się przywitać więc podeszła do niego wolnym krokiem.
- Witaj... Jestem Violetta Bradley. Przyjechałam z wymiany. - Przedstawiła się z uśmiechem
- Cześć, Kastiel - Podał dłoń na przywitanie dziewczynie którą od razu uścisnęła.
- Mógłbyś mi może coś więcej opowiedzieć o szkole ? - Zagadnęła z nadzieją na nawiązanie nowej znajomości.
- Tylko mi nie mów, że naprawdę chcesz tego słuchać... Zresztą nie należę do prymusów szkolnych. - Odburknął... Ale od razu wpadł na pomysł.
- Chyba że Cię po niej oprowadzę ? - Dodał z uśmiechem Kastiel tym razem patrząc już na dziewczynę.
- Byłoby mi bardzo miło - Odpowiedziała lekko onieśmielona.
Chłopak podał jej ramię które ona chwyciła.
- Więc zapraszam w nasze skromne progi. - I weszli razem do budynku. Violett jednak nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że ma być narzędziem które ma
zrazić do niego June...
Kastiel oprowadzał ją po budynku z widocznym ożywieniem. Jeżeli się postarał to potrafił być bardzo towarzyski chociaż zwykle tego unikał.
Widać było na pierwszy rzut oka, że Violett złapała haczyk i już zauroczyła się Kastielem.
Lecz wciąż nie było widać June...
- Masz szkicownik... Może kiedyś pokażesz mi swoje prace ? Zakładam że rysujesz. - Napomknął Kastiel szukając coraz to nowszych tematów do rozmowy.
- Jeżeli chcesz to mogę narysować i Ciebie. Sądzę że byłbyś dobrym modelem. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Jeśli chcesz to nie widzę problemu. - Wzruszył ramionami zgadzając się.
- Może w porze Lunchu ? Spotkalibyśmy się na boisku ? - Zapytała z nadzieją.
- Znam lepsze miejsce do takich typu spraw. - Mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem.
- To jesteśmy umówieni. - Powiedziała zadowolona dziewczyna - Jednak muszę już wracać do braci. - dodała z lekkim smutkiem że musi go opuszczać.
- Nie ma sprawy. Widzimy się przed szkołą w porze Lunchu. Wtedy Cię zaprowadzę.
Dziewczyna na pożegnanie w porywie spontaniczności lekko przytuliła Kastiela co on odwzajemnił.
Myślał, że całego zdarzenia June nie widziała i plan odstraszenia jej jeszcze mu nie wyszedł lecz ona z ukrycia przyglądała się całej sytuacji oraz
była świadkiem całej rozmowy. Mogła przysiądź, że serce właśnie jej pękło na pół, a zazdrość rozdzierała od środka gdy zobaczyła tą scenę. Niby nie
była aż tak znacząca, ale jej wystarczy...
środa, 9 kwietnia 2014
Rozdział XII "Czasem trzeba postawić na swoim licząc się z konsekwencjami swoich wyborów"
June:
Usiadłam na sofie rozmyślając o tym co mi powiedział Kas. Rozważałam plusy każdej decyzji. Plusów zostania z bratem było mało. Miałam dom, rodzinę (nieliczną, ale zawsze). Minusów było za to całkiem sporo. Wyprowadzka, nowe otoczenie, mogę już nigdy nie zobaczyć Iris, ani Kastiela. Historia toczyła by się w kółko i w kółko. Jakbym poszła do akademika mogłabym nie zobaczyć brata. Dom jest nie ważny. Ale zobaczyłabym osoby na których mi zależy. Oczywiście poza nim. Decyzja nie była prosta, ale zdecydowałam. Czas na zmiany. Miałam dość życia w biegu i strachu. Ale co jeśli i tu mnie znowu znajdą? To był jedyny minus całej sytuacji, poza bratem. Czuję się trochę jak rodzeństwo z filmu Hansel i Gretel - łowcy czarownic. Rodzeństwo z problemami, ale też mam prawo do normalnego życia, prawda? Decyzja podjęta. Idę do szkoły zapytać się o wolne miejsca w akademiku.
Miałam tylko nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję. To jedna z tych z których ciężko się wycofać... O ile w ogóle ma się tą możliwość. Jednak stwierdziłam, że tym będę się martwić później.
Kev:
Co ta gówniara sobie myśli? Przecież chcę ją chronić. A co jeśli znowu ją postrzelą, tyle że tym razem nie chybią. Zginie. Mam tylko ją. Ona jedyna ze mną została. Nawet moja była dziewczyna mnie zostawiła. Do dziś nie wiem dlaczego i zacząłem ćpać. To pomagało. Na krótko, ale zawsze. Potem zorientowałem się, że z tego można wytrzepać niezły hajs, no i po roku zaczął się kołowrotek. Już to widzę. Ja sam na nich. Przecież June sobie nie poradzi. Prędzej ją też zastrzelą niż dożyje choćby 50. Zaczyna zachodzić słońce. Pora wracać. Chyba, że pogadam z Kasem i Iris, aby ją przekonali. Tak, to niezły pomysł. Dowiem się od tzw "jednorazowych kolegów" gdzie mieszka.
