piątek, 27 listopada 2015

Wróciłam (*_*) cieszycie się...nie? No to co...Ważne że moje jestestwo się raduje XD Bogusia wreszcie dała zaproszenie do zostanie współautorem ( opowiadanie się kończy a jej się teraz przypomniało -po mistrzowsku XD)
 Bogusławo co ja ci mówiłam o długości rozdziałów. Miały być dłuższe. bo się za kij nie zmieścisz w zaplanowanych 3 rozdziałach! Ech widzicie ja z nią tak zawsze. No nic nie ważne. Niedługo też dodam rozdział jak ograne jej tok rozumowania w tych bazgrołach bo za nic nie mogę się odnaleźć w ostatniej fabule. A wy? napiszcie w komerażach co byście poprawili. Całuski :*

czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział XXXVII " Wojna tuż tuż"

Z góry przepraszam za błędy. Piszę to od razu po nocce. 8 godzin jebania na taśmie i sprzątanie :/
Jeszcze jak zaczęłam to pisać wylałam kawę na podłogę <facepalm>
_______________________________________________________________________________
June:
Pozostało dwa dni do wojny. Nie wiem, oni mają jakiś grafik czy co? "Wiecie co? Jutro pójdziemy na wojnę z tamtymi, pojutrze pójdziemy do klubu na jakąś herbatkę z dopalaczem, a potem idziemy na kręgle". Nie pojęte. Gdybym ja szykowała wojnę zrobiłabym to tak jak w książkach od historii. Bez zapowiedzi. Jeszcze zaraz mi powiedzą, że wojna ma trwać siedem godzin, bo się przemęczą. Ogólnie obudziłam się wkurzona na świat. Albo może raczej zestresowana przebiegiem sytuacji? Sama nie wiem. Ostatnio w ogóle mało wiem co się w moim organizmie dzieje. Gdyby nie szkoła (akcja poza opowiadaniem. Ile można pisać o zadaniach matematyki? XD) to bym całkiem zwariowała. Przygotowałam się. Pójdę na wojnie w dresach. Chyba, że będę zbyt zmęczona to w piżamie. Wyśmieją mnie i będą bardziej zdezorientowani. Tak, to moja taktyka. Ciekawe czy Lys stanie po mojej stronie. Oby tak, bo nie wiem co będzie... Mamy trochę małą armię. Ja, Kev, Kas, kilka czarownic, koło piętnastu wróżek, kilka elfów o ile przyjdą i podobno mają nam załatwić anioły oraz kilka neutralnych postaci. Jak tu nie kochać Kasa. Że mu się chciało uruchomić kontakty i że w ogóle jakieś miał u aniołów. Powiedzmy sobie szczerze. Nie jest tam zbyt lubiany. Z mojego irytującego rozmyślania wyrwał mnie krzyk.
-Aaaa. Moja noga. Powaliło Cię??! - Tak, to był mój kochany brat. Zeszłam szybko na dół obadać sytuację. Zastałam tam krwawiącego Keva i śmiejącego się Kasa.
-Co wy robicie?! - krzyknęłam
-My tylko ćwiczymy walkę - śmiał się jeszcze bardziej. Kev coś mruknął pod nosem, naco Kas się obraził i tak obrażeni niczym dwójka dzieciaków patrzyli na ściany.
-Dobra, oddajcie sobie kredki i kolorowanki, a potem chodźcie na obiad, a Ty Kev najpierw do łazienki po apteczkę marsz. Musimy być silni na nadchodzące. - po czym poszłam do kuchni. Usłyszałam tylko ich wspólne słowa:
-Matko, jaki ona ma temperament - przynajmniej w jednym się dogadali.

Lys:
Czatowałem pod jej domem jak jakiś stalker. Po kilku godzinach wreszcie wyszła i z szoku po tym jak mnie zobaczyła oberwałem w zaparkowanego niedaleko Pickupa (dzięki auto korekto) tak, że włączyłem trzy autoalarmy.
-Znowu? - Spytałem - To już drugi raz
-Wybacz, nie moja wina, że mnie straszysz - odpowiedziała - Co tu robisz, bo nie uwierzę, że akurat przez przypadek przechodziłeś, bo widziałam Cię z okna.
-Tu mnie masz. Chciałem się dowiedzieć co to za inna opcja - zrobiłem najsłodszą minę ever
-Przestań robić jelonka, ok? Neutralność mówi Ci to coś? - powiedziała z uśmiechem
-No jasne. Wybacz. Jest niezbyt "popularna". Nawet w bajkach jest dobro i zło.- powiedziałem w zamyśleniu
-Niestety to nie bajka - zapatrzyła się w dal - A, przypomniało mi się. Zostawiłeś ten notatnik ostatnio u mnie. Nie martw się nie czytałam.
-Nosz... Zawsze go gubię - zaśmiałem się, a ta mi go podała
- "A słońce rozświetla jej twarz jak płomień nadziei na ludzi..." - zacytowała z chytrym uśmieszkiem
-Ej, mówiłaś, że nie czytałaś - lekko mnie zdenerwowała
-Nie rób zfochowanej miny bo nie ładnie Ci z nią - Wytknęła mi język - tylko fragment nic więcej
-Widzę ostro zapracowana - powiedziałem patrząc, że wyszła do mnie w ciuchach jak do klubu
-I po co ta ironia - uśmiechnęła się - i tak już bardziej przygotować się nie mogę. Muszę korzystać życia póki jeszcze je mam - westchnęła
-Nie przesadzasz troszkę? Wygramy - uśmiechnąłem się
-Mam nadzieję, bo jeśli nie... Ludzi czeka zagłada.
_______________________________________________________________________________
Tak napiszę coś, ale jutro po nocce. Mam jakoś wenę. Nie chcę ludzi zasmucać, ale w planach jeszcze jakieś trzy rozdziały i jakiś jeden bonusowy. Chcę to już skończyć, bo naprawdę kończą mi się pomysły. Ale będę pisać nowe opowiadani na wattpadzie. Każde po jakieś 15 ale dłuższych trochę rozdziałów (jakieś 30 tych. Już nie wiem czy cyfry piszę słownie czy nie) Potem ją zabiję buahahaha (po nocce mam głupi humor, nie bierzcie niektórych rzeczy na serio poza wattpadem, bo naprawdę tam zaczynam) Na wattpadzie planuję głównie fanfiction (standard) i może jakieś własne. Do przeczytanie. Opierniczajcie mnie w komentarzu jakie to za krótkie. Zbyt wolno dzisiaj piszę. Za zaczęłam o 7:10 koniec o 7:48. Nie skomentuję nawet siebie....

środa, 9 września 2015

Rozdział XXXVI " A wrogów jeszcze bliżej..."

