Wy też macie zjebany tydzień?? Tak, wiem. Miał być wczoraj, ale nie jestem w stanie coś wymyślić, przez ten ból. Tylko ja mogłam poparzyć się wrzątkiem do I i II stopnia -_- Chyba pójdę do lekarza. Ale ogólnie na takie coś polecam Panthenol. Na początku szczypie niemiłosiernie, a potem są mrówki :P Alex na bank coś wymyśli :P
poniedziałek, 26 maja 2014
piątek, 23 maja 2014
Rozdział XXII cz.2 "Nigdy nie wiadomo co gorsze. Sny, rzeczywistość, czy sny, które stają się rzeczywistością".
Nieznana postać:
Czasem przyszłość można zmienić, gdy nie wpłyną zbytnio na wiele wydarzeń naraz, ale są też stałe punkty w czasie, których zmienić nie wolno. Zwykle jest to śmierć, ale czy nie jest to sprawiedliwe, gdy dobra istota przeżyje, a zła zginie? Tak naprawdę obie te istoty zasługują na życie, ale trzeba podjąć decyzję.
June:
-Co Ci się stało?-Spytała Rozalia. Znów miałam ten sam sen i znowu obudziłam się poparzona.
-Robiłam sobie herbatę i wylał się na mnie wrzątek-skłamałam.
-Boże, boli? Musimy jak najszybciej iść do lekarza!-Zaczęła panikować
-Troszkę. Poboli, poboli i przestanie. Nie potrzeba lekarza-Zaprotestowałam.
-Skoro ona tak twierdzi, to zostaw ją.-odezwała się Violetta. Zwykle była smutna lub zamyślona. Teraz ma te obie cechy naraz.
-Ma iść do lekarza i koniec!-Uparła się Rozalia. Tylko, że o tych poparzeniach wiedzą tylko one. Nawet brygadzie KK (Kev i Kastiel) o tym nie powiedziałam.
-Ok, ale nikomu o tym nie mówcie. Nie chcę, aby mnie wyśmiali, że sobie herbaty nie potrafię zrobić-dodałam wiedząc, że przegrałam
-Ale to nie wstyd-Pocieszała mnie Roza jednocześnie delikatnie zakładając mi płaszcz.
-Proszę-Powiedziałam błagalnym tonem.
-Dziękuję-Zaśmiała się Roza.-Dobra obiecujemy-uśmiechnęła się
Gdy wychodziłam wydawało mi się że słyszę coś co kończyło się na "...za siebie". Może patrz za siebie, albo Uważaj NA siebie. W każdym razie szłam dalej.
Violetta:
Obmyśliłam plan. Zdobędę jakieś plusy u Kastiela. Jak powiem jaka nieogarnięta jest jego była. Może to i głupi plan, ale nie mam nic do stracenia.
-Tak?-Spytał
-Hej, tu Viol-Odpowiedziałam lekko uśmiechając się do telefonu.
-O, hej.-Powiedział zdziwiony.-Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz.
-Męczy mnie jedno pytanie. Jak mogłeś być z June parą?-Zaśmiałam się
-niezupełnie byliśmy parą. A co się stało??- W jego głosie było słychać rozdrażnienie, ale i ciekawość.
-Poparzyła się wodą z czajnika, a przynajmniej tak powiedziała. Mimo, że nawet nie miała uszykowanych ziół na herbatę. Nieco dziwne, ale ma ładnie poparzoną skórę, jakby z 10 litrów wody gotowała-Parsknęłam śmiechem.
-Gdzie ona jest?-Spytał szybko. Był przejęty.
-Poszli do najbliższego lekarza, ale....
Nie skończyłam, bo w tej chwili się rozłączył. Chyba zyskałam tylko plusy w byciu jego kumpelą.
Kas:
Biegłem jak na połamanie nóg. Do niej. Mógłbym sobie dać z nią spokój. Tyle podchodów, aby mnie znienawidziła i co? Niedługo zacznie mieszkać u mnie! Gdy doszedłem do szpitala spytałem o poparzoną dziewczynę. Odesłali mnie na SOR. Czyli, aż tak źle. Siedziałem pod drzwiami i słuchałem.
-Niech pan jej coś powie! Ona nie rozumie powagi sytuacji. Ledwo ją tu zaciągnęłam. Powinna tu sama przyjść. Niech jej pan coś powie!-Krzyczała jakaś dziewczyna, a June..Tak, jej śmiechu nie zapomnę...Śmiała się z niej.
-Spokojnie. Nie jest osobą pełnoletnią i nie może sama się wypisać-Zapewnił ją lekarz
-Jest nieźle wygadana, co?-wszyscy się zaśmiali-Doktorze, jestem w stanie sama się poruszać. To lekkie poparzenie. Poza tym nie lubię igieł-Mówiła spokojnie June
-No dobrze. Żadnych igieł, ale zostawię panienkę na obserwacji.
Przypuszczam, żeby ciągnęła to dalej, ale wszedłem ja.
-Kastiel?-Spytała zdziwiona
Tak. Nie mów nic. Viola mi powiedziała.-Wiedziałem z jej miny o co chcę spytać.
-Proszę państwa-odezwał się lekarz-Tylko jeden odwiedzający.
-To ja już pójdę. Trzymaj się kochana ciepło-powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła June.
Gdy poszła zostaliśmy sami.
-A teraz powiedz mi co się naprawdę stało.-Powiedziałem spokojnie
-Nie-Powiedziała nie patrząc na mnie.
-Proszę-Ta niewiedza mnie bolała. Tak bardzo pragnąłem jej pomóc...
-Płonęłam-Tylko to powiedziała i po chwili już płakała. Przytuliłem ją i dostałem jakby falę energii. Widziałem straszne obrazy. Urywały się wraz z rzutem do ognia. Nie wiem co to było, ale dowiem się. Za wszelką cenę.
Czasem przyszłość można zmienić, gdy nie wpłyną zbytnio na wiele wydarzeń naraz, ale są też stałe punkty w czasie, których zmienić nie wolno. Zwykle jest to śmierć, ale czy nie jest to sprawiedliwe, gdy dobra istota przeżyje, a zła zginie? Tak naprawdę obie te istoty zasługują na życie, ale trzeba podjąć decyzję.
June:
-Co Ci się stało?-Spytała Rozalia. Znów miałam ten sam sen i znowu obudziłam się poparzona.
-Robiłam sobie herbatę i wylał się na mnie wrzątek-skłamałam.
-Boże, boli? Musimy jak najszybciej iść do lekarza!-Zaczęła panikować
-Troszkę. Poboli, poboli i przestanie. Nie potrzeba lekarza-Zaprotestowałam.
-Skoro ona tak twierdzi, to zostaw ją.-odezwała się Violetta. Zwykle była smutna lub zamyślona. Teraz ma te obie cechy naraz.
-Ma iść do lekarza i koniec!-Uparła się Rozalia. Tylko, że o tych poparzeniach wiedzą tylko one. Nawet brygadzie KK (Kev i Kastiel) o tym nie powiedziałam.
-Ok, ale nikomu o tym nie mówcie. Nie chcę, aby mnie wyśmiali, że sobie herbaty nie potrafię zrobić-dodałam wiedząc, że przegrałam
-Ale to nie wstyd-Pocieszała mnie Roza jednocześnie delikatnie zakładając mi płaszcz.
-Proszę-Powiedziałam błagalnym tonem.
-Dziękuję-Zaśmiała się Roza.-Dobra obiecujemy-uśmiechnęła się
Gdy wychodziłam wydawało mi się że słyszę coś co kończyło się na "...za siebie". Może patrz za siebie, albo Uważaj NA siebie. W każdym razie szłam dalej.
Violetta:
Obmyśliłam plan. Zdobędę jakieś plusy u Kastiela. Jak powiem jaka nieogarnięta jest jego była. Może to i głupi plan, ale nie mam nic do stracenia.
-Tak?-Spytał
-Hej, tu Viol-Odpowiedziałam lekko uśmiechając się do telefonu.
