June.
Na całe szczęście zdążyła uciec bratu. Nie wróciła jednak do akademika bo to logiczne, że zaraz tam pójdzie, aby ją szukać. Pewnie już ktoś mu wygadał gdzie jest... Obiecała sobie, że znajdzie tego kabla i osobiście się z nim rozliczyć. Jeżeli ma dalej żyć w tym społeczeństwie to na pewno nie pozwoli nikomu więcej się wtrącać w swoje życie. Nieważne czy bliskim czy nie... Do obcych miała jeszcze większy dystans. Biegła tak ile w sił w płucach aż dotarła do całkowicie nieznanego jej lasu. Co najgorsze była w samym jego środku, więc nawet nie myślała, że łatwo stąd wyjdzie. Kompletnie się zgubiła ! Nienawidziła ciemności... Nienawidziła lasów nocą... Nie dość, że ciemno, to jeszcze złowrogo. Wystrój pod osłoną nocy był okropny. Zaczęła rozglądać się gorączkowo wokół. Była bliska paniki... Jej oddech mocno przyspieszył, wszystko wokół zaczęło wirować. W dodatku każdy szmer uderzał ją w głowę jak kowadło. Czuła, że zacznie histeryzować. I to histeryzować na całego...
Zaschło jej w gardle. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Wciąż się rozglądała, aż zauważyła ciemną postać pomiędzy krzakami. Wtedy strach osiągnął swoje apogeum. Stanęła jak wryta w ziemie, a postać zaczęła się zbliżać wielkimi krokami... A ona wciąż mogła tylko stać i się gapić jak ten czubek.
Jej myśli wirowały na najwyższych obrotach. Jedna nawet przysunęła jej pomysł, że trzeba było iść z bratem a nic by się nie stało, ale szybko ją odsunęła. Nie, nie... Do Keva nigdy więcej.
Kiedy tak kombinowała postać już stanęła z nią twarzą w twarz. Był to umięśniony mężczyzna o czarnych włosach. Tylko tyle zobaczyła bo w tym pieprzonym lesie było za ciemno !
- Witaj June... Nie spodziewałem się, że mogę Cię tu spotkać.
Wyszczerzył zęby jak jakiś potłuczony. I gadał jak potłuczony... Ale zaraz, zaraz ! Czy on wypowiedział moje imię ? Skąd je zna ?
- Skąd mnie znasz ? Jesteś jednym z tych od tego dilera ? - Wychrypiała cicho. Zaschnięte gardło nie pozwalało na więcej.
Teraz patrzył na nią zdziwiony. A potem się roześmiał... No super, wariat. Wariat który ją zna...
- Nie wiem w jakie kłopoty się jeszcze wpakowałaś, ale tatuś Cię szuka.
Tatuś mnie szuka ? Co za bezsens. Strach wciąż narastał. Był coraz bliżej...
- Ja nie mam ojca ! - Wykrzyczała mu w twarz. Trafił na drażliwy temat.
- Ależ masz... I go poznasz. - Zaśmiał się złowrogo.
Wyciągnął ku niej swoje wielkie łapy. Już chciał ją złapać ale June wyciągnęła przed siebie ręce. chciała mu przyłożyć, ale zamiast tego facet odleciał na drzewo z takim impetem, że złamało się pod jego ciężarem.
Ale jak ? Teraz wystraszyła się nie na żarty. Przecież nie użyła nawet siły ! Nawet go nie dotknęła ! To niemożliwe !
Jednak nie było czasu na rozmyślania. Zauważyła, że się nie rusza więc wykorzystała sytuację i wzięła nogi za pas. Zaczęła biec ścieżką którą tu przyszła. Znaczy tak się jej bynajmniej wydawało. Tak naprawdę nie miała pojęcia czy dobrze biegnie czy znów nie zagłębia się w las. Co chwilę oglądała sie przez ramię czy czasem jej nie goni, ale pusto. Widocznie on nie spodziewał się, że ona coś takie potrafii... Ba !
Ona sama nie miała pojęcia.
Gdyby nie własny puls i adrenalina hucząca jej w uszach pewnie już by się rozpłakała. Miała na tą wielką ochotę... Ten dzień był okropny.
Udało jej się wybiec z lasu. Pewnie tą drogą tu przyszła... Ale kto by się nad tym zastanawiał w takiej chwili.
Tylko gdzie by miała teraz pójść ? Nie chce iść do Keva ani akademiku... Zero bezpieczeństwa i przede wszystkim z kim miałaby o tym porozmawiać ?
Poszła więc przed siebie dalej przestraszona tam gdzie ją nogi poniosą. Wciąż myśląc o Kevie, Kastielu, wydarzeniu w lesie, ojcu i o tym co tam zrobiła..
Kastiel.
Spał w najlepsze pierwszy raz od kilku dni kiedy rozległo się ostre pukanie do drzwi.
Niechętnie wstał z łóżka poirytowany. Kogo diabli tu niosą ? Zastanawiał się...
- Idę !!
Wrzasnął ostro zdenerwowany z powodu przerwania mu snu.
Otworzył drzwi i ku jego zdziwieniu zobaczył June. Była w opłakanym stanie. Zmarznięta i wystraszona. Zbierało się jej na płacz. Było widać to w zaszklonych oczach.
- Co ty tu robisz ? - Wykrztusił z siebie zdziwiony i otworzył drzwi szerzej aby weszła. Jego adres pewnie znała z poprzedniej wizyty. Tego nie usunął jej z pamięci.
Dziewczyna zamiast wejść do środka uwiesiła mu się na szyi wybuchając płaczem... No pięknie, pomyślał.
Przesunął się z nią bardziej w głąb pomieszczenia i zatrzasnął drzwi.
Delikatnie ją do siebie przytulił gładząc włosy.
- Cicho, już cicho... - Próbował ją uspokoić, ale ona czując go odepchnęła Kastiela od siebie tak jakby była niezdecydowana i poszła do jego sypialni siadając na środku łóżka z założonymi rękami. Wciąż kwiląc...
- Co się stało ? - Stanął w drzwiach jakby niepewny czy wejść. Tak, to śmieszne, że czuł się niepewnie we własnej sypialni kiedy siedziała tam ona.
- Jak śmiałeś mnie dotknąć po tym co mi zrobiłeś ! - Wrzasnęła na niego wybuchając bardziej płaczem.
-To ty mnie przytuliłaś... - Dodał cicho. Czyli przyszła tu w środku nocy stroić fochy ? Nigdy nie zrozumie kobiet.
- Ale ty miałeś mnie nie dotykać !! - Wrzasnęła głośniej niż poprzednio piorunując go wzrokiem.
On natomiast tylko westchnął patrząc na nią zmieszany. Czuł się winny...
- Nawet nie wiesz co mi się dzisiaj przydarzyło!! Kev mnie szukał, chciał mnie zabrać! Uciekłam! Zgubiłam się w lesie i spotkałam tak jakiegoś typa! Znał moje imię, rozumiesz? Skąd?! Był jak wariat! Powiedział, że ojciec mnie szuka, ale ja nie mam ojca! I chciał mnie do niego porwać!
I ja go odepchnęłam! Ale go nie dotknęłam! Teraz to ty pewnie masz mnie za wariatkę... Ale ja nią nie jestem. To się stało! Słyszysz!!!
Napadła na niego mówiąc mu to wszystko. kuliła się na jego łóżku obejmując nogi rękoma i chowając twarz w dłoniach. A on tylko patrzył jak oniemiały... Wiedział co zrobiła, dokładnie wiedział ale jak jej to wytłumaczyć? Zaraz jego weźmie za wariata...
- Czemu nic nie mówisz!!
Podniosła gwałtownie głowę wrzeszcząc i płacząc na przemian.
On natomiast ruszył się z miejsca i usiadł obok niej. Delikatnie objął ją ramieniem lekko do siebie tuląc.
Wciąż bał się, że go odepchnie, albo zaraz uraczy pięścią w twarz ale miał to gdzieś. Chciał ją przytulić.
- Ja wiem co to było... Ale to jak się uspokoisz, June...
Dziewczyna nie odepchnęła go. Wtuliła się bardziej chowając głowę w jego ramieniu. Płacząc i płacząc oraz wciąż płacząc.
Małe sprostowanie. Kastiel czasem sypia (geny matki), ale to mu się rzadko zdarza ;) (czyt. Autorce się pojebało i już sama nie wie co pisze XD, a potem Alex musi jakoś to sklejać XD)
Rozdział w całości tworzony przez Aleksa. Ja zajęłam się tylko korektą ;)
wtorek, 29 kwietnia 2014
niedziela, 27 kwietnia 2014
Rozdział XVI "Niedopowiedzenia są jednymi z największych problemów ludzi"
Kas:
Wróciłem do domu. Wreszcie mój plan zaczął działać, ale nie byłem z tego aż tak zadowolony jak powinienem być. Czasami marzyłem, aby być zwykłym człowiekiem, a nie tym czymś. Sprawa byłaby prostsza. Byłbym szczęśliwy i ona pewnie też, ale nie ma łatwo. Ja bym uważał, ale co by było gdyby ojciec się dowiedział. Piekło na ziemi. Znów to robię. Znów użalam się nad sobą. Czasem myślę, żeby jej powiedzieć prawdę, ale po jej ostatniej reakcji wolę nie ryzykować. Jeszcze większy ból. Pora spać.
Kev:
Błądziłem po mieście ze zdjęciem pytając przechodniów czy jej nie widzieli. Kilku ludzi pokazywało mi kierunki w którym poszła i tam zmierzałem. Wyniosło mnie to w las, więc powolnym krokiem wracałem do miasta. Nagle usłyszałem "Stary, on ma zdjęcie tej laski co zrobiła aferę". Jaką aferę? Czy ona... Zaczęło się. Muszę ją teraz stąd zabrać nie ma innego wyjścia. Podszedłem do grupki nastolatków. Byli dziwni. Jeden miał czarne włosy i ciągle patrzył na telefon, jakby była w nim Sasha Grey, a drugi miał niebieskie włosy i RÓŻOWE oczy. Ale byli moim kołem ratunkowym.
-Znacie tą dziewczynę? Wiecie gdzie może być-Zapytałem
-A Ty co, glina?-odburknął mi ciemnowłosy chłopak.
-Nie, to moja siora. Zgubiłem ją.-Odparłem zdziwiony
-W przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela.-odparł niebieskowłosy
-Mówiliście o jakieś aferze, co ona zrobiła-Spytałem usiłując skryć strach
-Zrobiła naszej siostrze taką siarę na dziedzińcu i krzyczała na metala. Weź ją trochę ogarnij-niemal wykrzyczał w złości ciemny
-Właśnie to planuję zrobić, tylko muszę ją znaleźć. To wiecie gdzie jest czy nie?-Spytałem zirytowany.
-Pewnie w akademiku-odpowiedział niebieski-Jest tuż przy szkole.
-Dziękuję wam.-Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ja jestem Armin-powiedział ciemny- A to mój brat Alexy-wskazał głową na niebieskiego-przekaż swojej siostrze, aby uważała gdy nas spotka
-Kev. Na pewno przekażę-odpowiedziałem i poszedłem w kierunku szkoły.
June:
Powiedziałam Rozalii, aby zostawiła mnie samą. Upierała się, aby iść ze mną, ale odpuściła sobie gdy zobaczyła, że nic to nie daje. Poszłam w stronę śmietników. Było tam brudno, ale nikt zbytnio tu nie przychodził, a szkoła dzisiejsze śmieci już wyrzuciła. Siedziałam tam długo rozmyślając nad tym co się wczoraj stało. Za długo.
-Wracamy do domu!-był to wściekły Kev, który mnie dziwnym trafem znalazł
-Co Ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś??- Wykrzyczałam pytania
-Przyszedłem po Ciebie. Podpadłaś siostrze dwóch kolesi.-Powiedział już spokojniej.
-Nigdzie nie wracam-Warknęłam
-Sama w liście pisałaś, że to zbyt niebezpieczne. Wyjaśnię Ci co się z Tobą dzieję, tylko wróć ze mną.-jego błagalny ton mnie zaskoczył
-Ze mną?-Odparłam zdziwiona.
-Bo Ty....Zaraz. O jakim niebezpieczeństwie pisałaś w liście-Spytał niepewnie
-O szukaczach. A Ty o czym myślałeś?- Spytałam podejrzliwie
-Nie ważne. W swoim czasie. Proszę wróć do domu.-błagał coraz bardziej, ale byłam odporna.
-Nie!-po tych słowach wróciłam do akademika z prędkością światła i tyle mnie widział.
Już jest XD Dodany w niedzielę, a to, że o niemal 22 to nic XD Notki będą teraz co czwartek i niedzielę :P Poza 1 Majem. W tym tygodniu będzie drugiego, chyba, że napiszemy przed pierwszym ;) Do następnego rozdziału :P
Wróciłem do domu. Wreszcie mój plan zaczął działać, ale nie byłem z tego aż tak zadowolony jak powinienem być. Czasami marzyłem, aby być zwykłym człowiekiem, a nie tym czymś. Sprawa byłaby prostsza. Byłbym szczęśliwy i ona pewnie też, ale nie ma łatwo. Ja bym uważał, ale co by było gdyby ojciec się dowiedział. Piekło na ziemi. Znów to robię. Znów użalam się nad sobą. Czasem myślę, żeby jej powiedzieć prawdę, ale po jej ostatniej reakcji wolę nie ryzykować. Jeszcze większy ból. Pora spać.
Kev:
Błądziłem po mieście ze zdjęciem pytając przechodniów czy jej nie widzieli. Kilku ludzi pokazywało mi kierunki w którym poszła i tam zmierzałem. Wyniosło mnie to w las, więc powolnym krokiem wracałem do miasta. Nagle usłyszałem "Stary, on ma zdjęcie tej laski co zrobiła aferę". Jaką aferę? Czy ona... Zaczęło się. Muszę ją teraz stąd zabrać nie ma innego wyjścia. Podszedłem do grupki nastolatków. Byli dziwni. Jeden miał czarne włosy i ciągle patrzył na telefon, jakby była w nim Sasha Grey, a drugi miał niebieskie włosy i RÓŻOWE oczy. Ale byli moim kołem ratunkowym.
-Znacie tą dziewczynę? Wiecie gdzie może być-Zapytałem
-A Ty co, glina?-odburknął mi ciemnowłosy chłopak.
-Nie, to moja siora. Zgubiłem ją.-Odparłem zdziwiony
-W przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela.-odparł niebieskowłosy
-Mówiliście o jakieś aferze, co ona zrobiła-Spytałem usiłując skryć strach
-Zrobiła naszej siostrze taką siarę na dziedzińcu i krzyczała na metala. Weź ją trochę ogarnij-niemal wykrzyczał w złości ciemny
-Właśnie to planuję zrobić, tylko muszę ją znaleźć. To wiecie gdzie jest czy nie?-Spytałem zirytowany.
-Pewnie w akademiku-odpowiedział niebieski-Jest tuż przy szkole.
-Dziękuję wam.-Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ja jestem Armin-powiedział ciemny- A to mój brat Alexy-wskazał głową na niebieskiego-przekaż swojej siostrze, aby uważała gdy nas spotka
-Kev. Na pewno przekażę-odpowiedziałem i poszedłem w kierunku szkoły.
June:
Powiedziałam Rozalii, aby zostawiła mnie samą. Upierała się, aby iść ze mną, ale odpuściła sobie gdy zobaczyła, że nic to nie daje. Poszłam w stronę śmietników. Było tam brudno, ale nikt zbytnio tu nie przychodził, a szkoła dzisiejsze śmieci już wyrzuciła. Siedziałam tam długo rozmyślając nad tym co się wczoraj stało. Za długo.
-Wracamy do domu!-był to wściekły Kev, który mnie dziwnym trafem znalazł
-Co Ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś??- Wykrzyczałam pytania
-Przyszedłem po Ciebie. Podpadłaś siostrze dwóch kolesi.-Powiedział już spokojniej.
-Nigdzie nie wracam-Warknęłam
-Sama w liście pisałaś, że to zbyt niebezpieczne. Wyjaśnię Ci co się z Tobą dzieję, tylko wróć ze mną.-jego błagalny ton mnie zaskoczył
-Ze mną?-Odparłam zdziwiona.
-Bo Ty....Zaraz. O jakim niebezpieczeństwie pisałaś w liście-Spytał niepewnie
-O szukaczach. A Ty o czym myślałeś?- Spytałam podejrzliwie
-Nie ważne. W swoim czasie. Proszę wróć do domu.-błagał coraz bardziej, ale byłam odporna.
-Nie!-po tych słowach wróciłam do akademika z prędkością światła i tyle mnie widział.
Już jest XD Dodany w niedzielę, a to, że o niemal 22 to nic XD Notki będą teraz co czwartek i niedzielę :P Poza 1 Majem. W tym tygodniu będzie drugiego, chyba, że napiszemy przed pierwszym ;) Do następnego rozdziału :P
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział XV "Każdy chcę lepiej dla siebie i drugiej strony, ale czasem po prostu nie warto"
Kas:
Udało mi się, ale myślałem, że przeżyję to lepiej. Nie byłem z siebie dumny udając przed June scenkę zdrady, ale innego wyjścia nie widziałem. Narodził się kolejny problem. Co mam zrobić z Violettą.
-Przepraszam Cię za nią-powiedziałem niby od niechcenia
-To nie twoja wina, że tu przyszła. Kim ona właściwie była-Spytała
-Koleżanka-odpowiedziałem, bo nic innego mi nie przyszło do głowy
-Zachowywała się jak twoja dziewczyna-dodała ze smutkiem
-Ma urojenia-choć prawda była inna, ale nie musiała o tym wiedzieć.
-Ciekawych ludzi w tej szkole można spotkać-dodała z lekkim uśmiechem.
-Żebyś wiedziała-Zaśmiałem się, lecz w głębi ducha nadal myślałem jak się wykręcić i wrócić do domu.
Uratował mnie jej telefon. Chyba dostała sms'a. Po popatrzeniu na wyświetlacz była wystraszona. Odpowiedź przyszła szybko.