Słońce niemal całkiem zaszło, a ja stałem pod wieżowcem Kastiela i zadzwoniłem domofonem zgodnie z adresem napisanej na karteczce.
Kto tam-Zapytał znany mi głos.
Tu Kev. Chcę pogadać.-powiedziałem z nadzieją, że mnie wpuści
-niby o czym?-zapytał z drwiną w głosie
-O June-nie było sensu owijać w bawełnę.
-W sumie dobrze się składa. Wyjaśnimy sobie parę rzeczy - Mruknął już bardziej złowrogo, ale to raczej w jego stylu.
Po jego słowach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, po czym odnalazłem jego mieszkanie. Mieszkał na ostatnim piętrze. W sumie nie dziwię mu się. Tam mieszkania są najtańsze. Po wpuszczeniu mnie do jego mieszkania zacząłem rozmowę.
***
Kas:
-Proszę, przekonaj June, żeby wyjechała-prosił mnie jej brat.
-Dlaczego i dlaczego ja?-zapytałem. Byłem ciekawy co odpowie.
-Nieważne dlaczego, po prostu musi wyjechać. Dla jej dobra, a Ty masz na nią wpływ.-Powiedział niemal na jednym tchu.
-Ona sama zdecyduje co słuszne. - Warknął coraz bardziej poirytowany.
-Gościu, ona Cię kocha rozumiesz?! Prowadzę niełatwe życie, a ona w nim jest. Sam zresztą wiesz. A tak poza tym dzięki, że jej pomogłeś. - Wyznał ze skruchą w głosie
-Nie ma za co. Da sobie radę. Jest już dużą dziewczynką - Odpyskował na odczepne.
-Ona nie jest dziewczynką-mruknął pod nosem, ale i tak usłyszałem
-Co masz na myśli-zaciekawiło mnie jego zdanie. Czyżbym o czymś nie wiedział ?
-Eee. Chodzi o to, że.....w jej mniemaniu nie jest już dziewczynką, tylko kobietą.-Może wejdę do jego umysłu i dowiem się w końcu czegoś konkretnego.
-Zastanów się nad tą decyzją, ja lecę - Zrezygnowany chłopak ruszył do wyjścia. Wiedział, że nie ma sensu dłużej targować się z Kastielem.
Wyszedł z mojego pokoju dziwnie wystraszony. W sumie to co mówił miałoby sens gdyby się nie jąkał. Jutro w szkole potwierdzę jego wersję u June. Ciekawe co wybrała... Mam nadzieję, że wybrała mądrze, i w końcu uwolni się od toksycznego braciszka który regularnie zatruwa jej życie. Chociaż... Mógłbym się dowiedzieć teraz o jej decyzji. Wystarczyłoby tylko przeczytać jej myśli... Nie, to nie może tak wyglądać. Ona nie jest pierwszą lepszą osobą której mogę przeszukać pamięć, lecz raz to zrobiłem. Wtedy była inna sytuacja, tłumaczył sobie. Zaczekam do jutra jak normalny człowiek... Jak normalny człowiek, powtarzał sobie w myślach, a gdzieś w środku wciąż żałował że musiał usunąć jej wspomnienia. Niestety nie mogło być inaczej....
Usiadłam na sofie rozmyślając o tym co mi powiedział Kas. Rozważałam plusy każdej decyzji. Plusów zostania z bratem było mało. Miałam dom, rodzinę (nieliczną, ale zawsze). Minusów było za to całkiem sporo. Wyprowadzka, nowe otoczenie, mogę już nigdy nie zobaczyć Iris, ani Kastiela. Historia toczyła by się w kółko i w kółko. Jakbym poszła do akademika mogłabym nie zobaczyć brata. Dom jest nie ważny. Ale zobaczyłabym osoby na których mi zależy. Oczywiście poza nim. Decyzja nie była prosta, ale zdecydowałam. Czas na zmiany. Miałam dość życia w biegu i strachu. Ale co jeśli i tu mnie znowu znajdą? To był jedyny minus całej sytuacji, poza bratem. Czuję się trochę jak rodzeństwo z filmu Hansel i Gretel - łowcy czarownic. Rodzeństwo z problemami, ale też mam prawo do normalnego życia, prawda? Decyzja podjęta. Idę do szkoły zapytać się o wolne miejsca w akademiku.