June:
Wróciłam do domu. Padał deszcz i szło na burzę. Jak bardzo pasujące do scenerii nadchodzących wydarzeń. W połowie drogi spotkałam Lysa.
-Nie powinnaś wracać sama - powiedział spokojnie, z troską. Było widać, że też się czymś martwił.
-Nawzajem. Wyglądasz na zmartwionego - odpowiedziałam słabym głosem. To już nie było na moje siły. To wszystko...
-Mam pewne... kłopoty. Powoli muszę lecieć... Sprawy rodzinne - ostatnie słowa powiedział szybko, a ja nagle dostałam przypływ mocy. No tak. Koniec tych nieszczęsnych dni. Każdy ma moc przed wojną. W przypływie jej niechcący rzuciłam Lysandrem o słup drogowy.
-Przepraszam, nie chciałam - zaczęłam tłumaczyć, po czym dotarło coś do mnie - znaczy... co to było?
-Kim...Ty... jesteś?-spytał słabo, ale się wkopałam - Wyjaśnij mi, proszę
-Wzajemnie. Twoja aura aż lśni - dodałam widząc przebłysk czegoś, ale nazwałam to aurą, aby nikt nie pomyślał, że jestem amatorem.
-Łowcą, a wiedz, że nie chcę Cię zabić. Ja... za bardzo Cię lubię - westchnął z żalem
-Skoro mi powiedziałeś kim jestem to... Jestem dzieckiem przeznaczenia czy coś takiego-westchnęłam i już miałam odejść gdy nagle wstał i złapał mnie za ramię.
-Nawet nie wiesz ile Ciebie szukałem. Musisz iść ze mną. Staniesz po naszej stronie i wygramy wojnę. - był uradowany, a ja nie podzielałam jego radości.
-Ja już wybrałam strony - powiedział powoli i patrzyłam się w dal.
-Chcesz wszystkich zabić? Jesteś zła? - smutny już coś wyciągał z kieszeni, ale ja to wyjęłam prędzej.
-Cokolwiek to jest zostaw to i nie, nie chcę ale i tak poleje się krew. Wybrałam najlepszą opcję - powoli odeszłam.
-Są tylko dwie i jedna jest tylko słuszna - powiedział lekko syczeć
-Nie wiesz wszystkiego - powiedziałam i odeszłam w stronę domu.


Kas:
Nagle dostałem swoją moc, to było jak przebudzenie, ale razem z tym otrzymałem "zaproszenie" do swojego ojca. Chce mnie zwerbować do wojny, ale wiem co wybrała June, skoro opuściła nasz świat. Trzecia opcja, świetna. Szkoda, że tak rzadko użytkowana.
-Kev, musisz zostać w mieście-powiedziałem wychodząc z pokoju June.
-Regenerujesz się?? Super, ale i tak z nią pójdę. - po chwili wytknął mi język.
-Jak dzieciak. Przepraszam Cię bardzo. Jak masz zamiar przeżyć?-warknąłem. Ten się tylko uśmiechnął i machnął ręką, abym poszedł za nim. Poszliśmy na strych. Było strasznie ponuro, nawet jak na mnie. Kev otworzył jakąś skrzynkę z uśmiechem godnym mojego ojca, a delikatnością mojej matki, gdyby nie to, że ich rozdzielono to pomyślałbym, że to mój brat.
-Patrz-Pokazał mi pierścień życzeń, excalibur i zbroję z metalu w wersji jeszcze kieszonkowej której nie da się zniszczyć.
-Chłopie, Ty Króla Artura okradłeś? Przecież Miecz Światła dawno zaginął... A pierścień powinien być zniszczony przez Marlyna, a z kolei zbroja zakopana przez jakiegoś chłopka. - byłem w szoku
-Powiedzmy. Miecz sam przyleciał. - wywróciłem oczami i prychnąłem - mówię serio. Pierścień dostałem od jakiegoś gościa. Chyba druida, a zbroja faktycznie była zakopana, z tym, że w naszym rodzinnym ogródku. Mam szczęście, że wtedy mama kazała mi przekopać rabatki, czy jakieś inne kwiatki inaczej bym tego w życiu nie znalazł.
-Powiedzmy, że Ci wierzę. Kolejny co chcę robić za Iron-mana. Nie patrz na mnie. Macie w miarę dobre kino. Chodź - wziąłem kufer pod pachę i pociągnąłem go za rękę.
-Gdzie - spytał lekko w szoku
-Na trening uśmiechnąłem się.
______________________________________________________________________________
Tak, wiem. Ja wielka, niegodna, leniwa, skleroza. Wina randek (na szczęście już go na oczy nie widzę) i nowego adoratora :P Oraz Wesela. Mój brat ma teraz problem i trzeba było ogarnąć pieniądze na prezent :P Też was kocham? <3:*

środa, 8 lipca 2015

Rozdział XXXV "odnaleźć właściwą drogę jest na ogół łatwo, ale nie bez pomocy"

June:
Nie widziałam jak znaleźć Axę i czy to naprawdę była moja ciocia. Moja moc nadal nie działała i sądząc po siniakach Kasa on też jej nie miał. Powiedziałam chłopakom, że idę się przejść. Nie chcieli mnie puścić, ale w końcu się zgodzili na argument w stylu: wrócę o tej i o tej, będę wśród ludzi. Tak naprawdę poszłam do lasu. Chciałam znaleźć Ratri. Gdy już ją znalazłam gadała z jakąś inną dziewczyną.
-Nie Bonnie. Nie zgadzam się.
-Niedługo nastanie ciemność, a wtedy wszyscy zginiemy - odpowiedziała w zamyśleniu.
-Cześć Ratri. Mogłabyś mi pomóc? - spytałam z niewinnym uśmiechem
-Naucz się pukać, dzwonić... Cokolwiek - warknęła, natomiast jej koleżanka nie zwracała na mnie uwagi - Czego chcesz?
-Znasz Axę? - spytałam wprost
-A no znam. Razem jedliśmy pierwszy raz w życiu żołnierskie udka - powiedziała rozmarzonym tonem. Fuuj
-Nie przyszłam gadać o waszych gustach smakowych tylko muszę wiedzieć gdzie ona jest. - coraz szybciej się irytowałam
-Nie mnie powinnaś pytać, ale wróżek. Je znajdź. Oddawały nam swoją krew w zamian za ochronę. Powinna tam teraz urzędować. Zwłaszcza, że nikt nie ma teraz mocy - westchnęła - Przeniosę Cię, ale wrócić żywa musisz sama.
-Uroczo. No dobrze, na mnie pora.
-Wróżki wołają nas, przenieś tę durną dziewkę w las.
No i jestem. Wokół była łąka z zielono-żółtą trawą pachnacą jak cytryny. Niedaleko było turkusowe jezioro, a w półmroku latały świetliki i motyle. Najpiękniejsze jakie widziałam. Ale były też kruki, które kiedy mnie zobaczyły zaczęły latać obok mnie. Wokół nich leciał też jeden gołąb. Gołąb jak gołąb. Nie miał co robić więc mnie osrał. I tym akcentem urok tego miejsca trafił szlag. No trudno.
-Kim jesteś? - zapytała nieznana mi postać. Wyglądała jak elf z bajek.
-June. Szukam Axę. Znasz ją może? - grunt to szczerość, nie?
-Ja nie znam żadnej Axy Bojowniczki. Daj mi spokój - wyraźnie się stresował
-Nie wspominałam, że jest Bojowniczką. Pomożesz mi odnaleźć ciocię, czy nie?
-To twoja ciocia? - spytał zdziwiony
-Podobno. Proszę. Pomóż mi-kocie oczy ze Shreka oceniam na...
-Dobra, tylko tak nie rób, bo mi się rzygać chce -... 3/10. Poszłam za nim. Stanęliśmy przy wielkim głazie. On wykonał jakieś ruchy rękami i głaz przesunął się. Normalnie Ali baba. Weszliśmy do środka. Pachniało martwym kotem. Gdy weszliśmy dalej okazało się, że to 3 martwe koty i jeleń. Zaczęłam się bać.
-Kto śmie naruszać... June? - popatrzyła się na mnie po czym prawie zmiazdżyła mi żebra w uścisku. - miło Cię widzieć całą i zdrową. Jak Ty wyrosłaś
-Skąd mnie pamiętasz? - wychrypiałam
-O wybacz. Mama za dużo siły. Kiedyś obserwowałam Cię często. Ale jak znam życie, a znam, nie przyszłaś tu aby odbudować stare więzy rodzinne. Ci Cię sprowadza? - wyjątkowo miła osoba. Za miła.
-Zbliża się wojna. Mam stanąć po któreś ze stron. Ja chcę być w dobrej, ale moja miłość jest w złej. Co robić? - Spytałam smutna
-Wybrać trzecią drogę. - odpowiedziała spokojnie. To rodzinne, czy co?
-Nie ma trzeciej drogi - powiedziałam z żalem. Z oka poleciała mi łza, którą ciotka mi...  Zlizała? Oni są ochydni.
-Jest dobro, jest zło, ale jest też neutralność, obojętność, równowaga... Tą drogą idź. Tam nie liczą się więzy krwi, tylko przekonania - po tych słowach rozpaliła w kominku
___________________________
Pozdrowienia ze szpitala w Łęczycy :) Podobno mam leżeć tu do soboty :/ ale internet mam, o tyle dobrze :) Za wszelkie błędy przepraszam, ale piszę z tel, a nie bardzo mogę ruszać lewą ręką. Co najwyżej podnieść. Pa :) Udanych wakacji tak BTW. Szybkość światła, wiem. Pochwalcie się ocenami :P

piątek, 15 maja 2015

Rozdział XXXV "Niektóre rzeczy nadchodzą niespodziewanie i nie wiemy jak się zachować. Każdy boi się konsekwencji swoich czynów"