-Spóźnię się na lekcje. Przepraszam. Rozumiesz pewnie....-mówiła tak szybko, że ledwo ją usłyszałem
-Rozumiem. Leć już-uśmiechnąłem się, a ona już biegła w kierunku szkoły.
Kev:
Gdzie ona jest! Obszedłem cały dom cztery razy, ale nigdzie jej nie było. Oby jej się nic nie stało. Na stoliku w salonie był list. Dopiero po przeszukaniu mieszkania mogłem zająć się korespondencją.
"Drogi braciszku.
Mam dość uciekania. Wiesz o tym. Nie mogę już tego wytrzymać, od kiedy wiem o większym niebezpieczeństwie. Wybacz, ale niech każdy idzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej dla nas oboje. Bez względu na to co się wydarzy trzymaj się.
Do przypomnienia. Twoja przyjaciółka i siostra June."
Co ma się wydarzyć? Niebezpieczeństwo?! Boże, ona wie. Muszę ją jak najszybciej znaleźć, wyjaśnić. Ona musi się z tym oswoić i wynieść się jak najdalej stąd, bo ją znajdą. Czas nie idzie na moją korzyść. Muszę wziąć się w garść. NA pewno pójdzie do szkoły, muszę tam iść z samego rana. Żeby tylko nie było za późno.
Taki krótki i bez June, bo nie może być cały czas najważniejsza, a ja się zdenerwowałam, bo przełożyli konkurs na wtorek. Plus z tego jest taki, że na lekcji rosyjskiego XD Do niedzieli ;P Tym razem z June ;)
Udało mi się, ale myślałem, że przeżyję to lepiej. Nie byłem z siebie dumny udając przed June scenkę zdrady, ale innego wyjścia nie widziałem. Narodził się kolejny problem. Co mam zrobić z Violettą.
-Przepraszam Cię za nią-powiedziałem niby od niechcenia
-To nie twoja wina, że tu przyszła. Kim ona właściwie była-Spytała
-Koleżanka-odpowiedziałem, bo nic innego mi nie przyszło do głowy
-Zachowywała się jak twoja dziewczyna-dodała ze smutkiem
-Ma urojenia-choć prawda była inna, ale nie musiała o tym wiedzieć.
-Ciekawych ludzi w tej szkole można spotkać-dodała z lekkim uśmiechem.
-Żebyś wiedziała-Zaśmiałem się, lecz w głębi ducha nadal myślałem jak się wykręcić i wrócić do domu.
Uratował mnie jej telefon. Chyba dostała sms'a. Po popatrzeniu na wyświetlacz była wystraszona. Odpowiedź przyszła szybko.
-Spóźnię się na lekcje. Przepraszam. Rozumiesz pewnie....-mówiła tak szybko, że ledwo ją usłyszałem
-Rozumiem. Leć już-uśmiechnąłem się, a ona już biegła w kierunku szkoły.
Kev:
Gdzie ona jest! Obszedłem cały dom cztery razy, ale nigdzie jej nie było. Oby jej się nic nie stało. Na stoliku w salonie był list. Dopiero po przeszukaniu mieszkania mogłem zająć się korespondencją.
"Drogi braciszku.
Mam dość uciekania. Wiesz o tym. Nie mogę już tego wytrzymać, od kiedy wiem o większym niebezpieczeństwie. Wybacz, ale niech każdy idzie w swoją stronę. Tak będzie lepiej dla nas oboje. Bez względu na to co się wydarzy trzymaj się.
Do przypomnienia. Twoja przyjaciółka i siostra June."
Co ma się wydarzyć? Niebezpieczeństwo?! Boże, ona wie. Muszę ją jak najszybciej znaleźć, wyjaśnić. Ona musi się z tym oswoić i wynieść się jak najdalej stąd, bo ją znajdą. Czas nie idzie na moją korzyść. Muszę wziąć się w garść. NA pewno pójdzie do szkoły, muszę tam iść z samego rana. Żeby tylko nie było za późno.
Taki krótki i bez June, bo nie może być cały czas najważniejsza, a ja się zdenerwowałam, bo przełożyli konkurs na wtorek. Plus z tego jest taki, że na lekcji rosyjskiego XD Do niedzieli ;P Tym razem z June ;)
środa, 23 kwietnia 2014
Sorki. Będzie poślizg o jeden dzień.
Przepraszam, ale nie zdążyłam. Po konkursie jutro (czwartek) na pewno będzie. Nawet w szkole coś nabazgram ;)
sobota, 19 kwietnia 2014
Bonus Wielkanocny "Radość prezentów i tajemnica"
Wielkanocny bonus z przeszłości (raczej Wielkiej Soboty) Keva (8 lat) i June (7 lat) ;)
P.s. Wybaczcie, dzisiaj nic innego nie wymyślę :(
Kev:
Mama już zawołała mnie i moją przyjaciółkę June na kolorowanie pisanek. W każde święta zabierałyśmy June z domu dziecka. Jej rodzice zostawili ją gdy miała tydzień. Wiem tylko tyle póki co. Uradowani pobiegliśmy do kuchni. Jajka były już ugotowane.
-Zostaw baranka, to na jutro - powiedziała mama ze śmiechem do June
-Ale ja lubię słodycze - odpowiedziała jej zasmucona
-No dobrze, masz tu różyczkę do ozdoby tortu. Coś mnie podkusiło, żeby ją kupić- Otworzyła szafkę nie tracąc uśmiechu na ustach
-Dziękuję - pisnęła radośnie June
-A gdzie pisaki, albo farbki? - Spytałem, gdy już usiadłem na swoje "stanowisko pracy"
-Już Ci daję - Po czym podała mi plakatówki i kolorowe markery.
Mama krzątała się po kuchni kończąc sernik, ja natomiast malowałem swoje jajko na fioletowo z czarnymi, kreskami zrobionym markerem, a June pomalowała swoje w czarno-czerwone paski. Gdy skończyliśmy nagle mama zawołała nas do salonu.
-Wiem, że trochę za wcześnie na gwiazdkę - zaczęła - ale mam dla was prezenty
-Jeszcze dobre pół roku - zaśmiałem się - Ale będziemy je mogli odpakować teraz, a nie w wigilię-dodałem żartując
-Tak, pewnie. Ta niby wigilia to tylko taki pretekst.
-Nie dostaniemy prezentu na święta Bożonarodzeniowe - szepnąłem w żarcie do June, a ona ku mojemu zdziwieniu posmutniała-Żartowałem-dodałem, po czym znowu się rozpromieniła.
-W sumie oba prezenty są dla was obu - Zaśmiał się tata, który właśnie wrócił z pracy.
-Zdążyłeś skarbie - powiedziała mu mama, a po chwili się pocałowali. ble.
-Proszę, mam tę paczkę - Tata trzymał paczkę wielkości opakowania po drukarce. Zastanawiałem się co to jest, bo drukarkę już miałem. - A Twoja część?-Spytał po chwili.
-Właśnie przyszła pocztą. - odpowiedziała mu mama. - Może najpierw prezent materialny? - To ten list to co to było? Jeśli była to zgoda dyrekcji szkoły prywatnej, to ja chyba podziękuję.
-Nie, bo nie będą chcieli zobaczyć tego drugiego - Zaśmiał się ojciec.
-W sumie masz rację. A więc proszę. - Podała w naszym kierunku list, a June prawie się urwała w biegu, taka była podekscytowana. Podszedłem do mamy i odebrałem list, aby po chwili go otworzyć. Poniekąd trafiłem. Była tam zgoda, ale nie na szkołę prywatną, ale na adopcję June. Serce zaczęło walić mi z radości jak oszalałe. Krzyczałem na cały pokój: June! June, siostrzyczko! Ona natomiast wpatrywała się we mnie ze zdziwioną miną, a rodzice się ze mnie śmiali. Wyjaśniłem jej o co chodzi, a ona prawi udusiła mnie z radości, poc czym odpakowaliśmy drugą paczkę w której był samochodzik sterowany zdalnie. Bawiliśmy się nim do 23, bo później kazali nam iść spać. To były cudowne święta.
Mama Keva::
-Kiedyś im powiemy? - zapytała neutralnie męża
-W swoim czasie skarbie, w swoim czasie.
P.s. Wybaczcie, dzisiaj nic innego nie wymyślę :(
Kev:
Mama już zawołała mnie i moją przyjaciółkę June na kolorowanie pisanek. W każde święta zabierałyśmy June z domu dziecka. Jej rodzice zostawili ją gdy miała tydzień. Wiem tylko tyle póki co. Uradowani pobiegliśmy do kuchni. Jajka były już ugotowane.
-Zostaw baranka, to na jutro - powiedziała mama ze śmiechem do June
-Ale ja lubię słodycze - odpowiedziała jej zasmucona
-No dobrze, masz tu różyczkę do ozdoby tortu. Coś mnie podkusiło, żeby ją kupić- Otworzyła szafkę nie tracąc uśmiechu na ustach
-Dziękuję - pisnęła radośnie June
-A gdzie pisaki, albo farbki? - Spytałem, gdy już usiadłem na swoje "stanowisko pracy"
-Już Ci daję - Po czym podała mi plakatówki i kolorowe markery.
Mama krzątała się po kuchni kończąc sernik, ja natomiast malowałem swoje jajko na fioletowo z czarnymi, kreskami zrobionym markerem, a June pomalowała swoje w czarno-czerwone paski. Gdy skończyliśmy nagle mama zawołała nas do salonu.
-Wiem, że trochę za wcześnie na gwiazdkę - zaczęła - ale mam dla was prezenty
-Jeszcze dobre pół roku - zaśmiałem się - Ale będziemy je mogli odpakować teraz, a nie w wigilię-dodałem żartując
-Tak, pewnie. Ta niby wigilia to tylko taki pretekst.
-Nie dostaniemy prezentu na święta Bożonarodzeniowe - szepnąłem w żarcie do June, a ona ku mojemu zdziwieniu posmutniała-Żartowałem-dodałem, po czym znowu się rozpromieniła.
-W sumie oba prezenty są dla was obu - Zaśmiał się tata, który właśnie wrócił z pracy.
-Zdążyłeś skarbie - powiedziała mu mama, a po chwili się pocałowali. ble.
-Proszę, mam tę paczkę - Tata trzymał paczkę wielkości opakowania po drukarce. Zastanawiałem się co to jest, bo drukarkę już miałem. - A Twoja część?-Spytał po chwili.
-Właśnie przyszła pocztą. - odpowiedziała mu mama. - Może najpierw prezent materialny? - To ten list to co to było? Jeśli była to zgoda dyrekcji szkoły prywatnej, to ja chyba podziękuję.
-Nie, bo nie będą chcieli zobaczyć tego drugiego - Zaśmiał się ojciec.
-W sumie masz rację. A więc proszę. - Podała w naszym kierunku list, a June prawie się urwała w biegu, taka była podekscytowana. Podszedłem do mamy i odebrałem list, aby po chwili go otworzyć. Poniekąd trafiłem. Była tam zgoda, ale nie na szkołę prywatną, ale na adopcję June. Serce zaczęło walić mi z radości jak oszalałe. Krzyczałem na cały pokój: June! June, siostrzyczko! Ona natomiast wpatrywała się we mnie ze zdziwioną miną, a rodzice się ze mnie śmiali. Wyjaśniłem jej o co chodzi, a ona prawi udusiła mnie z radości, poc czym odpakowaliśmy drugą paczkę w której był samochodzik sterowany zdalnie. Bawiliśmy się nim do 23, bo później kazali nam iść spać. To były cudowne święta.
Mama Keva::
-Kiedyś im powiemy? - zapytała neutralnie męża
-W swoim czasie skarbie, w swoim czasie.
środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział XIV "Ból serca jest jednym z najgorszych bóli. Zwłaszcza zadany przez dupka"
June:
Czemu on to zrobił? To zabolało niczym igła przy pobieraniu krwi u laborantki sadystki. Ciekawe jak będzie się zachowywał obok mnie. Pewnie będzie udawał, że nic się nie stało. Co za drań! Mam ochotę się komuś wypłakać, ale nie mam komu. Iris mieszka 15 kilometrów stąd, a motor mam w garażu. Do tego czasu wypłakałabym się 3 razy i skończyłaby mi się sól w organizmie do produkcji łez. Muszę jakoś do przeboleć, wyjaśnić z nim. Może to była zwykła rozmowa, może to był zwykły przytulas? Chociaż sposób w jaki na niego patrzyła... Nie. June ogarnij się. Pójdziesz teraz grzecznie do pokoju i przywitasz się z współlokatorami. A może pomogą mi jakieś środki nasenne?Nic tylko się zastrzelić. Jakkolwiek nieadekwatne były te słowa do ostatnich zdarzeń. Pokój 15. To tutaj. Witaj nowe życie. Nadchodzę.
Kas:
Zastanawiałem się nad miejscem gdzie zabiorę Violette. (Tak chyba miała na imię) na spotkanie, tak aby June zauważyła, gdy nagle mnie oświeciło. Przecież ona mieszka w akademiku! Akademik ma dziedziniec i piękną roślinność. Tam mnie musi zobaczyć. O nie, zaraz będzie pora lunchu. Pobiegłem szybko przed szkołę, aby się nie spóźnić. Jeszcze jej nie było. Lepiej, żeby nie myślała, że ją wystawiam, czy coś.
Nagle ze szkoły wyszła spora grupka uczniów. Miałem szczęście, że była ona charakterystyczna i miałem dobry wzrok, bo miałbym problem. Podeszła do mnie i zapytała:
-To dokąd idziemy?-Była dziwnie podekscytowana
-Jest w akademiku dziedziniec z przepiękną roślinnością. Jest tam na przykład niebieski eukaliptus, albo krzaki dzikich róż-uśmiechnąłem się do niej z najładniejszym jaki mnie było stać uśmiechem.
-Widziałam je na google. Są piękne. Wiem, gdzie jest akademik, ale w środku pewnie się zgubimy-powiedziała smutno.
-Nie bój nic. Damy sobie radę, tym bardziej, że ja tam kiedyś tymczasowo mieszkałem.
-Długo tam byłeś-Zapytała z ciekawością
-Tydzień. Za długo zajmowała mi droga tamtymi korytarzami do szkoły-Powiedziałem z lekkim żartem
-Ale mnie pocieszyłeś-dodała zrezygnowana
-Nie martw się, może trafisz na lepszy pokój. Poza tym podobno zrobili jakieś przejście do szkoły-pocieszyłem ją
- Jeszcze nic takiego nie odkryłam-powiedziała lekko się zamyślając
-Nic dziwnego... W końcu dopiero co tu przyjechałaś, Violette.-uśmiechnąłem się
-No tak, masz rację-powiedziała, po czym lekko się rozpromieniła
- Nie ma na co czekać. Chodźmy.- Dodałem udawając entuzjazm
June:
Poczułam się jak bym się wprowadzała do nowego domu z Kevem. Łóżka do wyboru, ale same różowe. Naprawdę? A jeśli je przemaluję to będzie dewastacja mienia szkoły? Pewni tak. No trudno. Zajęłam łóżko które nie miało wokół żadnych bagaży. Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi. Stała w nich dość ładna białowłosa dziewczyna. Chyba była o mnie starsza ode mnie. Zagadałam pierwsza. Musiałam w końcu z nią mieszkać.
-Hej, mam na imię June, a Ty?-Zapytałam z niepokojem jak zareaguje
-Siemka, mam na imię Rozalia. Ty jesteś ta nowa. Nie martw się. Pokażę Ci szybką drogę do szkoły. Na pewno się zaprzyjaźnimy-Łał. Wygadana bestia.
-Jasne, czemu nie. Powiesz mi gdzie tu jest łazienka, stołówka i co najważniejsze: ZASIĘG.-Spytałam błagalnym tonem
-Nie ma problemu.- Po czym opowiedziała mi, że stołówka jest na parterze, a łazienka na pierwszym piętrze. Dowiedziałam się też że 1 w naszym numerze pokoju było numerem skrzydła. No to ładny labirynt nam się szykuję. Zasięg był tylko w pokojach nad czym ubolewałam, bo w korytarzu są rury, czy coś takiego. Ale mamy też dziedziniec, na który Rozalia z chęcią chciała mnie zaprowadzić. No to w drogę.
Violett:
Kiedy szli w stronę dziedzińca rozglądała się w różne strony niby to chłonąc krajobrazy nowego miejsca lecz tak naprawdę co chwilę kątem oka
obserwowała mężczyznę. Zauroczył ją praktycznie w jednej chwili ale to może być również sprawką tego, że Violett szybko się zakochiwała.
Wystarczyła krótka rozmowa aby zgubiła dla kogoś głowę...Lecz nie była ladacznicą. Co to, to nie.
Kastiel w pewnym momencie zorientował się, że Kobieta prawie nie odrywa od niego oczu.
- Brudny jestem ? - Zażartował.
- Nie, niee...Ja tylko tak...- Zaczęła się jąkać dziewczyna zakłopotana tym, że chłopak to odkrył.
- Spokojnie, żartuję tylko. - Uśmiechnął się pod nosem. Kiedy się w niego wpatrywała oznaczało to, że jego plan działa.
- Już jesteśmy całkiem niedaleko. Może mi opowiesz coś o dawnej szkole ? - Zapytał tym razem naprawdę ciekawy.
- Jestem z London general secondary school. Naprawdę nudna szkoła...Tam nauczyciele nie mają żadnej pasji w prowadzeniu lekcji i ani krzty
kreatywności - Oburzyła się jak na artystkę przystało.
- Tutaj nie zaznasz nic równie szczególnego. - Zaśmiał się pod nosem Kastiel.
W pewnym momencie przekroczyli bramy dziedzińca. Od razu otoczyła ich przyroda.
Mężczyzna złapał za dłoń Violett a ta splotła palce z jego palcami. Pociągnął ją w kierunku płaczącej wierzby. Kiedy odsunął jej długie pnącza
ich oczom ukazała się ławeczka.
Puścił jej dłoń i usiadł na niej po czym poklepał miejsce obok aby ona również usiadła co też później uczyniła.
- Romantyczne to miejsce... - Zaczerwieniła się.
- Staram się, Violett - Uśmiechnął się łobuzersko w jej kierunku po czym lekko objął ją jedną ręką w talii.