Miałam tylko nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję. To jedna z tych z których ciężko się wycofać... O ile w ogóle ma się tą możliwość. Jednak stwierdziłam, że tym będę się martwić później.
Kev:
Co ta gówniara sobie myśli? Przecież chcę ją chronić. A co jeśli znowu ją postrzelą, tyle że tym razem nie chybią. Zginie. Mam tylko ją. Ona jedyna ze mną została. Nawet moja była dziewczyna mnie zostawiła. Do dziś nie wiem dlaczego i zacząłem ćpać. To pomagało. Na krótko, ale zawsze. Potem zorientowałem się, że z tego można wytrzepać niezły hajs, no i po roku zaczął się kołowrotek. Już to widzę. Ja sam na nich. Przecież June sobie nie poradzi. Prędzej ją też zastrzelą niż dożyje choćby 50. Zaczyna zachodzić słońce. Pora wracać. Chyba, że pogadam z Kasem i Iris, aby ją przekonali. Tak, to niezły pomysł. Dowiem się od tzw "jednorazowych kolegów" gdzie mieszka.
Słońce niemal całkiem zaszło, a ja stałem pod wieżowcem Kastiela i zadzwoniłem domofonem zgodnie z adresem napisanej na karteczce.
Kto tam-Zapytał znany mi głos.
Tu Kev. Chcę pogadać.-powiedziałem z nadzieją, że mnie wpuści
-niby o czym?-zapytał z drwiną w głosie
-O June-nie było sensu owijać w bawełnę.
-W sumie dobrze się składa. Wyjaśnimy sobie parę rzeczy - Mruknął już bardziej złowrogo, ale to raczej w jego stylu.
Po jego słowach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, po czym odnalazłem jego mieszkanie. Mieszkał na ostatnim piętrze. W sumie nie dziwię mu się. Tam mieszkania są najtańsze. Po wpuszczeniu mnie do jego mieszkania zacząłem rozmowę.
***
Kas:
-Proszę, przekonaj June, żeby wyjechała-prosił mnie jej brat.
-Dlaczego i dlaczego ja?-zapytałem. Byłem ciekawy co odpowie.
-Nieważne dlaczego, po prostu musi wyjechać. Dla jej dobra, a Ty masz na nią wpływ.-Powiedział niemal na jednym tchu.
-Ona sama zdecyduje co słuszne. - Warknął coraz bardziej poirytowany.
-Gościu, ona Cię kocha rozumiesz?! Prowadzę niełatwe życie, a ona w nim jest. Sam zresztą wiesz. A tak poza tym dzięki, że jej pomogłeś. - Wyznał ze skruchą w głosie
-Nie ma za co. Da sobie radę. Jest już dużą dziewczynką - Odpyskował na odczepne.
-Ona nie jest dziewczynką-mruknął pod nosem, ale i tak usłyszałem
-Co masz na myśli-zaciekawiło mnie jego zdanie. Czyżbym o czymś nie wiedział ?
-Eee. Chodzi o to, że.....w jej mniemaniu nie jest już dziewczynką, tylko kobietą.-Może wejdę do jego umysłu i dowiem się w końcu czegoś konkretnego.
-Zastanów się nad tą decyzją, ja lecę - Zrezygnowany chłopak ruszył do wyjścia. Wiedział, że nie ma sensu dłużej targować się z Kastielem.
Wyszedł z mojego pokoju dziwnie wystraszony. W sumie to co mówił miałoby sens gdyby się nie jąkał. Jutro w szkole potwierdzę jego wersję u June. Ciekawe co wybrała... Mam nadzieję, że wybrała mądrze, i w końcu uwolni się od toksycznego braciszka który regularnie zatruwa jej życie. Chociaż... Mógłbym się dowiedzieć teraz o jej decyzji. Wystarczyłoby tylko przeczytać jej myśli... Nie, to nie może tak wyglądać. Ona nie jest pierwszą lepszą osobą której mogę przeszukać pamięć, lecz raz to zrobiłem. Wtedy była inna sytuacja, tłumaczył sobie. Zaczekam do jutra jak normalny człowiek... Jak normalny człowiek, powtarzał sobie w myślach, a gdzieś w środku wciąż żałował że musiał usunąć jej wspomnienia. Niestety nie mogło być inaczej....
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Rozdział XI ""Przyjdź do mnie we śnie, a wtedy Za dnia znowu będę szczęśliwy. Bo noc po wielokroć wynagrodzi Beznadziejną tęsknotę dnia"
Kastiel:
Słysząc rozmowę brata i siostry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czyli to Kevin był zamieszany w potyczki ulicznych bandytów... A on cały czas podejrzewał o to June.