June:
Gdy wszyscy zasnęli wstałam, ubrałam się i wyszłam na dwór. Musiałam coś sprawdzić, a oni nie mogli przy tym być. Nie bałam się, że tamci mogą mnie dopaść znowu. Oberwali zbyt mocno, a poza tym szłam w przeciwną stronę. Udałam się w stronę dość wysokiej skarpy oddzielającej wodę i ląd. Szłam dość długo, ale wiedziałam, że będzie to ważne dla mojego życia. Ona chciała się spotkać i coś mi wyjaśnić, tylko jeszcze nie byłam pewna co.

Lys:
Kiedy wyszedłem żal mi się zrobiło w sercu. Jak można było zostawić tak niewinną duszę z tym złem wcielonym! Ale niestety na tą chwilę było to zło konieczne. A mogłem go zabić gdy miałem okazję. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Musimy porozmawiać.-odezwał się jakże "miły" głos mojego ojca.
-O czym?-zapytałem spokojnie
-Obserwowaliśmy Cię!-powiedział zdenerwowany, no to mam przekichane.-Dlaczego go nie zabiłeś jak miałeś okazję??
-Bo obecnie był najważniejszy człowiek, a nie chęć mordu-odpowiedziałem wywracając oczami
-Obyś nie popełnił tego błędu ponownie-dodał ponuro i się rozłączył.
Obecnie nie obchodziło mnie to co on chciał. Bardziej mnie zastanawiało co June robi z Kastielem (przyp.au do Emi. Nie, to nie to o czym myślisz XD) i jak go poznała.

Kas:
Gdy się obudziłem jej nie było. Gdzie ona znowu polazła. Mam dziwne wrażenie, że ona ma gdzieś swoje zdrowie i nie chodzi mi o nos. Poszedłem obudzić Kevina, ale widok jaki zastałem sprawił, że wybuchłem śmiechem. Dwudziestoparoletni facet, który ssie sobie kciuka XD To był piękny widok. On tylko wymruczał:"Mamo, zjem to później, najpierw muszę psi psi". To już całkowicie padłem. Oj będę mu to wypominać, ale trzeba było go obudzić.
-Kevinku, Kevinku.-powiedziałem spokojnie, a on tylko bardziej ssał kciuka.-DOM SIĘ PALI!-krzyknąłem, a ten tylko oderwał się od łóżka z prędkością Barry'ego Allen'a.
-Powaliło Cię?! Czy Ty wiesz która jest godzina? Trzecia w nocy! Chłopie ogarnij się!-robił mi wyrzuty.
-June zniknęła. I...-spojrzałem na jego dłoń śmiejąc się pod nosem-...wyczyść kciuka-on tylko popatrzył się na mnie jak na wariata, a potem na swoją dłoń i chyba zrozumiał o co chodzi.
-Jeśli komuś powiesz  zabiję Cię.-powiedział lodowatym tonem
-Spokojnie, będę grzeczny jak aniołek-powiedziałem grzecznie, a on mruknął coś w stylu: "powieszę Cię i pokroję". Po piętnastu minutach wyszliśmy z domu i zaczęliśmy poszukiwania.

June:
Po prawie godzinie drogi dotarłam na miejsce. Stała tam. Była piękna. Po chwili wypowiedziała moje imię. Poznałam ten głos. To ona kazała mi uciekać wtedy, w szpitalu.
-Witaj. Już myślałam, że nie przyjdziesz.-rzekła nad wyraz spokojnie
-Wołałaś mnie, a ciekawość zwyciężyła-odpowiedziałam. Miałam tyle pytań, które mnożyły się i pozostawały bez odpowiedzi jak w The Evil Within.
-Nadchodzi wojna-jej ton głosu się nie zmieniał.-musisz wybrać stronę. Dobrą lub złą.
-Co to za pytanie? Oczywiście, że dobrą!-krzyknęłam z uśmiechem
-Trudne pytanie najdroższa. Twój chłopak należy do złej, a twoi przyjaciele do dobrej musisz wybrać.-powiedziała ze smutkiem
-Jak to? On jest przecież dobry! zmienił się.-robiłam jej wyrzuty.
-Ale jego krew się nie zmieniła. Poproś o pomoc ciocię Axę. Kiedyś była dobra, teraz niesie śmierć, ale zabija tylko tych co za bardzo przeszkadzają. Pomoże Ci. Też podejmowała podobny wybór-jej spokój mnie przerażał.
-Ile będzie ofiar?-spytałam już podłamana
-Dużo. Może zginąć tylko jedna strona, pomieszane lub wszyscy. Ale ktoś i tak wygra.-powiedziała, po czym skoczyła do wody. Gdy spadała usłyszałam tylko jedno słowo: "miesiąc".

Kev:
Nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć. Wkurzało mnie to. Pierwszy raz żałuję, że Kas nie ma swoich mocy. Wracaliśmy już do domu, ale nagle zobaczyliśmy wracająca June. Myślałem, że ją ukatrupię!
-Gdzieś Ty była?!!-krzyknąłem
-Przewietrzyć się. Chodźmy do domu. Nadciąga sztorm.-nie zrozumiałem znaczenia jej słów. Nie było tu sztormu od bardzo dawna, jeśli w ogóle. Popatrzyłem się tylko na Kasa, a on na mnie. Coś się stało. Jej smutny ton głosu to mówił. Gdy weszliśmy do domu, ona wchodziła po schodach przybita, jakbyśmy jej psa utopili.
-Co się stało?-spytał Kas-I nie mów, że nic bo Ci nie uwierzę.-mówił poddenerwowany. Ona się na nas popatrzyła i szła dalej.
-June, powiedz coś. Cokolwiek-prosiłem ją nie mal błagając.
-Niemożliwy wybór-tylko tyle powiedziała tonem smutnym, a w niektórych momentach wypranym z emocji. Oboje z Kasem baliśmy się co to znaczy.