-O, hej.-Powiedział zdziwiony.-Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz.
-Męczy mnie jedno pytanie. Jak mogłeś być z June parą?-Zaśmiałam się
-niezupełnie byliśmy parą. A co się stało??- W jego głosie było słychać rozdrażnienie, ale i ciekawość.
-Poparzyła się wodą z czajnika, a przynajmniej tak powiedziała. Mimo, że nawet nie miała uszykowanych ziół na herbatę. Nieco dziwne, ale ma ładnie poparzoną skórę, jakby z 10 litrów wody gotowała-Parsknęłam śmiechem.
-Gdzie ona jest?-Spytał szybko. Był przejęty.
-Poszli do najbliższego lekarza, ale....
Nie skończyłam, bo w tej chwili się rozłączył. Chyba zyskałam tylko plusy w byciu jego kumpelą.
Kas:
Biegłem jak na połamanie nóg. Do niej. Mógłbym sobie dać z nią spokój. Tyle podchodów, aby mnie znienawidziła i co? Niedługo zacznie mieszkać u mnie! Gdy doszedłem do szpitala spytałem o poparzoną dziewczynę. Odesłali mnie na SOR. Czyli, aż tak źle. Siedziałem pod drzwiami i słuchałem.
-Niech pan jej coś powie! Ona nie rozumie powagi sytuacji. Ledwo ją tu zaciągnęłam. Powinna tu sama przyjść. Niech jej pan coś powie!-Krzyczała jakaś dziewczyna, a June..Tak, jej śmiechu nie zapomnę...Śmiała się z niej.
-Spokojnie. Nie jest osobą pełnoletnią i nie może sama się wypisać-Zapewnił ją lekarz
-Jest nieźle wygadana, co?-wszyscy się zaśmiali-Doktorze, jestem w stanie sama się poruszać. To lekkie poparzenie. Poza tym nie lubię igieł-Mówiła spokojnie June
-No dobrze. Żadnych igieł, ale zostawię panienkę na obserwacji.
Przypuszczam, żeby ciągnęła to dalej, ale wszedłem ja.
-Kastiel?-Spytała zdziwiona
Tak. Nie mów nic. Viola mi powiedziała.-Wiedziałem z jej miny o co chcę spytać.
-Proszę państwa-odezwał się lekarz-Tylko jeden odwiedzający.
-To ja już pójdę. Trzymaj się kochana ciepło-powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła June.
Gdy poszła zostaliśmy sami.
-A teraz powiedz mi co się naprawdę stało.-Powiedziałem spokojnie
-Nie-Powiedziała nie patrząc na mnie.
-Proszę-Ta niewiedza mnie bolała. Tak bardzo pragnąłem jej pomóc...
-Płonęłam-Tylko to powiedziała i po chwili już płakała. Przytuliłem ją i dostałem jakby falę energii. Widziałem straszne obrazy. Urywały się wraz z rzutem do ognia. Nie wiem co to było, ale dowiem się. Za wszelką cenę.
Rozdział XXII "Nie ważne co mówią inni. To od naszych wyborów zależy nasza przyszłość"
Kev:
Ciągle w głowie siedział mi ten gość. Skąd on wiedział o June. W co jeszcze ona może się wplątać. Nie ucieknie, to już raczej postanowione, a ja sterczę jak ten debil pod blokiem tego rudego idioty. Pora wejść i z nią pogadać, ale czy posłucha? Po wciśnięciu numerka na domofonie i powiedzeniu, że to ja. Wszedłem do środka. Zapowiada się zły dzień. Kas mieszka na 10 piętrze, a winda jest zepsuta. Niech to. Po kilku minutowej tułaczce w końcu wchodzę do jego domu.
-Gdzie moja siostra?-Spytałem na spokojnie
-Niszczy mi meble.-Odpowiedział ze śmiechem
-Jest zła?-Moja powaga wywołała u niego zdziwienie.
-Powiedzmy-ciągle się śmiał. O co chodzi??
-June!-Krzyknąłem na całe mieszkanie.
-Idę-Odkrzyknęła mi zdenerwowanym tonem, po czym usłyszałem "ŁUP".
-Co Ty tam robiłaś?-Zapytałem gdy już wyszła z pokoju.
-Ćwiczyłam. O czym chciałeś pogadać??-Spytała szybko.
-Słuchaj, nie uciekniesz ze mną. Ok, ale musisz wiedzieć na jakie niebezpieczeństwo się porywasz. Twój ojciec Cię szuka. Tak, wiem jesteś w szoku, ale masz ojca. on jest zły, a Ty jesteś mu do czegoś potrzebna.-Powiedziałem to wszystko na jednym tchu
-Ale do czego-spytała z zaciekawieniem.
-Tego nie wiem. Zaraz.... Nie zaskakuje Cię to, że nagle masz ojca??-Spytałem zdumiony
-Już poznałam jednego z jego kumpli.-odpowiedziała
-Może chodzi mu o to co ona potrafi?-dołączył Kastiel
-To znaczy??-Nie wiedziałem o co mu może chodzić
-Pokaż mu-powiedział, po czym June skinęła głową.
-Patrz na tamten krzywy obraz-nakazała
I gapiłem się na niego, gdy nagle się wyrównał. Tak sam z siebie.
-Ja to zrobiłam-odpowiedziała nadal się uspokajając
-Jakoś nie jesteś zaskoczony.-Powiedział Kastiel przeszywając mnie wzrokiem
-Twoja mama mnie ostrzegała co możesz robić-odpowiedziałem ze spokojem
-Więc coś jeszcze będę mogła? Co??-Dopytywała
-Uwaga, Spojler!
Tylko tyle powiedziałem już nie pytała, tylko zaczęła opowiadać o swoim śnie.
-Przyszłość jest subiektywna. Ją zawsze można zmienić.
-Tylko trzeba wiedzieć jak-dodałem
-Musi być jakieś wyjście. Zawsze jest-powiedział
-Tylko za jaką cenę?-spytała June
P.s. Pod wieczór bd część druga, bo tak nie może być, że taki krótki, ale czasu brakuje :( A tą czarodziejkę z pamiętników wampirów (O ile się nie mylę) dodamy za jakieś 3-4 rozdziały, bo myślimy nad rolą dla niej :P Tak, w niedzielę też bd rozdział XD (poprawka, bo mi się dni popieprzyły :P)
Ciągle w głowie siedział mi ten gość. Skąd on wiedział o June. W co jeszcze ona może się wplątać. Nie ucieknie, to już raczej postanowione, a ja sterczę jak ten debil pod blokiem tego rudego idioty. Pora wejść i z nią pogadać, ale czy posłucha? Po wciśnięciu numerka na domofonie i powiedzeniu, że to ja. Wszedłem do środka. Zapowiada się zły dzień. Kas mieszka na 10 piętrze, a winda jest zepsuta. Niech to. Po kilku minutowej tułaczce w końcu wchodzę do jego domu.
-Gdzie moja siostra?-Spytałem na spokojnie
-Niszczy mi meble.-Odpowiedział ze śmiechem
-Jest zła?-Moja powaga wywołała u niego zdziwienie.
-Powiedzmy-ciągle się śmiał. O co chodzi??
-June!-Krzyknąłem na całe mieszkanie.
-Idę-Odkrzyknęła mi zdenerwowanym tonem, po czym usłyszałem "ŁUP".
-Co Ty tam robiłaś?-Zapytałem gdy już wyszła z pokoju.
-Ćwiczyłam. O czym chciałeś pogadać??-Spytała szybko.
-Słuchaj, nie uciekniesz ze mną. Ok, ale musisz wiedzieć na jakie niebezpieczeństwo się porywasz. Twój ojciec Cię szuka. Tak, wiem jesteś w szoku, ale masz ojca. on jest zły, a Ty jesteś mu do czegoś potrzebna.-Powiedziałem to wszystko na jednym tchu
-Ale do czego-spytała z zaciekawieniem.