Bał się również tego, że Kev dopnie swego i zabierze stąd dziewczynę. Pewnie zaraz popędził by w ślad za nimi aby tylko być jak najbliżej niej. I w razie czego oczywiście ją chronić bo jak przedstawiała sytuacja ona nigdzie nie jest bezpieczna.
Chcąc z nią porozmawiać podszedł pod drzwi wyjściowe i zapukał delikatnie czekając aż June otworzy.
- Kto się tam wlecze ?! - Krzyknęła wciąż pod wpływem adrenaliny krążącej jej w żyłach niczym narkotyk.
- Kastiel... - Odpowiedział bardziej sam do siebie niż do niej.
June ruszyła w kierunku drzwi zafascynowana, a zarazem wystraszona... Przecież uciekła z jego mieszkania. Miał prawo być na nią zły.
Otworzyła je powoli i spojrzała w oczy mężczyzny.
- Ccoś się stało ? - Powiedziała po cichu.
- A i owszem... Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. - Nie czekając na pozwolenie wyminął ją w drzwiach i wszedł do środka.
June zamknęła drzwi na zasuwę i odwróciła się do niego przodem zszokowana jego śmiałością i zachowaniem. Ale cóż można innego się po nim spodziewać ?
- Co chcesz wyjaśniać ? - Udała zdezorientowaną, ale dobrze wiedziała o co mu chodzi.
- Po pierwsze to czemu uciekłaś z mieszkania ? Przecież wiesz dobrze, że jesteś jeszcze słaba, a po drugie o co chodziło w kłótni z Twoim bratem ? W co on się zamieszał z tymi typami ? - Wyrzucił z siebie wszystkie słowa na jednym tchu marszcząc przy tym brwi.
- Podsłuchiwałeś ?! - Krzyknęła zbulwersowana.
- A co ? Zabronisz mi ? Lepiej szybko się wytłumacz. - Zagryzł dolną wargę pod wpływem emocji.
- Nie muszę się przed Tobą z niczego tłumaczyć - rzuciła na odczepne.
- A właśnie, że musisz i zapewniam Cię, że to zrobisz. - Warknął coraz bardziej zirytowany.
- Niby dlaczego ? - Uniosła jedną brew cały czas go obserwując.
- Dlatego, że nie masz nic do gadania. Chyba że chcesz się wyprowadzić... Jeżeli mi nie powiesz to nie pomogę Ci tego uniknąć - Wymyślił na poczekaniu dość słabą wymówkę trzeba przyznać, lecz czuł że to może podziałać.
- Sama sobie poradzę. - Odpyskowała Kastielowi.
- Dobrze... Więc do zobaczenia nigdy, June i powodzenia na nowej drodze życia. - Odburknął z udawaną obojętnością i zaczął się kierować powolnym krokiem do drzwi.
Po tych słowach serce June zabiło mocniej.
- Zaczekaj... - Powiedziała szybko.
- Na co mam czekać ? Jesteś taką niezależną kobietą...Zawsze radzisz sobie sama. To cóż tu po mnie ? - Zatrzymał się w pół kroku.
- Narkotyki... - Mruknęła pod nosem.
- Narkotyki i co dalej ? - Odwrócił się z powrotem w jej kierunku.
- Wszystko przez nie... To całe moje życie. - Westchnęła bezradnie.
- Bierzesz ?! - Krzyknął zdenerwowany.
- Ja nie, ale Kev tak. To diler... - Wymamrotała po cichu.
- Reszty chyba już się domyślam. I co zamierzasz ? - Zapytał z widocznym zainteresowaniem.
- A co ja mogę ? Uciec ? - Spojrzała na niego nie ukrywając nadziei na pomoc.
- Ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Uwolnij się od brata. Niech sam radzi sobie z własnymi problemami. - Rzucił nonszalancko.
- Jego problemy to niestety też moje problemy. A poza tym... Gdzie ja zamieszkam ? - Powiedziała załamana.
- Więc musisz odciąć się od jego problemów. Mieszkać możesz w szkolnym akademiku. - Prychnął.
- Kev to jedyna żyjąca bliska mi rodzina - Teoretycznie oczywiście, ale tego już nie powiedziała na głos
- Niedługo to będziesz mogła odwiedzić swoją rodzinę poza tym światem jak sobie go nie odpuścisz. - Uśmiechnął się z irytacją.
- I tak mnie znajdą. - Westchnęła ze smutkiem.
- Chyba, że ktoś ich przegoni tam gdzie raki zimują - dodał niewinnie.
- Niby kto ? - Zapytała zainteresowana.
- A tym się już nie przejmuj. Znam swoje sposoby - Mrugnął do niej porozumiewawczo z uśmiechem
- Zaczynam się Ciebie bać - Pokręciła głową zrezygnowana.
