UWAGA! UWAGA!!!!
Ten rozdział jest przeznaczony tylko dla osób z mocnymi nerwami,
brakiem skłonności do krwotoków z nosa, no i jak kto woli opcjonalnie - TYLKO
DOROŚLI! (Chociaż wiem, że i tak nie posłuchacie) Rozdział odznacza się sporą
ilością porycia mózgowego autorki, ostrym hentajem i brakiem zahamowań. Za
wszelkie uszkodzenia na psychice w/w autorka nie odpowiada. Jeśli nie chcesz
mieć spaczonego poczucia moralności (tak jak autorka XD) NIE CZYTAJ DALEJ!...
Albo czytaj -->na własną odpowiedzialność! (*_*)
Kas:
-Dzięki, było pyszne - usłyszałem Kevina komplementującego June z
taką słodyczą w głosie, że prawe zadławiłem się swoim posiłkiem. Spojrzałem na
niego miną pt. "Jesteś debilem" June tylko parsknęła
- Widzę, że masz dużo sił i energii. Chyba potrzebujesz ostrzejszego
treningu. - Wyszczerzając się w jego stronę
- Chyba cię pojebało - warknął- Ja nie mam już.
- No podczas starć też tak powiesz?- Ten spiorunował mnie
spojrzeniem. Nie zepsuło mi to jednak humoru. Podziękowałem za swoją porcję i
przeniosłem się z bratem June do salonu.
- Idę do kibla- oświadczył bezpardonowo Kevin. Nie skomentowałem
tego i spojrzałem w zamyśleniu w okno. Z kuchni dochodziły dźwięki krzątającej
się dziewczyny. Zapewne sprzątała po obiedzie.
Mój spokój nie trwał długo. Poczułem nagle energie i to niepochodzącą
ode mnie. Coś mnie wzywało. W szybkim tempie energia skupiła się na mnie i
oślepiła mnie pojawiające się znikąd czarne światło. Zmrużyłem lekko oczy a gdy
je otworzyłem. To, co znajdowało się wokół mnie nie było salonem rodzeństwa.
- Szlag..-Zasyczałem cicho. Wiedziałem gdzie jestem. Miejsce
było mi doskonale znane. Miejsce gdzie się wychowałem.
Wysoka ogromna komnata tronowa z wieloma równolegle
ułożonymi czarnymi kolumnami. Była to sala tronowa mojego ojca. W której
przeważała czerń. Z czarnego granitu podłogi, zdobienia z obsydianu owijające
się wokół granitowych szlifowanych kolumn, w szczycie zakończone były
sklepieniem z hebanowego drewna. Obok kolumn rozciągały się wzdłuż czarne
wysokie stalowe stojaki na średniej wielkości pochodnie i świeczniki. Zamkowy
zimny klimat po prostu. W rzeczywistości sala ta znajdowała się w zamku, do
którego żaden śmiertelnik nie miał dostępu. Spojrzałem w głąb sali było tam
lekkie dwustopniowe podwyższenie z ogromnym tronem o wysokim oparciu ze zdobieniami
przedstawiającymi potyczki mojego ojca z Bogiem. Nikogo na nim nie było. Lecz
tym bardziej zwiększyłem czujność wyczuwając, że jestem obserwowany. Podszedłem
bliżej centralnego punktu sali, po której również rozbiegł się dźwięk moich
butów. Gdy byłem już bliżej centralnego punktu pomieszczenia
usłyszałem szelest materiału
- Witaj ojcze - odwróciłem się. Mężczyzna, który taksował
spojrzeniem niczym sędzia był mi bardzo dobrze znany. Jeśli miałbym go opisać
to opisałbym go tak: Mężczyzna wyglądem koło 40 lat. Wysoki: koło 185 cm.
Dobrze zbudowany. Szerokie ramiona, lecz nie przesadnie, mięśnie, które
wyglądały jak po latach ćwiczeń. Wygląd sportowca. Biodra wąskie. Włosy lekko
długie lekko rozmierzwione, twarz smukła wysokie czoło z lekkimi zakolami oczy
błękitno niebieskie, niewielkie kształtne. (Resztę pozostawiam wyobraźni
czytelnika) Ubrany był w srebrny garnitur zapewne od Armaniego. Ojciec kochał
tę markę w końcu był jej głównym pomysłodawcą. Spojrzałem na niego chłodno a on
wykrzywił usta w sztuczny serdeczny uśmiech. Aż mnie zemdliło.