*********************************************************************************
Wybaczcie za dużo szkoły, a jeszcze Kazali mi wymyślić wzór na potęgowanie do 2 i 3.
do 2 potęgi już mam, ale do 3 gorzej. Ciężko ogarnąć wzór, który nie składa się z x^3=x*x*x, a wiem tylko, że różnica różnicy różnicy (jakkolwiek to strasznie brzmi) wynosi 6. A Emi z kolei nie ma neta do 18. Damy radę...jakoś :) Już nie mówię kiedy, ale pewnie napiszę i ustawię auto-publikacje :)

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział XXXIV "Gdy jest się powodem nerwów najbliższych, lepiej się już nie odzywać i uciec jak najdalej" cz.2

June:
Obudziłam się w jakiś ciemnym, śmierdzącym pomieszczeniu. Pomieszczenie przypominało melinę wielkości piwnicy. Ale dlaczego nie mogłam się obronić. Co jest nie tak? po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia, dwóch mężczyzn. Jeden z nich to pewnie ten który mnie porwał.
-Niezła jest-Stwierdził pierwszy
-Moim zdaniem ma brzydkie, fioletowe włosy i jest dziwna.-dodał swoją opinię drugi, po czy wstrzyknął mi coś
-Miłej zabawy kolego-ostatnie słowa które usłyszałam

Kas (20 minut wcześniej):
Widziałem jak ją porywają. Prawdopodobnie gwałciciel. Szybko zeskoczyłem z dachu, ale moje skrzydła się schowały i nie mogłem już latać. Za to spadałem. No to się zaczęło..(przyp.aut.E:Zapomniał wypić RedBulla? B: Niee głupia kozo po prostu nadszedł TEN DZIEŃ E: O_O chyba mi nie powiesz że okres? B:*facepalm* ). Dobrze, że po drodze zahaczyłem kilka drzew, bo nie wiem jak by się to skończyło. Stwierdziłem wprost, że jeśli jest ich więcej to sam mogę nie dać rady nie w tym stanie. Szybko poszedłem do Keva. On musi mi pomóc. Po drodze zobaczyłem swoje odbicie kałuży. Miałem całkiem normalne, piwne oczy. Ten dzień mógł nadejść jutro. Teraz muszę biegać po mieście z cieknącą krwią. Dobrze, że to nie daleko. Po 5 minutach byłem już na miejscu. Zapukałem i zadzwoniłem dzwonkiem. Nikt nie przychodził, ale słyszałem ze środka jakiś szelest. Na pewno tam był.
-Kev, otwórz. Chodzi o June.-Powiedziałem to najgłośniej jak w tym stanie potrafiłem. Po chwili otworzył mi.
-Mów tak od razu, myślałem, że to ktoś kogo wolałbym nie przyjmować. W sumie... w twoim przypadku też się to zgadza.-zlustrował mnie wzrokiem-A Tobie co?
-Mały wypadek. To naprawdę nie ważne. Pora abyś spłacił dług June.
-Jaki dług?-patrzył na mniej jak na wariata.
-Myślisz, że czemu masz taki spokój? A teraz chodź. Ona jest w niebezpieczeństwie. Wyszliśmy i biegliśmy ile sił miałem ja w nogach.
-A przeciąż ona umie sama się obronić-napomknął Kev
-Już nie-powiedziałem i zobaczyłem w jego oczach przerażenie

Lysander:
Przechodziłem spokojnie mroczną uliczką. Wszystko tu było smutne, a wcześniej padał deszcz. Nawet pogoda ma gdzieś to osiedle. Chciałem już iść do domu, kiedy usłyszałem dziwy dialog.
-Moim zdaniem ma brzydkie, fioletowe włosy i jest dziwna.
Fioletowe włosy? June! Szybko sprawdziłem ile mam strzał. 3 muszą wystarczyć.
Trochę mi zajęło znalezienie wejścia do pomieszczenia w którym się znajdowała. Jakiś facet zaczynał ją rozbierać.zdenerwowałem się i strzeliłem mu w ramię, aż wbił się w ścianę. Za sobą usłyszałem drugiego. Ten z kolei dostał w nogę, po czym od jakiegoś trzeciego oberwał prawym sierpowym.

Kastiel:
Udało wreszcie nam się tam wejść, a Kevin jak na buntowniczego chłopaka przystało uderzył pierwszego z brzegu faceta. Ja już wszedłem i miałem kierować się na kolejnego. Gdy zobaczyłem jego. Łowcę. On mnie też poznał. Widać to było w jego oczach. Już sięgał po strzałę, aby wbić mi serce, gdy Kevin przeleciał obok niego, a ten się zawahał. Jakby nie wiedział w kogo ma celować.
-June!!-Krzyknął Kev
-Zostaw ją!-warknął Hunter
-To moja siostra idioto i jak mam Ci nie przywalić to lepiej idź-Piana już bulgotała na twarzy Keva. Nigdy nie widziałem go w stanie takiego zdenerwowania.
-Czemu kumplujecie się z nim?-kiwnął w moją stronę-Przez niego możecie zginąć.-Powiedział niewiele spokojniej Hunter. Popatrzyliśmy na siebie, a ja tylko pokręciłem głową. Zrozumiał.
-Czasem mam wrażenie, że my od dawna nie żyjemy.-Powiedział spokojnie Kev głaszcząc June policzek
***
Kevin szedł z June niosąc ją na plecach. Była oszołomiona. Widać było że coś jej podali. Zmierzaliśmy do domu Keva. Łowca, którego mieliśmy przyjemność spotkać szedł z nami. Upierał się że idzie. Facet przeszywał mnie wzrokiem.
- Skąd znasz June- przerwał cisze Kev.
-Ee..Wpadliśmy na siebie któregoś dnia i zaczęliśmy rozmawiać- przyznał wytrącony ze swoich rozmyślań Lysander po czym spuścił głowę i zdążyłem zauważyć jak się zarumienił. On się zarumienił! O nie! Spadaj od MOJEJ June! Myślałem intensywnie ale nie dałem poznać, że jestem zdenerwowany. Musze go obserwować.
-Aha.. no spoko..ale czemu masz łuk i strzały, oraz jakim cudem ty się tam znalazłeś?- siwowłosy znowu spojrzał na brata June
- Wracałem z treningów strzeleckich i usłyszałem tych mężczyzn o kim rozmawiają.- wykręcał się. W sumie poniekąd mówił prawdę, ale ja wiedziałem więcej. Musze się mieć na baczności.
W miedzy czasie dotarliśmy do mieszkania Kevina. Chłopak na chwilę uwolnił jedną rękę i rzucił mi klucze od domu. Otworzyłem drzwi po czym wpuściłem tragarza fioletowowłosej przodem. Sam wszedłem za nimi zagradzając tym samym drogę łowcy. Po raz kolejny zmierzyliśmy się nienawistnym spojrzeniem. Wszedł za mną. Ta gra pozorów mnie dobijała ale co miałem zrobić przecież Kev nie wie kim jesteśmy i raczej nie powinien wiedzieć. Siwowłosy też jest tego świadomy. Kev właśnie odkładał półprzytomną dziewczynę na kanapę w salonie. Zajęczała żałośnie. Podszedłem do mebla i usiałem tuż obok obejmując ją ramieniem. Kev i Lysander skrzywili się, ale nic nie powiedzieli. Lysander usiadł na fotelu naprzeciwko, a Kev poszedł po opatrunki i szklankę wody dla June. Nie mieliśmy żadnych środków ocucających, więc trzeba było czekać. Obejrzałem dokładnie dziewczynę ale chyba nic jej nie było.
-Kastiel…- wyszeptała June. Wtulając się w mój tors.
- June, już jesteś bezpieczna – pogłaskałem ją po głowie całując w czoło. Ta się powoli oderwała i półprzytomnym (zaćpanymXD) spojrzeniem na mnie.
-co się stało?- wymamrotała- gdzie są ci ..ci.. -nie mogła się wysłowić, a na jej twarzy pojawił się grymas.
-Wszystko załatwiliśmy, już cię nie skrzywdzą.- odparłem, ale skorzystałem z okazji że nie ma siły i przytuliłem ją ponownie do siebie.
-Dziękuję Kas..- poczułem jak moje endorfiny się uwalniają.. mógłbym tak trwać wiecznie wtulony w nią..tak pięknie pachniała..brzoskwiniami. (p.aut. Nie wiem co Emi ćpała, ale tak wyszło XD)
-Ej gołąbeczki mam opatrunki i wodę, może ogarniecie się trochę?- musiałem przerwać bo z tą wypowiedzią wpadł Kevin do salonu.. – Ty czasem nie potrzebujesz iść do szpitala? – zapytał mnie patrząc na moje rany. Były brzydkie ale nie poważne.
-Nie, wszystko ok.- odparłem i zacząłem ścierać krew i nakładając bandaże i plastry. Spojrzałem kątem oka na nowego towarzysza. Przyglądał się nam z grymasem. Ale gdy tylko spostrzegł że się nie niego patrze spojrzał gdzieś indziej próbując się rozluźnić. Uśmiechnąłem się do siebie.
Kevin podał wodę dziewczynie. Ale przytrzymywał szklankę by jej nie upuściła. Ta powolutku zaczęła pić.
- Masz dziewczyno talent do ładowania się tarapaty- zachichotał Kevin ale zaraz spoważniał.
-uhmm- wymamrotała.
-Chcecie coś pić? – zapytał gospodarz domu.
- Masz coś mocniejszego niż wodę? – Odezwał się Lysander
-No jasne. Mam piwo i whisky, chętnie sam się napije, chcesz Kas?- odparł chłopak
-Nie zadawaj głupich pytań tylko dawaj- odparłem. Musiałem się rozluźnić po stresującym wieczorze. A alkohol świetnie to zapewniał. Skończyłem opatrywać rany i wziąłem od chłopaka szklankę z trunkiem, tak samo Lysander.
- Dawno się nie widzieliśmy Kastiel- odeszła się siwowłosy chłopak. – mam wrażenie że forma ci spadła.- dodał z wrednym uśmieszkiem. Wiedziałem do czego pije.
- To wy się znacie? Ten świat  jest mały.- zapytał bardziej rozluźniony Kevin.
- jesteśmy starymi znajomymi- powiedziałem, zanim tamten cokolwiek zdążył.
- jeśli można to tak nazwać- powiedział z przekąsem Łowca
-uuu czuję napięcie- zachichotał gospodarz domu. Refleks szachisty pomyślałem
-O Lysander .. co ty tutaj robisz? – nagłe spostrzegła już bardziej przytomna June. Wszyscy skierowaliśmy wzrok na nią
- Sprawdzam czy jesteś bezpieczna June. Byłem pierwszym który do ciebie dotarł.-Skrzywiłem się bo widać, że się przechwalał. Chciał zwrócić na siebie jej uwagę i pokazać, że rządzi.- ..ale już muszę iść. Wstał i odłożył na stolik do kawy pustą szklankę. - ..sprawy wzywają.-Tu spojrzał znacząco na mnie. No pięknie ..
Podszedł do June i ucałował ją w policzek,  po czym zmierzał do drzwi wyjściowych.
- Cześć... Do zobaczenia June- rzucił i znikł. Zagotowało się we mnie. Jak on mógł! Spojrzałem na June. Chyba nie kontaktowała sytuacji.
- Jak się czujesz? – zapytałem czule. Spojrzała na mnie i lekko się zarumieniła odwracając natychmiast wzrok. June się rumieni? Od kiedy? To było niesamowite!
- Już lepiej jeszcze trochę kreci mi się w głowie... Musze wracać do akademika. Chciała wstać. Ale ją powstrzymałem .
- Odpocznij jeszcze, potem cię odprowadzę- odparłem
-..ale…- chciała coś powiedzieć ale jej przerwałem –bez dyskusji
- Ogarnę się chociaż trochę w łazience- oznajmiła. Nie ma co twarda jest. Po czym wyszła na piętro. Ja natomiast wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z Kevinem. Zebrałem szklanki by je umyć. Nikomu nie chciało się rozmawiać. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Pierwszy raz od dawna czuję zmęczenie.. to dziwne uczucie…