- I słusznie, June... I słusznie - Zaśmiał się, a ona przełknęła głośno ślinę.
Po czym wyszedł z jej domu zostawiając jej proste wskazówki rozpoczęcia życia w akademiku.
********
Aut.
Czekajcie na więcej naszych pomysłów ;)
Słysząc rozmowę brata i siostry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czyli to Kevin był zamieszany w potyczki ulicznych bandytów... A on cały czas podejrzewał o to June.
Bał się również tego, że Kev dopnie swego i zabierze stąd dziewczynę. Pewnie zaraz popędził by w ślad za nimi aby tylko być jak najbliżej niej. I w razie czego oczywiście ją chronić bo jak przedstawiała sytuacja ona nigdzie nie jest bezpieczna.
Chcąc z nią porozmawiać podszedł pod drzwi wyjściowe i zapukał delikatnie czekając aż June otworzy.
- Kto się tam wlecze ?! - Krzyknęła wciąż pod wpływem adrenaliny krążącej jej w żyłach niczym narkotyk.
- Kastiel... - Odpowiedział bardziej sam do siebie niż do niej.
June ruszyła w kierunku drzwi zafascynowana, a zarazem wystraszona... Przecież uciekła z jego mieszkania. Miał prawo być na nią zły.
Otworzyła je powoli i spojrzała w oczy mężczyzny.
- Ccoś się stało ? - Powiedziała po cichu.
- A i owszem... Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. - Nie czekając na pozwolenie wyminął ją w drzwiach i wszedł do środka.
June zamknęła drzwi na zasuwę i odwróciła się do niego przodem zszokowana jego śmiałością i zachowaniem. Ale cóż można innego się po nim spodziewać ?
- Co chcesz wyjaśniać ? - Udała zdezorientowaną, ale dobrze wiedziała o co mu chodzi.
- Po pierwsze to czemu uciekłaś z mieszkania ? Przecież wiesz dobrze, że jesteś jeszcze słaba, a po drugie o co chodziło w kłótni z Twoim bratem ? W co on się zamieszał z tymi typami ? - Wyrzucił z siebie wszystkie słowa na jednym tchu marszcząc przy tym brwi.
- Podsłuchiwałeś ?! - Krzyknęła zbulwersowana.
- A co ? Zabronisz mi ? Lepiej szybko się wytłumacz. - Zagryzł dolną wargę pod wpływem emocji.
- Nie muszę się przed Tobą z niczego tłumaczyć - rzuciła na odczepne.
- A właśnie, że musisz i zapewniam Cię, że to zrobisz. - Warknął coraz bardziej zirytowany.
- Niby dlaczego ? - Uniosła jedną brew cały czas go obserwując.
- Dlatego, że nie masz nic do gadania. Chyba że chcesz się wyprowadzić... Jeżeli mi nie powiesz to nie pomogę Ci tego uniknąć - Wymyślił na poczekaniu dość słabą wymówkę trzeba przyznać, lecz czuł że to może podziałać.
- Sama sobie poradzę. - Odpyskowała Kastielowi.
- Dobrze... Więc do zobaczenia nigdy, June i powodzenia na nowej drodze życia. - Odburknął z udawaną obojętnością i zaczął się kierować powolnym krokiem do drzwi.
Po tych słowach serce June zabiło mocniej.
- Zaczekaj... - Powiedziała szybko.
- Na co mam czekać ? Jesteś taką niezależną kobietą...Zawsze radzisz sobie sama. To cóż tu po mnie ? - Zatrzymał się w pół kroku.
- Narkotyki... - Mruknęła pod nosem.
- Narkotyki i co dalej ? - Odwrócił się z powrotem w jej kierunku.
- Wszystko przez nie... To całe moje życie. - Westchnęła bezradnie.
- Bierzesz ?! - Krzyknął zdenerwowany.
- Ja nie, ale Kev tak. To diler... - Wymamrotała po cichu.
- Reszty chyba już się domyślam. I co zamierzasz ? - Zapytał z widocznym zainteresowaniem.
- A co ja mogę ? Uciec ? - Spojrzała na niego nie ukrywając nadziei na pomoc.
- Ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Uwolnij się od brata. Niech sam radzi sobie z własnymi problemami. - Rzucił nonszalancko.
- Jego problemy to niestety też moje problemy. A poza tym... Gdzie ja zamieszkam ? - Powiedziała załamana.
- Więc musisz odciąć się od jego problemów. Mieszkać możesz w szkolnym akademiku. - Prychnął.
- Kev to jedyna żyjąca bliska mi rodzina - Teoretycznie oczywiście, ale tego już nie powiedziała na głos
- Niedługo to będziesz mogła odwiedzić swoją rodzinę poza tym światem jak sobie go nie odpuścisz. - Uśmiechnął się z irytacją.
