Od Second Autor: Uwaga ten rozdział jest od lat 18+. ZOSTAŃ lub WYJDŹ ( i tak wiemy że zostaniesz i to że nie masz 18 też wiemy. nie bierzemy odpowiedzialności za urazy psychiczne spowodowane przeczytaniem tego rozdziału. GAMBATEEE Minaa :3
June:
Wyszłam z akademika, mając dziwne sny erotyczne o Kastielu. Ostatnie sytuację wykończyły ją emocjonalnie, nie nie panowała nad nimi, dlatego biegiem rzuciła się do mieszkania Kastiela. Czuła, że zaraz wybuchnie. Gdy była już pod jego drzwiami chciała zapukać, ale drzwi się niespodziewanie otworzyły, i wzrosła jej liczba estrogenu.
-Możemy pogadać-wypalili jednocześnie, ledwo mogłam już wytrzymać
-Nie wytrzymam doprowadzasz mnie do skrajności raz chce cie przytulić a raz ci wygarnąć .. a teraz .. teraz.. po prostu...
zdania nie dokończył bo Jun uciszyła go zatykając mu usta swoimi. Kstiel przez moment był zaskoczony ale chwile później zaczął oddawać pocałunki. Objął dziewczynę w pasie a ta zawiesiła mu ręce na szyi przyciągając do siebie mocno.
- Po prostu się zamknij - wyszeptała do ucha chłopaka
I już więcej nic nie powiedział. wciągną ją do środka mieszkania a druga ręką zatrzasną drzwi. wciągnął ją w głąb mieszkania powoli ściągając z niej kurtkę. Rzucili ją na podłogę. Kontynuowali namiętny taniec prowadząc powoli do sypialni. Gdy byli już przy sypialni ona była bez koszulki i on też za sobą zostawili ślad z ubrań.
- Kocham cie- powiedział Kas- chce żebyś to wiedziała zanim zaczniemy
-Ja Ciebie też szepnęłam i chcę to robić tylko z Tobą.-szepnęłam-Ale od razu ostrzegam, że jestem dziewicą.
- Oj będzie się działo :3 Nie bój się mam doświadczenie, Będę delikatny, nigdy bym cię nie skrzywdził.
-A jeśli Cię nie zadowolę?-zapytałam z obawą
- Nie ma takiej możliwości- mówiąc to pocałował ją delikatnie.
Ściągnął z niej stanik i zaczął zjeżdżać pocałunkami na jej kark dekolt i zaczął ssać jej sutki. Było jej Bosko. Stopień ich podniecenia niewyobrażalnie wzrósł, o ile jeszcze mógł wzrosnąć. Dwoma szybkimi ruchami ściągnął jej spodnie i majtki. June zaczerwieniła się ze wstydu. Niepewnie zdjęła mu również spodnie. Kastiel zaczął nagle zjeżdżać językiem niżej, w strategiczny punkt. Pragnął ją zadowolić, aby to był jej niezapomniany pierwszy raz, Wiła się z rozkoszy i cicho jęczała. Wreszcie mogła uwolnić swoje emocje. Nie zauważyli nawet gdy meble zaczęły się lekko trząść. Kastiel wylizywał w jej kobiecości alfabet, a ta pragnęła więcej. Wreszcie Kastiel założył prezerwatywę i już miał włożyć swoje 25cm, gdy nagle zadzwonił telefon
-Nie odbieraj-wyjęczała
nie przerywał napierania ale telefon dzwonił coraz głośniej i coraz natrętniej. Zirytował się
-chwilę- dostał się szybko do źródła irytującego dźwięku i odebrał.
-Czego- wywarczał do aparatu ( jak zawsze miły XD)
- Cześć Kochaniutki , stoję własnie pod twoimi drzwiami mam masełko, świeże warzywa i wędliny, ( LIdl wojna o karpie trwa XD) otwórz zjemy razem śniadanko a potem zrobimy razem coś bardziej interesującego
-Jestem zajęty - warknął
_-Co? to nie było mile. No nic sama wejdę. gdzie jesteś. s sypialni?- zaszczebiotał w słuchawce
-Czekaj !! -krzyknął ale było już za późno
Ratri zmaterializowała się na środku sypialni
P.s Nie ma tak łatwo XD Rozdział świąteczny :P Wesołych Świąt i super prezentów życzą Bogusia, EmiChan i Alex.
