Kas uwielbiał patrzeć na miasto z góry. Ludzie wyglądali jak mrówki, a te potężne wieżowce, domy, i pawilony jak zbudowane z klocków lego.
Śmiać mu się chciało w duszy. Uśmiech sam wkradał się na usta, a on znów czuł się jak dziecko mogące zdobyć cały świat, pokonać każdego. Czy to nie byłoby cudowne ?
Choć rzeczywistość była inna. Ciągle go zaskakiwała... Co wschodziło słońce nabywał sobie nowych wrogów, a gdy zachodziło bywało sto razy gorzej. Bo to pod
osłoną nocy najbardziej rozrabiał.
Z zamyśleń wyrwał go huk kuli wystrzelonej z pistoletu. Jak na jego ucho to był rewolwer - Walther. Czyli broń palna zazwyczaj używana przez gangsterów w tym mieście.
Mężczyzna miał udoskonalony słuch i wzrok więc bez problemu mógł to stwierdzić. Jak równie bez przeszkód stwierdził, że w kałuży krwi leży właśnie June.
To ona dostała kulą, a to on poczuł ucisk w sercu. Jakby właśnie on nią oberwał. Jednak to nie kula, tylko uczucie strachu że zaraz ją straci.
Nie patrząc na nic czy ktoś go zauważy w zakazanej postaci czy nie zaczął szybko zlatywać w dół składając odpowiednio skrzydła. Rozłożył je dopiero praktycznie
przy ziemi dla lepszej amortyzacji.
Kiedy jego stopy dotknęły ziemi szybko podbiegł do dziewczyny. Przyklęknął u jej głowy sprawdzając dłonią puls na szyi. Na szczęście żyła, jeszcze się nie
wykrwawiła.
Kula przebiła ramię. Pewnie zakryła się ramieniem, aby uchronić serce, pomyślał. To by do niej pasowało. Zawsze potrafi szybko działać.
Już ją miał brać na ręce, i zabrać w bezpieczne miejsce o ile takie istnieje oraz oczyścić ranę, lecz ona otworzyła oczy, i patrzyła na niego z przerażeniem.
Miał pewność że jest nie przytomna, ale się pomylił. I co teraz ? Stało się najgorsze. Ona się go bała.
- Puść mnie popaprańcu ! - June krzyczała jeszcze wiele, a raczej próbowała krzyczeć. Ramię tak strasznie piekło, że zabrało jej możliwość krzyku.
Więc chrypiała pod nosem te wszystkie okropieństwa których bał się usłyszeć. Nie tak wyobrażał sobie swoje objawienie w prawdziwym ciele, ale czego innego
mógł się spodziewać ?
- Jeżeli chcesz żyć, to przestań się szarpać, i daj sobie pomóc, June... - Wycedził przez zęby zdenerwowany. Dziewczyna tak mocno próbowała się wyszarpać,
że w tej chwili ciężko byłoby się wzlecieć z nią na rękach, a co dopiero wziąć ją na te ręce.
- Zostaw mnie, zostaw mnie...Chce umrzeć jak człowiek, a nie z rąk jakiegoś potwora. - Mamrotała dalej, ale sił już jej brakowało na dalsze próby ucieczki.
Ręka zbyt bolała, aby móc się dalej bronić. Wzrok miała zamazany więc do końca nie mogła stwierdzić kto ją trzymał. Widziała tylko czerwone włosy, i olbrzymie
czarne skrzydła.
Kastiel wykorzystał tą chwilę słabości, i szybko wsunął jedną rękę pod zgięciem kolan, a drugą pod plecy, i wstał z kolan. Zamachał kilka razy skrzydłami, a
kiedy podskoczył już wzbili się w powietrze.
Gdy June to dostrzegła, że leci krzyknęła ile sił w płucach zapominając na chwilę o bólu. Ponieważ ona bała się wysokości, a właśnie teraz znalazła się ponad
wszystkimi budynkami. Czy mogło spotkać ją coś jeszcze gorszego ? Została postrzelona, porwana przez skrzydlate monstrum, i jeszcze skazana jest na jego łaskę.