-Tego nie wiem. Zaraz.... Nie zaskakuje Cię to, że nagle masz ojca??-Spytałem zdumiony
-Już poznałam jednego z jego kumpli.-odpowiedziała
-Może chodzi mu o to co ona potrafi?-dołączył Kastiel
-To znaczy??-Nie wiedziałem o co mu może chodzić
-Pokaż mu-powiedział, po czym June skinęła głową.
-Patrz na tamten krzywy obraz-nakazała
I gapiłem się na niego, gdy nagle się wyrównał. Tak sam z siebie.
-Ja to zrobiłam-odpowiedziała nadal się uspokajając
-Jakoś nie jesteś zaskoczony.-Powiedział Kastiel przeszywając mnie wzrokiem
-Twoja mama mnie ostrzegała co możesz robić-odpowiedziałem ze spokojem
-Więc coś jeszcze będę mogła? Co??-Dopytywała
-Uwaga, Spojler!
Tylko tyle powiedziałem już nie pytała, tylko zaczęła opowiadać o swoim śnie.
-Przyszłość jest subiektywna. Ją zawsze można zmienić.
-Tylko trzeba wiedzieć jak-dodałem
-Musi być jakieś wyjście. Zawsze jest-powiedział
-Tylko za jaką cenę?-spytała June
P.s. Pod wieczór bd część druga, bo tak nie może być, że taki krótki, ale czasu brakuje :( A tą czarodziejkę z pamiętników wampirów (O ile się nie mylę) dodamy za jakieś 3-4 rozdziały, bo myślimy nad rolą dla niej :P Tak, w niedzielę też bd rozdział XD (poprawka, bo mi się dni popieprzyły :P)
niedziela, 18 maja 2014
Dodatek specjalny: "Sen June"
Kiedy przyszło jej spędzić samotną noc w akademiku nie spodziewała się, że będzie miała koszmary. Oczywiście wolała spać z Kastielem, lecz nie można mieć wszystkiego.
Położyła się więc do łóżka długo nie mogąc zmrużyć oka. Wszystkie dziewczyny - współlokatorki już smacznie spały. Aż je w myślach za to przeklinała. Bowiem ona nie mogła.
Kiedy w końcu zapadła w ramiona Morfeusza zaczął się jeden z wielu koszmarów które miały nastąpić.
Była uwięziona w mosiężne kajdany. Tak ciężkie, że ledwo je sama unosiła. Znajdowała się w brudnej, zaszczurzonej, ciemnej celi. Nie widziała nawet czubka własnego nosa.
Każdy szmer budził w niej strach tak wielki, że aż podrygiwała.
Nagle cela się otworzyła i usłyszała ciężkie kroki. Ktoś szarpnął ją za ramię na krótkie nogi i powiedział krótko:
- Idziemy - Grubym tonem głosu. Nawet nie wiedziała któż to może być więc posłusznie szła. Nadal milcząc ze strachem w oczach.
Którego zapewne nikt nie mógł tu zobaczyć.
Często słyszała tylko jęki innych którzy byli tu tak długo, że aż szczury zaczęły ich zjadać. Ciała niemyte od wielu lat.
Te krzyki były dla jej uszu męczarnią. Z jednej strony cieszyła się, że gdzieś idzie, a z drugiej nie wiedza ją płoszyła.
Wciąż ciągnęła ją obślizła ręka przez tunele. Brzydziła się tej dłoni.
Nagle otworzyły się drzwi i poraziło ją jasne światło. Nie widziała go od kilku dni więc bardzo bolało.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności mogła spojrzeć na mężczyznę który ją wlókł.
Od razu tego pożałowała bo serce aż podskoczyło jej do gardła. Facet był zielony, miał skośne oczy. Kompletny brak włosów a całe jego ciało pokrywała zielona maź. Dlatego dłonie były tak śliskie.
Próbowała się wyrwać, ale to na nic... Panicznie rozglądała się wokół. Widziała coraz to dziwniejszych "ludzi". Jeden miał macki zamiast włosów i był fioletowy. Drugi niebieski miał łuski zamiast skóry. Błyszczały się jak brokat. Zauważyła kilka centaurów z łukami i innych z błonami między palcami jak u żaby. Byli też tacy którzy posiadali ogony. Przeróżne ogony. Z kolcami, puchate i te gładkie. A najzabawniejsze jest to... Że nikt nie miał normalnego zabarwienia skóry.
Wszyscy byli zarazem nieludzko piękni a jednak obrzydliwi. Wszystko sobie tu przeczyło.
Zauważyła również, że rozpalili ognisko. Tańczyli wokół niego i odśpiewywali różne modły. Nie znała ich języka.
Widziała, że pośrodku paleniska był posąg jakiegoś Bożka. Widocznie do niego się modlą...
Po chwili zza posągu wysunęła się nieziemsko piękna para.
Mężczyzna był cudowny. Był koloru jasnego fioletu o czarnych włosach jak i oczach. Miał szpiczaste uszy jak u Elfa, lecz nie było widać zbytnio po nim wieku.
Kobieta o dziwo była normalna. Jak człowiek... I zadziwiająco do niej podoba. Te same oczy, włosy, usta... Wyglądała jak ona za kilka lat.
Jednak mężczyzna wydawał się być mocny, odważny, zadziorny i strasznie pewien siebie. Natomiast kobieta odwrotnie. Swoją postawą reprezentowała zagubienie, strach przed partnerem, i całkowite wycofanie.
Nim się zorientowała już obleśny zielony glut. Jak go nazwała...Zaczął ją ciągnąć w stronę ognia. Wszyscy się cieszyli... Nawet fioletowy o
szpiczastych uszach. Tylko nie ona i kobieta... Jedyna normalna jak zaczęła na nią mówić w myślach.
Próbowała na darmo się wyrwać bo kiedy już prawie się udało dostała tak od gluta w twarz, że straciła przytomność.
Obudziły ją duszności, gorąco, pieczenie całej skóry i smród palącego się ciała... Bowiem to ona się paliła. Została przywiązana do posążka
i już lizał ogień jej ciało, włosy. Spanikowana ze strachu i bólu krzyczała. A oni dalej wokół tańczyli trzymając się za ręce.
Obraz jej się rozmazywał przez łzy w oczach, dym i panikę. Widziała tylko splatających się ludzi w całość.
Oraz wciąż tą parkę. Przybitą kobietę i szczęśliwego, uśmiechniętego od ucha do ucha Elfiego faceta.
Nagle on rzekł.
- Nie bój się moja córko... To dla dobra nas wszystkich. Twoje poświecenie jest darem.
Uśmiechnął się chytrze, a ona wyrwała się ze szponów snu.
Ledwo mogła złapać powietrze w płuca które bolały. Gardło paliło, skóra piekła jak diabli.
Odsunęła rąbek piżamy i okazało się, że miała zaczerwienienia na skórze...
Czyżby to działo się na wpół na jawie ? Wiedziała tylko tyle... że już dzisiaj nie zaśnie.
Położyła się więc do łóżka długo nie mogąc zmrużyć oka. Wszystkie dziewczyny - współlokatorki już smacznie spały. Aż je w myślach za to przeklinała. Bowiem ona nie mogła.
Kiedy w końcu zapadła w ramiona Morfeusza zaczął się jeden z wielu koszmarów które miały nastąpić.
Była uwięziona w mosiężne kajdany. Tak ciężkie, że ledwo je sama unosiła. Znajdowała się w brudnej, zaszczurzonej, ciemnej celi. Nie widziała nawet czubka własnego nosa.
Każdy szmer budził w niej strach tak wielki, że aż podrygiwała.
Nagle cela się otworzyła i usłyszała ciężkie kroki. Ktoś szarpnął ją za ramię na krótkie nogi i powiedział krótko:
- Idziemy - Grubym tonem głosu. Nawet nie wiedziała któż to może być więc posłusznie szła. Nadal milcząc ze strachem w oczach.
Którego zapewne nikt nie mógł tu zobaczyć.