Dziewczyna zaniemówiła jakby była zaczarowana. Ten gest lekko wytrącił ją z równowagi.
Kastiel powoli zaczął się do niej przysuwać i już miał się pochylić ku złożeniu pocałunku na jej ustach gdy...
June:
Szła na dziedziniec obok trajkoczącej nowo poznanej koleżanki Rosalie. Nawet nie słuchała jej monologu. Jej myśli wciąż zajmował Kastiel...
I ta nowa ! Wyrzuciła tą myśl jak tyfus.
Nagle z jej kłótni myśli wyrwała ją dziewczyna.
- I co ? Jak myślisz ? - Zapytała rozentuzjazmowana Rozalia.
- Ee...Tak, to jest świetne - Pokiwała głową oszołomiona June.
- Jakie to ? TO ? Chyba on, June ! Opowiadam Ci od 15 minut o Leo ! - Zbulwersowała się.
- Przepraszam...Zamyśliłam się. - Skarciła się w myślach June.
- Zauważyłam ! - Obruszyła się ponownie. - Zresztą nie ważne. Już jesteśmy na dziedzińcu !
June rozejrzała się po okolicy. Normalnie może i by powiedziała, że jej się podoba ale po tamtej sytuacji wszystko widzi w szarych kolorach.
- Może być - Mruknęła jakby sama do siebie.
- Jesteś jakaś dziwna, nowa - Skwitowała Rozalia.
June skierowała wzrok na wierzbę i zza jej pnączów spostrzegła Kastiela i Violett. Nie wie co nią wtedy pokierowało ale nie czekając na Rozalie
która i tak po zorientowaniu się reakcji June pobiegła za nią odsłoniła pnącza i ujrzała prawie całującą się parę.
Zmrużyła oczy kiedy zyskała pewność że ta para to Kastiel i Violett.
- Nie przeszkadzam ? - Warknęła June.
Kastiel niechętnie odwrócił na nią wzrok.
- W zasadzie to przeszkadzasz. Nie widzisz co robimy ? - Powiedział leniwie Kas.
- Aż za dobrze... Pocałujesz ją i porzucisz jak mnie aby móc upolować inną ? - Zapytała z udawaną słodyczą.
Na co on zareagował śmiechem a Violette czuła się zdezorientowana.
- Możesz dać nam chwilę prywatności ? - Udawał niewzruszonego poprzednim zdaniem.
Upokorzona jego śmiechem i arogancją June odwróciła się na pięcie i szarpnęła Rozalie za nadgarstek aby ruszyła się z miejsca.
- Dałaś się pocałować temu Kastielowi ? Nie wiedziałaś, że jemu nie można ufać ? - Powiedziała z lekką nutą drwiny Rozalia.
- Nie mam zamiaru rozmawiać na temat tego niedorozwoja. - Wycedziła przez zęby urażona dziewczyna powstrzymując łzy.
- Oh... Jeszcze za dużo to ty się nie nauczyłaś. - Skwitowała Rozalia i dziewczyny wróciły z powrotem do szkoły.
Czemu on to zrobił? To zabolało niczym igła przy pobieraniu krwi u laborantki sadystki. Ciekawe jak będzie się zachowywał obok mnie. Pewnie będzie udawał, że nic się nie stało. Co za drań! Mam ochotę się komuś wypłakać, ale nie mam komu. Iris mieszka 15 kilometrów stąd, a motor mam w garażu. Do tego czasu wypłakałabym się 3 razy i skończyłaby mi się sól w organizmie do produkcji łez. Muszę jakoś do przeboleć, wyjaśnić z nim. Może to była zwykła rozmowa, może to był zwykły przytulas? Chociaż sposób w jaki na niego patrzyła... Nie. June ogarnij się. Pójdziesz teraz grzecznie do pokoju i przywitasz się z współlokatorami. A może pomogą mi jakieś środki nasenne?Nic tylko się zastrzelić. Jakkolwiek nieadekwatne były te słowa do ostatnich zdarzeń. Pokój 15. To tutaj. Witaj nowe życie. Nadchodzę.
Kas:
Zastanawiałem się nad miejscem gdzie zabiorę Violette. (Tak chyba miała na imię) na spotkanie, tak aby June zauważyła, gdy nagle mnie oświeciło. Przecież ona mieszka w akademiku! Akademik ma dziedziniec i piękną roślinność. Tam mnie musi zobaczyć. O nie, zaraz będzie pora lunchu. Pobiegłem szybko przed szkołę, aby się nie spóźnić. Jeszcze jej nie było. Lepiej, żeby nie myślała, że ją wystawiam, czy coś.
Nagle ze szkoły wyszła spora grupka uczniów. Miałem szczęście, że była ona charakterystyczna i miałem dobry wzrok, bo miałbym problem. Podeszła do mnie i zapytała:
-To dokąd idziemy?-Była dziwnie podekscytowana
-Jest w akademiku dziedziniec z przepiękną roślinnością. Jest tam na przykład niebieski eukaliptus, albo krzaki dzikich róż-uśmiechnąłem się do niej z najładniejszym jaki mnie było stać uśmiechem.
-Widziałam je na google. Są piękne. Wiem, gdzie jest akademik, ale w środku pewnie się zgubimy-powiedziała smutno.
-Nie bój nic. Damy sobie radę, tym bardziej, że ja tam kiedyś tymczasowo mieszkałem.
-Długo tam byłeś-Zapytała z ciekawością
-Tydzień. Za długo zajmowała mi droga tamtymi korytarzami do szkoły-Powiedziałem z lekkim żartem
-Ale mnie pocieszyłeś-dodała zrezygnowana
-Nie martw się, może trafisz na lepszy pokój. Poza tym podobno zrobili jakieś przejście do szkoły-pocieszyłem ją
- Jeszcze nic takiego nie odkryłam-powiedziała lekko się zamyślając
-Nic dziwnego... W końcu dopiero co tu przyjechałaś, Violette.-uśmiechnąłem się
-No tak, masz rację-powiedziała, po czym lekko się rozpromieniła
- Nie ma na co czekać. Chodźmy.- Dodałem udawając entuzjazm
June:
Poczułam się jak bym się wprowadzała do nowego domu z Kevem. Łóżka do wyboru, ale same różowe. Naprawdę? A jeśli je przemaluję to będzie dewastacja mienia szkoły? Pewni tak. No trudno. Zajęłam łóżko które nie miało wokół żadnych bagaży. Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi. Stała w nich dość ładna białowłosa dziewczyna. Chyba była o mnie starsza ode mnie. Zagadałam pierwsza. Musiałam w końcu z nią mieszkać.
-Hej, mam na imię June, a Ty?-Zapytałam z niepokojem jak zareaguje
-Siemka, mam na imię Rozalia. Ty jesteś ta nowa. Nie martw się. Pokażę Ci szybką drogę do szkoły. Na pewno się zaprzyjaźnimy-Łał. Wygadana bestia.
-Jasne, czemu nie. Powiesz mi gdzie tu jest łazienka, stołówka i co najważniejsze: ZASIĘG.-Spytałam błagalnym tonem
-Nie ma problemu.- Po czym opowiedziała mi, że stołówka jest na parterze, a łazienka na pierwszym piętrze. Dowiedziałam się też że 1 w naszym numerze pokoju było numerem skrzydła. No to ładny labirynt nam się szykuję. Zasięg był tylko w pokojach nad czym ubolewałam, bo w korytarzu są rury, czy coś takiego. Ale mamy też dziedziniec, na który Rozalia z chęcią chciała mnie zaprowadzić. No to w drogę.
Violett:
Kiedy szli w stronę dziedzińca rozglądała się w różne strony niby to chłonąc krajobrazy nowego miejsca lecz tak naprawdę co chwilę kątem oka
obserwowała mężczyznę. Zauroczył ją praktycznie w jednej chwili ale to może być również sprawką tego, że Violett szybko się zakochiwała.
Wystarczyła krótka rozmowa aby zgubiła dla kogoś głowę...Lecz nie była ladacznicą. Co to, to nie.
Kastiel w pewnym momencie zorientował się, że Kobieta prawie nie odrywa od niego oczu.
- Brudny jestem ? - Zażartował.
- Nie, niee...Ja tylko tak...- Zaczęła się jąkać dziewczyna zakłopotana tym, że chłopak to odkrył.
- Spokojnie, żartuję tylko. - Uśmiechnął się pod nosem. Kiedy się w niego wpatrywała oznaczało to, że jego plan działa.
- Już jesteśmy całkiem niedaleko. Może mi opowiesz coś o dawnej szkole ? - Zapytał tym razem naprawdę ciekawy.
- Jestem z London general secondary school. Naprawdę nudna szkoła...Tam nauczyciele nie mają żadnej pasji w prowadzeniu lekcji i ani krzty
kreatywności - Oburzyła się jak na artystkę przystało.
- Tutaj nie zaznasz nic równie szczególnego. - Zaśmiał się pod nosem Kastiel.
W pewnym momencie przekroczyli bramy dziedzińca. Od razu otoczyła ich przyroda.
Mężczyzna złapał za dłoń Violett a ta splotła palce z jego palcami. Pociągnął ją w kierunku płaczącej wierzby. Kiedy odsunął jej długie pnącza
ich oczom ukazała się ławeczka.
Puścił jej dłoń i usiadł na niej po czym poklepał miejsce obok aby ona również usiadła co też później uczyniła.
- Romantyczne to miejsce... - Zaczerwieniła się.
- Staram się, Violett - Uśmiechnął się łobuzersko w jej kierunku po czym lekko objął ją jedną ręką w talii.
Dziewczyna zaniemówiła jakby była zaczarowana. Ten gest lekko wytrącił ją z równowagi.
Kastiel powoli zaczął się do niej przysuwać i już miał się pochylić ku złożeniu pocałunku na jej ustach gdy...
June:
Szła na dziedziniec obok trajkoczącej nowo poznanej koleżanki Rosalie. Nawet nie słuchała jej monologu. Jej myśli wciąż zajmował Kastiel...
I ta nowa ! Wyrzuciła tą myśl jak tyfus.
Nagle z jej kłótni myśli wyrwała ją dziewczyna.
- I co ? Jak myślisz ? - Zapytała rozentuzjazmowana Rozalia.
- Ee...Tak, to jest świetne - Pokiwała głową oszołomiona June.
- Jakie to ? TO ? Chyba on, June ! Opowiadam Ci od 15 minut o Leo ! - Zbulwersowała się.
- Przepraszam...Zamyśliłam się. - Skarciła się w myślach June.
- Zauważyłam ! - Obruszyła się ponownie. - Zresztą nie ważne. Już jesteśmy na dziedzińcu !
June rozejrzała się po okolicy. Normalnie może i by powiedziała, że jej się podoba ale po tamtej sytuacji wszystko widzi w szarych kolorach.
- Może być - Mruknęła jakby sama do siebie.
- Jesteś jakaś dziwna, nowa - Skwitowała Rozalia.
June skierowała wzrok na wierzbę i zza jej pnączów spostrzegła Kastiela i Violett. Nie wie co nią wtedy pokierowało ale nie czekając na Rozalie
która i tak po zorientowaniu się reakcji June pobiegła za nią odsłoniła pnącza i ujrzała prawie całującą się parę.
Zmrużyła oczy kiedy zyskała pewność że ta para to Kastiel i Violett.
- Nie przeszkadzam ? - Warknęła June.
Kastiel niechętnie odwrócił na nią wzrok.
- W zasadzie to przeszkadzasz. Nie widzisz co robimy ? - Powiedział leniwie Kas.
- Aż za dobrze... Pocałujesz ją i porzucisz jak mnie aby móc upolować inną ? - Zapytała z udawaną słodyczą.
Na co on zareagował śmiechem a Violette czuła się zdezorientowana.
- Możesz dać nam chwilę prywatności ? - Udawał niewzruszonego poprzednim zdaniem.
Upokorzona jego śmiechem i arogancją June odwróciła się na pięcie i szarpnęła Rozalie za nadgarstek aby ruszyła się z miejsca.
- Dałaś się pocałować temu Kastielowi ? Nie wiedziałaś, że jemu nie można ufać ? - Powiedziała z lekką nutą drwiny Rozalia.
- Nie mam zamiaru rozmawiać na temat tego niedorozwoja. - Wycedziła przez zęby urażona dziewczyna powstrzymując łzy.
- Oh... Jeszcze za dużo to ty się nie nauczyłaś. - Skwitowała Rozalia i dziewczyny wróciły z powrotem do szkoły.
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział XIII "Czasem bolesne środki są dobre dla obu stron"
Kevin:
Wychodząc z domu Kastiela był zupełnie skołowany. Zauważył, że pomocy u tego czerwonego popaprańca nie uzyska... I pomyśleć, że właśnie kogoś takiego jego
siostra pokochała. Śmiechu warte, pomyślał.
Jego ostatnią deską ratunku była Iris... To była ostatnia osoba która miała wpływ na June.
Dotarł więc pod kolejny adres z kartki, i zapukał do drzwi ponieważ nie była dzwonka.
Iris mieszkała w przytulnym domku niedaleko lasu. Z daleka widać było, że dziewczyna mieszka albo z rodzicami, albo z bliższą rodziną. Przynajmniej tak mu się
wydawało.
Jego rozmyślania przerwały otwierające się drzwi, i rozdrażniona dziewczyna w nich.
-Czego tu szukasz o tak późnej porze ? - Zmarszczyła brwi poirytowana.
- Ładne przywitanie... Wystarczyłoby "O to ty, Kev ! Jak ja się stęskniłam !" - Zaczął naśladować Iris.
- Nie na każdego działa Twój "urok osobisty"... On tylko przyciąga puste laleczki, przykro mi. - Powiedziała z udawaną słodyczą w głosie dziewczyna.
- Bla, bla, bla... Chciałem pogadać o June - Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Co z nią ? - Zapytała poważnym głosem.
Wyszła przed drzwi i usiadła na schodach. Poklepała miejsce obok, aby Kevin dołączył co też od razu uczynił
- Wiem o tym, że zostałaś doskonale poinformowana o naszych problemach...Z narkotykami. Postrzelono June i musimy znów uciekać, ale oczywiście nie...A dlaczego?
Kastiel przysłonił oczy June i nie chce się ze mną wyprowadzić... Myślałem, że możesz mi w tym pomóc ? - Zapytał z wyraźną nadzieją w głosie głęboko zaglądając
w oczy Iris.
Na tą młodą niewiastę trik z oczami od razu podziałał. Pomimo, że wcześniej udawała twardą i nie dawała po sobie poznać to jednak coś tam do Keva czuła.
To była idealna okazja, aby się mu podlizać.
- Em... Myślę, że to nie byłoby fair w stosunku do June. W końcu się przyjaźnimy. - Załkała Iris próbując ugiąć się czarowi Keva. Natomiast mężczyzna od razu
wychwycił, że Iris się łamie. Więc wybrał ostrzejszą grę...
- Iris, Iris, Iris... Tu chodzi o jej życie...A chyba nie chcesz aby June nie była bezpieczna ? - Przekonywał dalej oraz odgarnął zagubiony kosmyk jej włosów
za ucho delikatnie przy tym muskając policzek palcami niby przypadkiem.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła pod jego dotykiem.
- Nie wiem, Kevin... Muszę to przemyśleć. - Przygryzła dolną wargę widocznie zakłopotana. Z jednej strony chciała zrobić to dla chłopaka, ale z drugiej June..
Co ona o niej pomyśli ?
- Byle szybko moja droga... Czas nam się kończy, więc jak się zdecydujesz to zadzwoń do mnie. Tu masz numer. - Wcisnął jej zwitek papieru już z wcześniej
wypisanym numerem oraz wstał ze schodów. Przelotnie lekko musnął jej policzek wargami przez co Iris wyskoczyły rumieńce na twarzy.
- Ja już muszę lecieć... Odezwij się jutro. - Dodał na pożegnanie, i mrugnął do niej jeszcze. Po chwili gdy znikł jej z pola widzenia ona wciąż siedziała
zdezorientowana na schodach tarasu przed domem. '
Kastiel:
Na następny dzień kiedy wstało już słońce mężczyzna zaczął codzienne szykowanie do szkoły. Standardowo pod prysznic, śniadanie, i do szkoły.
W drodze cały czas odbijały mu się słowa Kevina "Ona Cię kocha"...A on nie mógł pozwolić na to aby go kochano. To zarazem była tak szczęśliwa informacja,że
nareszcie ktoś darzy go mocniejszym uczuciem a w dodatku pozytywnym...Koniec końców nienawiść to też całkiem mocne uczucie.
Pomimo tej wiadomości wcale nie było mu do śmiechu. Wiedział, że jeżeli tego nie przerwie w porę, to dziewczyna źle skończy. I on przy okazji również...
Postanowił to zakończyć, lecz nie mógł normalnie zerwać. Wtedy chciałaby odbudować związek, a on nie mógł. Wpadł na pomysł dość drastyczny... Natomiast
jaki jest najlepszy sposób aby pozbyć się ukochanej osoby ? Zdrada działa najlepiej...
June:
Wchodząc do szkoły była już pełna energii. Natychmiast poszła do sekretariatu dowiedzieć się jak najwięcej informacji o wolnych pokojach w akademiku.
Okazało się, że jednak posiada więcej szczęścia niż rozumu. Już dzisiaj mają przyjechać nowi ucznie z wymiany i zająć pokoje, lecz jedno łóżko się uchowało.
Jednak ma dzielić pokój z niejaką Violett... Zastanawiała się kim jest ta dziewczyna, ale szybko przestała się tym przejmować. Przecież się udało ! Dzięki temu
zostanie w mieście, będzie miała przy sobie Kastiela oraz miejmy nadzieję że ujdzie z życiem. Przecież nareszcie miała zacząć zupełnie nowe. Nie byłoby zbyt
ciekawie gdyby po 3 dniach je straciła...
Kiedy wyszła z sekretariatu i szła korytarzem natknęła się na Kastiela który dosłownie na nią wpadł.
- Kastiel ! - Wydarła się na niego.
- Nie zauważyłem Cię - Powiedział obojętnie.
- Widzę właśnie... Wyglądasz jak widmo z horroru. Pewnie znowu zarwałeś nocke - Zbulwersowała się dziewczyna. "Oby to jedną", pomyślał Kastiel.