środa, 24 grudnia 2014
wtorek, 23 grudnia 2014
Rozdział XXIX "Jest moc będzie mocy Niech nam June daje silę XD ( główny autor: Zabijcie mnie =_= )
Ostrzeżenie: Nie odpowiadamy za: choroby psychiczne, szaleństwo, napad śmiechu, bóle brzucha, czystą podłogę, ale brudne włosy, próby samobójcze.
June:
Siedziała na brzegu stawu na pobliskim kamieniu była zamyślona. Patrzyła się w tafle jeziora za nią stał zmartwiony Kastiel, patrzył się w jej plecy nic innego nie było widać. Długi czas milczeli. W tle jedynie wisiały cykady i szum wiatru. Nie wiedzieli co jeszcze mogą od siebie dodać. Właściwie to wiedzieli, ale nie umieli zacząć. Nagle Kastiel przerwał milczenie.
-Jesteś idiotką-odezwał się poirytowany
-Słucham??!O_O(p.aut. Emi musiała dodać coś od siebie XD)
- myślisz że jak masz moce to nic cię nie ogranicza i wszytko ci wolno, że nie poniesiesz za to konsekwencji?!! >.< - podtrzymywał temat
Teraz atmosfere można było kroić nożem (p.aut. albo dziobać widelcem XD)
-Pieprz się-odparła wprost
-Z tobą zawsze XD - odparł pól żartem pół serio
-Ty się zastanów. Jesteś na mnie zły, czy chcesz mnie przelecieć??-zapytała zirytowana June
- Jedno nie wyklucza drugiego. Ale teraz na serio. Wiesz co zrobiłaś?- odparł już poważniej
-Naprawiłam problem mojego brata.-powiedziałam smutno sama już gubiąc się w myślach
- Myślisz, że oni byli jedynymi którzy go ścigali?!- powiedział chłopak ze złością- oni byli jedynie pionkami. Za tym stoi ktoś większy i dużo bardziej wkurzony
-To na pewno na mnie natrafi-warknęłam i odeszłam w kierunku szkoły.
- jesteś zbyt pewna siebie, więc szybko się potniesz w swojej pysze- powiedział to do jej znikających pleców w ciemnościach.
Szła zdenerwowana w stronę swojego akademika.Była wściekła '' jak on mógł ?! Czemu mnie nie rozumie?" szła szybko ręce miała zaciśnięte w pięści a usta sciśnięte tworzyły jedną wąską linię. Docierając do drzwi Akademika coś ją tknęło " Może ma racje? W sumie się martwi. chyba jako jedyny. Ale w życiu mu tego nie powiem !" wpadła do pokoju dziewczyny już spały poszła do łazienki wziąć szybki odświeżający prysznic by ukoić nerwy. " Czemu on musi mnie tak wkurzać a jednocześnie tak pociągać wolałabym żeby była tylko jedna z tych opcji" Szybko położyła się spać po wyjściu z łazienki ale miała problemy z zaśnięciem. przed oczami miała krwawą scenę z tego wieczora. Widziała ich przerażone oczy błagające o litość mówiące" ja nic nie wiem". No i oczy Kasa takie smutne. Zasnęła ale miała baaardzo dziwne sny. (Ale bardzo bardzo dziwne ciekawe co? If You Know what I mean? XD)
Kastiel:
poszybował do domu lodując na balkonie wszedł do sypialni. Wziął prysznic musiał ochłonąć. Gdy zakończył czynności higieniczne, położył się d łózka. Myślał o June. chce jej pomóc.. chce.... ją przytulić..Co? pomóc chce jej pomóc. nie chce jej skrzywdzić nie mogę!! nie mogę jej stracić ale powinienem ją z dala od siebie by była bezpieczna. muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to na spokojnie ... Ja ją kocham XD Natychmiast wstał z łózka i ubrał się pospiesznie dopadł się do drzwi wyjściowych. Miał zamiar lecieć do akademika ale nie zdążył przekroczyć progu bo za drzwiami już ktoś stał...