Często słyszała tylko jęki innych którzy byli tu tak długo, że aż szczury zaczęły ich zjadać. Ciała niemyte od wielu lat.
Te krzyki były dla jej uszu męczarnią. Z jednej strony cieszyła się, że gdzieś idzie, a z drugiej nie wiedza ją płoszyła.
Wciąż ciągnęła ją obślizła ręka przez tunele. Brzydziła się tej dłoni.
Nagle otworzyły się drzwi i poraziło ją jasne światło. Nie widziała go od kilku dni więc bardzo bolało.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności mogła spojrzeć na mężczyznę który ją wlókł.
Od razu tego pożałowała bo serce aż podskoczyło jej do gardła. Facet był zielony, miał skośne oczy. Kompletny brak włosów a całe jego ciało pokrywała zielona maź. Dlatego dłonie były tak śliskie.
Próbowała się wyrwać, ale to na nic... Panicznie rozglądała się wokół. Widziała coraz to dziwniejszych "ludzi". Jeden miał macki zamiast włosów i był fioletowy. Drugi niebieski miał łuski zamiast skóry. Błyszczały się jak brokat. Zauważyła kilka centaurów z łukami i innych z błonami między palcami jak u żaby. Byli też tacy którzy posiadali ogony. Przeróżne ogony. Z kolcami, puchate i te gładkie. A najzabawniejsze jest to... Że nikt nie miał normalnego zabarwienia skóry.
Wszyscy byli zarazem nieludzko piękni a jednak obrzydliwi. Wszystko sobie tu przeczyło.
Zauważyła również, że rozpalili ognisko. Tańczyli wokół niego i odśpiewywali różne modły. Nie znała ich języka.
Widziała, że pośrodku paleniska był posąg jakiegoś Bożka. Widocznie do niego się modlą...
Po chwili zza posągu wysunęła się nieziemsko piękna para.
Mężczyzna był cudowny. Był koloru jasnego fioletu o czarnych włosach jak i oczach. Miał szpiczaste uszy jak u Elfa, lecz nie było widać zbytnio po nim wieku.
Kobieta o dziwo była normalna. Jak człowiek... I zadziwiająco do niej podoba. Te same oczy, włosy, usta... Wyglądała jak ona za kilka lat.
Jednak mężczyzna wydawał się być mocny, odważny, zadziorny i strasznie pewien siebie. Natomiast kobieta odwrotnie. Swoją postawą reprezentowała zagubienie, strach przed partnerem, i całkowite wycofanie.
Nim się zorientowała już obleśny zielony glut. Jak go nazwała...Zaczął ją ciągnąć w stronę ognia. Wszyscy się cieszyli... Nawet fioletowy o
szpiczastych uszach. Tylko nie ona i kobieta... Jedyna normalna jak zaczęła na nią mówić w myślach.
Próbowała na darmo się wyrwać bo kiedy już prawie się udało dostała tak od gluta w twarz, że straciła przytomność.
Obudziły ją duszności, gorąco, pieczenie całej skóry i smród palącego się ciała... Bowiem to ona się paliła. Została przywiązana do posążka
i już lizał ogień jej ciało, włosy. Spanikowana ze strachu i bólu krzyczała. A oni dalej wokół tańczyli trzymając się za ręce.
Obraz jej się rozmazywał przez łzy w oczach, dym i panikę. Widziała tylko splatających się ludzi w całość.
Oraz wciąż tą parkę. Przybitą kobietę i szczęśliwego, uśmiechniętego od ucha do ucha Elfiego faceta.
Nagle on rzekł.
- Nie bój się moja córko... To dla dobra nas wszystkich. Twoje poświecenie jest darem.
Uśmiechnął się chytrze, a ona wyrwała się ze szponów snu.
Ledwo mogła złapać powietrze w płuca które bolały. Gardło paliło, skóra piekła jak diabli.
Odsunęła rąbek piżamy i okazało się, że miała zaczerwienienia na skórze...
Czyżby to działo się na wpół na jawie ? Wiedziała tylko tyle... że już dzisiaj nie zaśnie.
piątek, 16 maja 2014
Rozdział XXI "Dziwne, gdy ktoś Cię denerwuje, by Cię czegoś nauczyć"
June:
Wszystko wróciło do normy, ale nadal bałam się, że komuś znów stanie się komuś krzywda. Dziś odwiedziłam Kastiela, aby ćwiczyć swój dar.
-buu-wystraszył mnie Kastiel
-Odwaliło Ci, czy jak?!-moja pikawa zaczęła dużo szybciej pikać.
-Coś sprawdzam Ty głupia małpo!-krzyknął Kastiel
-Słucham?!-Wydarłam się w złości na niego, po czym o wylądował na ścianie i wbił swoje kopyta w telewizor. Po minucie znów stał przede mną.
-Czyli twój dar wiąże się ze złością-powiedział z uśmiechem, po czym dodał-szkoda tylko telewizora.
-Czyli wyzywałeś mnie, żeby sprawdzić jak to działa?!-Znów się wydarłam i dobiłam biedny telewizor.
-Możesz się uspokoić?? Oszczędź mi resztę mebli-jego ton głosu udawał błaganie
-Jak będziesz normalnie się zachowywał. Tak przy okazji. Wiesz co ja umiem, ale nie wiem co Ty umiesz?-dodałam
Kas:
W mojej głowie narodziło się pytania: "Co jej pokazać?" i "Czy w ogóle jej coś pokazać?". W końcu podszedłem do świeczki i położyłem na niej dłoń. June patrzyła się na mnie z niecierpliwością. Podniosłem rękę z nad zapalonej świeczki. "Ogień" Tylko to powiedziała i zaczęła się w niego patrzeć.
-Boisz się mnie?-spytałem. Potrząsnęła przecząco głową-Dlaczego??-nie uwierzyłem jej
-Nie wiem. Po prostu czuję, że nie zrobisz mi krzywdy, a ogień jest piękny-dodała radośnie
-Poczekaj-przyłożyłem rękę do ognia i zmieniłem go na niebieski. Jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.-Umiem zmieniać jego kolor-dodałem.
Nie uważałeś na chemii, co? Przyznaj się.-nadal się uśmiechała.
-Możliwe a co?-Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Ogień zmienia swoją barwę w zależności od temperatury. Nie pamiętam od ilu był niebieski, ale coś między 1 000, a 2 000 Celsjusza.-mówiła to patrząc w jeden punkt.
-Popsułaś mi marzenia-Zaśmiałem się
-Nie chciałam. Lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo-Zrobiła niby poważną minę.
-Może masz i rację-dodałem po chwili namysłu.
Kev:
Dzwonię do June. Odbiera za siódmym razem
-Czego chcesz?-pyta
-Musimy się spotkać. Teraz, zaraz.-Wypuszczam słowa z szybkością 3 słów na sekundę
-A co pali się?-pyta spokojnie
-Proszę, musisz mnie wysłuchać.-Mój błagalny ton zwykle działa.
-Ech... Poczekaj-Mówi do kogoś obok-Przyjdź jutro o 14 do Kastiela.-dodaje
-Nie, albo u nas, albo w miejscu publicznym.-Nie ma mowy. Raz byłem, starczy.
-To już nie jest "nasz" dom i wolę na mniej otwartym terenie. Jej podirytowany glos mówi mi, że muszę jednak przystać na te warunki.
-Chyba nie mam wyboru-Wzdycham-Do zobaczenia jutro-dodaje.
-Do zobaczenia.-Mówi neutralnym głosem, po czym się rozłącza.
Wszystko wróciło do normy, ale nadal bałam się, że komuś znów stanie się komuś krzywda. Dziś odwiedziłam Kastiela, aby ćwiczyć swój dar.
-buu-wystraszył mnie Kastiel
-Odwaliło Ci, czy jak?!-moja pikawa zaczęła dużo szybciej pikać.