Po chwili przestała krzyczeć bo znów spowiła ją ciemność.
***
Po 20 min lotu znaleźli się na dachu wieżowca w którym mieszkał Kas. Położył ją na ziemi, i znów schował skrzydła pod tatuaż. Znów stał się tylko człowiekiem.
Na pozór... Schylił się, i ponownie wziął ją na ręce. Wykorzystując to, że dziewczyna jest nieprzytomna ponieważ kiedy się zbudzi na nowo będzie się go bać.
Szybko zbiegł schodami z dachu do środka budynku, i od razu skierował się do windy. Kiedy byli już na odpowiednim piętrze zabrał ją do mieszkania w którym mieszkał sam.
Wszedł do pokoju, i położył ją na łóżku, a sam zaczął biegać po domu jak szalony w poszukiwaniu szczypiec, i kilku bandaży oraz czegoś czym mógłby odkazić ranę
Gdy owy zestaw miał w dłoniach wrócił do June. Nadal była nieprzytomna co wciąż działało na jego korzyść. Być może się nie zbudzi i nawet nie poczuje bólu.
Wziął szczypce do dłoni, i zaczął wyciągać kule. Starał się to robić delikatnie, i powoli. Na całe szczęście miał już w tym wprawę. Sam sobie kilka wyjmował.
Po kilku podejściach trzymał już kule w szczypcach, ale z tego całego zamieszania zapomniał igły i nici do zszycia rany (nici ponieważ nie miał nic lepszego w domu)
oraz kilku wacików. Gdy to zdobył wrócił do niej, i zaczął odkażać ranę.
June kręciła się, i krzywiła lecz dalej nie mogła odzyskać przytomności.
Kas wziął do ręki nici, i igłę. Zawlekł ją odpowiednio, i zaczął zszywać ranę. Wcale mu się to zajęcie nie podobało bo pierwszy raz zaczęło mu zależeć na
innej osobie. Komuś innemu zrobiłby to z zimną krwią, lecz teraz nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
Po pół godzinie rana była opatrzona, a ona wciąż spała. Może to i lepiej... Nie spieszy mu się do tłumaczeń, ale z drugiej strony...Wpadł na pewien pomysł gdy
tak nad nią czuwał. A z zamyśleń wyrwał go kolejny jej krzyk. Bowiem June otworzyła oczy, i była przerażona jego widokiem.
- Kim ty jesteś !! Nie jesteś tym za kogo się przedstawiałeś !
- June... Tego nie da się wytłumaczyć. - Odpowiedział ze spokojem w głosie. Lecz ten spokój był na pokaz. W duchu bał się jak dziecko.
- Najlepiej nic nie tłumacz. Pewnie nie powiesz mi ani krzty prawdy !! - Krzyczała dalej, i właśnie zerwała się do pozycji siedzącej.
- Nie możesz wstawać. Straciłaś zbyt dużo krwi, i myślę że ty również masz mi dużo do wytłumaczenia. - Chodziło mu o postrzelenie. Kto to zrobił, i dlaczego?
Mógł się tylko domyślać.
Złapał ją za zdrowe ramię usiłując skłonić do położenia się z powrotem, ale dziewczyna strzepnęła jego rękę szarpnięciem i szybko poderwała się na równe nogi
z łóżka. W tym samym momencie zakręciło się jej w głowie, i prawie upadła. Złapał ją Kas i położył znów na łóżko
June znów straciła kontakt ze światem.
***
Długo się zastanawiał co zrobić dalej. Rozważał pomysł na który wpadł wcześniej, a mianowicie chciał jej wykasować ostatnie wspomnienia związane z jego
przybyciem, lecz bał się że prawda znów wyjdzie na jaw, a sytuacja się powtórzy. Na nowo go znienawidzi... Ale gdy teraz tak puści ją wolno już nigdy nie
będzie szansy aby to naprawić, a on nie będzie potrafił żyć ze świadomością że na zawsze ją stracił.
W tym samym momencie podjął decyzję.
Usiadł obok niej na łóżku, i położył dwa palce wskazujące na jej skroniach. Zamknął oczy, i przedostał się do jej myśli, wspomnień z ostatnich kilku godzin.