P.s. Pewnie mandaryna XD Teraz pisze ze mną Emi :P Happy Birthday :* Ten rozdział sprawił nam tyle radości, że nawet Emi się popłakała XD (Jęczy teraz:"...mój makijaż!!!..." XD Trochę inny styl pisania, ale bd ok :P
P.s.2. Ohayo wszystkim, mam nadzieje, że spodobają się wam moje koncepcje na blogu. chciałabym by trochę było w nim humoru coś akurat w fabule jest na to zły moment ale jakoś to pleciemy mogę pościć pewnego spojlera- Będzie przełom- nic więcej nie podpowiem proszę komentować wyrażać opinię dac łapkę w górę ..daj suba ..A nie to nie tutaj ale możesz polecić go innym fanom ^_^ Jest moc!Musi Być! (EmChan)
June:
Siedziała na brzegu stawu na pobliskim kamieniu była zamyślona. Patrzyła się w tafle jeziora za nią stał zmartwiony Kastiel, patrzył się w jej plecy nic innego nie było widać. Długi czas milczeli. W tle jedynie wisiały cykady i szum wiatru. Nie wiedzieli co jeszcze mogą od siebie dodać. Właściwie to wiedzieli, ale nie umieli zacząć. Nagle Kastiel przerwał milczenie.
-Jesteś idiotką-odezwał się poirytowany
-Słucham??!O_O(p.aut. Emi musiała dodać coś od siebie XD)
- myślisz że jak masz moce to nic cię nie ogranicza i wszytko ci wolno, że nie poniesiesz za to konsekwencji?!! >.< - podtrzymywał temat
Teraz atmosfere można było kroić nożem (p.aut. albo dziobać widelcem XD)
-Pieprz się-odparła wprost
-Z tobą zawsze XD - odparł pól żartem pół serio
-Ty się zastanów. Jesteś na mnie zły, czy chcesz mnie przelecieć??-zapytała zirytowana June
- Jedno nie wyklucza drugiego. Ale teraz na serio. Wiesz co zrobiłaś?- odparł już poważniej
-Naprawiłam problem mojego brata.-powiedziałam smutno sama już gubiąc się w myślach
- Myślisz, że oni byli jedynymi którzy go ścigali?!- powiedział chłopak ze złością- oni byli jedynie pionkami. Za tym stoi ktoś większy i dużo bardziej wkurzony
-To na pewno na mnie natrafi-warknęłam i odeszłam w kierunku szkoły.
- jesteś zbyt pewna siebie, więc szybko się potniesz w swojej pysze- powiedział to do jej znikających pleców w ciemnościach.
Szła zdenerwowana w stronę swojego akademika.Była wściekła '' jak on mógł ?! Czemu mnie nie rozumie?" szła szybko ręce miała zaciśnięte w pięści a usta sciśnięte tworzyły jedną wąską linię. Docierając do drzwi Akademika coś ją tknęło " Może ma racje? W sumie się martwi. chyba jako jedyny. Ale w życiu mu tego nie powiem !" wpadła do pokoju dziewczyny już spały poszła do łazienki wziąć szybki odświeżający prysznic by ukoić nerwy. " Czemu on musi mnie tak wkurzać a jednocześnie tak pociągać wolałabym żeby była tylko jedna z tych opcji" Szybko położyła się spać po wyjściu z łazienki ale miała problemy z zaśnięciem. przed oczami miała krwawą scenę z tego wieczora. Widziała ich przerażone oczy błagające o litość mówiące" ja nic nie wiem". No i oczy Kasa takie smutne. Zasnęła ale miała baaardzo dziwne sny. (Ale bardzo bardzo dziwne ciekawe co? If You Know what I mean? XD)
Kastiel:
poszybował do domu lodując na balkonie wszedł do sypialni. Wziął prysznic musiał ochłonąć. Gdy zakończył czynności higieniczne, położył się d łózka. Myślał o June. chce jej pomóc.. chce.... ją przytulić..Co? pomóc chce jej pomóc. nie chce jej skrzywdzić nie mogę!! nie mogę jej stracić ale powinienem ją z dala od siebie by była bezpieczna. muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to na spokojnie ... Ja ją kocham XD Natychmiast wstał z łózka i ubrał się pospiesznie dopadł się do drzwi wyjściowych. Miał zamiar lecieć do akademika ale nie zdążył przekroczyć progu bo za drzwiami już ktoś stał...