- I tak mnie znajdą. - Westchnęła ze smutkiem.
- Chyba, że ktoś ich przegoni tam gdzie raki zimują - dodał niewinnie.
- Niby kto ? - Zapytała zainteresowana.
- A tym się już nie przejmuj. Znam swoje sposoby - Mrugnął do niej porozumiewawczo z uśmiechem
- Zaczynam się Ciebie bać - Pokręciła głową zrezygnowana.
- I słusznie, June... I słusznie - Zaśmiał się, a ona przełknęła głośno ślinę.
Po czym wyszedł z jej domu zostawiając jej proste wskazówki rozpoczęcia życia w akademiku.
********
Aut.
Czekajcie na więcej naszych pomysłów ;)
niedziela, 6 kwietnia 2014
Rozdział X "Sny są prawdziwe, dopóki trwają, a czyż my nie żyjemy w snach?"
June:
Wykorzystując nieobecność Kastiela dziewczyna powoli podniosła się z łóżka do pozycji siedzącej. Jeszcze raz rozejrzała się po tym oryginalnym jak dla niej pokoju.
Westchnęła cicho... Zastanawiała się czy uda jej się wymknąć z domu tak aby Kastiel nie zauważył.
Po dłuższej chwili gdy zdążyła dojść do siebie wstała z łóżka i po cichu na palcach zaczęła skradać się pod drzwi. Otworzyła je najdelikatniej jak umiała w duchu modląc się aby nie zaskrzypiały. Na całe szczęście się udało... Teraz tylko jakoś znaleźć wyjście.
Wychodząc z pokoju otoczyły ją liczne korytarze. Ściany były wytapetowane tak aby upodabniały mur. Czuła się jakby zwiedzała lochy. Zaglądała do pokoi szukając tego głównego z wyjściem na zewnątrz i za każdym razem bała się, że za którymiś będzie mężczyzna i zostanie przyłapana na ucieczce.
Za czwartym razem wreszcie trafiła na właściwe drzwi. Wtedy nie zwracała uwagi na okoliczności i puściła się biegiem do wyjścia na zewnątrz.
Jak już znalazła się na zewnątrz budynku poczuła małą ulgę. To mieszkanie miało niesamowicie przytłaczający wystrój. Co następny pokój to był mroczniejszy, ale nie ważne. Teraz liczyło się dotarcie do domu i rozmówienie się z rzekomym bratem.
***
Kastiel:
Pomimo doskonałego słuchu chłopak nie zauważył jej wyjścia. Może dlatego, że jego myśli wciąż były zajęte ostatnimi wydarzeniami po których delikatnie stracił swoją czujność.
Jak już nalał wodę do szklanki wziął kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i ruszył do pokoju gdzie powinna znajdować się June.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał przez szparę lecz nie zastał widoku który by chciał. June uciekła...A on nawet nie wiedział kiedy.
Zaczął przeklinać pod nosem wściekły i wszedł z impetem do pokoju odbijając drzwi o ścianę. Można by przysiądź, że odleciało trochę farby.
Ze złości zgniótł szklankę w dłoni, a maleńkie ranki które powstały na jego ciele przez szkło od razu zaczęły się goić, a po chwili już nie było śladu. Może prócz kilku kropli nie startej jeszcze krwi...
Usiadł bezradnie na łóżku wbijając wzrok w czubki swoich butów. Zastanawiał się czy w drodze do domu znów coś się jej nie stanie. Postanowił więc ją śledzić i szybko poderwał się z miejsca po czym wybiegł z mieszkania.
Zaczął węszyć. Pomimo zapachu spalin który tłumił jej zapach jakoś udało mu się ją wyczuć. Popędził więc za swoim tropem ile sił w nogach i po chwili w końcu ją zobaczył.
Aby ona go nie dostrzegła schował się za pierwszym lepszym krzakiem i tak powoli zaczął za nią iść aż trafił pod jej dom.
Kiedy już weszła do środka podszedł pod jej okna oczywiście cały czas się ukrywając. Liczył, że uda się mu co nieco o niej dowiedzieć.
***
June:
Wpadła wściekła do domu od razu z zamiarem odszukania brata. Nie chciała tracić czasu na błądzenie po domu więc po prostu zaczęła krzyczeć.
- KEEEVIN !!!!!!!!!!! - krzyknęła ile sił w płucach.
- Czego ode mnie chcesz kobieto ? Pali się ?! - Wymamrotał pod nosem ponieważ został wybudzony ze snu. Podniósł się z łóżka i zwlókł się do pokoju w którym znajdowała się June.
- Zgadnij co się dzisiaj stało ? - Zapytała sarkastycznie.