_________________________________________________________________________________
Za ewentualne błędy przepraszamy, ale starałam się je zniwelować :)

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział XXXIV "Gdy problemy narastają w zbyt szybkim tempie" cz.1

Wiemy długo musicie czekać na rozdziały. I Tak! Wiemy! publikacja jest bardzo nie regularna. Niestety nie mogę obiecać że w najbliżej przyszłości będzie. Wszytko zależy od naszych chęci i z zaangażowania w pracę. A Często takiej nie ma. Pewnie to znacie? XD Za wszystkie niedogodności przepraszamy. A teraz proszę dziewczyny częstujcie się rozdzialikiem. Smacznego! --<3  Emchan <3

***
Kochany niesforny braciszek od razu otworzył drzwi.
-Siemka siostra!Wchodź nie krępuj się - powiedział Kev ceremonialnie zapraszając do środka
-No Hej, nie błaznuj- przekroczyłam próg. Z salonu dobiegały dźwięki telewizora. Skierowałam swoje kroki prosto do tego pomieszczenia w celu posadzenia tam swojego szanownego jestestwa.
"Gwałciciela widziano w dzielnicy handlowej miasteczka(...)" Zaatakował już 3 kobiety (...) Policja nadal prowadzi poszukiwania! - to głos komentatora lokalnej telewizji. Ostrzegali grasującym po naszym miasteczku.
- Gwałciciel? U nas?- zapytałam lekko zdziwiona. nie żeby zrobiło to na mnie jakieś większe wrażenie.
- No właśnie powinnaś uważać. Podobno atakuje nawet w biały dzień. Masz tutaj paralizator. Wyciągnął z szuflady jakieś czarne dziwne plastikowe ustrojstwo.
- Pfff.. proszę cię nie przeginaj.
- masz to nosić. Teraz poruszanie się po mieście jest niebezpieczne.Naciskał. A bycie miłym słabo mu wychodziło
- Wierz mi świetnie sobie radze bez takich sprzętów.- odpowiedziałam bratu dumna i pewna siebie.
- Nie sądzę. Masz to wziąć i nosić. Chce chociaż trochę się nie martwić. Jesteś kobietą! - zaczynał się irytować. było widać
- naprawdęęę.. noo dobra- miałam coś powiedzieć ale już nie dokończyłam bo spojrzenie brata mówiło że skończy się źle jak nie ustąpię..a naprawdę nie chciałam się dziś z nim kłócić. nie mam na to nerwów. Wzięłam tą zabawkę ale nie sadze by kiedykolwiek jej użyła. może dam Rozali. Bo ja mam swoje moce.
Braciszkowi od razu się humor poprawił.
-Kawy, Herbaty? Spokojnie ostatnio tutaj nie?- zagaił Kevin.
"No to się zaczyna" pomyślałam..nie wygodny temat."Jak mu to wyjaśnić??"
- Tak faktycznie spokojnie jak nigdy..- oddalałam temat nie pewnie jak mogłam.
- może to cisza przed burzą? hahah- zaśmiał się.
ja na to uśmiechnęłam się krzywo. starając się ukryć ze mam problem.
- Czemu jesteś smutna?- zauważył braciszek - Chodzi o Kasa? co on odwalił znowu?!
- Taaak chodzi o niego..- "choć to nie do końca prawda".pomyślałam bo "problemów jest trochę więcej niż by mogło się wydawać".- wydaje mi się że nie jestem jedyną kobietą w jego życiu.
- Co? Zdradza cię? Zabije go!
-niee Kevin to nie tak!- zaprzeczyłam od razu.- po prostu ..ehh pewnie to zazdrość ale miałam okazje poznać jego byłą laskę. Chyba jej się wydaje ze nadal jest z Kasem.. on zaprzeczył ale tak kobieta jest uparta. Kręci się wokół niego. Chyba chce mnie wykurzyć.
- No to w czym problem?u olej jędzę!Świry takie jak ona trzyma się na dystans.
- Niby masz rację ale wydaje mi się ze ta kobieta jest zdolna do wszystkiego..mam bardzo złe przeczucia. Nie wiem czy ja...czy dam rade..Mam Kasa jest po mojej stronie ale..boję się po prostu boję.- wtuliłam się ze smutkiem w ramiona Keva bo ten zdążył już usiąść na kanapie obok mnie.
-June jesteś naprawdę silna kobieta i nie wierze w to co teraz mówisz? Chcesz ustąpić jakiejś pofixowanej lasce która wyobraża sobie za dużo. Nie możesz się poddać jej naciskom.
- No wiem.. wiem..- odparłam cicho.
Resztę czasu spędziliśmy oglądając telewizję śmiejąc się z reklam lub komentując jakiś aktorów minęło z trzy godziny. Czas było wracać do akademika.
- Nie chcesz z powrotem wprowadzić się tutaj?- zapytał chłopak przy drzwiach
- Nie w sumie to tam mi się podoba.No i trzeba się trochę usamodzielnić xD- odparłam.- Kev muszę ci coś powiedzieć.
- co takiego?.
Zapadła długa cisza.
-..emmm.. wiesz.... masz dziwna plamę na koszuli.... Zmień ją.
- spoko zaraz wypiorę. Pa..
-pa.
W końcu mu nie powiedziałam bo jak powiedzieć jedynej rodzinie ze jest się morderca?...
***
No to teraz moja kolej. (Bogusia)