P.s. Pewnie mandaryna XD Teraz pisze ze mną Emi :P Happy Birthday :* Ten rozdział sprawił nam tyle radości, że nawet Emi się popłakała XD (Jęczy teraz:"...mój makijaż!!!..." XD Trochę inny styl pisania, ale bd ok :P
P.s.2. Ohayo wszystkim, mam nadzieje, że spodobają się wam moje koncepcje na blogu. chciałabym by trochę było w nim humoru coś akurat w fabule jest na to zły moment ale jakoś to pleciemy mogę pościć pewnego spojlera- Będzie przełom- nic więcej nie podpowiem proszę komentować wyrażać opinię dac łapkę w górę ..daj suba ..A nie to nie tutaj ale możesz polecić go innym fanom ^_^ Jest moc!Musi Być! (EmChan)
piątek, 12 grudnia 2014
Rozdział XXVIII "Jeśli ludzie twierdzą, że się zmieniliśmy, to znaczy, że nie spełniamy ich wymagań"
Kas:
Podleciałem jak najbliżej June, ale na razie tak, aby mnie nie zauważyła. Podeszła do stawu i obmyła się z krwi. Nagle zdałem sobie sprawę, że to nie jej krew. Ona sama ma tylko lekkie otarcia. Wyszedłem z ukrycia.
-Co zrobiłaś?-Nie wiem, czemu, ale miałem wrażenie, że to jej wina, że jest cała w czyjejś krwi.
-A co Cię to obchodzi?-Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Bo chcę wiedzieć. Masz jakiś problem, ktoś Cię ścigał?-Na spokojnie zapytałem
-Nie, a ktoś ma mnie ścigać?-Uniosła jedną brew. Jej ton głosu zaczynał mnie irytować.
-Ktoś ściga istoty nadnaturalne.-odpowiedziałem jej z nadzieją, że się przestraszy i poprosi mnie o pomoc.
-W takim razie lepiej uważaj, bo jeszcze Ci się coś stanie-po tych słowach zaczęła obmywać bluzę z kapturem.
-Skąd ta krew?-Zapytałem smutno. Wolałem ją roześmianą.
-Wyeliminowałam swoje problemy, a co?? Przyszedłeś mi pogratulować?-spytała z sarkazmem.
-Nie. Nie poznaję Cię. Pogadaj ze mną tak normalnie jak kiedyś. Proszę.-Chyba pierwszy raz, o coś kogoś poprosiłem. No może drugi, ale tylko ją.
-Już nie jest jak kiedyś. Ale powiem jedną rzecz. To wszystko trochę mnie przerasta, ale przynajmniej komuś pomogłam.-Przez chwilę zapatrzyła się w dal.
-To hipokryzja. Oskarżałaś mnie jaki nie jestem, bo nie powstrzymałem ojca, a sama kogoś zabiłaś-zrobiłem jej wyrzut.
-Wiem i za to cię przepraszam. Wiem, że ktoś taki, nie pozwoli, aby mógł ktoś mu stanąć na drodze. To już nie zabawa Kas.- przez chwilę miała smutną twarz
-To daj sobie pomóc. Chcę tego.-Złapałem ją za ramię.
-Nie, Ty masz swoje życie, ja swoje. Ty masz Violettę, a ja Kevina.-powiedziała to w smutnym uśmiechu.
-Ja nie mam jej. Chciałem abyś, się ode mnie oddaliła i była zazdrosna w jednym. Wiem, że to podłe, ale taka jest prawda.- nadeszła chwila prawdy
-Dlaczego? Zrobiłam w swoim życiu jeden błąd. Zakochałam się. Jeszcze jakby tego było mało, nie jestem do końca człowiekiem, ojciec chcę mnie zabić, łowca też chce mnie zabić i ścigać mnie będzie policja.-Wyrzuciła wszystko z siebie.