Były one przerażające... To co o nim myślała... Te obrazy pojawiające się w jej głowie, i myśli. Nie chciał dłużej tego czuć, i mieć tej świadomości więc
dzięki swojej zdolności usunął je. Tylko że ze swojej głowy nikt nie może tego usunąć...
Dziewczyna obudziła się po kilku godzinach zaskoczona widząc gdzie się znajduje.
Obok miała Kastiela, opatrzoną ranę, i wokół dziwnie urządzony pokój. Jak nie z tych czasów tylko wszystkich historycznych filmów.
Pokój był głównie zdobiony złotem, czerwienią i czernią. Łóżko przypominało prędzej wielkie łoże, pod ścianą na oko ciężkie czarne biurko z powykręcanymi
nóżkami oraz krętymi wzorami. Na ścianie wisiały stare obrazy, dziwne przyrządy do walki, tarczę i ogromne złote lustro. Były duże czarne skórzane fotele oraz
perski dywan. Nie brakło również stolika do kawy który był w zbliżonym stylu do biurka. Ściany są wymalowane na ostrą czerwień. Prawie jak jego włosy.
Nagle zaczęła ją ciekawić reszta domu, ale to potem...Na usta cisnęło się wiele pytań.
- Jak ja się tu znalazłam ? - Zapytała zdezorientowana nawet na niego nie patrząc. Wciąć podziwiała pokój.
- Byłem na wieczornym spacerze, i nagle usłyszałem postrzał. Miałem przejść obok, ale zauważyłem Ciebie we krwi więc nie mogłem zostawić Cię na pastwę losu.-
Powiedział z obojętnością w głosie, i tym samym sarkastycznym uśmiechem co zawsze.
- Ale dlaczego nie wziąłeś mnie do szpitala tylko tu ? - To było jedne z pytań na które odpowiedź interesowała ją bardziej niż inne.
- Ponieważ ja nie ufam ludziom w białych kitlach. Tam śmierdzi prawie tak samo jak w psychiatryku - Zaśmiał się pod nosem.
- Byłeś w psychiatryku ?! - Teraz patrzyła na niego zaskoczona.
- Być może... - Mrugnął do niej jednym okiem porozumiewawczo oraz wzruszył ramionami nie przestając się śmiać.
- Teraz wiem dlaczego wydawałeś się taki stuknięty. - Prychnęła zbulwersowana jego arogancją.
- Ja przynajmniej nie obrywam od gangsterów. Możesz zdradzić rąbek tajemnicy i powiedzieć dlaczego Cię postrzelili ? - Teraz miał poważną minę. To naprawdę
go zainteresowało.
- Myślę, że nie pora na takie wyznania. - Odpowiedziała równie poważnie co mu się nie spodobało.
- Jak chcesz... A tak na marginesie to musisz leżeć. Straciłaś dużo krwi... Przyniosę Ci wody. - Powiedział oschle. Nie spodobała mu się odpowiedź kobiety
dlatego postanowił wyjść z pokoju a woda była tylko pretekstem.
I nie dopuszczając ją już do słowa zerwał się szybko z miejsca, i opuścił pokój.
***
Kiedy została sama zastanawiało ją jeszcze kilka rzeczy.
Po pierwsze dlaczego Kastiel paradował bez koszulki choć trzeba przyznać że widok był miły, i po drugie dlaczego znalazła się tu a nie w szpitalu bo nie
uwierzyła w opowiastkę o niechęci w stosunku lekarzy.
Przysięgła sobie jeszcze że kiedy uda się jej stąd wyrwać to od razu rozliczy się z bratem oraz kategorycznie nie wyprowadzi się z miasta.
Teraz gdy był Kastiel nie mogła do tego dopuścić...
Niech Alexowi bd dzięki za ten rozdział xd Nigdy chyba tak często nie wypuszczałam ;P Planuję z Alex pisać jedno razem. Trochę na przemiennie, ale będzie xd
Strasznie mi się podoba . Lubie takiego typu opowiadania . ;p
OdpowiedzUsuńKastiel demonem... Interesujące.
OdpowiedzUsuń