- To nie ważne... Co z akademikiem ? Przemyślałaś to ? - Zapytał bardziej ożywiony.
- Tak, wystarczy tylko się spakować i się wprowadzić. - Wyznała z szerokim uśmiechem.
- To świetnie. - Rzucił chłopak i odszedł bez pożegnania opuszczając budynek szkolny.
Zaczęło ją od razu zastanawiać co go znowu ugryzło...
Violett:
Violetta była szczupłą jednakże wysoką dziewczyną o gęstych fioletowych włosach. 'Układały się one w lekkie fale które okalały jej drobną twarz o wystających
kościach policzkowych. Dodatkowego uroku nadawały jej duże niebieskie oczy i pełne różowawe usta.
Tego dnia gdy przyjechała do nowej szkoły była ubrana w czarną zwiewną spódniczkę do kostek oraz białą bluzkę na ramiączkach. Jej szyje zdobiły liczne
łańcuszki. Na nadgarstkach nosiła pełno przeróżnych bransoletek. Lubiła dużo błyskotek, lecz nie wyglądała ona nigdy tandetnie.
Pod pachą zawsze nosiła szkicownik, a w torebce walało się zawsze tona ołówków i innych dziwnych rzeczy.
Przyjechała ona z rodzeństwem Arminem i Alexem.
Gdy wysiadła z autobusu od razu przykuł jej wzrok czerwonowłosy mężczyzna. Wyglądał na zagubionego gdy tak stał pod ścianą szkoły i patrzył przed siebie
pustym wzrokiem.
Postanowiła się przywitać więc podeszła do niego wolnym krokiem.
- Witaj... Jestem Violetta Bradley. Przyjechałam z wymiany. - Przedstawiła się z uśmiechem
- Cześć, Kastiel - Podał dłoń na przywitanie dziewczynie którą od razu uścisnęła.
- Mógłbyś mi może coś więcej opowiedzieć o szkole ? - Zagadnęła z nadzieją na nawiązanie nowej znajomości.
- Tylko mi nie mów, że naprawdę chcesz tego słuchać... Zresztą nie należę do prymusów szkolnych. - Odburknął... Ale od razu wpadł na pomysł.
- Chyba że Cię po niej oprowadzę ? - Dodał z uśmiechem Kastiel tym razem patrząc już na dziewczynę.
- Byłoby mi bardzo miło - Odpowiedziała lekko onieśmielona.
Chłopak podał jej ramię które ona chwyciła.
- Więc zapraszam w nasze skromne progi. - I weszli razem do budynku. Violett jednak nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że ma być narzędziem które ma
zrazić do niego June...
Kastiel oprowadzał ją po budynku z widocznym ożywieniem. Jeżeli się postarał to potrafił być bardzo towarzyski chociaż zwykle tego unikał.
Widać było na pierwszy rzut oka, że Violett złapała haczyk i już zauroczyła się Kastielem.
Lecz wciąż nie było widać June...
- Masz szkicownik... Może kiedyś pokażesz mi swoje prace ? Zakładam że rysujesz. - Napomknął Kastiel szukając coraz to nowszych tematów do rozmowy.
- Jeżeli chcesz to mogę narysować i Ciebie. Sądzę że byłbyś dobrym modelem. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Jeśli chcesz to nie widzę problemu. - Wzruszył ramionami zgadzając się.
- Może w porze Lunchu ? Spotkalibyśmy się na boisku ? - Zapytała z nadzieją.
- Znam lepsze miejsce do takich typu spraw. - Mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem.
- To jesteśmy umówieni. - Powiedziała zadowolona dziewczyna - Jednak muszę już wracać do braci. - dodała z lekkim smutkiem że musi go opuszczać.
- Nie ma sprawy. Widzimy się przed szkołą w porze Lunchu. Wtedy Cię zaprowadzę.
Dziewczyna na pożegnanie w porywie spontaniczności lekko przytuliła Kastiela co on odwzajemnił.
Myślał, że całego zdarzenia June nie widziała i plan odstraszenia jej jeszcze mu nie wyszedł lecz ona z ukrycia przyglądała się całej sytuacji oraz
była świadkiem całej rozmowy. Mogła przysiądź, że serce właśnie jej pękło na pół, a zazdrość rozdzierała od środka gdy zobaczyła tą scenę. Niby nie
była aż tak znacząca, ale jej wystarczy...
Wychodząc z domu Kastiela był zupełnie skołowany. Zauważył, że pomocy u tego czerwonego popaprańca nie uzyska... I pomyśleć, że właśnie kogoś takiego jego
siostra pokochała. Śmiechu warte, pomyślał.
Jego ostatnią deską ratunku była Iris... To była ostatnia osoba która miała wpływ na June.
Dotarł więc pod kolejny adres z kartki, i zapukał do drzwi ponieważ nie była dzwonka.
Iris mieszkała w przytulnym domku niedaleko lasu. Z daleka widać było, że dziewczyna mieszka albo z rodzicami, albo z bliższą rodziną. Przynajmniej tak mu się
wydawało.
Jego rozmyślania przerwały otwierające się drzwi, i rozdrażniona dziewczyna w nich.
-Czego tu szukasz o tak późnej porze ? - Zmarszczyła brwi poirytowana.
- Ładne przywitanie... Wystarczyłoby "O to ty, Kev ! Jak ja się stęskniłam !" - Zaczął naśladować Iris.
- Nie na każdego działa Twój "urok osobisty"... On tylko przyciąga puste laleczki, przykro mi. - Powiedziała z udawaną słodyczą w głosie dziewczyna.
- Bla, bla, bla... Chciałem pogadać o June - Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Co z nią ? - Zapytała poważnym głosem.
Wyszła przed drzwi i usiadła na schodach. Poklepała miejsce obok, aby Kevin dołączył co też od razu uczynił
- Wiem o tym, że zostałaś doskonale poinformowana o naszych problemach...Z narkotykami. Postrzelono June i musimy znów uciekać, ale oczywiście nie...A dlaczego?
Kastiel przysłonił oczy June i nie chce się ze mną wyprowadzić... Myślałem, że możesz mi w tym pomóc ? - Zapytał z wyraźną nadzieją w głosie głęboko zaglądając
w oczy Iris.
Na tą młodą niewiastę trik z oczami od razu podziałał. Pomimo, że wcześniej udawała twardą i nie dawała po sobie poznać to jednak coś tam do Keva czuła.
To była idealna okazja, aby się mu podlizać.
- Em... Myślę, że to nie byłoby fair w stosunku do June. W końcu się przyjaźnimy. - Załkała Iris próbując ugiąć się czarowi Keva. Natomiast mężczyzna od razu
wychwycił, że Iris się łamie. Więc wybrał ostrzejszą grę...
- Iris, Iris, Iris... Tu chodzi o jej życie...A chyba nie chcesz aby June nie była bezpieczna ? - Przekonywał dalej oraz odgarnął zagubiony kosmyk jej włosów
za ucho delikatnie przy tym muskając policzek palcami niby przypadkiem.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła pod jego dotykiem.
- Nie wiem, Kevin... Muszę to przemyśleć. - Przygryzła dolną wargę widocznie zakłopotana. Z jednej strony chciała zrobić to dla chłopaka, ale z drugiej June..
Co ona o niej pomyśli ?
- Byle szybko moja droga... Czas nam się kończy, więc jak się zdecydujesz to zadzwoń do mnie. Tu masz numer. - Wcisnął jej zwitek papieru już z wcześniej
wypisanym numerem oraz wstał ze schodów. Przelotnie lekko musnął jej policzek wargami przez co Iris wyskoczyły rumieńce na twarzy.
- Ja już muszę lecieć... Odezwij się jutro. - Dodał na pożegnanie, i mrugnął do niej jeszcze. Po chwili gdy znikł jej z pola widzenia ona wciąż siedziała
zdezorientowana na schodach tarasu przed domem. '
Kastiel:
Na następny dzień kiedy wstało już słońce mężczyzna zaczął codzienne szykowanie do szkoły. Standardowo pod prysznic, śniadanie, i do szkoły.
W drodze cały czas odbijały mu się słowa Kevina "Ona Cię kocha"...A on nie mógł pozwolić na to aby go kochano. To zarazem była tak szczęśliwa informacja,że
nareszcie ktoś darzy go mocniejszym uczuciem a w dodatku pozytywnym...Koniec końców nienawiść to też całkiem mocne uczucie.
Pomimo tej wiadomości wcale nie było mu do śmiechu. Wiedział, że jeżeli tego nie przerwie w porę, to dziewczyna źle skończy. I on przy okazji również...
Postanowił to zakończyć, lecz nie mógł normalnie zerwać. Wtedy chciałaby odbudować związek, a on nie mógł. Wpadł na pomysł dość drastyczny... Natomiast
jaki jest najlepszy sposób aby pozbyć się ukochanej osoby ? Zdrada działa najlepiej...
June:
Wchodząc do szkoły była już pełna energii. Natychmiast poszła do sekretariatu dowiedzieć się jak najwięcej informacji o wolnych pokojach w akademiku.
Okazało się, że jednak posiada więcej szczęścia niż rozumu. Już dzisiaj mają przyjechać nowi ucznie z wymiany i zająć pokoje, lecz jedno łóżko się uchowało.
Jednak ma dzielić pokój z niejaką Violett... Zastanawiała się kim jest ta dziewczyna, ale szybko przestała się tym przejmować. Przecież się udało ! Dzięki temu
zostanie w mieście, będzie miała przy sobie Kastiela oraz miejmy nadzieję że ujdzie z życiem. Przecież nareszcie miała zacząć zupełnie nowe. Nie byłoby zbyt
ciekawie gdyby po 3 dniach je straciła...
Kiedy wyszła z sekretariatu i szła korytarzem natknęła się na Kastiela który dosłownie na nią wpadł.
- Kastiel ! - Wydarła się na niego.
- Nie zauważyłem Cię - Powiedział obojętnie.
- Widzę właśnie... Wyglądasz jak widmo z horroru. Pewnie znowu zarwałeś nocke - Zbulwersowała się dziewczyna. "Oby to jedną", pomyślał Kastiel.
- To nie ważne... Co z akademikiem ? Przemyślałaś to ? - Zapytał bardziej ożywiony.
- Tak, wystarczy tylko się spakować i się wprowadzić. - Wyznała z szerokim uśmiechem.
- To świetnie. - Rzucił chłopak i odszedł bez pożegnania opuszczając budynek szkolny.
Zaczęło ją od razu zastanawiać co go znowu ugryzło...
Violett:
Violetta była szczupłą jednakże wysoką dziewczyną o gęstych fioletowych włosach. 'Układały się one w lekkie fale które okalały jej drobną twarz o wystających
kościach policzkowych. Dodatkowego uroku nadawały jej duże niebieskie oczy i pełne różowawe usta.
Tego dnia gdy przyjechała do nowej szkoły była ubrana w czarną zwiewną spódniczkę do kostek oraz białą bluzkę na ramiączkach. Jej szyje zdobiły liczne
łańcuszki. Na nadgarstkach nosiła pełno przeróżnych bransoletek. Lubiła dużo błyskotek, lecz nie wyglądała ona nigdy tandetnie.
Pod pachą zawsze nosiła szkicownik, a w torebce walało się zawsze tona ołówków i innych dziwnych rzeczy.
Przyjechała ona z rodzeństwem Arminem i Alexem.
Gdy wysiadła z autobusu od razu przykuł jej wzrok czerwonowłosy mężczyzna. Wyglądał na zagubionego gdy tak stał pod ścianą szkoły i patrzył przed siebie
pustym wzrokiem.
Postanowiła się przywitać więc podeszła do niego wolnym krokiem.
- Witaj... Jestem Violetta Bradley. Przyjechałam z wymiany. - Przedstawiła się z uśmiechem
- Cześć, Kastiel - Podał dłoń na przywitanie dziewczynie którą od razu uścisnęła.
- Mógłbyś mi może coś więcej opowiedzieć o szkole ? - Zagadnęła z nadzieją na nawiązanie nowej znajomości.
- Tylko mi nie mów, że naprawdę chcesz tego słuchać... Zresztą nie należę do prymusów szkolnych. - Odburknął... Ale od razu wpadł na pomysł.
- Chyba że Cię po niej oprowadzę ? - Dodał z uśmiechem Kastiel tym razem patrząc już na dziewczynę.
- Byłoby mi bardzo miło - Odpowiedziała lekko onieśmielona.
Chłopak podał jej ramię które ona chwyciła.
- Więc zapraszam w nasze skromne progi. - I weszli razem do budynku. Violett jednak nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że ma być narzędziem które ma
zrazić do niego June...
Kastiel oprowadzał ją po budynku z widocznym ożywieniem. Jeżeli się postarał to potrafił być bardzo towarzyski chociaż zwykle tego unikał.
Widać było na pierwszy rzut oka, że Violett złapała haczyk i już zauroczyła się Kastielem.
Lecz wciąż nie było widać June...
- Masz szkicownik... Może kiedyś pokażesz mi swoje prace ? Zakładam że rysujesz. - Napomknął Kastiel szukając coraz to nowszych tematów do rozmowy.
- Jeżeli chcesz to mogę narysować i Ciebie. Sądzę że byłbyś dobrym modelem. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Jeśli chcesz to nie widzę problemu. - Wzruszył ramionami zgadzając się.
- Może w porze Lunchu ? Spotkalibyśmy się na boisku ? - Zapytała z nadzieją.
- Znam lepsze miejsce do takich typu spraw. - Mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem.
- To jesteśmy umówieni. - Powiedziała zadowolona dziewczyna - Jednak muszę już wracać do braci. - dodała z lekkim smutkiem że musi go opuszczać.
- Nie ma sprawy. Widzimy się przed szkołą w porze Lunchu. Wtedy Cię zaprowadzę.
Dziewczyna na pożegnanie w porywie spontaniczności lekko przytuliła Kastiela co on odwzajemnił.
Myślał, że całego zdarzenia June nie widziała i plan odstraszenia jej jeszcze mu nie wyszedł lecz ona z ukrycia przyglądała się całej sytuacji oraz
była świadkiem całej rozmowy. Mogła przysiądź, że serce właśnie jej pękło na pół, a zazdrość rozdzierała od środka gdy zobaczyła tą scenę. Niby nie
była aż tak znacząca, ale jej wystarczy...
środa, 9 kwietnia 2014
Rozdział XII "Czasem trzeba postawić na swoim licząc się z konsekwencjami swoich wyborów"
June:
Usiadłam na sofie rozmyślając o tym co mi powiedział Kas. Rozważałam plusy każdej decyzji. Plusów zostania z bratem było mało. Miałam dom, rodzinę (nieliczną, ale zawsze). Minusów było za to całkiem sporo. Wyprowadzka, nowe otoczenie, mogę już nigdy nie zobaczyć Iris, ani Kastiela. Historia toczyła by się w kółko i w kółko. Jakbym poszła do akademika mogłabym nie zobaczyć brata. Dom jest nie ważny. Ale zobaczyłabym osoby na których mi zależy. Oczywiście poza nim. Decyzja nie była prosta, ale zdecydowałam. Czas na zmiany. Miałam dość życia w biegu i strachu. Ale co jeśli i tu mnie znowu znajdą? To był jedyny minus całej sytuacji, poza bratem. Czuję się trochę jak rodzeństwo z filmu Hansel i Gretel - łowcy czarownic. Rodzeństwo z problemami, ale też mam prawo do normalnego życia, prawda? Decyzja podjęta. Idę do szkoły zapytać się o wolne miejsca w akademiku.
Miałam tylko nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję. To jedna z tych z których ciężko się wycofać... O ile w ogóle ma się tą możliwość. Jednak stwierdziłam, że tym będę się martwić później.
Kev:
Co ta gówniara sobie myśli? Przecież chcę ją chronić. A co jeśli znowu ją postrzelą, tyle że tym razem nie chybią. Zginie. Mam tylko ją. Ona jedyna ze mną została. Nawet moja była dziewczyna mnie zostawiła. Do dziś nie wiem dlaczego i zacząłem ćpać. To pomagało. Na krótko, ale zawsze. Potem zorientowałem się, że z tego można wytrzepać niezły hajs, no i po roku zaczął się kołowrotek. Już to widzę. Ja sam na nich. Przecież June sobie nie poradzi. Prędzej ją też zastrzelą niż dożyje choćby 50. Zaczyna zachodzić słońce. Pora wracać. Chyba, że pogadam z Kasem i Iris, aby ją przekonali. Tak, to niezły pomysł. Dowiem się od tzw "jednorazowych kolegów" gdzie mieszka.
Słońce niemal całkiem zaszło, a ja stałem pod wieżowcem Kastiela i zadzwoniłem domofonem zgodnie z adresem napisanej na karteczce.
Kto tam-Zapytał znany mi głos.
Tu Kev. Chcę pogadać.-powiedziałem z nadzieją, że mnie wpuści
-niby o czym?-zapytał z drwiną w głosie
-O June-nie było sensu owijać w bawełnę.
-W sumie dobrze się składa. Wyjaśnimy sobie parę rzeczy - Mruknął już bardziej złowrogo, ale to raczej w jego stylu.
Po jego słowach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, po czym odnalazłem jego mieszkanie. Mieszkał na ostatnim piętrze. W sumie nie dziwię mu się. Tam mieszkania są najtańsze. Po wpuszczeniu mnie do jego mieszkania zacząłem rozmowę.
***
Kas:
-Proszę, przekonaj June, żeby wyjechała-prosił mnie jej brat.
-Dlaczego i dlaczego ja?-zapytałem. Byłem ciekawy co odpowie.
-Nieważne dlaczego, po prostu musi wyjechać. Dla jej dobra, a Ty masz na nią wpływ.-Powiedział niemal na jednym tchu.
-Ona sama zdecyduje co słuszne. - Warknął coraz bardziej poirytowany.
-Gościu, ona Cię kocha rozumiesz?! Prowadzę niełatwe życie, a ona w nim jest. Sam zresztą wiesz. A tak poza tym dzięki, że jej pomogłeś. - Wyznał ze skruchą w głosie
-Nie ma za co. Da sobie radę. Jest już dużą dziewczynką - Odpyskował na odczepne.