- Kastiel Cię rzucił ? W sumie to się nie dziwię. Ciekawe kto by dłużej z Tobą wytrzymał. - Roześmiał się pod nosem.
- Ty mnie nie denerwuj. Lepiej spójrz na to. - Odsunęła kawałek swojej bluzki aby pokazać mu świeżą nabytą ranę.
- Kto Ci to zrobił ?! - Podbiegł do niej zaniepokojony i z troską w oczach oraz w głosie aby bliżej przyjrzeć się ranie.
- Pomyśl... Znasz ICH - Prychnęła podirytowana.
- Zabije ich... Musimy się stąd wynosić. Idź do pokoju i szybko się spakuj. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - Narzucił Kev.
- Ja nigdzie stąd nie idę. Chcesz to uciekaj. Ja tu zostanę. To nie mnie ścigają. - Wyrzuciła z siebie na poczekaniu.
- Mnie ścigają, ale ciebie zabiją aby zrobić mi na złość. Musisz uciekać razem ze mną. Nie ma mowy o tym abym zostawił Cię samą. - Westchnął cicho.
- Byłeś kiedyś zakochany ? - Mruknęła June.
- Byłem i źle na tym wyszedłem. Dobrze o tym wiesz... Więc nie pyskuj tylko się pakuj. Miłość nie jest trwała. - Wycedził przez zęby tracąc cierpliwość.
- To nie moja wina, że trafiłeś na złą osobę. - Zripostowała dziewczyna.
- To niema żadnego znaczenia. Nie interesuje mnie Twój Kastiel. On nie uratuje Ci życia przed gangsterami.- Spiorunował ją wzrokiem.
- Ciebie może nie, ale mnie on interesuje. - Warknęła.
- Na ile Cię interesuje ? Póki nie pojawi się kolejny chłoptaś z długimi włosami i nie zawróci Ci w głowie ?!- Wykrzyczał coraz bardziej zirytowany.
- On przynajmniej liczy się z moim zdaniem. - Powiedziała z powagą w głosie.
- I stwierdziłaś to po miesiącu znajomości ? Ile razy z nim rozmawiałaś ? Przecież wiem dobrze, że zbyt często się nie widujecie na osobności. - Wywrócił oczami podśmiewając się pod nosem.
- Uratował mi życie - wymruczała pod nosem.
- To chwalmy go za to, ale to nie znaczy, że masz się przez to nie wyprowadzić. Kiedyś przy okazji mu podziękuję i będziemy kwita.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu zdenerwowany. Miał dość jej głupich wytłumaczeń. Jeżeli trzeba to wywiezie ją stąd siłą.
***********************
Aut.
I udało się... Zrobiliśmy kolejny rozdział wspólnymi siłami. (chociaż nie obyło się od kilku kłótni przy dialogach xD) I tak 2/3 napisała Alex ;)
Wykorzystując nieobecność Kastiela dziewczyna powoli podniosła się z łóżka do pozycji siedzącej. Jeszcze raz rozejrzała się po tym oryginalnym jak dla niej pokoju.
Westchnęła cicho... Zastanawiała się czy uda jej się wymknąć z domu tak aby Kastiel nie zauważył.
Po dłuższej chwili gdy zdążyła dojść do siebie wstała z łóżka i po cichu na palcach zaczęła skradać się pod drzwi. Otworzyła je najdelikatniej jak umiała w duchu modląc się aby nie zaskrzypiały. Na całe szczęście się udało... Teraz tylko jakoś znaleźć wyjście.
Wychodząc z pokoju otoczyły ją liczne korytarze. Ściany były wytapetowane tak aby upodabniały mur. Czuła się jakby zwiedzała lochy. Zaglądała do pokoi szukając tego głównego z wyjściem na zewnątrz i za każdym razem bała się, że za którymiś będzie mężczyzna i zostanie przyłapana na ucieczce.
Za czwartym razem wreszcie trafiła na właściwe drzwi. Wtedy nie zwracała uwagi na okoliczności i puściła się biegiem do wyjścia na zewnątrz.
Jak już znalazła się na zewnątrz budynku poczuła małą ulgę. To mieszkanie miało niesamowicie przytłaczający wystrój. Co następny pokój to był mroczniejszy, ale nie ważne. Teraz liczyło się dotarcie do domu i rozmówienie się z rzekomym bratem.
***
Kastiel:
Pomimo doskonałego słuchu chłopak nie zauważył jej wyjścia. Może dlatego, że jego myśli wciąż były zajęte ostatnimi wydarzeniami po których delikatnie stracił swoją czujność.
Jak już nalał wodę do szklanki wziął kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i ruszył do pokoju gdzie powinna znajdować się June.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał przez szparę lecz nie zastał widoku który by chciał. June uciekła...A on nawet nie wiedział kiedy.