-Łowca nie chcę Cię zabić, tylko wypatroszyć.-Uśmiechnąłem się
-I to ma być pocieszenie??-Spytała z lekkim uśmiechem
-Tak. A dlaczego policja...-nie dokończyłem
-Zabiłam tych od narkotyków i ich szefa.-powiedziała jak niby nigdy nic. Doktorze, tracimy ją.
-To raczej nie policji a mafii. A wracając do pytania: "Dlaczego?". Odpowiedź jest prosta, bo nie chcę Cię stracić.
Podleciałem jak najbliżej June, ale na razie tak, aby mnie nie zauważyła. Podeszła do stawu i obmyła się z krwi. Nagle zdałem sobie sprawę, że to nie jej krew. Ona sama ma tylko lekkie otarcia. Wyszedłem z ukrycia.
-Co zrobiłaś?-Nie wiem, czemu, ale miałem wrażenie, że to jej wina, że jest cała w czyjejś krwi.
-A co Cię to obchodzi?-Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Bo chcę wiedzieć. Masz jakiś problem, ktoś Cię ścigał?-Na spokojnie zapytałem
-Nie, a ktoś ma mnie ścigać?-Uniosła jedną brew. Jej ton głosu zaczynał mnie irytować.
-Ktoś ściga istoty nadnaturalne.-odpowiedziałem jej z nadzieją, że się przestraszy i poprosi mnie o pomoc.
-W takim razie lepiej uważaj, bo jeszcze Ci się coś stanie-po tych słowach zaczęła obmywać bluzę z kapturem.
-Skąd ta krew?-Zapytałem smutno. Wolałem ją roześmianą.
-Wyeliminowałam swoje problemy, a co?? Przyszedłeś mi pogratulować?-spytała z sarkazmem.
-Nie. Nie poznaję Cię. Pogadaj ze mną tak normalnie jak kiedyś. Proszę.-Chyba pierwszy raz, o coś kogoś poprosiłem. No może drugi, ale tylko ją.
-Już nie jest jak kiedyś. Ale powiem jedną rzecz. To wszystko trochę mnie przerasta, ale przynajmniej komuś pomogłam.-Przez chwilę zapatrzyła się w dal.
-To hipokryzja. Oskarżałaś mnie jaki nie jestem, bo nie powstrzymałem ojca, a sama kogoś zabiłaś-zrobiłem jej wyrzut.
-Wiem i za to cię przepraszam. Wiem, że ktoś taki, nie pozwoli, aby mógł ktoś mu stanąć na drodze. To już nie zabawa Kas.- przez chwilę miała smutną twarz
-To daj sobie pomóc. Chcę tego.-Złapałem ją za ramię.
-Nie, Ty masz swoje życie, ja swoje. Ty masz Violettę, a ja Kevina.-powiedziała to w smutnym uśmiechu.
-Ja nie mam jej. Chciałem abyś, się ode mnie oddaliła i była zazdrosna w jednym. Wiem, że to podłe, ale taka jest prawda.- nadeszła chwila prawdy
-Dlaczego? Zrobiłam w swoim życiu jeden błąd. Zakochałam się. Jeszcze jakby tego było mało, nie jestem do końca człowiekiem, ojciec chcę mnie zabić, łowca też chce mnie zabić i ścigać mnie będzie policja.-Wyrzuciła wszystko z siebie.
-Łowca nie chcę Cię zabić, tylko wypatroszyć.-Uśmiechnąłem się
-I to ma być pocieszenie??-Spytała z lekkim uśmiechem
-Tak. A dlaczego policja...-nie dokończyłem
-Zabiłam tych od narkotyków i ich szefa.-powiedziała jak niby nigdy nic. Doktorze, tracimy ją.