-Ona nie jest dziewczynką-mruknął pod nosem, ale i tak usłyszałem
-Co masz na myśli-zaciekawiło mnie jego zdanie. Czyżbym o czymś nie wiedział ?
-Eee. Chodzi o to, że.....w jej mniemaniu nie jest już dziewczynką, tylko kobietą.-Może wejdę do jego umysłu i dowiem się w końcu czegoś konkretnego.
-Zastanów się nad tą decyzją, ja lecę - Zrezygnowany chłopak ruszył do wyjścia. Wiedział, że nie ma sensu dłużej targować się z Kastielem.
Wyszedł z mojego pokoju dziwnie wystraszony. W sumie to co mówił miałoby sens gdyby się nie jąkał. Jutro w szkole potwierdzę jego wersję u June. Ciekawe co wybrała... Mam nadzieję, że wybrała mądrze, i w końcu uwolni się od toksycznego braciszka który regularnie zatruwa jej życie. Chociaż... Mógłbym się dowiedzieć teraz o jej decyzji. Wystarczyłoby tylko przeczytać jej myśli... Nie, to nie może tak wyglądać. Ona nie jest pierwszą lepszą osobą której mogę przeszukać pamięć, lecz raz to zrobiłem. Wtedy była inna sytuacja, tłumaczył sobie. Zaczekam do jutra jak normalny człowiek... Jak normalny człowiek, powtarzał sobie w myślach, a gdzieś w środku wciąż żałował że musiał usunąć jej wspomnienia. Niestety nie mogło być inaczej....
Usiadłam na sofie rozmyślając o tym co mi powiedział Kas. Rozważałam plusy każdej decyzji. Plusów zostania z bratem było mało. Miałam dom, rodzinę (nieliczną, ale zawsze). Minusów było za to całkiem sporo. Wyprowadzka, nowe otoczenie, mogę już nigdy nie zobaczyć Iris, ani Kastiela. Historia toczyła by się w kółko i w kółko. Jakbym poszła do akademika mogłabym nie zobaczyć brata. Dom jest nie ważny. Ale zobaczyłabym osoby na których mi zależy. Oczywiście poza nim. Decyzja nie była prosta, ale zdecydowałam. Czas na zmiany. Miałam dość życia w biegu i strachu. Ale co jeśli i tu mnie znowu znajdą? To był jedyny minus całej sytuacji, poza bratem. Czuję się trochę jak rodzeństwo z filmu Hansel i Gretel - łowcy czarownic. Rodzeństwo z problemami, ale też mam prawo do normalnego życia, prawda? Decyzja podjęta. Idę do szkoły zapytać się o wolne miejsca w akademiku.
Miałam tylko nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję. To jedna z tych z których ciężko się wycofać... O ile w ogóle ma się tą możliwość. Jednak stwierdziłam, że tym będę się martwić później.
Kev:
Co ta gówniara sobie myśli? Przecież chcę ją chronić. A co jeśli znowu ją postrzelą, tyle że tym razem nie chybią. Zginie. Mam tylko ją. Ona jedyna ze mną została. Nawet moja była dziewczyna mnie zostawiła. Do dziś nie wiem dlaczego i zacząłem ćpać. To pomagało. Na krótko, ale zawsze. Potem zorientowałem się, że z tego można wytrzepać niezły hajs, no i po roku zaczął się kołowrotek. Już to widzę. Ja sam na nich. Przecież June sobie nie poradzi. Prędzej ją też zastrzelą niż dożyje choćby 50. Zaczyna zachodzić słońce. Pora wracać. Chyba, że pogadam z Kasem i Iris, aby ją przekonali. Tak, to niezły pomysł. Dowiem się od tzw "jednorazowych kolegów" gdzie mieszka.
Słońce niemal całkiem zaszło, a ja stałem pod wieżowcem Kastiela i zadzwoniłem domofonem zgodnie z adresem napisanej na karteczce.
Kto tam-Zapytał znany mi głos.
Tu Kev. Chcę pogadać.-powiedziałem z nadzieją, że mnie wpuści
-niby o czym?-zapytał z drwiną w głosie
-O June-nie było sensu owijać w bawełnę.
-W sumie dobrze się składa. Wyjaśnimy sobie parę rzeczy - Mruknął już bardziej złowrogo, ale to raczej w jego stylu.
Po jego słowach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, po czym odnalazłem jego mieszkanie. Mieszkał na ostatnim piętrze. W sumie nie dziwię mu się. Tam mieszkania są najtańsze. Po wpuszczeniu mnie do jego mieszkania zacząłem rozmowę.
***
Kas:
-Proszę, przekonaj June, żeby wyjechała-prosił mnie jej brat.
-Dlaczego i dlaczego ja?-zapytałem. Byłem ciekawy co odpowie.
-Nieważne dlaczego, po prostu musi wyjechać. Dla jej dobra, a Ty masz na nią wpływ.-Powiedział niemal na jednym tchu.
-Ona sama zdecyduje co słuszne. - Warknął coraz bardziej poirytowany.
-Gościu, ona Cię kocha rozumiesz?! Prowadzę niełatwe życie, a ona w nim jest. Sam zresztą wiesz. A tak poza tym dzięki, że jej pomogłeś. - Wyznał ze skruchą w głosie
-Nie ma za co. Da sobie radę. Jest już dużą dziewczynką - Odpyskował na odczepne.
-Ona nie jest dziewczynką-mruknął pod nosem, ale i tak usłyszałem
-Co masz na myśli-zaciekawiło mnie jego zdanie. Czyżbym o czymś nie wiedział ?
-Eee. Chodzi o to, że.....w jej mniemaniu nie jest już dziewczynką, tylko kobietą.-Może wejdę do jego umysłu i dowiem się w końcu czegoś konkretnego.
-Zastanów się nad tą decyzją, ja lecę - Zrezygnowany chłopak ruszył do wyjścia. Wiedział, że nie ma sensu dłużej targować się z Kastielem.
Wyszedł z mojego pokoju dziwnie wystraszony. W sumie to co mówił miałoby sens gdyby się nie jąkał. Jutro w szkole potwierdzę jego wersję u June. Ciekawe co wybrała... Mam nadzieję, że wybrała mądrze, i w końcu uwolni się od toksycznego braciszka który regularnie zatruwa jej życie. Chociaż... Mógłbym się dowiedzieć teraz o jej decyzji. Wystarczyłoby tylko przeczytać jej myśli... Nie, to nie może tak wyglądać. Ona nie jest pierwszą lepszą osobą której mogę przeszukać pamięć, lecz raz to zrobiłem. Wtedy była inna sytuacja, tłumaczył sobie. Zaczekam do jutra jak normalny człowiek... Jak normalny człowiek, powtarzał sobie w myślach, a gdzieś w środku wciąż żałował że musiał usunąć jej wspomnienia. Niestety nie mogło być inaczej....
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Rozdział XI ""Przyjdź do mnie we śnie, a wtedy Za dnia znowu będę szczęśliwy. Bo noc po wielokroć wynagrodzi Beznadziejną tęsknotę dnia"
Kastiel:
Słysząc rozmowę brata i siostry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czyli to Kevin był zamieszany w potyczki ulicznych bandytów... A on cały czas podejrzewał o to June.
Bał się również tego, że Kev dopnie swego i zabierze stąd dziewczynę. Pewnie zaraz popędził by w ślad za nimi aby tylko być jak najbliżej niej. I w razie czego oczywiście ją chronić bo jak przedstawiała sytuacja ona nigdzie nie jest bezpieczna.
Chcąc z nią porozmawiać podszedł pod drzwi wyjściowe i zapukał delikatnie czekając aż June otworzy.
- Kto się tam wlecze ?! - Krzyknęła wciąż pod wpływem adrenaliny krążącej jej w żyłach niczym narkotyk.
- Kastiel... - Odpowiedział bardziej sam do siebie niż do niej.
June ruszyła w kierunku drzwi zafascynowana, a zarazem wystraszona... Przecież uciekła z jego mieszkania. Miał prawo być na nią zły.
Otworzyła je powoli i spojrzała w oczy mężczyzny.
- Ccoś się stało ? - Powiedziała po cichu.
- A i owszem... Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. - Nie czekając na pozwolenie wyminął ją w drzwiach i wszedł do środka.
June zamknęła drzwi na zasuwę i odwróciła się do niego przodem zszokowana jego śmiałością i zachowaniem. Ale cóż można innego się po nim spodziewać ?
- Co chcesz wyjaśniać ? - Udała zdezorientowaną, ale dobrze wiedziała o co mu chodzi.
- Po pierwsze to czemu uciekłaś z mieszkania ? Przecież wiesz dobrze, że jesteś jeszcze słaba, a po drugie o co chodziło w kłótni z Twoim bratem ? W co on się zamieszał z tymi typami ? - Wyrzucił z siebie wszystkie słowa na jednym tchu marszcząc przy tym brwi.
- Podsłuchiwałeś ?! - Krzyknęła zbulwersowana.
- A co ? Zabronisz mi ? Lepiej szybko się wytłumacz. - Zagryzł dolną wargę pod wpływem emocji.
- Nie muszę się przed Tobą z niczego tłumaczyć - rzuciła na odczepne.
- A właśnie, że musisz i zapewniam Cię, że to zrobisz. - Warknął coraz bardziej zirytowany.
- Niby dlaczego ? - Uniosła jedną brew cały czas go obserwując.
- Dlatego, że nie masz nic do gadania. Chyba że chcesz się wyprowadzić... Jeżeli mi nie powiesz to nie pomogę Ci tego uniknąć - Wymyślił na poczekaniu dość słabą wymówkę trzeba przyznać, lecz czuł że to może podziałać.
- Sama sobie poradzę. - Odpyskowała Kastielowi.
- Dobrze... Więc do zobaczenia nigdy, June i powodzenia na nowej drodze życia. - Odburknął z udawaną obojętnością i zaczął się kierować powolnym krokiem do drzwi.
Po tych słowach serce June zabiło mocniej.
- Zaczekaj... - Powiedziała szybko.
- Na co mam czekać ? Jesteś taką niezależną kobietą...Zawsze radzisz sobie sama. To cóż tu po mnie ? - Zatrzymał się w pół kroku.
- Narkotyki... - Mruknęła pod nosem.
- Narkotyki i co dalej ? - Odwrócił się z powrotem w jej kierunku.
- Wszystko przez nie... To całe moje życie. - Westchnęła bezradnie.
- Bierzesz ?! - Krzyknął zdenerwowany.
- Ja nie, ale Kev tak. To diler... - Wymamrotała po cichu.
- Reszty chyba już się domyślam. I co zamierzasz ? - Zapytał z widocznym zainteresowaniem.
- A co ja mogę ? Uciec ? - Spojrzała na niego nie ukrywając nadziei na pomoc.
- Ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Uwolnij się od brata. Niech sam radzi sobie z własnymi problemami. - Rzucił nonszalancko.
- Jego problemy to niestety też moje problemy. A poza tym... Gdzie ja zamieszkam ? - Powiedziała załamana.
- Więc musisz odciąć się od jego problemów. Mieszkać możesz w szkolnym akademiku. - Prychnął.
- Kev to jedyna żyjąca bliska mi rodzina - Teoretycznie oczywiście, ale tego już nie powiedziała na głos
- Niedługo to będziesz mogła odwiedzić swoją rodzinę poza tym światem jak sobie go nie odpuścisz. - Uśmiechnął się z irytacją.
- I tak mnie znajdą. - Westchnęła ze smutkiem.
- Chyba, że ktoś ich przegoni tam gdzie raki zimują - dodał niewinnie.
- Niby kto ? - Zapytała zainteresowana.
- A tym się już nie przejmuj. Znam swoje sposoby - Mrugnął do niej porozumiewawczo z uśmiechem
- Zaczynam się Ciebie bać - Pokręciła głową zrezygnowana.
- I słusznie, June... I słusznie - Zaśmiał się, a ona przełknęła głośno ślinę.
Po czym wyszedł z jej domu zostawiając jej proste wskazówki rozpoczęcia życia w akademiku.
********
Aut.
Czekajcie na więcej naszych pomysłów ;)
Słysząc rozmowę brata i siostry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czyli to Kevin był zamieszany w potyczki ulicznych bandytów... A on cały czas podejrzewał o to June.
Bał się również tego, że Kev dopnie swego i zabierze stąd dziewczynę. Pewnie zaraz popędził by w ślad za nimi aby tylko być jak najbliżej niej. I w razie czego oczywiście ją chronić bo jak przedstawiała sytuacja ona nigdzie nie jest bezpieczna.
Chcąc z nią porozmawiać podszedł pod drzwi wyjściowe i zapukał delikatnie czekając aż June otworzy.
- Kto się tam wlecze ?! - Krzyknęła wciąż pod wpływem adrenaliny krążącej jej w żyłach niczym narkotyk.
- Kastiel... - Odpowiedział bardziej sam do siebie niż do niej.
June ruszyła w kierunku drzwi zafascynowana, a zarazem wystraszona... Przecież uciekła z jego mieszkania. Miał prawo być na nią zły.
Otworzyła je powoli i spojrzała w oczy mężczyzny.
- Ccoś się stało ? - Powiedziała po cichu.
- A i owszem... Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. - Nie czekając na pozwolenie wyminął ją w drzwiach i wszedł do środka.
June zamknęła drzwi na zasuwę i odwróciła się do niego przodem zszokowana jego śmiałością i zachowaniem. Ale cóż można innego się po nim spodziewać ?
- Co chcesz wyjaśniać ? - Udała zdezorientowaną, ale dobrze wiedziała o co mu chodzi.
- Po pierwsze to czemu uciekłaś z mieszkania ? Przecież wiesz dobrze, że jesteś jeszcze słaba, a po drugie o co chodziło w kłótni z Twoim bratem ? W co on się zamieszał z tymi typami ? - Wyrzucił z siebie wszystkie słowa na jednym tchu marszcząc przy tym brwi.
- Podsłuchiwałeś ?! - Krzyknęła zbulwersowana.
- A co ? Zabronisz mi ? Lepiej szybko się wytłumacz. - Zagryzł dolną wargę pod wpływem emocji.
- Nie muszę się przed Tobą z niczego tłumaczyć - rzuciła na odczepne.
- A właśnie, że musisz i zapewniam Cię, że to zrobisz. - Warknął coraz bardziej zirytowany.
- Niby dlaczego ? - Uniosła jedną brew cały czas go obserwując.
- Dlatego, że nie masz nic do gadania. Chyba że chcesz się wyprowadzić... Jeżeli mi nie powiesz to nie pomogę Ci tego uniknąć - Wymyślił na poczekaniu dość słabą wymówkę trzeba przyznać, lecz czuł że to może podziałać.
- Sama sobie poradzę. - Odpyskowała Kastielowi.
- Dobrze... Więc do zobaczenia nigdy, June i powodzenia na nowej drodze życia. - Odburknął z udawaną obojętnością i zaczął się kierować powolnym krokiem do drzwi.
Po tych słowach serce June zabiło mocniej.
- Zaczekaj... - Powiedziała szybko.
- Na co mam czekać ? Jesteś taką niezależną kobietą...Zawsze radzisz sobie sama. To cóż tu po mnie ? - Zatrzymał się w pół kroku.
- Narkotyki... - Mruknęła pod nosem.
- Narkotyki i co dalej ? - Odwrócił się z powrotem w jej kierunku.
- Wszystko przez nie... To całe moje życie. - Westchnęła bezradnie.
- Bierzesz ?! - Krzyknął zdenerwowany.
- Ja nie, ale Kev tak. To diler... - Wymamrotała po cichu.
- Reszty chyba już się domyślam. I co zamierzasz ? - Zapytał z widocznym zainteresowaniem.
- A co ja mogę ? Uciec ? - Spojrzała na niego nie ukrywając nadziei na pomoc.
- Ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Uwolnij się od brata. Niech sam radzi sobie z własnymi problemami. - Rzucił nonszalancko.
- Jego problemy to niestety też moje problemy. A poza tym... Gdzie ja zamieszkam ? - Powiedziała załamana.
- Więc musisz odciąć się od jego problemów. Mieszkać możesz w szkolnym akademiku. - Prychnął.
- Kev to jedyna żyjąca bliska mi rodzina - Teoretycznie oczywiście, ale tego już nie powiedziała na głos
- Niedługo to będziesz mogła odwiedzić swoją rodzinę poza tym światem jak sobie go nie odpuścisz. - Uśmiechnął się z irytacją.
- I tak mnie znajdą. - Westchnęła ze smutkiem.
- Chyba, że ktoś ich przegoni tam gdzie raki zimują - dodał niewinnie.
- Niby kto ? - Zapytała zainteresowana.
- A tym się już nie przejmuj. Znam swoje sposoby - Mrugnął do niej porozumiewawczo z uśmiechem
- Zaczynam się Ciebie bać - Pokręciła głową zrezygnowana.
- I słusznie, June... I słusznie - Zaśmiał się, a ona przełknęła głośno ślinę.
Po czym wyszedł z jej domu zostawiając jej proste wskazówki rozpoczęcia życia w akademiku.
********
Aut.
Czekajcie na więcej naszych pomysłów ;)
niedziela, 6 kwietnia 2014
Rozdział X "Sny są prawdziwe, dopóki trwają, a czyż my nie żyjemy w snach?"
June:
Wykorzystując nieobecność Kastiela dziewczyna powoli podniosła się z łóżka do pozycji siedzącej. Jeszcze raz rozejrzała się po tym oryginalnym jak dla niej pokoju.
Westchnęła cicho... Zastanawiała się czy uda jej się wymknąć z domu tak aby Kastiel nie zauważył.
Po dłuższej chwili gdy zdążyła dojść do siebie wstała z łóżka i po cichu na palcach zaczęła skradać się pod drzwi. Otworzyła je najdelikatniej jak umiała w duchu modląc się aby nie zaskrzypiały. Na całe szczęście się udało... Teraz tylko jakoś znaleźć wyjście.
Wychodząc z pokoju otoczyły ją liczne korytarze. Ściany były wytapetowane tak aby upodabniały mur. Czuła się jakby zwiedzała lochy. Zaglądała do pokoi szukając tego głównego z wyjściem na zewnątrz i za każdym razem bała się, że za którymiś będzie mężczyzna i zostanie przyłapana na ucieczce.