Zaczął przeklinać pod nosem wściekły i wszedł z impetem do pokoju odbijając drzwi o ścianę. Można by przysiądź, że odleciało trochę farby.
Ze złości zgniótł szklankę w dłoni, a maleńkie ranki które powstały na jego ciele przez szkło od razu zaczęły się goić, a po chwili już nie było śladu. Może prócz kilku kropli nie startej jeszcze krwi...
Usiadł bezradnie na łóżku wbijając wzrok w czubki swoich butów. Zastanawiał się czy w drodze do domu znów coś się jej nie stanie. Postanowił więc ją śledzić i szybko poderwał się z miejsca po czym wybiegł z mieszkania.
Zaczął węszyć. Pomimo zapachu spalin który tłumił jej zapach jakoś udało mu się ją wyczuć. Popędził więc za swoim tropem ile sił w nogach i po chwili w końcu ją zobaczył.
Aby ona go nie dostrzegła schował się za pierwszym lepszym krzakiem i tak powoli zaczął za nią iść aż trafił pod jej dom.
Kiedy już weszła do środka podszedł pod jej okna oczywiście cały czas się ukrywając. Liczył, że uda się mu co nieco o niej dowiedzieć.
***
June:
Wpadła wściekła do domu od razu z zamiarem odszukania brata. Nie chciała tracić czasu na błądzenie po domu więc po prostu zaczęła krzyczeć.
- KEEEVIN !!!!!!!!!!! - krzyknęła ile sił w płucach.
- Czego ode mnie chcesz kobieto ? Pali się ?! - Wymamrotał pod nosem ponieważ został wybudzony ze snu. Podniósł się z łóżka i zwlókł się do pokoju w którym znajdowała się June.
- Zgadnij co się dzisiaj stało ? - Zapytała sarkastycznie.
- Kastiel Cię rzucił ? W sumie to się nie dziwię. Ciekawe kto by dłużej z Tobą wytrzymał. - Roześmiał się pod nosem.
- Ty mnie nie denerwuj. Lepiej spójrz na to. - Odsunęła kawałek swojej bluzki aby pokazać mu świeżą nabytą ranę.
- Kto Ci to zrobił ?! - Podbiegł do niej zaniepokojony i z troską w oczach oraz w głosie aby bliżej przyjrzeć się ranie.
- Pomyśl... Znasz ICH - Prychnęła podirytowana.
- Zabije ich... Musimy się stąd wynosić. Idź do pokoju i szybko się spakuj. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - Narzucił Kev.
- Ja nigdzie stąd nie idę. Chcesz to uciekaj. Ja tu zostanę. To nie mnie ścigają. - Wyrzuciła z siebie na poczekaniu.
- Mnie ścigają, ale ciebie zabiją aby zrobić mi na złość. Musisz uciekać razem ze mną. Nie ma mowy o tym abym zostawił Cię samą. - Westchnął cicho.
- Byłeś kiedyś zakochany ? - Mruknęła June.
- Byłem i źle na tym wyszedłem. Dobrze o tym wiesz... Więc nie pyskuj tylko się pakuj. Miłość nie jest trwała. - Wycedził przez zęby tracąc cierpliwość.
- To nie moja wina, że trafiłeś na złą osobę. - Zripostowała dziewczyna.
- To niema żadnego znaczenia. Nie interesuje mnie Twój Kastiel. On nie uratuje Ci życia przed gangsterami.- Spiorunował ją wzrokiem.
- Ciebie może nie, ale mnie on interesuje. - Warknęła.
- Na ile Cię interesuje ? Póki nie pojawi się kolejny chłoptaś z długimi włosami i nie zawróci Ci w głowie ?!- Wykrzyczał coraz bardziej zirytowany.
- On przynajmniej liczy się z moim zdaniem. - Powiedziała z powagą w głosie.
- I stwierdziłaś to po miesiącu znajomości ? Ile razy z nim rozmawiałaś ? Przecież wiem dobrze, że zbyt często się nie widujecie na osobności. - Wywrócił oczami podśmiewając się pod nosem.
- Uratował mi życie - wymruczała pod nosem.
- To chwalmy go za to, ale to nie znaczy, że masz się przez to nie wyprowadzić. Kiedyś przy okazji mu podziękuję i będziemy kwita.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu zdenerwowany. Miał dość jej głupich wytłumaczeń. Jeżeli trzeba to wywiezie ją stąd siłą.
***********************
Aut.
I udało się... Zrobiliśmy kolejny rozdział wspólnymi siłami. (chociaż nie obyło się od kilku kłótni przy dialogach xD) I tak 2/3 napisała Alex ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)