- Witaj mój drogi synu.. Tak dawno się nie widzieliśmy. Cieszę
się, że postanowiłeś mnie odwiedzić- przywitał mnie z sztuczną wyuczoną
kurtuazją.
-Przypominam, że to ty mnie tu ściągnąłeś bez pytania czy mam
na to ochotę.- Odparłem lekko zirytowany- Czego chcesz?
- Liczyłem raczej na " Ojcze. Tak się cieszę, że cię widzę"
- To przestań liczyć i przejdź to setna- warknąłem- nie mam ochoty
tu przebywać
- gdzie ci tak spieszno? Masz coś do załatwienia na tym świecie? A
może...Haaa! A może chodzi ci o tą dziewczynę?..Jak ona miała?..June? Dobrze
pamiętam?- Zmarszczyłem czoło
- Skąd o niej wiesz? I czemu o niej wspominasz?- Zapytałem, a
moja czujność się wzmożyła.
- No coś ty? Nie wiesz, że świat demonów tylko o tej dziewczynie
rozmawia i to od tygodni. W końcu zbliża się wojna, w której ona jest
kulminacją i kluczem. Przeszkadza nam..W interesach.. Chyba to rozumiesz synu?
- Powinieneś dać sobie spokój to tylko mit a ta dziewczyna niema
nic wspólnego z tym tematem.
- Kastiel, kogo ty chcesz oszukać, no, bo chyba nie mnie? - Wymruczał
podstępnie
Przemilczałem uwagę ojca. Nie miałem nic na to do powiedzenia. Mężczyzna
na przeciw mnie kontynuował:
- Nic na to nie odpowiesz? Rozumiem...Cóż dobrze, że jesteś
najwyższy czas odświeżyć starą zbroję oraz ekwipunek i przygotować się do
wojny. Wojny może to za dużo powiedziane raczej spodziewam się rzezi
niewiniątek moi ludzie potrzebują lidera, którym powinieneś być Ty - zdziwiłem
się zaczynając rozumieć, do czego zmierza-..Tak Ty Kastiel jesteś najlepszym
kandydatem ze wszystkich moich synów by poprowadzić pogrom. W końcu i ty musisz
stać się mężczyzną i być godnym bycia krwią z mojej krwi.
- Nie rozumiem - skłamałem
- Jak to nie rozumiesz? Właśnie ci mówię, że pomożesz
poprowadzić oddziały przeciwko tej dziewczynce. Oraz ją zabijesz. Wtedy
będziesz zasługiwał na mój szacunek
- Nie stanę do żadnej walki i nie będę zabijał niewinnych osób
June nic nie zrobiła jest niewinna!- Uniosłem się trochę bardziej niż zamierzałem,
lecz nie zamierzałem ustępować temu szaleńcowi.
- Och... Zależy ci na niej...To..Jak wymawiasz jej imię..Wręcz
słychać w tym uczucie- -kpił dalej, lecz kontynuował monolog
jak by mnie tam nie było- Niestety mój młodszy synu zabijesz tę dziewczynę albo
sam zginiesz. I to nie ja będę tym, który cię zabije...Tylko ta
dziewucha..Zabije ciebie i wszystkich wokół. Jeśli dopełni się przepowiednia to
jesteś skończony, a twoje szczeniackie uczucie do niej na nic ci się zda.
Decyduj my, albo oni i twój koniec. Wyczarował coś z otchłani mocy
materializując w oczach niewielką. - To dla ciebie. Ja wspaniałomyślnie
obdarzę cię czasem do namysłu. Wybierz chwałę lub hańbę i śmierć. Podał mi
startą, obita skórą skrzynie, po czym znikł. A ja ponownie zmaterializowałem
się w świecie ludzi, lecz tym razem na środku osiedlowej ulicy.
Postanowiłem nie wracać do June i schować pakunek we własnym mieszkaniu.
Gdy byłem w mieszkaniu zadzwoniła do mnie June.
