June:
Po wyjściu od Keva czułam, że muszę coś zrobić z jego problemem. On nie będzie nigdy żył normalnie jak tego nie zrobię. Mam wybór. Być dobra, ale mu nie pomóc lub być zła i mu pomóc. Jednak rodzina to rodzina. Nie mam nikogo innego poza nim. No, może jeszcze mój "ojciec", ale chyba nie mam ochoty się z nim spotkać. Poszłam na śródmieście. Tam zawsze kręcą się jakieś szumowiny. Spotkałam jakiegoś typa, który właśnie kupował prochy. Podeszłam do niego.
-Hej, nie wiesz gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy szukają dilerów z długami??-zapytałam wprost
-A po co i to info??-spytał z pogardą. On też nie owijał w bawełnę.
-Mam takiego jednego, który nie chcę oddać kasy.-Blef i prawda w jednym.
-W tamtej uliczce skręć w prawo i idź do nawiedzonego domu. Trudno go nie zauważyć. Tylko uważaj. Jesteś ładna.-Uśmiechnął się lubieżnie.
-Żeby tylko- posłałam mu największy i najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. On tylko przewrócił oczami i sobie poszedł.
Po chwili byłam już przed domem i do niego weszłam Z progu powitało mnie niezbyt miłe pytanie.
-Czego??-powiedział to jakiś mięśniak.
-Ja do szefa. Gdzie go znajdę.-odparłam beznamiętnym, poważnym tonem.
-A po co??-Spytał z lubieżnym uśmiechem. Czy ja wyglądam jak dziwka???
-Interesy.-Uśmiechnęłam się ironicznie
-Tu na lewo.-po tych słowach spojrzał na mój tyłek. Litości.
Podeszłam do ich szefa, a on kazał mi usiąść i gestem nakazał abym mówiła.
-Powiem wprost. chcecie zabić bliską mi osobę.-Mówiąc to wbiłam w niego groźne spojrzenie.
-No i co słodziutka? Chcesz pewnie abyśmy mu odpuścili-prychnął śmiechem
-Owszem.-Odparłam poważnie.
-A co będziemy z tego mieć??-spytał wyraźnie zaciekawiony tym co odpowiem
-Satysfakcję z pomocy mi i uratowania swojego życia.-mój jad w głosie mnie przeraża.
-Chyba kpisz. Jak śmiesz mi grozić. Zabierzcie tę panią i niech mi się tu więcej nie pokazuje!-zdenerwowany zawołam do swoich ochroniarzy.
-A chciałam po dobroci.
Gdy cała trójka znalazła się w pokoju sięgnęłam darem po noże, które ozdabiały szafkę i biłam im wszystkim w serca i czekałam. Czekałam, aż ostatni promyk ich dusz wyjdzie z ich ciał wraz z hektolitrami krwi. Po chwili przyszło jeszcze sześciu, którzy martwili się, że ich szef długo się nie odzywa. Zaczęli do mnie strzelać. Skierowałam ich pociski ku im. Stałam jeszcze chwilę w ich krwi. Nie wiedziałam, czy postępuję dobrze czy źle. Ale póki co nikt nie będzie się przejmował moim bratem, a morderstwem. Po chwili wyszłam z zakrwawionym czarnym kapturem na głowie. I udałam się w kierunku lasu. Kas zdecydowanie zbyt wiele mnie nauczył.
Kas:
Siedziałem na dachu i rozmyślałem. Jak mogę pomóc June?? Jak ją ostrzec. Po chwili usłyszałem strzały, a potem zakrwawioną, wychodzącą June. To było niczym Deja Vu. Szła do lasu. Nigdy jej takiej nie widziałem. Poważna i wyprana z emocji. Jakby postrzały i krew nie robiły na niej wrażenia. Poleciałem za nią. I tak muszę z nią pogadać.
_________________________________________________________________________________
Mam nowy sposób na schłodzenie kompa, abym mogła pisać i się nie wyłączał. Suszarka na zimnym XD Jest wena, komp pozwala mi pisać, jest moc XD
Ale June była osobą, która ucieka od kłopotów. Strasznie się zmieniła a gdzie "rycerz na koniu" którym miał być Kas?
OdpowiedzUsuńBył z koniem i dawał mu siano XD
UsuńAle to Kastiel miał być koniem ....pfuu.. wróć RYCERZEM! XD
OdpowiedzUsuń