-Coś sprawdzam Ty głupia małpo!-krzyknął Kastiel
-Słucham?!-Wydarłam się w złości na niego, po czym o wylądował na ścianie i wbił swoje kopyta w telewizor. Po minucie znów stał przede mną.
-Czyli twój dar wiąże się ze złością-powiedział z uśmiechem, po czym dodał-szkoda tylko telewizora.
-Czyli wyzywałeś mnie, żeby sprawdzić jak to działa?!-Znów się wydarłam i dobiłam biedny telewizor.
-Możesz się uspokoić?? Oszczędź mi resztę mebli-jego ton głosu udawał błaganie
-Jak będziesz normalnie się zachowywał. Tak przy okazji. Wiesz co ja umiem, ale nie wiem co Ty umiesz?-dodałam
Kas:
W mojej głowie narodziło się pytania: "Co jej pokazać?" i "Czy w ogóle jej coś pokazać?". W końcu podszedłem do świeczki i położyłem na niej dłoń. June patrzyła się na mnie z niecierpliwością. Podniosłem rękę z nad zapalonej świeczki. "Ogień" Tylko to powiedziała i zaczęła się w niego patrzeć.
-Boisz się mnie?-spytałem. Potrząsnęła przecząco głową-Dlaczego??-nie uwierzyłem jej
-Nie wiem. Po prostu czuję, że nie zrobisz mi krzywdy, a ogień jest piękny-dodała radośnie
-Poczekaj-przyłożyłem rękę do ognia i zmieniłem go na niebieski. Jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.-Umiem zmieniać jego kolor-dodałem.
Nie uważałeś na chemii, co? Przyznaj się.-nadal się uśmiechała.
-Możliwe a co?-Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Ogień zmienia swoją barwę w zależności od temperatury. Nie pamiętam od ilu był niebieski, ale coś między 1 000, a 2 000 Celsjusza.-mówiła to patrząc w jeden punkt.
-Popsułaś mi marzenia-Zaśmiałem się
-Nie chciałam. Lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo-Zrobiła niby poważną minę.
-Może masz i rację-dodałem po chwili namysłu.
Kev:
Dzwonię do June. Odbiera za siódmym razem
-Czego chcesz?-pyta
-Musimy się spotkać. Teraz, zaraz.-Wypuszczam słowa z szybkością 3 słów na sekundę
-A co pali się?-pyta spokojnie
-Proszę, musisz mnie wysłuchać.-Mój błagalny ton zwykle działa.
-Ech... Poczekaj-Mówi do kogoś obok-Przyjdź jutro o 14 do Kastiela.-dodaje
-Nie, albo u nas, albo w miejscu publicznym.-Nie ma mowy. Raz byłem, starczy.
-To już nie jest "nasz" dom i wolę na mniej otwartym terenie. Jej podirytowany glos mówi mi, że muszę jednak przystać na te warunki.
-Chyba nie mam wyboru-Wzdycham-Do zobaczenia jutro-dodaje.
-Do zobaczenia.-Mówi neutralnym głosem, po czym się rozłącza.
wtorek, 13 maja 2014
Rozdział XX cz.2 "Często nie chcemy dowiadywać się prawdy, bo wiemy, że ona nas zrani"
Kev:
Pora sprawdzić, czy to dobra dusza, zła, czy tylko głupi żart, chodź wątpię. Czasami marzę, aby porwali mnie kosmici i bym już tu nigdy nie wrócił. Komu w drogę temu trampki zajumali jak to mawiają studenci. Pobiegnę przez park, a potem przez cmentarz. Pora pokusić los. Bo jeśli to nie jest głupi żart, to jest bardzo źle. Może ją znalazł, może już ją zdobył? Zobaczymy. 3 2 1 Start.
Kas:
Latałem tak kończąc wymazywać wspomnienia ostatnim 3 uczniom. To była ciężka noc, a następny sen będę miał za jakiś miesiąc, może dwa. Przelatując przez miasto zobaczyłem Keva. Co on tu do diabła robi? (przyp. aut. Oryginalnie było Co on tu do taty robi??) Na szczęście blisko mam wieżowiec. Chyba Calvin tam mieszka. On nie może zobaczyć, że mam skrzydła! Obserwowałem go. Biegł jakby miał cel , a jednocześnie go nie miał. Obserwowałem go od parku, po cmentarz, a następnie ten nieszczęsny las (przyp. aut. Tak, to ten sam las co w rozdziale XVII :) ). Tu zwalniał brakowało mu już sił. I tak go doceniam. 5 km, non stop biegnąc, to zawsze jakiś wyczyn. Z lasu wyłoniła się druga postać. Znałem ją aż za dobrze. Kumpel Calvin'a. Ale co on tu robi?? Czy nie powinien spać?? Oj Chester, Chester. Co Ty od niego chcesz??
Kev:
Biegłem dobre 5 km. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Dawno nie biegałem. Muszę odsapnąć. Ale i to nie było mi dane, bo oczywiście przy moim szczęściu spotykam jakiegoś faceta. Może to ten od listu??
-Uciekasz??-Spytał zaskoczony. Może to jednak nie on?
-Nie, uprawiam jogging-skłamałem.
-Miałeś uciec-powiedział poddenerwowany.
-To Ty wysłałeś mi ten liścik?-bardziej stwierdziłem niż zapytałem-Dlaczego?
-Czemu jej z Tobą nie ma?-nie owijał w bawełnę.
-Bo odeszła-wyznałem szczerze. Sam nie wiem po co.
-Ona... nie żyje???-spytał zszokowany i zmartwiony.
-Żyje, tylko jest... poza zasięgiem-Próbowałem przekazywać najmniej informacji jak się dało
-Gdzie jest-pytał zniecierpliwiony.
-Najpierw mi powiedz czemu musimy uciekać i czego od niej chcesz?-spytałem, lecz na pierwsze chyba znałem już odpowiedź.
-Wiesz kto ją szuka.-odpowiedział.
-A Ty?? Co masz z nim wspólnego??-spytałem zirytowany
-Nie obrażaj mnie!-warknął. Drugi Kastiel, czy co?
-To czego od niej chcesz?-Spytałem ze zdenerwowaniem
-Aby on jej nie dopadł.-odpowiedział już spokojniej
-Postaram się o to-powiedziałem pewnym siebie tonem.
-Wiesz z czym masz do czynienia-zapytał
-Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Znajdę wyjście z tej... sytuacji.-powiedziałem jak najspokojniej.
-Jak chcesz.-po czym odszedł i wymruczał pod nosem. "I tak jest tylko jedno najlepsze wyjście.".
Pora sprawdzić, czy to dobra dusza, zła, czy tylko głupi żart, chodź wątpię. Czasami marzę, aby porwali mnie kosmici i bym już tu nigdy nie wrócił. Komu w drogę temu trampki zajumali jak to mawiają studenci. Pobiegnę przez park, a potem przez cmentarz. Pora pokusić los. Bo jeśli to nie jest głupi żart, to jest bardzo źle. Może ją znalazł, może już ją zdobył? Zobaczymy. 3 2 1 Start.
Kas:
Latałem tak kończąc wymazywać wspomnienia ostatnim 3 uczniom. To była ciężka noc, a następny sen będę miał za jakiś miesiąc, może dwa. Przelatując przez miasto zobaczyłem Keva. Co on tu do diabła robi? (przyp. aut. Oryginalnie było Co on tu do taty robi??) Na szczęście blisko mam wieżowiec. Chyba Calvin tam mieszka. On nie może zobaczyć, że mam skrzydła! Obserwowałem go. Biegł jakby miał cel , a jednocześnie go nie miał. Obserwowałem go od parku, po cmentarz, a następnie ten nieszczęsny las (przyp. aut. Tak, to ten sam las co w rozdziale XVII :) ). Tu zwalniał brakowało mu już sił. I tak go doceniam. 5 km, non stop biegnąc, to zawsze jakiś wyczyn. Z lasu wyłoniła się druga postać. Znałem ją aż za dobrze. Kumpel Calvin'a. Ale co on tu robi?? Czy nie powinien spać?? Oj Chester, Chester. Co Ty od niego chcesz??