-To raczej nie policji a mafii. A wracając do pytania: "Dlaczego?". Odpowiedź jest prosta, bo nie chcę Cię stracić.
wtorek, 9 grudnia 2014
Rozdział XXVII "Niektórzy żyją, choć nie powinni. Niektórzy umarli, choć mogli jeszcze żyć"
June:
Po wyjściu od Keva czułam, że muszę coś zrobić z jego problemem. On nie będzie nigdy żył normalnie jak tego nie zrobię. Mam wybór. Być dobra, ale mu nie pomóc lub być zła i mu pomóc. Jednak rodzina to rodzina. Nie mam nikogo innego poza nim. No, może jeszcze mój "ojciec", ale chyba nie mam ochoty się z nim spotkać. Poszłam na śródmieście. Tam zawsze kręcą się jakieś szumowiny. Spotkałam jakiegoś typa, który właśnie kupował prochy. Podeszłam do niego.
-Hej, nie wiesz gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy szukają dilerów z długami??-zapytałam wprost
-A po co i to info??-spytał z pogardą. On też nie owijał w bawełnę.
-Mam takiego jednego, który nie chcę oddać kasy.-Blef i prawda w jednym.
-W tamtej uliczce skręć w prawo i idź do nawiedzonego domu. Trudno go nie zauważyć. Tylko uważaj. Jesteś ładna.-Uśmiechnął się lubieżnie.
-Żeby tylko- posłałam mu największy i najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. On tylko przewrócił oczami i sobie poszedł.
Po chwili byłam już przed domem i do niego weszłam Z progu powitało mnie niezbyt miłe pytanie.
-Czego??-powiedział to jakiś mięśniak.
-Ja do szefa. Gdzie go znajdę.-odparłam beznamiętnym, poważnym tonem.
-A po co??-Spytał z lubieżnym uśmiechem. Czy ja wyglądam jak dziwka???
-Interesy.-Uśmiechnęłam się ironicznie
-Tu na lewo.-po tych słowach spojrzał na mój tyłek. Litości.
Podeszłam do ich szefa, a on kazał mi usiąść i gestem nakazał abym mówiła.
-Powiem wprost. chcecie zabić bliską mi osobę.-Mówiąc to wbiłam w niego groźne spojrzenie.
-No i co słodziutka? Chcesz pewnie abyśmy mu odpuścili-prychnął śmiechem
-Owszem.-Odparłam poważnie.
-A co będziemy z tego mieć??-spytał wyraźnie zaciekawiony tym co odpowiem
-Satysfakcję z pomocy mi i uratowania swojego życia.-mój jad w głosie mnie przeraża.
-Chyba kpisz. Jak śmiesz mi grozić. Zabierzcie tę panią i niech mi się tu więcej nie pokazuje!-zdenerwowany zawołam do swoich ochroniarzy.
-A chciałam po dobroci.
Gdy cała trójka znalazła się w pokoju sięgnęłam darem po noże, które ozdabiały szafkę i biłam im wszystkim w serca i czekałam. Czekałam, aż ostatni promyk ich dusz wyjdzie z ich ciał wraz z hektolitrami krwi. Po chwili przyszło jeszcze sześciu, którzy martwili się, że ich szef długo się nie odzywa. Zaczęli do mnie strzelać. Skierowałam ich pociski ku im. Stałam jeszcze chwilę w ich krwi. Nie wiedziałam, czy postępuję dobrze czy źle. Ale póki co nikt nie będzie się przejmował moim bratem, a morderstwem. Po chwili wyszłam z zakrwawionym czarnym kapturem na głowie. I udałam się w kierunku lasu. Kas zdecydowanie zbyt wiele mnie nauczył.
Kas:
Siedziałem na dachu i rozmyślałem. Jak mogę pomóc June?? Jak ją ostrzec. Po chwili usłyszałem strzały, a potem zakrwawioną, wychodzącą June. To było niczym Deja Vu. Szła do lasu. Nigdy jej takiej nie widziałem. Poważna i wyprana z emocji. Jakby postrzały i krew nie robiły na niej wrażenia. Poleciałem za nią. I tak muszę z nią pogadać.