Kas:
Nadeszły te dni. Nigdy nie wiadomo jak długo trwają, ale jest to okres bez mocy. Jak dziewczyna bez spokoju w czasie okresu, więc dlatego nie wkurzałem June. Latałem spokojnie nad ulicami miasta. Narkotyki, przemoc, nie przejmowałem się tym. Nie póki nie dotykało to moich przyjaciół i jej. Niestety łowcy będą nad aktywni mimo, że mają utrudnione zadanie. Z drugiej strony zabiją nas z łatwością. I to jest smutne dla mnie w tej całej sytuacji. Nagle zobaczyłem w mrocznej dzielnicy smutną June. Nie powinna wychodzić przecież jest ten gwałciciel, ale mogła pomyśleć też, że ma nad nim przewagę w postaci mocy. Nagle coś wciągnęło ją za zaułek.

June:
Muszę mu to w końcu powiedzieć, że umówiłam na spotkanie tych ludzi z mrocznym kosiarzem oraz, że negocjacje zakończyły się na moją stronę. Ich krwią.... Z zamyślenia wyciągnęło mnie coś, a raczej ktoś kto wciągnął mnie do uliczki.
-Ta uliczka jest ślepa-Zaśmiał się zakapturzony (nie, to nie jest nawiązanie do Arrow :) )
-Nie masz ze mną szans!-wkurzyłam się, ale nic się nie stało. Nawet śmietnik obok nie drgnął.
-Zbytnia pewność siebie maleńka.-zaśmiał się, po czym położył mi jakąś szmatę na ustach, ale to nie był chloroform. Byłam pół przytomna.

Chcąc dopisać resztę muszę napisać część 2. Niech będzie napięcie :) i tak minimalne. Mogłam zakończyć na tym, że ktoś wciągnął ją do uliczki. Podziękowania dla Emi. jej tekst to ok.75% :) Może więcej, ale za to moja korekta :P Chyba lubi kolor czerwony jako podkreślenie :) (Mówiłam, że to napiszę XD)

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział XXXIII "Niektóre decyzje przesądzają o losie innych, w takiej sytuacji powrót do tej samej rzeki nie jest głupim pomysłem"

June:
-Kastiel, ja...mam okres i będę drażliwa, więc uważaj-wymyśliłam wymówkę na poczekaniu.
-O Boże-westchnął ciężko Kastiel
-Jakiś ty religijny-mruknęłam
-Po prostu weszło mi to od innych-odpowiedział
-Jassne-zaczęłam być marudna. Trzeba podtrzymywać wymówkę
-Wiesz co, może ja pójdę i spotkamy się później po zajęciach?-Spytał zrezygnowany
-Może-odpowiedziałam, a on pokręcił tylko głową i poszedł w kierunku sali gimnastycznej.

Kastiel:
Ech, ona ma jedną małą wadę. Nie umie kłamać.Zawsze się jąka jak to robi. Chyba, że uważa to jako wstydliwy temat, w co wątpię. To ciekawe jak zareaguje na dni ciszy? Będzie zdziwiona. Martwię się o nią. I jeszcze ten seryjny sukinsyn na wolności. Ciekawe jak to będzie być człowiekiem...

Lysander:
Wybiłem dwa wilkołaki, tylko dwa. Ta dziewczyna, June za bardzo siedzi mi w głowie. Muszę się ogarnąć. Za niedługo będzie zebranie.

(15 minut później. Sala obrad.) (Tak, tu się rozpiszę. Wybaczcie jestem chora)
-Dziecko przeznaczenia to poważny problem. Moim zdaniem najlepiej będzie je ubić-rzekł mój ojciec
-Chyba oszalałeś. Po pierwsze nie wiemy jak ono wygląda, a po drugie jak Ty je chcesz zabić?!-wydarł się ktoś z sali. Stwierdziłem, że się wtrącę
-Nie łatwiej będzie je przekabacić na naszą stronę??-Spytałem spokojnie
-Kolejny zwariował. inni będą właśnie to próbowali, a jeśli im się uda to nic nie zrobimy.-krzyknął jeszcze ktoś inny. Słabo ich znałem.
-Spójrz na to z praktycznej strony-odpowiedziałem-Jeśli je przekabacimy, możemy dzięki niemu wybić wszystkie istoty na świecie-po moich słowach zaczęły robić się szepty i szmery. Zdania były podzielone. niektórzy mnie poparli, a niektórzy nie chcieli ryzykować. Po 13 minutach zapadła ostateczna decyzja.
-Po zaistniałej dyskusji stwierdzam, że najpierw spróbujemy pomysłu Lysandra, lecz jeśli będzie się to wymykało z pod kontroli, będziemy musieli wdrążyć pomysł Charlesa.-powiedział mój tata spokojnie z jakimś dziwnym żalem-Jakieś pytania??-rękę podniósł mały sześcioletni chłopczyk
-Tak Riki, możesz wziąć czekoladę ze stołu.-Mały z prędkością światła dobiegł do tej czekolady i zjadł ją w dry miga. Głodny, czy co??
-Ja mam pytanie.-Powiedział jakiś smutny nastolatek w rogu-Jak je znajdziemy??
-Coś wymyślimy-odpowiedziałem najspokojniej jak umiałem-będzie dobrze.

Kev:
Jest dziwnie spokojnie. Nikt mnie nie chce zabić. Trudno się dziwić ktoś ich zabił. Nareszcie wolność, upragniona wolność. Może June znów zamieszka ze mną?? Fajnie by było. Jedyną złą rzeczą w tym mieście jest obecnie seryjny gwałciciel, ale to na szczęście jedyny problem, więc łatwiej go złapią. Gdzie mam ten telefon? A tu jest.
-Tak?-Spytała beznamiętnie June
-Fajnie witasz braciszka-zaśmiałem się.
-Wybacz, mam zły dzień.-powiedziała pod nosem
-A czy ten zły dzień ma czerwone włosy??-Spytałem z pewnością, że trafiłem
-Też.-odpowiedziała smutno
-Zapraszam Cię na kawę, pogadamy. Prooooszzzęęę-Popis, którego nie powstydziła by się żadna dziewczyna.
-Dziękuuujęęę-odpowiedziała ze śmiechem-Wpadnę. Właśnie mnie przed kimś uratowałeś. Będę o 13.-po tym usłyszałem tylko dźwięk kończący połączenie
Co ten Kastiel znów narobił??

June:
Lekcje kończyły się przed 14, ale umówiłam się do Keva wcześniej, aby nie spotkać Kastiela.
Najgorsze jest to, że będę musiała powiedzieć mojemu braciszkowi, czemu zawdzięcza spokój. Jak będzie zły to się chyba stanie cud. Gdy miałam jeszcze dwie ulice do niego dostałam SMS'a od Kastiela.

Gdzie jesteś? Martwię się. Odpisz i spotkaj się ze mną.