Kev:
Biegłem dobre 5 km. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Dawno nie biegałem. Muszę odsapnąć. Ale i to nie było mi dane, bo oczywiście przy moim szczęściu spotykam jakiegoś faceta. Może to ten od listu??
-Uciekasz??-Spytał zaskoczony. Może to jednak nie on?
-Nie, uprawiam jogging-skłamałem.
-Miałeś uciec-powiedział poddenerwowany.
-To Ty wysłałeś mi ten liścik?-bardziej stwierdziłem niż zapytałem-Dlaczego?
-Czemu jej z Tobą nie ma?-nie owijał w bawełnę.
-Bo odeszła-wyznałem szczerze. Sam nie wiem po co.
-Ona... nie żyje???-spytał zszokowany i zmartwiony.
-Żyje, tylko jest... poza zasięgiem-Próbowałem przekazywać najmniej informacji jak się dało
-Gdzie jest-pytał zniecierpliwiony.
-Najpierw mi powiedz czemu musimy uciekać i czego od niej chcesz?-spytałem, lecz na pierwsze chyba znałem już odpowiedź.
-Wiesz kto ją szuka.-odpowiedział.
-A Ty?? Co masz z nim wspólnego??-spytałem zirytowany
-Nie obrażaj mnie!-warknął. Drugi Kastiel, czy co?
-To czego od niej chcesz?-Spytałem ze zdenerwowaniem
-Aby on jej nie dopadł.-odpowiedział już spokojniej
-Postaram się o to-powiedziałem pewnym siebie tonem.
-Wiesz z czym masz do czynienia-zapytał
-Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Znajdę wyjście z tej... sytuacji.-powiedziałem jak najspokojniej.
-Jak chcesz.-po czym odszedł i wymruczał pod nosem. "I tak jest tylko jedno najlepsze wyjście.".
poniedziałek, 12 maja 2014
Rozdział XX "Ukrywający się biały lub czarny kruk" (Nie, to nie spojler)
June:
Minęły trzy dni. Wszyscy nadal patrzyli na mnie nie ukrywając pogardy. Wiedźma. Czy oni nie przestaną?? Mogli by zapomnieć. Myślałam tak praktycznie od tamtego incydentu. Nagle twarze rozpogodziły się. Wyglądało to tak jakby wszystkim skończył się okres w tym samym czasie. słyszałam od niektórych ludzi: Cześć. Co tam? Ale żaden wyraz nie był tym wyrazem który mnie prześladował. Ale jak to się stało? Czy mam jakiś nowy dar??
Kastiel:
Bolało mnie jak June opowiadała jak ją nazywają. W moim świecie wiedźmy zabijają demony lub inne wiedźmy, a nieważne co wybierały i tak w większości umierali płonąc. Ustaliłem sobie zadanie. To nie chodziło tylko o nią, ale jeśli media zorientowałoby się co ona potrafi to w najlepszym wypadku szukali by innych i nękali by ją, a w najgorszym wypadku wojsko, by na niej robiło eksperymenty. I teraz w ciągu kilku nocy bd musiał skasować przez sen informację co ona zrobiła ok 1524 uczniom. Co ja przez nią mam. Zacznę o zmierzchu.
Kev: Dziś dostałem dziwny list. "Uciekajcie, oni już wiedzą". Nie martwiła mnie ucieczka. Nie miałem z kim. Poza tym ja uciekałem przed szukaczami, ona przed stukniętym kolesiem, który myśli, że jest władcą wszystkiego co żyje. Myślę nawet, że sam szatan nim gardzi. Wracając do tematu. Kto mi wysłał ten list? Na pewno jest to ktoś, kto nie chce naszej śmierci, albo to pułapka i wystrzeli nas jak kaczki na jeziorku. Ale może powinienem iść w paszcze lwa? Nie mam pojęcia co zrobić.
Tak, we wtorek bd ciąg dalszy, czyli jutro :P Ale też pomóżcie no. Rozdział interaktywny.
Kev ma:
a)Uciec, aby sprawdzić czy to pułapka.
b)Zostać w mieście i nie sprawdzać komnaty lwa
Help me. Weny mi się skończy, przez ten dylemat.
P.s. Teraz sobie porównajcie jak pisze Alex (poprzedni rozdział), a jak piszę ja. Rozdział w całości nie tworzony przez Alexa XD
Możecie też zaproponować nazwy jakiś filmów/seriali, to coś pewnie byśmy wplątali w fabułę lub zrobili jakiś bonusik ;P Do jutra ;)
Minęły trzy dni. Wszyscy nadal patrzyli na mnie nie ukrywając pogardy. Wiedźma. Czy oni nie przestaną?? Mogli by zapomnieć. Myślałam tak praktycznie od tamtego incydentu. Nagle twarze rozpogodziły się. Wyglądało to tak jakby wszystkim skończył się okres w tym samym czasie. słyszałam od niektórych ludzi: Cześć. Co tam? Ale żaden wyraz nie był tym wyrazem który mnie prześladował. Ale jak to się stało? Czy mam jakiś nowy dar??
Kastiel:
Bolało mnie jak June opowiadała jak ją nazywają. W moim świecie wiedźmy zabijają demony lub inne wiedźmy, a nieważne co wybierały i tak w większości umierali płonąc. Ustaliłem sobie zadanie. To nie chodziło tylko o nią, ale jeśli media zorientowałoby się co ona potrafi to w najlepszym wypadku szukali by innych i nękali by ją, a w najgorszym wypadku wojsko, by na niej robiło eksperymenty. I teraz w ciągu kilku nocy bd musiał skasować przez sen informację co ona zrobiła ok 1524 uczniom. Co ja przez nią mam. Zacznę o zmierzchu.
Kev: Dziś dostałem dziwny list. "Uciekajcie, oni już wiedzą". Nie martwiła mnie ucieczka. Nie miałem z kim. Poza tym ja uciekałem przed szukaczami, ona przed stukniętym kolesiem, który myśli, że jest władcą wszystkiego co żyje. Myślę nawet, że sam szatan nim gardzi. Wracając do tematu. Kto mi wysłał ten list? Na pewno jest to ktoś, kto nie chce naszej śmierci, albo to pułapka i wystrzeli nas jak kaczki na jeziorku. Ale może powinienem iść w paszcze lwa? Nie mam pojęcia co zrobić.
Tak, we wtorek bd ciąg dalszy, czyli jutro :P Ale też pomóżcie no. Rozdział interaktywny.
Kev ma:
a)Uciec, aby sprawdzić czy to pułapka.
b)Zostać w mieście i nie sprawdzać komnaty lwa
Help me. Weny mi się skończy, przez ten dylemat.
P.s. Teraz sobie porównajcie jak pisze Alex (poprzedni rozdział), a jak piszę ja. Rozdział w całości nie tworzony przez Alexa XD
Możecie też zaproponować nazwy jakiś filmów/seriali, to coś pewnie byśmy wplątali w fabułę lub zrobili jakiś bonusik ;P Do jutra ;)
niedziela, 11 maja 2014
czwartek, 8 maja 2014
Rozdział XIX "Koniec końców każdy ma jakiś sekret"
Tajemnicza postać:
-Znalazłem ją panie-Powiedział z szacunkiem
-To dobrze. Gdzie ona jest?-Spytał z lekkim uśmiechem
-Uciekła mi.- Odpowiedział skulony ze strachu.
-Jak to uciekła? To tylko dziewczyna!-Spytał zagniewany
-Wykazała się zdolnością telekinezy. To się już zaczęło.-Odpowiedział poważnym tonem próbując opanować narastający strach
-Musimy ją znaleźć za wszelką cenę.-Powiedział to ze zdenerwowaniem i zawziętością w głosie.