_________________________________________________________________________________
Mam nowy sposób na schłodzenie kompa, abym mogła pisać i się nie wyłączał. Suszarka na zimnym XD Jest wena, komp pozwala mi pisać, jest moc XD
Po wyjściu od Keva czułam, że muszę coś zrobić z jego problemem. On nie będzie nigdy żył normalnie jak tego nie zrobię. Mam wybór. Być dobra, ale mu nie pomóc lub być zła i mu pomóc. Jednak rodzina to rodzina. Nie mam nikogo innego poza nim. No, może jeszcze mój "ojciec", ale chyba nie mam ochoty się z nim spotkać. Poszłam na śródmieście. Tam zawsze kręcą się jakieś szumowiny. Spotkałam jakiegoś typa, który właśnie kupował prochy. Podeszłam do niego.
-Hej, nie wiesz gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy szukają dilerów z długami??-zapytałam wprost
-A po co i to info??-spytał z pogardą. On też nie owijał w bawełnę.
-Mam takiego jednego, który nie chcę oddać kasy.-Blef i prawda w jednym.
-W tamtej uliczce skręć w prawo i idź do nawiedzonego domu. Trudno go nie zauważyć. Tylko uważaj. Jesteś ładna.-Uśmiechnął się lubieżnie.
-Żeby tylko- posłałam mu największy i najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. On tylko przewrócił oczami i sobie poszedł.
Po chwili byłam już przed domem i do niego weszłam Z progu powitało mnie niezbyt miłe pytanie.
-Czego??-powiedział to jakiś mięśniak.
-Ja do szefa. Gdzie go znajdę.-odparłam beznamiętnym, poważnym tonem.
-A po co??-Spytał z lubieżnym uśmiechem. Czy ja wyglądam jak dziwka???
-Interesy.-Uśmiechnęłam się ironicznie
-Tu na lewo.-po tych słowach spojrzał na mój tyłek. Litości.
Podeszłam do ich szefa, a on kazał mi usiąść i gestem nakazał abym mówiła.
-Powiem wprost. chcecie zabić bliską mi osobę.-Mówiąc to wbiłam w niego groźne spojrzenie.
-No i co słodziutka? Chcesz pewnie abyśmy mu odpuścili-prychnął śmiechem
-Owszem.-Odparłam poważnie.
-A co będziemy z tego mieć??-spytał wyraźnie zaciekawiony tym co odpowiem
-Satysfakcję z pomocy mi i uratowania swojego życia.-mój jad w głosie mnie przeraża.
-Chyba kpisz. Jak śmiesz mi grozić. Zabierzcie tę panią i niech mi się tu więcej nie pokazuje!-zdenerwowany zawołam do swoich ochroniarzy.
-A chciałam po dobroci.
Gdy cała trójka znalazła się w pokoju sięgnęłam darem po noże, które ozdabiały szafkę i biłam im wszystkim w serca i czekałam. Czekałam, aż ostatni promyk ich dusz wyjdzie z ich ciał wraz z hektolitrami krwi. Po chwili przyszło jeszcze sześciu, którzy martwili się, że ich szef długo się nie odzywa. Zaczęli do mnie strzelać. Skierowałam ich pociski ku im. Stałam jeszcze chwilę w ich krwi. Nie wiedziałam, czy postępuję dobrze czy źle. Ale póki co nikt nie będzie się przejmował moim bratem, a morderstwem. Po chwili wyszłam z zakrwawionym czarnym kapturem na głowie. I udałam się w kierunku lasu. Kas zdecydowanie zbyt wiele mnie nauczył.
Kas:
Siedziałem na dachu i rozmyślałem. Jak mogę pomóc June?? Jak ją ostrzec. Po chwili usłyszałem strzały, a potem zakrwawioną, wychodzącą June. To było niczym Deja Vu. Szła do lasu. Nigdy jej takiej nie widziałem. Poważna i wyprana z emocji. Jakby postrzały i krew nie robiły na niej wrażenia. Poleciałem za nią. I tak muszę z nią pogadać.
_________________________________________________________________________________
Mam nowy sposób na schłodzenie kompa, abym mogła pisać i się nie wyłączał. Suszarka na zimnym XD Jest wena, komp pozwala mi pisać, jest moc XD
Subskrybuj:
Posty (Atom)