-Gdzie jesteś? - Spytał zdenerwowany głos w słuchawce
-Ja...Musiałem coś załatwić. Co się stało? -Spytałem jeszcze
zdezorientowany tą nagłą "podróżą".
-Kev zrobił imprezę i nie chcę, aby Cię zabrakło. -Dodała z żalem
próbując wzbudzić we mnie poczucie winy.
-Niedługo będę. I June...- Urwałem
-Tak?- Spytała zaciekawiona i jakby lekko przestraszona.
-Kocham Cię - Gdybym był człowiekiem prawdopodobnie bym się
rozpłakał
-Ja Ciebie też - odpowiedziała wzruszona i było słychać w jej
głosie radość.
June:
Rozłączyłam się z Kastielem będąc lekko zaniepokojona. Wydawał się
przez telefon trochę przygnębiony i jeszcze to wyznanie, z którego oczywiście
się niepomiernie cieszyłam, ale miałam wrażenie, że coś z tym się kryło.
- Idę do sklepu po przekąski i napoje! Krzyknęłam w głąb domu by
Kevin usłyszał
- Ok! Ja właśnie łatwię potężną ilość piwa! - Usłyszałam gdzieś z
piętra.
- Dobra, będę niedługo-, po czym wyszłam z mieszkania. Na mieście
byłam umówiona z Rozalią, która miała mi pomóc w wyborze składników i
przygotowaniu przekąsek, ale najpierw zakupy.
-Siemka - przywiałam się z Rozalią.
- Cześć piękna! Miłość ci służy wyglądasz rewelacyjnie- przywitała
mnie radośnie całując w policzek- No to, co najpierw po ciuchy
- Ciuchy? - Zapytałam zdziwiona
- No tak! Przecież będzie tam pół miasta musimy wyglądać
powalająco!- Pisnęła podekscytowana
- No tak faktycznie masz rację. To idziemy
"A miało być tylko na chwilę. Jak to się mówi: ja idę do
koleżanki na 5 minut a ty mieszaj rosół, co pól godziny"
Na zakupy poświeciłyśmy ze dwie godziny i poprzestałam na błyszczących
cyrkoniami tzw. małej czarnej, ściśle dolegającej do ciała i ledwo za tyłkiem kończącej
a Rozalia wybrała żywo niebieską bez ramiączek z małymi falbankami i
przeszywaną czarną koronką w ładny wzór była trochę luźna od mojej, lecz również
ołówkowa.
- Wyglądasz przepięknie! Piszczała przyjaciółka słodkim głosem
- nie zbyt wyzywająco?
- To jest impreza, a nie rozpoczęcie roku szkolonego. Daj na luz.
Obejrzałam się ostatni raz w lustrze " Ciekawe czy Kastielowi
się spodoba?"
- Dobra wezmę ją- powiedziałam podejmując decyzje
- Yuupi, powalimy ich na kolana *_*
Resztę czasu spędziłyśmy na szybkich zakupach, po czym pędem do
mnie by przygotować posiłki i przekąski. Gdy zaczęli schodzić się pierwsi
goście my kończyłyśmy się ubierać. Jako pierwsi przybyli kilku kolegów Kevina. Dosyć
szemrane typy, ale przeżyję, bo chętnie rozstawili beczki z piwami oczywiście
pierwsi się częstując "że niby test jakości" . Nie omieszkał przy tym
zarywać do mnie i do Rozalii
Niedługo później pojawił się Lysander nie śmiało się witając
z moją przyjaciółką
- Ej stary ona nie gryzie
- Zapewne połyka w całości! - Zaśmiał się jakiś dryblas dość
dwuznacznie. Przez co kompani zawyli głośnym śmiechem.
- O cześć Iris!- Przywitałam się z kolejną przyjaciółką, która właśnie
wchodziła na ganek. Szło z nią dwóch młodych chłopaków. A z nimi, sądząc po
obejmowani się- ich dziewczyny.
- Cześć poznaj to moi bracia Kristopher, Dave i ich dziewczyny.
Poprosili, by ich zabrać. Nie gniewasz się
- Nie skąd im nas więcej tym weselej. Zapraszam serdecznie -
odparłam radośnie - Z tego, co słyszałam i tak ma być tu pół miasta
I faktycznie było. W bardzo szybkim tempie pojawiało się falami,
co chwile kilka grup osób ludzi, których nie znałam lub znałam z widzenia. Muza
już zaczęła grać na full a ludzie poczęli się ostro zajmować alkoholem. Chata
pałała w szwach wciągu zaledwie 2h od rozpoczęcia.