June:
Miałam dziwny sen z wariatem z lasu. Mówił do innego wariata, że znaleźli jakąś dziewczynę. Miałam wrażenie, że to o mnie chodziło. Głupia podświadomość. Otworzyłam oczy. Kastiela nie było, ale za to była 7:35. Jezu, spóźnię się do szkoły! Szybko ubrałam się w moje ciuchy z wczoraj. Rozalia mnie zabije. Zostawiłam Kastielowi wiadomość, że spało się świetnie i pognałam do szkoły.
Kastiel:
W połowie nocy kiedy June zasnęła już twardym snem wyrwał się na chwilę aby polatać. To pozwalało mu myśleć. Lubił czuć wiatr pod skrzydłami. Odprężało go. Wrócił do domu rano.... Lecz gdy wrócił do domu jej nie było. Tylko kartka, że wyszła do szkoły. "Zapomniałem, że ona chodzi do szkoły. Muszę tam jednak kiedyś zajrzeć. Tylko wolałbym najpierw dowiedzieć się co jest jej zapalnikiem i znaleźć miejsce do ćwiczeń." Pomyślał.
June:
Pierwsza lekcja przeszła bezproblemowo. Podobnie jak trzy inne. Na przerwie wyszłam do toalety, aby zrobić swoje. Gdy podeszłam pod salę do matematyki podszedł do mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
-A Ty co tu robisz??-spytał wyraźnie zdziwiony. No pięknie. Tydzień wariatów rozpoczęty.
-Uczę się, a co nie widać??-odpowiedziałam z sarkazmem.
-Ale ten twój dziwny braciszek miał Cię stąd zabrać-dodał lekko zdenerwowany.
To zadziałało jak płachta na byka. Już chciałam mu przyłożyć, gdy nagle znalazł się na drugim końcu korytarza. Po dziesięciu sekundach doszło do mnie, że to ja to zrobiłam. Pobiegłam w stronę dziedzińca. Za sobą tylko słyszałam powtarzające się jedno słowo. Wiedźma! Wiedźma!! Wiedźma!!! Te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Może mają rację. A skoro dzieją się ze mną rzeczy które nie są normalne, to może moje życie też takie nie było. Może to była tylko złudna otaczająca mnie rzeczywistość.
-Znalazłem ją panie-Powiedział z szacunkiem
-To dobrze. Gdzie ona jest?-Spytał z lekkim uśmiechem
-Uciekła mi.- Odpowiedział skulony ze strachu.
-Jak to uciekła? To tylko dziewczyna!-Spytał zagniewany
-Wykazała się zdolnością telekinezy. To się już zaczęło.-Odpowiedział poważnym tonem próbując opanować narastający strach
-Musimy ją znaleźć za wszelką cenę.-Powiedział to ze zdenerwowaniem i zawziętością w głosie.
June:
Miałam dziwny sen z wariatem z lasu. Mówił do innego wariata, że znaleźli jakąś dziewczynę. Miałam wrażenie, że to o mnie chodziło. Głupia podświadomość. Otworzyłam oczy. Kastiela nie było, ale za to była 7:35. Jezu, spóźnię się do szkoły! Szybko ubrałam się w moje ciuchy z wczoraj. Rozalia mnie zabije. Zostawiłam Kastielowi wiadomość, że spało się świetnie i pognałam do szkoły.
Kastiel:
W połowie nocy kiedy June zasnęła już twardym snem wyrwał się na chwilę aby polatać. To pozwalało mu myśleć. Lubił czuć wiatr pod skrzydłami. Odprężało go. Wrócił do domu rano.... Lecz gdy wrócił do domu jej nie było. Tylko kartka, że wyszła do szkoły. "Zapomniałem, że ona chodzi do szkoły. Muszę tam jednak kiedyś zajrzeć. Tylko wolałbym najpierw dowiedzieć się co jest jej zapalnikiem i znaleźć miejsce do ćwiczeń." Pomyślał.
June:
Pierwsza lekcja przeszła bezproblemowo. Podobnie jak trzy inne. Na przerwie wyszłam do toalety, aby zrobić swoje. Gdy podeszłam pod salę do matematyki podszedł do mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
-A Ty co tu robisz??-spytał wyraźnie zdziwiony. No pięknie. Tydzień wariatów rozpoczęty.
-Uczę się, a co nie widać??-odpowiedziałam z sarkazmem.
-Ale ten twój dziwny braciszek miał Cię stąd zabrać-dodał lekko zdenerwowany.
To zadziałało jak płachta na byka. Już chciałam mu przyłożyć, gdy nagle znalazł się na drugim końcu korytarza. Po dziesięciu sekundach doszło do mnie, że to ja to zrobiłam. Pobiegłam w stronę dziedzińca. Za sobą tylko słyszałam powtarzające się jedno słowo. Wiedźma! Wiedźma!! Wiedźma!!! Te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Może mają rację. A skoro dzieją się ze mną rzeczy które nie są normalne, to może moje życie też takie nie było. Może to była tylko złudna otaczająca mnie rzeczywistość.
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział XVIII "Czasem nie wierzymy w coś, mimo tego, że zobaczyliśmy to na własne oczy"
Kastiel:
Dopiero po pół godzinnym wypłakiwaniu łez June i coraz bardziej przemakającej koszulce od jej potoku zorientował się co ona właściwie powiedziała. Wcześniej myśli miał zajęte pocieszaniem jej... I przytulaniem rzecz jasna! Dopiero teraz uświadomił sobie, że odepchnęła go nie używając rąk. Ba! Nawet go nie dotknęła! Kiedy kobieta nieco się uspokoiła Kas zapytał.
- Możesz mi wytłumaczyć bardziej co znaczyło, to odrzucenie go bezdotykowo? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem jak to powiedzieć... To tak samo, jakoś... - Jąkała się zawstydzona. Nadal uważała to za dziwne. Nie wierzyła w czary
- Słuchaj... Możesz mieć dar. Telekineza i te sprawy. Zrobiłaś to w efekcie obronnym... Głównie w adrenalinie takie rzeczy się zdarzają. -
Powiedział delikatnie.
- Co ty za bzdury gadasz! Ja i telekineza? Bardzo śmieszne...- Roześmiała się sarkastycznie.
- Mówię poważnie. Są takie rzeczy i wiele więcej o jakich nie zdajesz sobie sprawy. - Westchnęła. Od razu na myśl przyszła mu własna tajemnica.
- Nie jestem jakimś mnichem którego przeszkolili na takie rzeczy - Odparowała.
- Nie tylko oni je umieją - Zaoponował. - Zresztą spróbuj... - Namawiał ją.
June westchnęła ciężko.
- Dobrze...Jak mam to zrobić? - I od razu zdała sobie sprawę skąd on miałby to niby wiedzieć?
Ku jej zdziwieniu zaczął jej tłumaczyć.
- Spójrz na ten wazon - Wskazał jej palcem wazon który był już nieźle pokiereszowany. Nie było mu żal.
- Teraz wyobraź sobie jakby otaczała go niewidoczna siła. Jakbyś chciała go do siebie przyciągnąć. Nie spuszczaj go z oczu. To tak jakbyś miała
go chwycić ręką i podnieść tylko siłą umysłu. - Tłumaczył jej... Ale trzeba było przyznać, że z tego był kiepski.
Jednak dziewczyna go zrozumiała i zaczynała wykonywać polecenia. Dokładnie wyobrażała to sobie tak jak jej kazał, lecz zbytnio nic nie wychodziło.
- To bezsensu! Nic z tego nie będzie. Nie jestem jakimś kaznodzieją! - Zbulwersowała się.
- Skup się! - Nakazał jej.
Ciężko było się jej skupić, ale po 20 min próbowania jednak się udało. Wazon się zatrząsł grzechocząc o blat, aż delikatnie przesunął się w lewo.
Tak jak mu nakazała.
Zaskoczona wykrzyczała.
- Udało mi się! Ale jak? - Spojrzała na niego oszołomiona.
- Po prostu masz taki dar... Może jest ich więcej - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku.
Kastiel i June jeszcze tak siedzieli wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. On był zadowolony, że znów może ją przytulić, a ona czuła w końcu
bezpieczeństwo. Gładził jej włosy delikatnie... Można nawet rzec, że się nimi bawił.