Za czwartym razem wreszcie trafiła na właściwe drzwi. Wtedy nie zwracała uwagi na okoliczności i puściła się biegiem do wyjścia na zewnątrz.
Jak już znalazła się na zewnątrz budynku poczuła małą ulgę. To mieszkanie miało niesamowicie przytłaczający wystrój. Co następny pokój to był mroczniejszy, ale nie ważne. Teraz liczyło się dotarcie do domu i rozmówienie się z rzekomym bratem.
***
Kastiel:
Pomimo doskonałego słuchu chłopak nie zauważył jej wyjścia. Może dlatego, że jego myśli wciąż były zajęte ostatnimi wydarzeniami po których delikatnie stracił swoją czujność.
Jak już nalał wodę do szklanki wziął kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i ruszył do pokoju gdzie powinna znajdować się June.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał przez szparę lecz nie zastał widoku który by chciał. June uciekła...A on nawet nie wiedział kiedy.
Zaczął przeklinać pod nosem wściekły i wszedł z impetem do pokoju odbijając drzwi o ścianę. Można by przysiądź, że odleciało trochę farby.
Ze złości zgniótł szklankę w dłoni, a maleńkie ranki które powstały na jego ciele przez szkło od razu zaczęły się goić, a po chwili już nie było śladu. Może prócz kilku kropli nie startej jeszcze krwi...
Usiadł bezradnie na łóżku wbijając wzrok w czubki swoich butów. Zastanawiał się czy w drodze do domu znów coś się jej nie stanie. Postanowił więc ją śledzić i szybko poderwał się z miejsca po czym wybiegł z mieszkania.
Zaczął węszyć. Pomimo zapachu spalin który tłumił jej zapach jakoś udało mu się ją wyczuć. Popędził więc za swoim tropem ile sił w nogach i po chwili w końcu ją zobaczył.
Aby ona go nie dostrzegła schował się za pierwszym lepszym krzakiem i tak powoli zaczął za nią iść aż trafił pod jej dom.
Kiedy już weszła do środka podszedł pod jej okna oczywiście cały czas się ukrywając. Liczył, że uda się mu co nieco o niej dowiedzieć.
***
June:
Wpadła wściekła do domu od razu z zamiarem odszukania brata. Nie chciała tracić czasu na błądzenie po domu więc po prostu zaczęła krzyczeć.
- KEEEVIN !!!!!!!!!!! - krzyknęła ile sił w płucach.
- Czego ode mnie chcesz kobieto ? Pali się ?! - Wymamrotał pod nosem ponieważ został wybudzony ze snu. Podniósł się z łóżka i zwlókł się do pokoju w którym znajdowała się June.
- Zgadnij co się dzisiaj stało ? - Zapytała sarkastycznie.
- Kastiel Cię rzucił ? W sumie to się nie dziwię. Ciekawe kto by dłużej z Tobą wytrzymał. - Roześmiał się pod nosem.
- Ty mnie nie denerwuj. Lepiej spójrz na to. - Odsunęła kawałek swojej bluzki aby pokazać mu świeżą nabytą ranę.
- Kto Ci to zrobił ?! - Podbiegł do niej zaniepokojony i z troską w oczach oraz w głosie aby bliżej przyjrzeć się ranie.
- Pomyśl... Znasz ICH - Prychnęła podirytowana.
- Zabije ich... Musimy się stąd wynosić. Idź do pokoju i szybko się spakuj. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - Narzucił Kev.
- Ja nigdzie stąd nie idę. Chcesz to uciekaj. Ja tu zostanę. To nie mnie ścigają. - Wyrzuciła z siebie na poczekaniu.
- Mnie ścigają, ale ciebie zabiją aby zrobić mi na złość. Musisz uciekać razem ze mną. Nie ma mowy o tym abym zostawił Cię samą. - Westchnął cicho.
- Byłeś kiedyś zakochany ? - Mruknęła June.
- Byłem i źle na tym wyszedłem. Dobrze o tym wiesz... Więc nie pyskuj tylko się pakuj. Miłość nie jest trwała. - Wycedził przez zęby tracąc cierpliwość.
- To nie moja wina, że trafiłeś na złą osobę. - Zripostowała dziewczyna.
- To niema żadnego znaczenia. Nie interesuje mnie Twój Kastiel. On nie uratuje Ci życia przed gangsterami.- Spiorunował ją wzrokiem.
- Ciebie może nie, ale mnie on interesuje. - Warknęła.
- Na ile Cię interesuje ? Póki nie pojawi się kolejny chłoptaś z długimi włosami i nie zawróci Ci w głowie ?!- Wykrzyczał coraz bardziej zirytowany.
- On przynajmniej liczy się z moim zdaniem. - Powiedziała z powagą w głosie.
- I stwierdziłaś to po miesiącu znajomości ? Ile razy z nim rozmawiałaś ? Przecież wiem dobrze, że zbyt często się nie widujecie na osobności. - Wywrócił oczami podśmiewając się pod nosem.
- Uratował mi życie - wymruczała pod nosem.
- To chwalmy go za to, ale to nie znaczy, że masz się przez to nie wyprowadzić. Kiedyś przy okazji mu podziękuję i będziemy kwita.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu zdenerwowany. Miał dość jej głupich wytłumaczeń. Jeżeli trzeba to wywiezie ją stąd siłą.
***********************
Aut.
I udało się... Zrobiliśmy kolejny rozdział wspólnymi siłami. (chociaż nie obyło się od kilku kłótni przy dialogach xD) I tak 2/3 napisała Alex ;)
Wykorzystując nieobecność Kastiela dziewczyna powoli podniosła się z łóżka do pozycji siedzącej. Jeszcze raz rozejrzała się po tym oryginalnym jak dla niej pokoju.
Westchnęła cicho... Zastanawiała się czy uda jej się wymknąć z domu tak aby Kastiel nie zauważył.
Po dłuższej chwili gdy zdążyła dojść do siebie wstała z łóżka i po cichu na palcach zaczęła skradać się pod drzwi. Otworzyła je najdelikatniej jak umiała w duchu modląc się aby nie zaskrzypiały. Na całe szczęście się udało... Teraz tylko jakoś znaleźć wyjście.
Wychodząc z pokoju otoczyły ją liczne korytarze. Ściany były wytapetowane tak aby upodabniały mur. Czuła się jakby zwiedzała lochy. Zaglądała do pokoi szukając tego głównego z wyjściem na zewnątrz i za każdym razem bała się, że za którymiś będzie mężczyzna i zostanie przyłapana na ucieczce.
Za czwartym razem wreszcie trafiła na właściwe drzwi. Wtedy nie zwracała uwagi na okoliczności i puściła się biegiem do wyjścia na zewnątrz.
Jak już znalazła się na zewnątrz budynku poczuła małą ulgę. To mieszkanie miało niesamowicie przytłaczający wystrój. Co następny pokój to był mroczniejszy, ale nie ważne. Teraz liczyło się dotarcie do domu i rozmówienie się z rzekomym bratem.
***
Kastiel:
Pomimo doskonałego słuchu chłopak nie zauważył jej wyjścia. Może dlatego, że jego myśli wciąż były zajęte ostatnimi wydarzeniami po których delikatnie stracił swoją czujność.
Jak już nalał wodę do szklanki wziął kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i ruszył do pokoju gdzie powinna znajdować się June.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał przez szparę lecz nie zastał widoku który by chciał. June uciekła...A on nawet nie wiedział kiedy.
Zaczął przeklinać pod nosem wściekły i wszedł z impetem do pokoju odbijając drzwi o ścianę. Można by przysiądź, że odleciało trochę farby.
Ze złości zgniótł szklankę w dłoni, a maleńkie ranki które powstały na jego ciele przez szkło od razu zaczęły się goić, a po chwili już nie było śladu. Może prócz kilku kropli nie startej jeszcze krwi...
Usiadł bezradnie na łóżku wbijając wzrok w czubki swoich butów. Zastanawiał się czy w drodze do domu znów coś się jej nie stanie. Postanowił więc ją śledzić i szybko poderwał się z miejsca po czym wybiegł z mieszkania.
Zaczął węszyć. Pomimo zapachu spalin który tłumił jej zapach jakoś udało mu się ją wyczuć. Popędził więc za swoim tropem ile sił w nogach i po chwili w końcu ją zobaczył.
Aby ona go nie dostrzegła schował się za pierwszym lepszym krzakiem i tak powoli zaczął za nią iść aż trafił pod jej dom.
Kiedy już weszła do środka podszedł pod jej okna oczywiście cały czas się ukrywając. Liczył, że uda się mu co nieco o niej dowiedzieć.
***
June:
Wpadła wściekła do domu od razu z zamiarem odszukania brata. Nie chciała tracić czasu na błądzenie po domu więc po prostu zaczęła krzyczeć.
- KEEEVIN !!!!!!!!!!! - krzyknęła ile sił w płucach.
- Czego ode mnie chcesz kobieto ? Pali się ?! - Wymamrotał pod nosem ponieważ został wybudzony ze snu. Podniósł się z łóżka i zwlókł się do pokoju w którym znajdowała się June.
- Zgadnij co się dzisiaj stało ? - Zapytała sarkastycznie.
- Kastiel Cię rzucił ? W sumie to się nie dziwię. Ciekawe kto by dłużej z Tobą wytrzymał. - Roześmiał się pod nosem.
- Ty mnie nie denerwuj. Lepiej spójrz na to. - Odsunęła kawałek swojej bluzki aby pokazać mu świeżą nabytą ranę.
- Kto Ci to zrobił ?! - Podbiegł do niej zaniepokojony i z troską w oczach oraz w głosie aby bliżej przyjrzeć się ranie.
- Pomyśl... Znasz ICH - Prychnęła podirytowana.
- Zabije ich... Musimy się stąd wynosić. Idź do pokoju i szybko się spakuj. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - Narzucił Kev.
- Ja nigdzie stąd nie idę. Chcesz to uciekaj. Ja tu zostanę. To nie mnie ścigają. - Wyrzuciła z siebie na poczekaniu.
- Mnie ścigają, ale ciebie zabiją aby zrobić mi na złość. Musisz uciekać razem ze mną. Nie ma mowy o tym abym zostawił Cię samą. - Westchnął cicho.
- Byłeś kiedyś zakochany ? - Mruknęła June.
- Byłem i źle na tym wyszedłem. Dobrze o tym wiesz... Więc nie pyskuj tylko się pakuj. Miłość nie jest trwała. - Wycedził przez zęby tracąc cierpliwość.
- To nie moja wina, że trafiłeś na złą osobę. - Zripostowała dziewczyna.
- To niema żadnego znaczenia. Nie interesuje mnie Twój Kastiel. On nie uratuje Ci życia przed gangsterami.- Spiorunował ją wzrokiem.
- Ciebie może nie, ale mnie on interesuje. - Warknęła.
- Na ile Cię interesuje ? Póki nie pojawi się kolejny chłoptaś z długimi włosami i nie zawróci Ci w głowie ?!- Wykrzyczał coraz bardziej zirytowany.
- On przynajmniej liczy się z moim zdaniem. - Powiedziała z powagą w głosie.
- I stwierdziłaś to po miesiącu znajomości ? Ile razy z nim rozmawiałaś ? Przecież wiem dobrze, że zbyt często się nie widujecie na osobności. - Wywrócił oczami podśmiewając się pod nosem.
- Uratował mi życie - wymruczała pod nosem.
- To chwalmy go za to, ale to nie znaczy, że masz się przez to nie wyprowadzić. Kiedyś przy okazji mu podziękuję i będziemy kwita.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu zdenerwowany. Miał dość jej głupich wytłumaczeń. Jeżeli trzeba to wywiezie ją stąd siłą.
***********************
Aut.
I udało się... Zrobiliśmy kolejny rozdział wspólnymi siłami. (chociaż nie obyło się od kilku kłótni przy dialogach xD) I tak 2/3 napisała Alex ;)
sobota, 5 kwietnia 2014
Rozdział IX "Majaczy groźny cień
Kas uwielbiał patrzeć na miasto z góry. Ludzie wyglądali jak mrówki, a te potężne wieżowce, domy, i pawilony jak zbudowane z klocków lego.
Śmiać mu się chciało w duszy. Uśmiech sam wkradał się na usta, a on znów czuł się jak dziecko mogące zdobyć cały świat, pokonać każdego. Czy to nie byłoby cudowne ?
Choć rzeczywistość była inna. Ciągle go zaskakiwała... Co wschodziło słońce nabywał sobie nowych wrogów, a gdy zachodziło bywało sto razy gorzej. Bo to pod
osłoną nocy najbardziej rozrabiał.
Z zamyśleń wyrwał go huk kuli wystrzelonej z pistoletu. Jak na jego ucho to był rewolwer - Walther. Czyli broń palna zazwyczaj używana przez gangsterów w tym mieście.
Mężczyzna miał udoskonalony słuch i wzrok więc bez problemu mógł to stwierdzić. Jak równie bez przeszkód stwierdził, że w kałuży krwi leży właśnie June.
To ona dostała kulą, a to on poczuł ucisk w sercu. Jakby właśnie on nią oberwał. Jednak to nie kula, tylko uczucie strachu że zaraz ją straci.
Nie patrząc na nic czy ktoś go zauważy w zakazanej postaci czy nie zaczął szybko zlatywać w dół składając odpowiednio skrzydła. Rozłożył je dopiero praktycznie
przy ziemi dla lepszej amortyzacji.
Kiedy jego stopy dotknęły ziemi szybko podbiegł do dziewczyny. Przyklęknął u jej głowy sprawdzając dłonią puls na szyi. Na szczęście żyła, jeszcze się nie
wykrwawiła.
Kula przebiła ramię. Pewnie zakryła się ramieniem, aby uchronić serce, pomyślał. To by do niej pasowało. Zawsze potrafi szybko działać.
Już ją miał brać na ręce, i zabrać w bezpieczne miejsce o ile takie istnieje oraz oczyścić ranę, lecz ona otworzyła oczy, i patrzyła na niego z przerażeniem.
Miał pewność że jest nie przytomna, ale się pomylił. I co teraz ? Stało się najgorsze. Ona się go bała.
- Puść mnie popaprańcu ! - June krzyczała jeszcze wiele, a raczej próbowała krzyczeć. Ramię tak strasznie piekło, że zabrało jej możliwość krzyku.
Więc chrypiała pod nosem te wszystkie okropieństwa których bał się usłyszeć. Nie tak wyobrażał sobie swoje objawienie w prawdziwym ciele, ale czego innego
mógł się spodziewać ?
- Jeżeli chcesz żyć, to przestań się szarpać, i daj sobie pomóc, June... - Wycedził przez zęby zdenerwowany. Dziewczyna tak mocno próbowała się wyszarpać,
że w tej chwili ciężko byłoby się wzlecieć z nią na rękach, a co dopiero wziąć ją na te ręce.
- Zostaw mnie, zostaw mnie...Chce umrzeć jak człowiek, a nie z rąk jakiegoś potwora. - Mamrotała dalej, ale sił już jej brakowało na dalsze próby ucieczki.
Ręka zbyt bolała, aby móc się dalej bronić. Wzrok miała zamazany więc do końca nie mogła stwierdzić kto ją trzymał. Widziała tylko czerwone włosy, i olbrzymie
czarne skrzydła.
Kastiel wykorzystał tą chwilę słabości, i szybko wsunął jedną rękę pod zgięciem kolan, a drugą pod plecy, i wstał z kolan. Zamachał kilka razy skrzydłami, a
kiedy podskoczył już wzbili się w powietrze.
Gdy June to dostrzegła, że leci krzyknęła ile sił w płucach zapominając na chwilę o bólu. Ponieważ ona bała się wysokości, a właśnie teraz znalazła się ponad
wszystkimi budynkami. Czy mogło spotkać ją coś jeszcze gorszego ? Została postrzelona, porwana przez skrzydlate monstrum, i jeszcze skazana jest na jego łaskę.
Po chwili przestała krzyczeć bo znów spowiła ją ciemność.
***
Po 20 min lotu znaleźli się na dachu wieżowca w którym mieszkał Kas. Położył ją na ziemi, i znów schował skrzydła pod tatuaż. Znów stał się tylko człowiekiem.
Na pozór... Schylił się, i ponownie wziął ją na ręce. Wykorzystując to, że dziewczyna jest nieprzytomna ponieważ kiedy się zbudzi na nowo będzie się go bać.
Szybko zbiegł schodami z dachu do środka budynku, i od razu skierował się do windy. Kiedy byli już na odpowiednim piętrze zabrał ją do mieszkania w którym mieszkał sam.
Wszedł do pokoju, i położył ją na łóżku, a sam zaczął biegać po domu jak szalony w poszukiwaniu szczypiec, i kilku bandaży oraz czegoś czym mógłby odkazić ranę
Gdy owy zestaw miał w dłoniach wrócił do June. Nadal była nieprzytomna co wciąż działało na jego korzyść. Być może się nie zbudzi i nawet nie poczuje bólu.
Wziął szczypce do dłoni, i zaczął wyciągać kule. Starał się to robić delikatnie, i powoli. Na całe szczęście miał już w tym wprawę. Sam sobie kilka wyjmował.
Po kilku podejściach trzymał już kule w szczypcach, ale z tego całego zamieszania zapomniał igły i nici do zszycia rany (nici ponieważ nie miał nic lepszego w domu)
oraz kilku wacików. Gdy to zdobył wrócił do niej, i zaczął odkażać ranę.
June kręciła się, i krzywiła lecz dalej nie mogła odzyskać przytomności.
Kas wziął do ręki nici, i igłę. Zawlekł ją odpowiednio, i zaczął zszywać ranę. Wcale mu się to zajęcie nie podobało bo pierwszy raz zaczęło mu zależeć na
innej osobie. Komuś innemu zrobiłby to z zimną krwią, lecz teraz nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
Po pół godzinie rana była opatrzona, a ona wciąż spała. Może to i lepiej... Nie spieszy mu się do tłumaczeń, ale z drugiej strony...Wpadł na pewien pomysł gdy
tak nad nią czuwał. A z zamyśleń wyrwał go kolejny jej krzyk. Bowiem June otworzyła oczy, i była przerażona jego widokiem.