Przeciskałam się w kierunku kuchni i gdy zobaczyłam go w drzwiach.
Stał tam niczym anioł piękny i mroczny zarazem. Czerwone włosy zaczesał do tyłu
na żel odsłaniając kilka okazałych kolczyków w uszach. Skórzana kurtka i biała
rozpięta nisko koszula, pod którą widać było kawałek umięśnionej klatki
piersiowej zdobionej czarnym dużym krzyżem. Nasze spojrzenia się spotkały
- Cześć- zarumieniłam się poprawiając sukienkę - fajnie wyglądasz
Zostałam obmierzona od góry do dołu przenikliwym spojrzeniem
- Cześć skarbie. To dla mnie? - Zapytał wskazując na mój ubiór.
Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej
- Emmm..Nie podoba ci się?- Zająkałam się zawstydzona
- Podoba się i to bardzo - podszedł do mnie i złożył na moich
ustach lekkiego buziaka.- I mam coś by to uczcić- pokazał butelkę najlepszej
whiski.
- słodko..Chodź do kuchni po szkło. Podjęliśmy syzyfową próbę
dostania się do kuchni. Cały czas trzymaliśmy się za dłonie. Gdy już nam się
udało znaleźliśmy w niej kilku przyjaciół, z którymi opracowaliśmy wyżej
wymieniony trunek. Impreza przeniosła się do ogrody gdzie ni cholery nie wiem
skąd wytrzasnął się DJ, który na całe osiedle puścił najpopularniejsze bity. A
ludzie zaczęli falować w jego rytm.
- Ja się pytam skąd oni wszyscy się wzięli? - Zapytałam sama
siebie patrząc na rozbawiony tłum
- A to może by moja wina chyba wrzuciłem zapro na forum szkolnym -
odezwał się Kev przechodząc obok nas z piwem w ręku.
- Rozumiem ze sam pokrywasz koszty wszystkich zniszczeń - powiedziałam
z sarkazmem
- Spokojnie mam wszytko pod kontrolą - poklepał mnie pocieszająco
-Jasnee- powiedzieliśmy jednocześnie z Kastielem
Wzruszając ramionami rzuciliśmy się w wir zabawy. Kastiel tańczył
ze mną trzymając się jak najbliżej mnie, co nie powiem było kuszące. Czasami
odciągał mnie na bok by zając się mną osobiście i wybrał chwilę, gdy byłam już
wystarczająco rozluźniona.
Zapomniałam o bożym świecie oddając się jego pieszczotą w rogu
ogrodu. Gdy co jakiś czas ktoś gwizdał na nasz widok lub wiwatował. Kastiel
wreszcie się zirytował
- Może pójdziemy w bardziej ustronne miejsce kotku? - Zaproponował
kocimi oczyma
- Na przykład?- Zapytałam zażenowana
- ..twój pokój? - Zarumieniłam się jeszcze bardziej na myśl o tym,
ze będę z nim sama na sam, lecz nie protestowałam, bo pomysł był kuszący i to
bardzo,
- o-ok.. - Przytaknęłam zarumieniona.. Na co on uśmiechnął się
szarmancko i ujął mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę budynku.
Coraz bardziej się denerwowałam i czułam ogarniające moje ciało
uczucie, które paliło mnie na ciele mrowiąc przyjemnie w koniuszkach palców
oraz eksplodując podwójnie w podbrzuszy.
Gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi rzuciłam się zachłannie
na jego usta. Nie wytrzymując napięcia. Oddał każdy mój pocałunek. Pragnęłam go
jak nigdy. Chodź raz poczuć się jak normalna nastolatka a nie przekleństwo lub
zbawienie całego świata. Dlatego ta chwile była dla mnie bardzo ważna. Pchał me
przed siebie aż trafiłam na łóżko. W między czasie, zdążyłam pozbyć się jego
kurtki i częściowo rozpinając koszulę. Poczułam jak zjeżdża pocałunkami na
szyje doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa, gdy zimnymi dłońmi
jeździł po moim obojczyku ogarniały mnie dreszcze podniecenia.