- Dlaczego całowałeś tą nową dziewczynę? - Wypaliła cicho. Dręczyło ją to, ale zapytała dopiero teraz ponieważ wcześniej bała się znać odpowiedzi.
- Sam nie wiem, June...To długa historia. - Powiedział szeptem kajając się za to w myślach. Teraz już wiedział, że to nie miało sensu.
- Ale kochasz ją? - Zapytała z powagą w głosie.
- Nie... Ja nie mogę kochać... - Wyznał szczerze.
Dalej już go nie wypytywała. Jednak jego słowa wciąż dźwięczały jej w głowie.
- Nie chce wracać do akademika... - Wyrzuciła z siebie.
- Chcesz wrócić do brata ? - Powiedział zdziwiony i poddenerwowany.
- Nie, chce być tu - Powiedziała sama zszokowana, że to z siebie wyrzuciła.
- Nie możesz tu ze mną mieszkać... Kev ukręciłby głowę tobie i mnie. Zresztą sama wiesz... - Powiedział wymijająco. Nie mógł powiedzieć jej prawdy.
- A na jedną noc? Nie chce nigdzie wracać... - Zapytała z nadzieją.
- Tą jedną możesz... Możesz spać na łóżku. Ja zejdę na podłogę. - Zaśmiał się pod nosem.
- Chyba sobie żartujesz... - odpowiedziała.
- A gdzie mam niby spać? - zaśmiał się ponownie.
- Tu ze mną. - Sama była zszokowana swoją śmiałością.- Ale nie mam piżamy. - przypomniała sobie.
- Dostaniesz jedną z moich koszulek. - Odpowiedział i wstał do szafy. Wyjął jedną z nich i dał dziewczynie.
Po czym ona wyszła do łazienki przebrać się.
Kiedy tak siedziała on sam nie mógł uwierzyć, że będzie z nią spać. Waleczna June nagle zmieniła się w taką kruchą... Ale w końcu każdy ma w sobie trochę wrażliwości, stwierdził.
Kiedy rozmyślał tak leżąc na łóżku ona zdążyła wrócić. Ułożyła się obok niego.
- Dobranoc, Kas... - Powiedziała śpiąca.
- Dobranoc, June... - Odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
Dziewczyna złapała go za dłoń i splotła palce z jego palcami odwzajemniając uśmiech.
Po chwili zasnęli... Dotykając się jedynie dłońmi.
Dopiero po pół godzinnym wypłakiwaniu łez June i coraz bardziej przemakającej koszulce od jej potoku zorientował się co ona właściwie powiedziała. Wcześniej myśli miał zajęte pocieszaniem jej... I przytulaniem rzecz jasna! Dopiero teraz uświadomił sobie, że odepchnęła go nie używając rąk. Ba! Nawet go nie dotknęła! Kiedy kobieta nieco się uspokoiła Kas zapytał.
- Możesz mi wytłumaczyć bardziej co znaczyło, to odrzucenie go bezdotykowo? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem jak to powiedzieć... To tak samo, jakoś... - Jąkała się zawstydzona. Nadal uważała to za dziwne. Nie wierzyła w czary
- Słuchaj... Możesz mieć dar. Telekineza i te sprawy. Zrobiłaś to w efekcie obronnym... Głównie w adrenalinie takie rzeczy się zdarzają. -
Powiedział delikatnie.
- Co ty za bzdury gadasz! Ja i telekineza? Bardzo śmieszne...- Roześmiała się sarkastycznie.
- Mówię poważnie. Są takie rzeczy i wiele więcej o jakich nie zdajesz sobie sprawy. - Westchnęła. Od razu na myśl przyszła mu własna tajemnica.
- Nie jestem jakimś mnichem którego przeszkolili na takie rzeczy - Odparowała.
- Nie tylko oni je umieją - Zaoponował. - Zresztą spróbuj... - Namawiał ją.
June westchnęła ciężko.
- Dobrze...Jak mam to zrobić? - I od razu zdała sobie sprawę skąd on miałby to niby wiedzieć?
Ku jej zdziwieniu zaczął jej tłumaczyć.
- Spójrz na ten wazon - Wskazał jej palcem wazon który był już nieźle pokiereszowany. Nie było mu żal.
- Teraz wyobraź sobie jakby otaczała go niewidoczna siła. Jakbyś chciała go do siebie przyciągnąć. Nie spuszczaj go z oczu. To tak jakbyś miała
go chwycić ręką i podnieść tylko siłą umysłu. - Tłumaczył jej... Ale trzeba było przyznać, że z tego był kiepski.
Jednak dziewczyna go zrozumiała i zaczynała wykonywać polecenia. Dokładnie wyobrażała to sobie tak jak jej kazał, lecz zbytnio nic nie wychodziło.
- To bezsensu! Nic z tego nie będzie. Nie jestem jakimś kaznodzieją! - Zbulwersowała się.
- Skup się! - Nakazał jej.
Ciężko było się jej skupić, ale po 20 min próbowania jednak się udało. Wazon się zatrząsł grzechocząc o blat, aż delikatnie przesunął się w lewo.
Tak jak mu nakazała.
Zaskoczona wykrzyczała.
- Udało mi się! Ale jak? - Spojrzała na niego oszołomiona.
- Po prostu masz taki dar... Może jest ich więcej - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku.
Kastiel i June jeszcze tak siedzieli wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. On był zadowolony, że znów może ją przytulić, a ona czuła w końcu
bezpieczeństwo. Gładził jej włosy delikatnie... Można nawet rzec, że się nimi bawił.
- Dlaczego całowałeś tą nową dziewczynę? - Wypaliła cicho. Dręczyło ją to, ale zapytała dopiero teraz ponieważ wcześniej bała się znać odpowiedzi.
- Sam nie wiem, June...To długa historia. - Powiedział szeptem kajając się za to w myślach. Teraz już wiedział, że to nie miało sensu.
- Ale kochasz ją? - Zapytała z powagą w głosie.
- Nie... Ja nie mogę kochać... - Wyznał szczerze.
Dalej już go nie wypytywała. Jednak jego słowa wciąż dźwięczały jej w głowie.
- Nie chce wracać do akademika... - Wyrzuciła z siebie.
- Chcesz wrócić do brata ? - Powiedział zdziwiony i poddenerwowany.
- Nie, chce być tu - Powiedziała sama zszokowana, że to z siebie wyrzuciła.
- Nie możesz tu ze mną mieszkać... Kev ukręciłby głowę tobie i mnie. Zresztą sama wiesz... - Powiedział wymijająco. Nie mógł powiedzieć jej prawdy.
- A na jedną noc? Nie chce nigdzie wracać... - Zapytała z nadzieją.
- Tą jedną możesz... Możesz spać na łóżku. Ja zejdę na podłogę. - Zaśmiał się pod nosem.
- Chyba sobie żartujesz... - odpowiedziała.
- A gdzie mam niby spać? - zaśmiał się ponownie.
- Tu ze mną. - Sama była zszokowana swoją śmiałością.- Ale nie mam piżamy. - przypomniała sobie.
- Dostaniesz jedną z moich koszulek. - Odpowiedział i wstał do szafy. Wyjął jedną z nich i dał dziewczynie.
Po czym ona wyszła do łazienki przebrać się.
Kiedy tak siedziała on sam nie mógł uwierzyć, że będzie z nią spać. Waleczna June nagle zmieniła się w taką kruchą... Ale w końcu każdy ma w sobie trochę wrażliwości, stwierdził.
Kiedy rozmyślał tak leżąc na łóżku ona zdążyła wrócić. Ułożyła się obok niego.
- Dobranoc, Kas... - Powiedziała śpiąca.
- Dobranoc, June... - Odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
Dziewczyna złapała go za dłoń i splotła palce z jego palcami odwzajemniając uśmiech.
Po chwili zasnęli... Dotykając się jedynie dłońmi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)