June:
Wróciłam do domu. Padał deszcz i szło na burzę. Jak bardzo pasujące do scenerii nadchodzących wydarzeń. W połowie drogi spotkałam Lysa.
-Nie powinnaś wracać sama - powiedział spokojnie, z troską. Było widać, że też się czymś martwił.
-Nawzajem. Wyglądasz na zmartwionego - odpowiedziałam słabym głosem. To już nie było na moje siły. To wszystko...
-Mam pewne... kłopoty. Powoli muszę lecieć... Sprawy rodzinne - ostatnie słowa powiedział szybko, a ja nagle dostałam przypływ mocy. No tak. Koniec tych nieszczęsnych dni. Każdy ma moc przed wojną. W przypływie jej niechcący rzuciłam Lysandrem o słup drogowy.
-Przepraszam, nie chciałam - zaczęłam tłumaczyć, po czym dotarło coś do mnie - znaczy... co to było?
-Kim...Ty... jesteś?-spytał słabo, ale się wkopałam - Wyjaśnij mi, proszę
-Wzajemnie. Twoja aura aż lśni - dodałam widząc przebłysk czegoś, ale nazwałam to aurą, aby nikt nie pomyślał, że jestem amatorem.
-Łowcą, a wiedz, że nie chcę Cię zabić. Ja... za bardzo Cię lubię - westchnął z żalem
-Skoro mi powiedziałeś kim jestem to... Jestem dzieckiem przeznaczenia czy coś takiego-westchnęłam i już miałam odejść gdy nagle wstał i złapał mnie za ramię.
-Nawet nie wiesz ile Ciebie szukałem. Musisz iść ze mną. Staniesz po naszej stronie i wygramy wojnę. - był uradowany, a ja nie podzielałam jego radości.
-Ja już wybrałam strony - powiedział powoli i patrzyłam się w dal.
-Chcesz wszystkich zabić? Jesteś zła? - smutny już coś wyciągał z kieszeni, ale ja to wyjęłam prędzej.
-Cokolwiek to jest zostaw to i nie, nie chcę ale i tak poleje się krew. Wybrałam najlepszą opcję - powoli odeszłam.
-Są tylko dwie i jedna jest tylko słuszna - powiedział lekko syczeć
-Nie wiesz wszystkiego - powiedziałam i odeszłam w stronę domu.
Kas:
Nagle dostałem swoją moc, to było jak przebudzenie, ale razem z tym otrzymałem "zaproszenie" do swojego ojca. Chce mnie zwerbować do wojny, ale wiem co wybrała June, skoro opuściła nasz świat. Trzecia opcja, świetna. Szkoda, że tak rzadko użytkowana.
-Kev, musisz zostać w mieście-powiedziałem wychodząc z pokoju June.
-Regenerujesz się?? Super, ale i tak z nią pójdę. - po chwili wytknął mi język.
-Jak dzieciak. Przepraszam Cię bardzo. Jak masz zamiar przeżyć?-warknąłem. Ten się tylko uśmiechnął i machnął ręką, abym poszedł za nim. Poszliśmy na strych. Było strasznie ponuro, nawet jak na mnie. Kev otworzył jakąś skrzynkę z uśmiechem godnym mojego ojca, a delikatnością mojej matki, gdyby nie to, że ich rozdzielono to pomyślałbym, że to mój brat.
-Patrz-Pokazał mi pierścień życzeń, excalibur i zbroję z metalu w wersji jeszcze kieszonkowej której nie da się zniszczyć.
-Chłopie, Ty Króla Artura okradłeś? Przecież Miecz Światła dawno zaginął... A pierścień powinien być zniszczony przez Marlyna, a z kolei zbroja zakopana przez jakiegoś chłopka. - byłem w szoku
-Powiedzmy. Miecz sam przyleciał. - wywróciłem oczami i prychnąłem - mówię serio. Pierścień dostałem od jakiegoś gościa. Chyba druida, a zbroja faktycznie była zakopana, z tym, że w naszym rodzinnym ogródku. Mam szczęście, że wtedy mama kazała mi przekopać rabatki, czy jakieś inne kwiatki inaczej bym tego w życiu nie znalazł.
-Powiedzmy, że Ci wierzę. Kolejny co chcę robić za Iron-mana. Nie patrz na mnie. Macie w miarę dobre kino. Chodź - wziąłem kufer pod pachę i pociągnąłem go za rękę.
-Gdzie - spytał lekko w szoku
-Na trening uśmiechnąłem się.
______________________________________________________________________________
Tak, wiem. Ja wielka, niegodna, leniwa, skleroza. Wina randek (na szczęście już go na oczy nie widzę) i nowego adoratora :P Oraz Wesela. Mój brat ma teraz problem i trzeba było ogarnąć pieniądze na prezent :P Też was kocham? <3:*