Mocował się z zapięciem od sukienki. Zapomniałam się cicho
lekko odkrywając się od jego ust i jednym sprawnym ruchem rozpięłam zamek.
A on zawinił sukienkę ze mnie zostałam w koronkowej bieliźnie pod
kolor sukienki. Zaczerwieniłam się na moment, ale szybko zapomniałam o wstydzić,
gdy zobaczyłam idealnie umięśnione tors mojego chłopaka. Przejechałam po
nim dłońmi patrząc z pożądaniem jeszcze przez chwilę, gdy wyrwał mnie
z obserwacji zostawiając swoje wargi w mojej szyi. Pachniał mnie na łóżko,
na którym wylądowaliśmy lekko się odbijając od materaca. Westchnął cicho
oddając się wszechogarniającej przyjemności. Przygryzał mnie tam i
lizał. Było to nieziemsko przyjemne. Moje ciało ogarnęły dreszcze. Nie wiem,
kiedy pozbył się mojego skalnego biustonosza. Mruknął zadowolony
maskujące dłonią jedną z piersi a palcem drażnił sutek. Piekłam przeciąganie,
gdy zagraża" się na nim zębami.
-oooch Kas.!- Westchnęłam z rozkoszy mając o tym by nie przedstawiał tych
pieszczot. Opisujące odczucie w podbrzuszu nabrało na intensywności. Każdy
skrawek skóry w miejscach, które mnie dotykał paliła niczym przypalana
rozgrzanym żelazem. Czułam ze zachodziły niżej zostawiając za sobą mokry
szlak. Widział językiem wokół pompka doprowadzając mnie do obłędu.
Jego dłonie znalazły się na moich składkach. Palcami zaznaczając o ostatnią część garderoby
jak miałam na sobie.
- unieść biodra - poprosił głosem,
który zawaliłby z nóg najbardziej zatwardziałą feministkę. W takim wypadku
nie potrafiłam odmówić i nawet nie chciałam. Wykonałam polecenie a on zdjął ze
mnie majtki rzucając je gdzieś w kat. Pogładził dłońmi moje udo po
wewnętrznej stronie niby przypadkiem zaznaczając o moją kobiecość.
Powrócił do moich ust, a dłonie pracowały nad moimi udami przyprawiając mnie
przyjemne dreszcze. Oddech miałam płytki i urywany. A Serce chciało wylecieć z
klatki piersiowej w chwili, gdy poczułam jego palce na mojej nabrzmiałej
muszelce. Drażnił moje wejście od czasu do czasu zahaczając o łechtaczkę. Z
gardła zaczęłam wydawać nieartykułowane jęki, gdy dołączył zęby na mojej szyi
lekko przygryzając. Palce wchodziły raz po raz coraz głębiej w moje wnętrze a
jak coraz głośniej to akcentowałam. Czułam ogarniającą rozkosz... Gdy nagle
przerwał wyjmując ze mnie palce. Po chwili zaczął obsuwać się coraz
niżej i niżej... Całował mój brzuch, tak namiętnie. Wreszcie dotarł do
podbrzusza. Otworzyłam oczy wstałam schodząc z łóżka jemu każąc o samo i
klękłam tuż przy nim. Wtuliłam się w niego. Zaczął lekko masować moje
plecy. Stęknęłam. Kastiel wstał, a ja dobrałam się do jego rozporka, który
już po chwili został rozpięty. Ściągnęłam jego spodnie. Stał przede mną, prawie
nagi. Od jego klejnocika dzieliły mnie tylko bokserki. Bez namysłu zdjęłam je
i ku moim oczom ujawnił się pokaźnych wymiarów członek, mocno już
naprężony.
Spojrzałam niepewnie w oczy Kasa, a tamten tylko uśmiechnął się i skinieniem głowy dał znak żebym zrobiła to, na co on ma ochotę.
Ujęłam jego penisa w swoje usta. Na początku ssałam jego żołądź delektując się tym, jak kawą Cappuccino. Paweł wypiął go nieco do przodu. Zrozumiałam aluzję i po chwili jego penis sięgał niemalże moich migdałków. Przymknął powieki i powtarzał tylko zmysłowe "taak...". Mój język buszował po jego całym członku. Momentami podgryzałam go. Na zmianę wsuwałam go i wysuwałam. Po kilkudziesięciu sekundach chłopak wystrzelił wprost w moje usta. Gdy otworzył oczy i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Otarłam ściskające pozostałości.