Szkoda, że ja nie mam ochoty, a sam zainteresowany tego nie rozumie. Wyłączyłam telefon. Po chwili byłam pod naszym domem. Jego domem. Wciąż mi się myli. Zadzwoniłam dzwonkiem, po czym usłyszałam jego kroki.
_________________________________________________________________________________
Wiem, nie żyję. Ale uwierzcie mi, że jestem obecnie Zombie. Nie dość, że jestem chora to mi bd jeszcze migdałki usuwać. Ja się ostatnio nie nadaję do życia. Wybaczcie.

Emi, następny Ty napisz, albo wspólnie błagam Cię. Ja mam pomysły, nie powiem, że nie, ale jak piszę to mi część gdzieś pójdzie i wychodzi takie coś jak wyżej :(

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XXXII "Powrót do normalności bywa trudny. Grunt, aby się nie poddawać"

June:
Gdy weszłam do szkoły dowiedziałam się, że wszystkie moje nieobecności były już załatwione. Kochany braciszek. Miałam wejść do akademika, ale i tak już były lekcje. Czekał mnie nieszczęsny w-f. Nie chciało mi się jakoś na niego iść, ale zobaczyłam Kastiela, który też przyszedł do szkoły i szedł w moim kierunku. Szybko podbiegłam do damskiej szatni. Nie ważne kim był, tam wejść mu nie wolno. Był początek przerwy więc oprócz mnie była ze mną Roza, która przywitała się krótko i zaczęła szukać stroju. Nagle moje emocje chciały wyjść na światło dzienne w postaci łez. Wstyd, upokorzenia, ból, strach, chęć ucieczki. Zdarzyło się tyle rzeczy przez ten ostatni czas. Ratri, moje morderstwo. Sama siebie nie poznawałam i jeszcze zrobiłam to z taką frajdą jakbym im skasowała zapisy jakieś super gry. Tyle, że nie mogli już zacząć od nowa.Nie po tym co im zrobiłam. Nieważne czy sobie na to zasłużyli, czy nie. Nie miałam prawa decydować o ich życiu, czy też...
-Ała-krzyknęłam kiedy Roza uderzyła mnie w głowę-to bolało.
-Robiłam wszystko, aby wyrwać Cię z transu. Nawet wylałam na Ciebie wodę, więc musiałam jakieś środki podjąć.-Faktycznie. miałam wylaną wodę na spodniach.
-Jaka dobra z Ciebie koleżanka, tak się o mnie martwisz-powiedziałam sarkastycznie.
-Prawda? A teraz się przebierz, bo jak pani Krüger będzie na Ciebie zła. Aha i chcesz poznać Leo, dzisiaj się będę z nim widzieć, po prostu mówię Ci, cud nad Wisłą.-Gdy skończyła gadać pocałowałam ją w policzek.
-A to za co?- Spytała.
-Za twoją uroczą gadatliwość-Uśmiechnęłam się i poszłam się przebrać na w-f, wszytko by uniknąć konfrontacji z Kastielem, a spodnie i tak były mokre (bez skojarzeń (>.<) ...)
Zajęcia odbywały się zazwyczaj na sali gimnastycznej i tak też było dzisiaj. Weszłam na salę z resztą dziewczyn, na sali była już grupa chłopaków z innej klasy. odbijali piłkę. Bębenki mi prawie wywaliło gdy niektóre z dziewczyn zaczęły piszczeć na widok grupy chłopaków.
- Mamy łączone lekcje?- zapytałam Rozy
- Tak już od jakiegoś czasu, nie wiedzieć czemu w-f stał się popularny ostatnio. - odpowiedziała przyjaciółka
-Pff..- zripostowałam
przyjrzałam się uważniej chłopakom. Zamurowało mnie gdy w grupie dostrzegłam 'TEGO' buraka! A ten dostrzegł mnie!
-WTF?!!- wykrztusiłam- Kastiel ma z nami?!! od Kiedy?
- odkąd mamy z chłopakami w-f?- dodała z sarkazmem Rozalia.- A było tak spokojnie...
Reszta dziewczyn robiła maślane oczy do sześciu chłopaków a byli to Armin, Alexy, Nataniel, Dake, Jade i oczywiście p.Burak.
Kastiel zwrócił się w moim kierunku a moje serce zamarło. " Idzie tu ! O nie" Z rozterki wyrwał mnie dźwięk gwizdka i komenda trenera: " dobierzcie się w drużyny zaczynamy siatkówkę! Chłopaki przeciwko dziewczynom!". Odetchnęłam z ulgą. Byłam w drużynie z Rozą, Violettą, Amber, Kim i Iris. Zaczynałyśmy pierwsze, a graliśmy (jak na złość) przeciwko Kastielowi, Natanielowi, Alexiemu, Jade'owi, Dake'owi i jeszcze przeciwko jakiemuś chłopakowi. Pozostałe dwie drużyny czekały grzecznie na ławce na swoją kolei.
Pierwszy set rozpoczynała na nasze nieszczęście Amber. Wszyscy jak na komendę załapali facepalma i zaczęli się śmiać. Wszyscy, oprócz Nataniela i pana trenera, który tylko strzelił facepalma. (powtórka, wiem) Widać, że Amber nie chciało się grać. Unikała piłki, jak ognia. Przegrywałyśmy 7:12. Amber co chwila narzekała na tipsy, a my próbowałyśmy coś z tego uratować. Koniec końców i tak przegrałyśmy 11:15, a chłopcy przybili sobie piątkę z radością. Nastąpiła wymiana drużyn i Kastiel zaczął do mnie podchodzić. Szybko spytałam się nauczyciela, czy mogę iść do toalety, po czym poszłam do toalety. Ale Kastiel chyba powiedział mu to samo, bo po chwili mnie dogonił.

Kastiel:

Ledwo ją dogoniłem, nie rozumiem czemu przede mną uciekała. Co znowu zrobiłem źle?? Wszystko przez te przeklętą Ratri, ale czemu ma przestraszony wyraz twarzy??
-Czemu uciekasz??-spytałem przejęty
-Idź do Rati-szepnęła smutno
-Nic mnie z nią nie łączy- odpowiedziałem szybko. Jak ona mogła w ogóle tak pomyśleć??
-Ona mówi coś innego-powiedziała z wyrzutem
-Zaufaj mi-powiedziałem, po czym syknęła-Co jest??
-Nic, ja... muszę coś załatwić.-mówiła szybko i jąkała się
-June, proszę, powiedz mi.-poprosiłem ładnie
-Ja...zaraz wrócę-wypaliła i pobiegła do łazienki.

June:
Jest coraz gorzej. Znowu to widziałam. To spalanie mnie. I znów miałam poparzoną całą lewą rękę. Nie mogę mu o tym powiedzieć. Za dużo bierze moich problemów na siebie. Muszę sobie poradzić, ale wciąż nie mogę pozbyć się tego głosu:"Uciekaj". Nie wiem co mam robić, ale muszę wymyślić jakąś wymówkę dla Kasa i to szybko, zanim się zorientuje. Obmyłam rękę i do niego wróciłam.
-Powiesz mi wreszcie co się stało-lekko warknął
-Kastiel, ja...