- Kim ty jesteś !! Nie jesteś tym za kogo się przedstawiałeś !
- June... Tego nie da się wytłumaczyć. - Odpowiedział ze spokojem w głosie. Lecz ten spokój był na pokaz. W duchu bał się jak dziecko.
- Najlepiej nic nie tłumacz. Pewnie nie powiesz mi ani krzty prawdy !! - Krzyczała dalej, i właśnie zerwała się do pozycji siedzącej.
- Nie możesz wstawać. Straciłaś zbyt dużo krwi, i myślę że ty również masz mi dużo do wytłumaczenia. - Chodziło mu o postrzelenie. Kto to zrobił, i dlaczego?
Mógł się tylko domyślać.
Złapał ją za zdrowe ramię usiłując skłonić do położenia się z powrotem, ale dziewczyna strzepnęła jego rękę szarpnięciem i szybko poderwała się na równe nogi
z łóżka. W tym samym momencie zakręciło się jej w głowie, i prawie upadła. Złapał ją Kas i położył znów na łóżko
June znów straciła kontakt ze światem.
***
Długo się zastanawiał co zrobić dalej. Rozważał pomysł na który wpadł wcześniej, a mianowicie chciał jej wykasować ostatnie wspomnienia związane z jego
przybyciem, lecz bał się że prawda znów wyjdzie na jaw, a sytuacja się powtórzy. Na nowo go znienawidzi... Ale gdy teraz tak puści ją wolno już nigdy nie
będzie szansy aby to naprawić, a on nie będzie potrafił żyć ze świadomością że na zawsze ją stracił.
W tym samym momencie podjął decyzję.
Usiadł obok niej na łóżku, i położył dwa palce wskazujące na jej skroniach. Zamknął oczy, i przedostał się do jej myśli, wspomnień z ostatnich kilku godzin.
Były one przerażające... To co o nim myślała... Te obrazy pojawiające się w jej głowie, i myśli. Nie chciał dłużej tego czuć, i mieć tej świadomości więc
dzięki swojej zdolności usunął je. Tylko że ze swojej głowy nikt nie może tego usunąć...
Dziewczyna obudziła się po kilku godzinach zaskoczona widząc gdzie się znajduje.
Obok miała Kastiela, opatrzoną ranę, i wokół dziwnie urządzony pokój. Jak nie z tych czasów tylko wszystkich historycznych filmów.
Pokój był głównie zdobiony złotem, czerwienią i czernią. Łóżko przypominało prędzej wielkie łoże, pod ścianą na oko ciężkie czarne biurko z powykręcanymi
nóżkami oraz krętymi wzorami. Na ścianie wisiały stare obrazy, dziwne przyrządy do walki, tarczę i ogromne złote lustro. Były duże czarne skórzane fotele oraz
perski dywan. Nie brakło również stolika do kawy który był w zbliżonym stylu do biurka. Ściany są wymalowane na ostrą czerwień. Prawie jak jego włosy.
Nagle zaczęła ją ciekawić reszta domu, ale to potem...Na usta cisnęło się wiele pytań.
- Jak ja się tu znalazłam ? - Zapytała zdezorientowana nawet na niego nie patrząc. Wciąć podziwiała pokój.
- Byłem na wieczornym spacerze, i nagle usłyszałem postrzał. Miałem przejść obok, ale zauważyłem Ciebie we krwi więc nie mogłem zostawić Cię na pastwę losu.-
Powiedział z obojętnością w głosie, i tym samym sarkastycznym uśmiechem co zawsze.
- Ale dlaczego nie wziąłeś mnie do szpitala tylko tu ? - To było jedne z pytań na które odpowiedź interesowała ją bardziej niż inne.
- Ponieważ ja nie ufam ludziom w białych kitlach. Tam śmierdzi prawie tak samo jak w psychiatryku - Zaśmiał się pod nosem.
- Byłeś w psychiatryku ?! - Teraz patrzyła na niego zaskoczona.
- Być może... - Mrugnął do niej jednym okiem porozumiewawczo oraz wzruszył ramionami nie przestając się śmiać.
- Teraz wiem dlaczego wydawałeś się taki stuknięty. - Prychnęła zbulwersowana jego arogancją.
- Ja przynajmniej nie obrywam od gangsterów. Możesz zdradzić rąbek tajemnicy i powiedzieć dlaczego Cię postrzelili ? - Teraz miał poważną minę. To naprawdę
go zainteresowało.
- Myślę, że nie pora na takie wyznania. - Odpowiedziała równie poważnie co mu się nie spodobało.
- Jak chcesz... A tak na marginesie to musisz leżeć. Straciłaś dużo krwi... Przyniosę Ci wody. - Powiedział oschle. Nie spodobała mu się odpowiedź kobiety
dlatego postanowił wyjść z pokoju a woda była tylko pretekstem.
I nie dopuszczając ją już do słowa zerwał się szybko z miejsca, i opuścił pokój.
***
Kiedy została sama zastanawiało ją jeszcze kilka rzeczy.
Po pierwsze dlaczego Kastiel paradował bez koszulki choć trzeba przyznać że widok był miły, i po drugie dlaczego znalazła się tu a nie w szpitalu bo nie
uwierzyła w opowiastkę o niechęci w stosunku lekarzy.
Przysięgła sobie jeszcze że kiedy uda się jej stąd wyrwać to od razu rozliczy się z bratem oraz kategorycznie nie wyprowadzi się z miasta.
Teraz gdy był Kastiel nie mogła do tego dopuścić...
Niech Alexowi bd dzięki za ten rozdział xd Nigdy chyba tak często nie wypuszczałam ;P Planuję z Alex pisać jedno razem. Trochę na przemiennie, ale będzie xd
Śmiać mu się chciało w duszy. Uśmiech sam wkradał się na usta, a on znów czuł się jak dziecko mogące zdobyć cały świat, pokonać każdego. Czy to nie byłoby cudowne ?
Choć rzeczywistość była inna. Ciągle go zaskakiwała... Co wschodziło słońce nabywał sobie nowych wrogów, a gdy zachodziło bywało sto razy gorzej. Bo to pod
osłoną nocy najbardziej rozrabiał.
Z zamyśleń wyrwał go huk kuli wystrzelonej z pistoletu. Jak na jego ucho to był rewolwer - Walther. Czyli broń palna zazwyczaj używana przez gangsterów w tym mieście.
Mężczyzna miał udoskonalony słuch i wzrok więc bez problemu mógł to stwierdzić. Jak równie bez przeszkód stwierdził, że w kałuży krwi leży właśnie June.
To ona dostała kulą, a to on poczuł ucisk w sercu. Jakby właśnie on nią oberwał. Jednak to nie kula, tylko uczucie strachu że zaraz ją straci.
Nie patrząc na nic czy ktoś go zauważy w zakazanej postaci czy nie zaczął szybko zlatywać w dół składając odpowiednio skrzydła. Rozłożył je dopiero praktycznie
przy ziemi dla lepszej amortyzacji.
Kiedy jego stopy dotknęły ziemi szybko podbiegł do dziewczyny. Przyklęknął u jej głowy sprawdzając dłonią puls na szyi. Na szczęście żyła, jeszcze się nie
wykrwawiła.
Kula przebiła ramię. Pewnie zakryła się ramieniem, aby uchronić serce, pomyślał. To by do niej pasowało. Zawsze potrafi szybko działać.
Już ją miał brać na ręce, i zabrać w bezpieczne miejsce o ile takie istnieje oraz oczyścić ranę, lecz ona otworzyła oczy, i patrzyła na niego z przerażeniem.
Miał pewność że jest nie przytomna, ale się pomylił. I co teraz ? Stało się najgorsze. Ona się go bała.
- Puść mnie popaprańcu ! - June krzyczała jeszcze wiele, a raczej próbowała krzyczeć. Ramię tak strasznie piekło, że zabrało jej możliwość krzyku.
Więc chrypiała pod nosem te wszystkie okropieństwa których bał się usłyszeć. Nie tak wyobrażał sobie swoje objawienie w prawdziwym ciele, ale czego innego
mógł się spodziewać ?
- Jeżeli chcesz żyć, to przestań się szarpać, i daj sobie pomóc, June... - Wycedził przez zęby zdenerwowany. Dziewczyna tak mocno próbowała się wyszarpać,
że w tej chwili ciężko byłoby się wzlecieć z nią na rękach, a co dopiero wziąć ją na te ręce.
- Zostaw mnie, zostaw mnie...Chce umrzeć jak człowiek, a nie z rąk jakiegoś potwora. - Mamrotała dalej, ale sił już jej brakowało na dalsze próby ucieczki.
Ręka zbyt bolała, aby móc się dalej bronić. Wzrok miała zamazany więc do końca nie mogła stwierdzić kto ją trzymał. Widziała tylko czerwone włosy, i olbrzymie
czarne skrzydła.
Kastiel wykorzystał tą chwilę słabości, i szybko wsunął jedną rękę pod zgięciem kolan, a drugą pod plecy, i wstał z kolan. Zamachał kilka razy skrzydłami, a
kiedy podskoczył już wzbili się w powietrze.
Gdy June to dostrzegła, że leci krzyknęła ile sił w płucach zapominając na chwilę o bólu. Ponieważ ona bała się wysokości, a właśnie teraz znalazła się ponad
wszystkimi budynkami. Czy mogło spotkać ją coś jeszcze gorszego ? Została postrzelona, porwana przez skrzydlate monstrum, i jeszcze skazana jest na jego łaskę.
Po chwili przestała krzyczeć bo znów spowiła ją ciemność.
***
Po 20 min lotu znaleźli się na dachu wieżowca w którym mieszkał Kas. Położył ją na ziemi, i znów schował skrzydła pod tatuaż. Znów stał się tylko człowiekiem.
Na pozór... Schylił się, i ponownie wziął ją na ręce. Wykorzystując to, że dziewczyna jest nieprzytomna ponieważ kiedy się zbudzi na nowo będzie się go bać.
Szybko zbiegł schodami z dachu do środka budynku, i od razu skierował się do windy. Kiedy byli już na odpowiednim piętrze zabrał ją do mieszkania w którym mieszkał sam.
Wszedł do pokoju, i położył ją na łóżku, a sam zaczął biegać po domu jak szalony w poszukiwaniu szczypiec, i kilku bandaży oraz czegoś czym mógłby odkazić ranę
Gdy owy zestaw miał w dłoniach wrócił do June. Nadal była nieprzytomna co wciąż działało na jego korzyść. Być może się nie zbudzi i nawet nie poczuje bólu.
Wziął szczypce do dłoni, i zaczął wyciągać kule. Starał się to robić delikatnie, i powoli. Na całe szczęście miał już w tym wprawę. Sam sobie kilka wyjmował.
Po kilku podejściach trzymał już kule w szczypcach, ale z tego całego zamieszania zapomniał igły i nici do zszycia rany (nici ponieważ nie miał nic lepszego w domu)
oraz kilku wacików. Gdy to zdobył wrócił do niej, i zaczął odkażać ranę.
June kręciła się, i krzywiła lecz dalej nie mogła odzyskać przytomności.
Kas wziął do ręki nici, i igłę. Zawlekł ją odpowiednio, i zaczął zszywać ranę. Wcale mu się to zajęcie nie podobało bo pierwszy raz zaczęło mu zależeć na
innej osobie. Komuś innemu zrobiłby to z zimną krwią, lecz teraz nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
Po pół godzinie rana była opatrzona, a ona wciąż spała. Może to i lepiej... Nie spieszy mu się do tłumaczeń, ale z drugiej strony...Wpadł na pewien pomysł gdy
tak nad nią czuwał. A z zamyśleń wyrwał go kolejny jej krzyk. Bowiem June otworzyła oczy, i była przerażona jego widokiem.
- Kim ty jesteś !! Nie jesteś tym za kogo się przedstawiałeś !
- June... Tego nie da się wytłumaczyć. - Odpowiedział ze spokojem w głosie. Lecz ten spokój był na pokaz. W duchu bał się jak dziecko.
- Najlepiej nic nie tłumacz. Pewnie nie powiesz mi ani krzty prawdy !! - Krzyczała dalej, i właśnie zerwała się do pozycji siedzącej.
- Nie możesz wstawać. Straciłaś zbyt dużo krwi, i myślę że ty również masz mi dużo do wytłumaczenia. - Chodziło mu o postrzelenie. Kto to zrobił, i dlaczego?
Mógł się tylko domyślać.
Złapał ją za zdrowe ramię usiłując skłonić do położenia się z powrotem, ale dziewczyna strzepnęła jego rękę szarpnięciem i szybko poderwała się na równe nogi
z łóżka. W tym samym momencie zakręciło się jej w głowie, i prawie upadła. Złapał ją Kas i położył znów na łóżko
June znów straciła kontakt ze światem.
***
Długo się zastanawiał co zrobić dalej. Rozważał pomysł na który wpadł wcześniej, a mianowicie chciał jej wykasować ostatnie wspomnienia związane z jego
przybyciem, lecz bał się że prawda znów wyjdzie na jaw, a sytuacja się powtórzy. Na nowo go znienawidzi... Ale gdy teraz tak puści ją wolno już nigdy nie
będzie szansy aby to naprawić, a on nie będzie potrafił żyć ze świadomością że na zawsze ją stracił.
W tym samym momencie podjął decyzję.
Usiadł obok niej na łóżku, i położył dwa palce wskazujące na jej skroniach. Zamknął oczy, i przedostał się do jej myśli, wspomnień z ostatnich kilku godzin.
Były one przerażające... To co o nim myślała... Te obrazy pojawiające się w jej głowie, i myśli. Nie chciał dłużej tego czuć, i mieć tej świadomości więc
dzięki swojej zdolności usunął je. Tylko że ze swojej głowy nikt nie może tego usunąć...
Dziewczyna obudziła się po kilku godzinach zaskoczona widząc gdzie się znajduje.
Obok miała Kastiela, opatrzoną ranę, i wokół dziwnie urządzony pokój. Jak nie z tych czasów tylko wszystkich historycznych filmów.
Pokój był głównie zdobiony złotem, czerwienią i czernią. Łóżko przypominało prędzej wielkie łoże, pod ścianą na oko ciężkie czarne biurko z powykręcanymi
nóżkami oraz krętymi wzorami. Na ścianie wisiały stare obrazy, dziwne przyrządy do walki, tarczę i ogromne złote lustro. Były duże czarne skórzane fotele oraz
perski dywan. Nie brakło również stolika do kawy który był w zbliżonym stylu do biurka. Ściany są wymalowane na ostrą czerwień. Prawie jak jego włosy.
Nagle zaczęła ją ciekawić reszta domu, ale to potem...Na usta cisnęło się wiele pytań.
- Jak ja się tu znalazłam ? - Zapytała zdezorientowana nawet na niego nie patrząc. Wciąć podziwiała pokój.
- Byłem na wieczornym spacerze, i nagle usłyszałem postrzał. Miałem przejść obok, ale zauważyłem Ciebie we krwi więc nie mogłem zostawić Cię na pastwę losu.-
Powiedział z obojętnością w głosie, i tym samym sarkastycznym uśmiechem co zawsze.
- Ale dlaczego nie wziąłeś mnie do szpitala tylko tu ? - To było jedne z pytań na które odpowiedź interesowała ją bardziej niż inne.
- Ponieważ ja nie ufam ludziom w białych kitlach. Tam śmierdzi prawie tak samo jak w psychiatryku - Zaśmiał się pod nosem.
- Byłeś w psychiatryku ?! - Teraz patrzyła na niego zaskoczona.
- Być może... - Mrugnął do niej jednym okiem porozumiewawczo oraz wzruszył ramionami nie przestając się śmiać.
- Teraz wiem dlaczego wydawałeś się taki stuknięty. - Prychnęła zbulwersowana jego arogancją.
- Ja przynajmniej nie obrywam od gangsterów. Możesz zdradzić rąbek tajemnicy i powiedzieć dlaczego Cię postrzelili ? - Teraz miał poważną minę. To naprawdę
go zainteresowało.
- Myślę, że nie pora na takie wyznania. - Odpowiedziała równie poważnie co mu się nie spodobało.
- Jak chcesz... A tak na marginesie to musisz leżeć. Straciłaś dużo krwi... Przyniosę Ci wody. - Powiedział oschle. Nie spodobała mu się odpowiedź kobiety
dlatego postanowił wyjść z pokoju a woda była tylko pretekstem.
I nie dopuszczając ją już do słowa zerwał się szybko z miejsca, i opuścił pokój.
***
Kiedy została sama zastanawiało ją jeszcze kilka rzeczy.
Po pierwsze dlaczego Kastiel paradował bez koszulki choć trzeba przyznać że widok był miły, i po drugie dlaczego znalazła się tu a nie w szpitalu bo nie
uwierzyła w opowiastkę o niechęci w stosunku lekarzy.
Przysięgła sobie jeszcze że kiedy uda się jej stąd wyrwać to od razu rozliczy się z bratem oraz kategorycznie nie wyprowadzi się z miasta.
Teraz gdy był Kastiel nie mogła do tego dopuścić...
Niech Alexowi bd dzięki za ten rozdział xd Nigdy chyba tak często nie wypuszczałam ;P Planuję z Alex pisać jedno razem. Trochę na przemiennie, ale będzie xd
czwartek, 3 kwietnia 2014
Rozdział VIII "Prawdziwa twarz Kastiela" (rozdział, a zarazem bonus)
Kastiel był dobrze zbudowanym chłopakiem. Jego długie ogniste włosy okalały niezwykle tajemniczą twarz. Miał mleczną cerę, i całkowicie czarne oczy. Czemu nikomu nie wydawało się to dziwnie ? Zawsze tłumaczył się szkłami kontaktowymi. Zawsze chodził w czerni, także był uważany za jednego z metali. Co również jego oczy nie czyniło innymi.
***
Tego wieczoru wrócił wręcz wściekły do domu. To wszystko nie miało być tak.... On nie może być z June. Chociaż podobała mu się. Była inna od wszystkich miejscowych dziewczyn. Nie interesowały ją tylko włosy i paznokcie...I ten charakter. Była jedną z silnych kobiet, a on właśnie do takich miał słabość.