- Wymaga rewanżu skarbie- wymruczał zmysłowo. Chwile później leżałam już na łóżku z szeroko rozchylonymi nogami. Twarz Kastiela zniknęła między moimi nogami. Poczułam nagle jak jego język delikatnie wchodzi w moją cipkę i ją penetruje. Chwilami był coraz głębiej. A jego narząd coraz szybciej poruszał się w mojej dziurce. Czułam, że moje podniecenie rosło w zastraszającym tempie. Moje paznokcie wbijały się w pościel tak mocno, że knykcie zrobiły się białe.
- Tak mi dobrze…nie przestawaj – wzdychałam, co jakiś czas cicho zachęcając go tym samym do kontynuacji zabawy. Ujął wargami moją łechtaczkę. Jęknęłam głośno. Czułam, że za chwilę dojdę... Byłam już blisko. Gdy wreszcie nadszedł orgazm po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz i spazmy rozkoszy.
Spojrzałam niepewnie w oczy Kasa, a tamten tylko uśmiechnął się i skinieniem głowy dał znak żebym zrobiła to, na co on ma ochotę.
Ujęłam jego penisa w swoje usta. Na początku ssałam jego żołądź delektując się tym, jak kawą Cappuccino. Paweł wypiął go nieco do przodu. Zrozumiałam aluzję i po chwili jego penis sięgał niemalże moich migdałków. Przymknął powieki i powtarzał tylko zmysłowe "taak...". Mój język buszował po jego całym członku. Momentami podgryzałam go. Na zmianę wsuwałam go i wysuwałam. Po kilkudziesięciu sekundach chłopak wystrzelił wprost w moje usta. Gdy otworzył oczy i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Otarłam ściskające pozostałości.
- Wymaga rewanżu skarbie- wymruczał zmysłowo. Chwile później leżałam już na łóżku z szeroko rozchylonymi nogami. Twarz Kastiela zniknęła między moimi nogami. Poczułam nagle jak jego język delikatnie wchodzi w moją cipkę i ją penetruje. Chwilami był coraz głębiej. A jego narząd coraz szybciej poruszał się w mojej dziurce. Czułam, że moje podniecenie rosło w zastraszającym tempie. Moje paznokcie wbijały się w pościel tak mocno, że knykcie zrobiły się białe.
- Tak mi dobrze…nie przestawaj – wzdychałam, co jakiś czas cicho zachęcając go tym samym do kontynuacji zabawy. Ujął wargami moją łechtaczkę. Jęknęłam głośno. Czułam, że za chwilę dojdę... Byłam już blisko. Gdy wreszcie nadszedł orgazm po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz i spazmy rozkoszy.
- Kocham cie June- wyrzekł całkowicie szczerze patrząc mi prosto w
oczy. Widziałam to uczucie w jego tęczówkach. Mówił całym sobą, że naprawdę
mnie kocha
- Kas...- Zaczęłam opanowując drgawki na ciele i uspokajając
oddech-..Ja ciebie też kocham
Połączyliśmy się w namiętnym pocałunku a chwile późnej poczułam go
u wejścia.
Wszedł we mnie gwałtownie i zdecydowanie. Zawyłam z bólu wbijając
paznokcie w jego plecy. Chłopak zdawał się twego nie zauważać poruszał
się we mnie powoli, ale tylko na początku. Cicho przy tym wzdychał a robiąc to
marszczył lekko brwi. Obserwowałam to z pół przymkniętych powiek. Rozpoczęliśmy
prawdziwą jazdę bez trzymanki…
***
PRZECZYTAŁEŚ DO KOŃCA? PROSZĘ NIE ZAPOMNIJ O ZOSTAWIENIU ŚLADU
PO SOBIE W KOMENTARZU, UDOSTĘPNIENIU NA FB DANIE + W GOOGLE I CO TYLKO MOŻESZ. DZIĘKUJEMY,
ŻE NAS ODWIEDZIŁEŚ:*