_________________________________________________________________________________
No to miłego zżerania przez ciekawość (mam nadzieję) :P Napiszę coś jutro :) Ale wstawię coś pojutrze najwcześniej :P Miłego czytania i dziękuję za wszystkie komentarze :)))))

P.s. Pół pisała Emi, drugie pół ja. Piszę to, bo ten blog to nie tylko moje dziecko. Ja jestem tylko głównym rodzicem, piszę nieco ponad pół i poprawiam błędy :P A za motyw Science Fiction podziękujcie Alex, bo to jej wina :D Mi się pomysł spodobał, więc go pociągnęłam dalej :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział XXXI. "Człowiek całe życie uczy się na błędach, ale nie chce ich popełniać. Gorzej jak się w ogóle na nich nie uczy..." oryginalny tytuł (Emi) Edycja Trudneee Srawyyy XD


*Wiem wiem przerwaliśmy w najlepszym momencie ale było warto. wiecie to budowanie napięcia musi po prostu musi być (*o*)



- Och, jaka szkoda, chciałam ci kotku dotrzymać towarzystwa, ale widzę, ze sobie świetnie radzisz i to nie sam- usta Ratri wykrzywił podły uśmieszek. W tym momencie nie patrzyła na Kasa tylko na June. Mierzyła totalnie zaskoczoną dziewczynę bazyliszkowatym spojrzeniem.
June zorientowała się że ma otwarte usta ( totalny opad szczeny XD(zgadnijcie który autor to napisał) ) i jest naga natychmiast się przykryła pościelą z łóżka chłopaka. Kas za to miał odmienny wyraz twarzy ( tak takie w stylu: Zabiję cię .Grrr.grrr XD). w wstał z łóżka i wyciągną spodnie z szafy oraz bieliznę ubrał się.
-Czy ty nie rozumiesz jak się do ciebie mówi?- wywarczał przez zaciśnięte zęby.
Ratri!!!-nie odpowiedziała nadal wpatrywała się w rywalkę w negliżu.

June otrzeźwiała, nie mogła uwierzyć własnym oczom: ( nie ogarniesz nawet nie próbuj XD)
- Co się kurwa tutaj dzieje?!!! - Wrzasnęła June- Kto to jest?!! (p.aut. święty mikołaj !! )
- Ja maleńka pełnie tą samą rolę w życiu Kastiela co ty...rolę kochanki - wyjaśniła brunetka z władczym uśmiechem.
- chyba pełniłaś - odszczekał się Kas myśląc, ze zbije ją z tropu ( A tu lipa XD)
- Oj koteczku co było trzy tygodnie temu. Byłeś dużo delikatniejszy i bardziej czuły gdy mnie dotykałeś- wymruczała w jego stronę, mrużąc oczy niczym zadowolony kot.
- CO?kas lecisz na dwa fronty?! Chcesz mieć obie na raz? myślisz, że kim ja jestem ( p.aut: nie wiem kim ale wiem jak XD)- wykrzyczała June
- To nie tak June- Bronił się Kas- To moja była dziewczyna bardzo dawno temu, wiesz, że jestem nieśmiertelny...
- Ona twierdzi co innego - warknęła naprawdę wściekła June - meble wokół zaczęły się trząść ( ciekawe czemu XD)
- Byłem załamany z twojego powodu, a ona się pojawiła i to wykorzystała.- dalej bronił się Kas
- Naprawdę uważasz,że wykorzystałam Cię Kas? Ja Cię Kocham idioto, zawsze cię Kochałam!- wyjęczała brunetka. w jej oczach pojawiły się łzy.
- Ale ja już ciebie nie, teraz kocham June, Ty to przeszłość. Proszę zrozum to wreszcie i odpuść sobie- starał się być delikatniejszy w głosie, ale słabo mu szło. ( Kasiu nam mięknie )
-Kastiel...Mógłbyś...??-wbiła przez chwilę wzrok na siebie i spojrzała znacząco na Ratri. Zrozumiał.
Chłopak się odwrócił do nie proszonego gościa- Weź wyjdź .. może co!- Wskazał ręką w stronę drzwi.
- Dobra nie to nie, a mogło być tak miło... pa "mała". Zmierzyła jeszcze raz June i znikła.
Zawstydzona i zła dziewczyna ubrała się bardzo szybko a jej mina mówiła wszystko. Ruszyła w stronę drzwi.
-co robisz?- spytał zaskoczony Kas
- Nie widać?- odburknęła June
- Czekaj-Zawołał chłopak. Ruszył w kierunku dziewczyny.

*****
Lysander:
(kontynuacja dialogu z rozdziału XVI)
-Kto to i jak bardzo jest niebezpieczne. GADAJ!-Przystawiłem jej ostrze do gardła, a ona zaczęła mówić.
-Okey, okey, uspokój się. To dziecko, które zakłóci równowagę istot nadnaturalnych. Przechyli szalę na którąś stronę, albo dobrą albo złą. -Wypowiedziała na dwa oddechy.Niemal wszyscy chcą je przekabacić na swoją stronę, a niektórzy chcą je zabić, aby pozostało bez zmian. To potężne stworzenie i dziecko zrodzone z dobrej matki i złego ojca. Albo je zabiją, albo będzie musiało dokonać wyboru.
-Mniej ryzykowne będzie to pierwsze. Jak to zrobić??-Spytałem zaaferowany nową wiadomością.
-Nie wiem, nikt tego nie wie. To jest właśnie problem. Łatwiej będzie je przekabacić na którąś ze stron, aby się go pozbyć, jest silne, a będzie jeszcze silniejsze. Potrzebuje tylko bodźców, a tego na tym świecie nie brakuje, uwierz mi-zaczęła się lekko denerwować
-A chociaż powiedz jak je znajdę??-Spytałem od razu.
-Szukaj zagubionej osoby i zdenerwuj ją. Może przeżyjesz!-wysyczała, po czym rzuciła we mnie fiolką i odpłynąłem. Obudziłem się, ale nie byłem pewny po jakim czasie. Poszedłem się przejść się po lesie, aby przemyśleć to co powiedziała Bonnie. Nie wiedziałem jak się przygotować. Załatwić srebrem, złotem, promieniami słonecznymi?? Nagle zobaczyłem biegnącą dziewczynę. Widziałem już ją tu wcześniej. Wpadła na mnie z impetem.
-Super, będę miała siniaka-zaczęła marudzić.
-Hej, my się znamy-uśmiechnąłem się do niej
-Racja, ale wybacz, nie pamiętam jak masz na imię-posłała smutny uśmiech
-Wzajemnie-zaśmiałem się
-June-podała mi rękę na przywitanie
-Lysander-uśmiechnąłem się i podałem rękę-A co Ci się tak śpieszy??-spytałem z grzeczności
-W sumie to nigdzie konkretnie, chociaż chętnie bym poszła do akademika-uśmiechnęła się sztucznie.
-Zaprowadzić Cię?-spytałem
-Chyba trafię, ale jak chcesz-odparła beznamiętnie i lekko smutno
Przeszliśmy kawałek lasu i zapytałem przed kim tak uciekała.
-Aż tak widać-wlepiła wzrok w ziemię
-Cóż...Co jakiś czas oglądasz się za siebie nerwowo i jesteś smutna-pogłaskałem ją po ramieniu.
-Powiedzmy, że przed chłopakiem.-odpowiedziała z nieobecnym wzrokiem
-Nie chcę się wtrącać, ale jeśli zrobił Ci krzywdę radzę Ci skończyć tę znajomość-odparłem lekko się uśmiechając-To łatwe, wystarczy chcieć.
-Ale ja nie wiem czego chcę-odpowiedziała.
Byliśmy już przed akademikiem, gdy nagle usłyszałem wilki.
-Wybacz, ale muszę już iść. Śpieszę się...do domu.-wyjąkałem
-I tak dziękuję, że mnie odprowadziłeś-uśmiechnęła się, tym razem szczerze
-To ja dziękuję za miło spędzony, aczkolwiek krótki czas.-dodałem-wybacz naprawdę muszę iść.
-Do następnego wpadnięcia-zaśmiała się i poszła w stronę akademika.

P.s.Niedługo bd kolejny. Już jest prawie 1/3 XD Za błędy (jeśli takowe są, a wujek GOOGLE mi nie powiedział) bardzo przepraszam, ale trochę już nie kojarzę. Za wcześnie wstałam, a tu prawie 23, co dziwne :P Do następnego :)

P.s.2.Tak przy okazji polecam wam piosenkę trochę hip-hopową Hollywood Undead - I don't wanna die. Buźka :*