Niestety jego natura nie pozwalała mu się wiązać, a on głupi dał wodzę uczuć. A co jeśli zrobi jej krzywdę ? Co jeśli nie powstrzyma swoich zwierzęcych odruchów ?
Kastiel bowiem nie był zwykłym człowiekiem. Ba...Nawet nie był z ziemi, tylko tej dolnej części. Bowiem Kastiel liczy sobie już 150 lat, ale wciąż wygląda młodo. Jego organizm starzeje się wolniej, a proces starzenia zatrzyma się przy 30-stce. Był mężczyzną uwięziony jak na razie w ciele nastolatka. A tak naprawdę był Demonem. Jego talentem był ogień, a co noc latał na kruczoczarnych skrzydłach przewyższających nie jeden budynek. Na codzień były one schowane pod tatuażem na plecach.
Jego ojcem był sam Azazel, ale to nie wszystko... Był Demonem, ale również w połowie Aniołem ponieważ jego matka była z wyższych sfer. Z których oczywiście szybko spadła kiedy inni dowiedzieli się o romansie z jego ojcem. I tak właśnie powstał. Dzięki ojcu Demonowi, i matce Anielicy zyskał niewyobrażalną potęgę. Posiadał Iskrę Bożą więc potrafił uzdrawiać oraz wchodzić w ludzkie umysły. Wyczytywał wspomnienia, poznawał myśli, oraz je wymazywał. Manipulował ludźmi. Często mu się to przydarzało.
Miał jeszcze wiele innych zdolności, lecz dopiero je szlifował, a inne dopiero się objawiały. On dojrzewał, i jego stan umysłu również.
A wracając do June... Rzucił się załamany na łóżko. On nawet nie mógł spać więc nie liczył że najdzie go sen, i o wszystkim choć na chwilę zapomni. Takie stwory jak on nigdy nie śpią... Nie powinien kochać. Nie był do tego stworzony, ale co jeśli on chce ? Co jeśli się nie powstrzyma ? Nie mógł iść rozmawiać o tym z ojcem. Od razu dostałby zakaz. Jeśli przyjdzie mu wybrać June, to będzie musiał działać z ukrycia.
Ale gdyby tylko to było jego jedynym zmartwieniem... Co jeśli kobieta idealna dowie się kim jest, i go odrzuci ? Przecież kto by chciał być z takim potworem jak on. Jego myśli pracowały na najszybszych obrotach. Miał tyle pytań do samego siebie, a tak mało odpowiedzi. Przepraszam... Odpowiedzi nie było żadnych, a to bolało najbardziej. Nigdy nie zaznał szczęścia, miłości.. Gdy ona przyszła, to zaczął się jej lękać jak dziecko. Bał się odrzucenia, obrzydzenia, i wszystkiego co z tym związane. A co jeśli on nie potrafi kochać ?
Podszedł do okna po czym otworzył je szeroko. Wyszedł przez nie na dach swojego domu. Zdarł z siebie koszulę, i został goły od pasa w górę. Jego klatkę i brzuch zdobiły jak wykute z kamienia mięśnie. W świetle księżyca, i mroku nocy wydawał się jeszcze bledszy... Po prostu bosko piękny. Niczym czarny Anioł który zstąpił na ziemie... Ale tak właśnie było.
Po chwili skupienia z tatuażu wyłoniły się wielkie, błyszczące skrzydła. Wziął kilka głębokich wdechów, i wzbił się ponad ziemie. Uwielbiał to uczucie... Uczucie wolności, i zimne powietrze bijące o jego skrzydła oraz ciało. Kochał patrzeć na świat z góry. Bowiem w górze czuł się bezpieczny, i jakby go nie dotyczył świat codzienny...
Niezmierne podziękowania dla Alexa. Bez niej nie było by nawet 0,01 notki. (Ja wiem, że to podziękowanie bd kazała mi usunąć, ale niech lud wie, czyja to zasługa ;)
Rozdział VII "A gdy dzień się skończy, miasto owije mrok"
Przez dłuższą chwilę mnie zamurowało. Co się z nim działo? Dlaczego mnie pocałował? Może za dużo wypił. Tak, czy owak impreza na dole dobiegała końca. Dake obiecał mojemu bratu, ze odkupi mi drzwi. Jutro poniedziałek. Sama nie wiem co za debil robi imprezy w niedzielę. A, wiem. Mój brat. Poszłam spać z obietnicą, że,jutro z nim porozmawiam.
***
O 7:00 obudził mnie budzik, oraz hałas z korytarza a dokładniej niewiele dalej od miejsca w którym były drzwi. Mówi się trudno. Kupię teraz czarno czerwone i bd szczęśliwa. Ubrałam się i podeszłam do źródła hałasu. To był mój brat który nieudolnie wnosił nowy telewizor do swojego pokoju.
-Może Ci pomóc?-spytałam
-Nie dzięki, wybierz lepiej kolor nowych drzwi.
-Czerwone z czarną obwódką i klamką. Może być?
-A rób co chcesz. Aha. Oto prezent na urodziny-powiedział, po czym rzucił mi parę kluczy
-Urodziny mam dopiero za 2 tygodnie. Od czego to?
-Od twojego nowego czarnego motoru
Nagle oczy zaświeciły mi się jak 5-cio złotówki. Ja, na motorze do szkoły piękna wizja. Uściskałam brata i z prędkością światła spakowałam się i pobiegłam w kierunku garażu był piękny. To był [tu wstaw markę którą uwielbiasz xd] Usiadłam, założyłam kask, przekręciłam kluczyki w stacyjce i otworzyłam pilotem garaż. Po chwili mnie już tam nie było. Wybrałam jedną z najdłuższych i najpiękniejszych dróg do szkoły. Minęłam park z bawiącymi się dziećmi, las, skatepark? My mamy skatepark?? Super, muszę tylko nauczyć się jeździć na desce. Po 45 minutach byłam w szkole. Lekcje zaczynały się za 25 minut więc chciałam poszukać Kastiela. Może i na lekcje nie chodzi, ale w szkole zwykle jest. Gdy parkowałam na placu parkingowym męska część szkoły patrzyła się na mnie z uznaniem. Kiedy zdjęłam kask wszyscy byli w szoku, że to ja. Może ego i duma uderzyły mi do głowy, ale z głową uniesioną do góry wyszłam z parkingu. Poszłam do drzewa przy którym kiedyś płakałam, zauważyłam Kasa palącego papierosa. Jak zwykle.
-Musimy porozmawiać-zaczęłam
-Nie-wyglądał jak by był zły
-Chcę to wyjaśnić. Czy Ty jesteś zły?
-Tak-całkowicie zignorował moją próbę wyjaśnień.
-Na mnie??
Popatrzył na mnie lekko zaskoczony
-Nie, na samego siebie.
Teraz zaskoczył mnie. Na siebie? Ale za co? Za to, że nie chce mi powiedzieć, czy za to, że mnie pocałował?? Jeśli to drugie znaczy, że żałuję, czego nie chcę.
-Dlaczego??
-Nie zadajesz przypadkiem za dużo pytań?
-odpowiedz, proszę.
-Żałuję, że wtedy dałem ponieść się emocjom.
Czyli żałuje, że mnie pocałował. Posmutniałam. Chyba to zauważył, bo zaczął mi się przyglądać.
-Czy ty...
Dobra, teraz albo nigdy. Najwyżej mnie wyśmieje.
-Ja nie żałuję-odpowiedziałam
-Czyli, że Ty ...?- uniosłam brew. Teraz o co mu może chodzić. O miłość, czy że mi się tamto podobało. Nie jestem dobra w relacjach damsko męskich.
-...mnie lubisz?- dobry ruch
-tak nawet bardzo-uśmiechnęłam się
-jak bardzo?- i tak się domyśla. Pora dopiero zaryzykować.
Rzuciłam się my na szyję i zaczęłam go namiętnie całować. Najpierw się zdziwił, a potem odwzajemnił pocałunki.
***
Po skończonych zajęciach, cała w skowronkach wróciłam do domu. Kev oglądał tv w salonie. Weszłam tam po mój wzmacniacz do gitary.
-A co Ty taka radosna?
-Czy to ważne-zaczęłam się z nim drażnić
-Chciałbym wiedzieć.-uparta bestia
-Miłość drogi braciszku, miłość-uśmiechnęłam się do niego
-Kto to? Aaa, nie mów. Już wiem. Nataniel.
-Pojebało Cię. Uszkodziłam jego siostrę i ma mnie za ćpunke. Już widzę jakby do mnie leciał. Poza tym może jest ładny, ale za poważny.
-Dake?-uniósł brew
-Tak, bo lubię ganiać za facetami, którzy rozwalają mi drzwi. Myśl. Jesteś coraz bliżej celu.
-Żartuję sobie. Przecież wiem, że Kastiel-wytknął mi język
Nagle coś mi się przypomniało
-Kevin
-Tak, to ja.-oboje się uśmiechnęliśmy-Co jest?
-Pamiętasz pierwszy dzień szkoły?
-Nie bardzo, bo nie byłem, a co?
-Chodzi mi o ten moment kiedy byłam pod drzewem.
-Co wtedy z nim byłaś i poszłaś se w pipu?
- Tak. Jak sobie poszłam, to o czym z nim gadałeś??
-A, takie tam.
-No powiedz-zrobiłam uroczy uśmiech
-Skoro tak Ci zależy. Chciałem mu zaproponować dragi, bo wyglądał na takiego, ale on mi powiedział, że nie bierze bo nie jest głupi.
-To wszystko?
-Ach mały niedobry człowieczku. Powiedział, że jesteś słodka, a zarazem zabawna kiedy płaczesz.
Na moją twarz wszedł soczyście czerwony rumieniec.
-Aha, po skończeniu tej klasy się wyprowadzamy. Chyba starczy Ci miłości.
-Cooooooo?!-totalne zaskoczenie
-Chyba rok czasu starczy wam gołąbki.
-Nie zgadzam się. Chcesz to się wyprowadzaj, ja nigdzie nie idę.
-Zrobisz to o co Cię proszę.
-Ty nie prosisz, tylko żądasz. Nie zgadam się-krzyków ciąg dalszy
-Jako twój brat, mogę od Ciebie tego żądać.
-Nie jesteś moim bratem-wykrzyczałam mu na twarz i uciekłam.
(nie spodziewaliście się tego xd-dop. autora)
Biegłam tak przed siebie pisząc sms'a do Iris, że Kev chcę aby historia zatoczyła koło. Zrozumiała o co chodzi. Zaszło słońce, a ja biegłam i biegłam. W końcu wbiegłam w uliczkę. Ciemną i brudną uliczkę. Było tam dwóch typków. Niestety ich znałam, a oni znali mnie. To tzw "szukacze". Szukają oni dilerów, którzy np. odeszli do innych "pracodawców", czy mają potworne długi, albo narazili się szefowi. Kevin ma to pierwsze. Był moim przyjacielem, a gdy straciłam rodziców, jego rodzice mnie adoptowali. Zdarza się. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie pistolet celowany we mnie, potem był strzał i ciemność.
Ogarnijcie to. Zawirusowany komp 80 zł naprawa. 4/5 dysku mi odzyskali xd Cieszmy się z tego :-P bd mieć już normalnie worda jeśli go wgram xd Do następnego rozdziału :-P
***
O 7:00 obudził mnie budzik, oraz hałas z korytarza a dokładniej niewiele dalej od miejsca w którym były drzwi. Mówi się trudno. Kupię teraz czarno czerwone i bd szczęśliwa. Ubrałam się i podeszłam do źródła hałasu. To był mój brat który nieudolnie wnosił nowy telewizor do swojego pokoju.
-Może Ci pomóc?-spytałam
-Nie dzięki, wybierz lepiej kolor nowych drzwi.
-Czerwone z czarną obwódką i klamką. Może być?
-A rób co chcesz. Aha. Oto prezent na urodziny-powiedział, po czym rzucił mi parę kluczy
-Urodziny mam dopiero za 2 tygodnie. Od czego to?
-Od twojego nowego czarnego motoru
Nagle oczy zaświeciły mi się jak 5-cio złotówki. Ja, na motorze do szkoły piękna wizja. Uściskałam brata i z prędkością światła spakowałam się i pobiegłam w kierunku garażu był piękny. To był [tu wstaw markę którą uwielbiasz xd] Usiadłam, założyłam kask, przekręciłam kluczyki w stacyjce i otworzyłam pilotem garaż. Po chwili mnie już tam nie było. Wybrałam jedną z najdłuższych i najpiękniejszych dróg do szkoły. Minęłam park z bawiącymi się dziećmi, las, skatepark? My mamy skatepark?? Super, muszę tylko nauczyć się jeździć na desce. Po 45 minutach byłam w szkole. Lekcje zaczynały się za 25 minut więc chciałam poszukać Kastiela. Może i na lekcje nie chodzi, ale w szkole zwykle jest. Gdy parkowałam na placu parkingowym męska część szkoły patrzyła się na mnie z uznaniem. Kiedy zdjęłam kask wszyscy byli w szoku, że to ja. Może ego i duma uderzyły mi do głowy, ale z głową uniesioną do góry wyszłam z parkingu. Poszłam do drzewa przy którym kiedyś płakałam, zauważyłam Kasa palącego papierosa. Jak zwykle.
-Musimy porozmawiać-zaczęłam
-Nie-wyglądał jak by był zły
-Chcę to wyjaśnić. Czy Ty jesteś zły?
-Tak-całkowicie zignorował moją próbę wyjaśnień.
-Na mnie??
Popatrzył na mnie lekko zaskoczony
-Nie, na samego siebie.
Teraz zaskoczył mnie. Na siebie? Ale za co? Za to, że nie chce mi powiedzieć, czy za to, że mnie pocałował?? Jeśli to drugie znaczy, że żałuję, czego nie chcę.
-Dlaczego??
-Nie zadajesz przypadkiem za dużo pytań?
-odpowiedz, proszę.
-Żałuję, że wtedy dałem ponieść się emocjom.
Czyli żałuje, że mnie pocałował. Posmutniałam. Chyba to zauważył, bo zaczął mi się przyglądać.
-Czy ty...
Dobra, teraz albo nigdy. Najwyżej mnie wyśmieje.
-Ja nie żałuję-odpowiedziałam
-Czyli, że Ty ...?- uniosłam brew. Teraz o co mu może chodzić. O miłość, czy że mi się tamto podobało. Nie jestem dobra w relacjach damsko męskich.
-...mnie lubisz?- dobry ruch
-tak nawet bardzo-uśmiechnęłam się
-jak bardzo?- i tak się domyśla. Pora dopiero zaryzykować.
Rzuciłam się my na szyję i zaczęłam go namiętnie całować. Najpierw się zdziwił, a potem odwzajemnił pocałunki.
***
Po skończonych zajęciach, cała w skowronkach wróciłam do domu. Kev oglądał tv w salonie. Weszłam tam po mój wzmacniacz do gitary.
-A co Ty taka radosna?
-Czy to ważne-zaczęłam się z nim drażnić
-Chciałbym wiedzieć.-uparta bestia
-Miłość drogi braciszku, miłość-uśmiechnęłam się do niego
-Kto to? Aaa, nie mów. Już wiem. Nataniel.
-Pojebało Cię. Uszkodziłam jego siostrę i ma mnie za ćpunke. Już widzę jakby do mnie leciał. Poza tym może jest ładny, ale za poważny.
-Dake?-uniósł brew
-Tak, bo lubię ganiać za facetami, którzy rozwalają mi drzwi. Myśl. Jesteś coraz bliżej celu.
-Żartuję sobie. Przecież wiem, że Kastiel-wytknął mi język
Nagle coś mi się przypomniało
-Kevin
-Tak, to ja.-oboje się uśmiechnęliśmy-Co jest?
-Pamiętasz pierwszy dzień szkoły?
-Nie bardzo, bo nie byłem, a co?
-Chodzi mi o ten moment kiedy byłam pod drzewem.
-Co wtedy z nim byłaś i poszłaś se w pipu?
- Tak. Jak sobie poszłam, to o czym z nim gadałeś??
-A, takie tam.
-No powiedz-zrobiłam uroczy uśmiech
-Skoro tak Ci zależy. Chciałem mu zaproponować dragi, bo wyglądał na takiego, ale on mi powiedział, że nie bierze bo nie jest głupi.
-To wszystko?
-Ach mały niedobry człowieczku. Powiedział, że jesteś słodka, a zarazem zabawna kiedy płaczesz.
Na moją twarz wszedł soczyście czerwony rumieniec.
-Aha, po skończeniu tej klasy się wyprowadzamy. Chyba starczy Ci miłości.
-Cooooooo?!-totalne zaskoczenie
-Chyba rok czasu starczy wam gołąbki.
-Nie zgadzam się. Chcesz to się wyprowadzaj, ja nigdzie nie idę.
-Zrobisz to o co Cię proszę.
-Ty nie prosisz, tylko żądasz. Nie zgadam się-krzyków ciąg dalszy
-Jako twój brat, mogę od Ciebie tego żądać.
-Nie jesteś moim bratem-wykrzyczałam mu na twarz i uciekłam.
(nie spodziewaliście się tego xd-dop. autora)
Biegłam tak przed siebie pisząc sms'a do Iris, że Kev chcę aby historia zatoczyła koło. Zrozumiała o co chodzi. Zaszło słońce, a ja biegłam i biegłam. W końcu wbiegłam w uliczkę. Ciemną i brudną uliczkę. Było tam dwóch typków. Niestety ich znałam, a oni znali mnie. To tzw "szukacze". Szukają oni dilerów, którzy np. odeszli do innych "pracodawców", czy mają potworne długi, albo narazili się szefowi. Kevin ma to pierwsze. Był moim przyjacielem, a gdy straciłam rodziców, jego rodzice mnie adoptowali. Zdarza się. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie pistolet celowany we mnie, potem był strzał i ciemność.
Ogarnijcie to. Zawirusowany komp 80 zł naprawa. 4/5 dysku mi odzyskali xd Cieszmy się z tego :-P bd mieć już normalnie worda jeśli go wgram xd Do następnego rozdziału :-P
Subskrybuj:
Posty (Atom)